Walentynki – jedenastka zawodników wiernych jednemu klubowi


W dniu zakochanych przedstawiamy jedenastkę piłkarzy, którzy mimo wielu ofert pozostali wierni swojej pierwszej miłości

14 lutego 2023 Walentynki – jedenastka zawodników wiernych jednemu klubowi
Dawid Szafraniak

Walentynki – święto zakochanych, które rokrocznie wywołuje zróżnicowane odczucia. Dla tych, którzy zostali trafieni strzałą Amora, jest to dzień piękny, w trakcie którego wszem i wobec pokazują swoją miłość. Są również tacy, którzy swoje przywiązanie pokazują każdego dnia, a nie tylko od święta. Oto jedenastka zawodników, którzy są wierni swojej klubowej miłości od najmłodszych lat aż do dzisiaj.


Udostępnij na Udostępnij na

Francesco Totti, Paolo Maldini, Carles Puyol – ci zawodnicy jako pierwsi przychodzą na myśl, jeżeli padnie hasło „przywiązanie do klubu”. Oni swoje kariery zakończyli jakiś czas temu. Wybierając zawodników do tej jedenastki, przyjąłem, że aby piłkarz mógł trafić do tego zestawienia, musi mieć ukończone co najmniej 27 lat i nigdy nie zmienić klubu w seniorskiej karierze. Z jednym drobnym wyjątkiem, którego wybór uzasadnię później.

Anthony Lopes – Olympique Lyon – bramkarz

Urodzony w Givors, małym miasteczku na południe od Lyonu, bramkarz całą swoją karierę spędził w zespole Olympique Lyon. Jego ojciec jest Portugalczykiem, który w poszukiwaniu miłości wyjechał do Francji. Tam poznał kobietę, która wkrótce urodziła Anthony’ego. Od najmłodszych lat futbol stał się jego marzeniem. Już jako sześciolatek stawiał pierwsze kroki w barwach OSGL Football, skąd po trzech latach przeniósł się do drużyn młodzieżowych Olympique Lyon będącego wówczas najlepszą drużyną we Francji.

Anthony Lopes wspinał się po szczeblach kariery w młodzieżowych zespołach Lyonu. Mimo że urodził się we Francji, postanowił reprezentować kraj urodzenia ojca. W porozumieniu z ojcem, który kierował jego karierą od najmłodszych lat, zdecydowali, że w Portugalii młody bramkarz otrzyma więcej szans na grę.

Młody golkiper rozwijał się w błyskawicznym tempie aż do 2012 roku, kiedy to na stałe został włączony do kadry pierwszego zespołu. Na debiut musiał zaczekać aż do 34. kolejki sezonu Ligue 1, kiedy to Remy Vercoutre, dotychczasowy pierwszy bramkarz, doznał kontuzji. Od tego momentu miejsca między słupkami nie oddał już nikomu. Jeśli tylko może grać, jest postacią fundamentalną dla zespołu Olympique Lyon.

Doczekał się również debiutu w dorosłej reprezentacji Portugalii, gdzie jednak zawsze był jedynie opcją rezerwową, jeśli Rui Patricio akurat nie mógł grać. Anthony Lopes to bramkarz bardzo solidny, swego czasu o jego usługi mocno zabiegało PSG. Ze względu na swój wzrost (zaledwie 184 cm) nie mógł przebierać w ofertach. Wielokrotnie był wymieniany jako jedna z opcji dla klubów przeczesujących rynek transferowy w poszukiwaniu bramkarza. Lopes został jednak w Lyonie i wyjściowa jedenastka bez niego nie istnieje. 32-latek rozegrał dotychczas 442 spotkania, w których 145 razy zachował czyste konto.

Sergi Roberto – FC Barcelona – prawy obrońca

Długo zastanawiałem, się czy nie powinien się tutaj znaleźć Hugo Mallo z Celty Vigo. W świetle informacji, jakie obiegły hiszpańskie media jakiś czas temu, zdecydowałem się postawić na wychowanka „Dumy Katalonii”. Jego konkurent do miejsca w tej jedenastce stwierdził niedawno, że jego uczucie do klubu wypaliło się i chciałby poszukać czegoś nowego. Tego samego nie można powiedzieć o Roberto.

Nie będzie przesadą stwierdzenie, że Sergi Roberto broni się rękami i nogami przed odejściem z FC Barcelona. Kilka dni temu w hiszpańskich mediach gruchnęła wieść o zbliżającym się porozumieniu w sprawie nowego kontraktu dla wychowanka. Wedle doniesień prasowych doświadczony Hiszpan może liczyć na takie zarobki, jakby jego miejscem była wyjściowa jedenastka, ale zespołu rezerw.

Sergi Roberto zgadza się na wszelkie obniżki pensji, kocha ten klub i nie chce się z niego wynosić, mimo iż wielu kibiców „Blaugrany” chciałoby tego. Trafił do Barcelony jako 13-latek, gdzie zaczynał jako środkowy pomocnik. W środku pola nie mógł jednak liczyć na regularną grę, więc decyzja Luisa Enrique o przesunięciu go na prawą obronę w pewien sposób uratowała mu karierę.

Na nowej pozycji Sergi Roberto doskonale się odnalazł, zwłaszcza na początku. Kibice „Dumy Katalonii” z pewnością nie zapomną mu tej jednej bramki. Marzec 2017 roku, Camp Nou. FC Barcelona mierzy się w Lidze Mistrzów z PSG. Tym samym PSG, które pierwszy mecz wygrało 4:0. Nikt nie wierzył w powrót „Barcy” z zaświatów, a Sergi Roberto w ostatnich sekundach doliczonego czasu gry wbił szóstego gola dla FC Barcelona, który dał jej awans. Najpiękniejsza remontada w historii futbolu, by rundę później w słabym stylu odpaść z Juventusem.

Nacho Fernandez – Real Madryt – środkowy obrońca

Znacie zabawę w skojarzenia? Ja pierwszy. Niedoceniany – Nacho Fernandez. Urodzony w Madrycie zawodnik jest idealnym przykładem, że czasami warto po prostu robić swoje i w końcu ktoś doceni twoją obecność. Bo Nacho był zawsze, zagrał wszędzie, gdzie trzeba. Sam wielokrotnie wspomina, że najlepiej czuje się jako środkowy obrońca, ale zagra na każdej pozycji w defensywie. Gdyby zaistniała taka potrzeba, stanąłby nawet na bramce.

A wcale nie musiało być tak pięknie. W wieku 11 lat trafił do drużyn młodzieżowych Realu Madryt. Po niespełna roku treningów ten nieśmiały chłopiec dowiedział się, że choruje na cukrzycę. Dla przeciętnego sportowca cukrzyca to wyrok. Taka informacja, zwłaszcza w tak młodym wieku, może złamać psychikę młodego adepta futbolu. Ale nie Nacho, kilka dni po diagnozie usłyszał on, że może walczyć.

Nacho zawalczył o siebie, o swoje marzenia, a klub dostrzegając jego talent, wspierał go w funkcjonowaniu z tą chorobą. Gdyby wtedy się poddał, byłby jednym z setek młodych Hiszpanów, którzy przewinęli się przez system szkolenia Realu Madryt. Cierpliwość i niezłomność może być najważniejszą cechą, jaką posiada obrońca „Królewskich”. Wielu zawodników na jego miejscu już dawno zmieniłoby klub na taki, w którym będą odgrywać ważniejszą rolę.

Nie oszukujmy się, Nacho jest wiecznym rezerwowym. Zawsze gotowym zastąpić kogoś, kto akurat nie może zagrać. Nigdy nie był traktowany jako wybór do wyjściowej jedenastki, ale prawdziwi kibice Realu Madryt go doceniają. Od 2012 roku w białej koszulce rozegrał prawie 300 spotkań. Jedenastka wiernych klubowi? Akurat w tej jest moim wyborem numer jeden w środku obrony.

Jose Gaya – Valencia CF – lewy obrońca

Podajcie mi dowolny klub z europejskiej czołówki i jestem przekonany, że Jose Gaya był łączony z transferem do niego. Trudno się temu dziwić, lewy obrońca Valencii to od wielu lat bardzo łakomy kąsek dla klubów na Starym Kontynencie. Wobec deficytu wybitnych bocznych obrońców taki zawodnik jak Jose Gaya byłby idealną opcją dla każdego klubu.

Urodził się w Pedreguer, nieopodal Valencii, do której trafił jako 11-letni napastnik. W Walencji szybko poznali się na talencie zawodnika, proponując mu jednak inną rolę na boisku. Najpierw przesunięto go na pozycję lewego pomocnika, by wkrótce na stałe ustawić go jako lewego obrońcę. Inklinacje ofensywne są aż nadto widoczne w grze Hiszpana. Bardzo aktywnie podłącza się do akcji ofensywnych Valencii.

Jose Gaya nie zamierza się ruszać z ekipy „Nietoperzy” nawet teraz, kiedy w oczy zajrzało im widmo spadku z La Liga. Pod koniec października kapitan podpisał nowy kontrakt łączący go z klubem do 2027 roku. Jest to o tyle zaskakujące, że zarządzanie w klubie pozostawia wiele do życzenia. Valencia dla właścicieli jest maszynką do promocji i zdobywania pieniędzy, z której każdy prędzej czy później chce uciec. Lewy obrońca śrubuje liczbę występów w koszulce „Nietoperzy”, 27-latek rozegrał ich do tej pory 311.

Sergio Busquets – FC Barcelona – defensywny pomocnik

Człowiek skazany na FC Barcelona. Jego ojciec, Carles Busquets, przez wiele lat był bramkarzem „Dumy Katalonii”. Jak to często bywa, syn poszedł w ślady ojca, mimo że na innej pozycji. Pierwsze kroki stawiał jako zawodnik drużyn młodzieżowych już dzisiaj nieistniejącego Unio Esportiva Lleida, gdzie karierę piłkarską kończył jego ojciec. Do Barcelony trafił jako 17-latek, zaliczając jeszcze po drodze drużynę Unio FB Jabac Terrassa.

Sergio Busquets trafił do rezerw Barcelony, które wówczas prowadził Pep Guardiola. Sezon później Guardiola został szkoleniowcem pierwszego zespołu. Co zrobił Pep? Włączył młodego Busquetsa do seniorskiej drużyny. Mało tego, nie dawał mu szans z ławki – od razu wyjściowa jedenastka. Wrzucił go na głęboką wodę, by pływał w otoczeniu Xaviego i Andresa Iniesty. Sergio nie tylko nauczył się pływać, ale i zaczął rządzić głębokimi wodami.

Ale piłka nożna to nie morze, a Sergio Busquets to żaden Posejdon (choć zanurkować z Interem Mediolan potrafił jak nikt inny). Liczy się to, co potrafi na boisku, a potrafi wiele. Legendarny hiszpański szkoleniowiec, Vicente del Bosque, powiedział kiedyś, że obserwując grę, nie widzisz Busquetsa, ale obserwując Busquetsa, widzisz całą grę.

Nie da się lepiej ująć w słowach tego, jak wybitnym defensywnym pomocnikiem jest Sergio. Prawdopodobnie jednym z najlepszych w historii. Od kilku lat Sergio Busquets jest skreślany przez kolejnych kibiców futbolu. Za wolny, zbyt wątły, zbyt grzeczny – a jednak nadal jest istotnym elementem wyjściowej jedenastki FC Barcelona. Legenda.

Koke – Atletico Madryt – środkowy pomocnik

Narodziny w Madrycie skazują cię na spróbowanie sił w klubie ze swojego miasta. Koke kochał futbol od najmłodszych lat, kiedy to pojedynkował się ze starszym bratem. W przeciwieństwie do Nacho wybrał jednak grę dla Atletico. Dobrze zaprezentował się na testach i już od dwunastego roku życia przywdziewa koszulkę „Los Colchoneros”.

Talent i determinacja to słowa opisujące Koke. Jego idolem był Fernando Torres, chciał podobnie jak on dostać się do dorosłego zespołu Atletico, jego marzeniem była wyjściowa jedenastka. I udało się, jako pierwszy postawił na niego Abel Resino, ale Koke nie zachwycił szkoleniowca. Później otrzymywał jeszcze szanse u Quique Sancheza Floresa i Gregorio Manzano, ale trenerem, który pozwolił mu rozwinąć skrzydła, dopiero był Diego Simeone.

Relacja tych dwóch panów jest czymś wyjątkowym. Koke jest niemalże przyszywanym synem Diego Simeone. Aż 571 spotkań, 47 bramek oraz 110 asyst w barwach Atletico Madryt, które wielokrotnie otrzymywało zapytania ze strony różnych klubów. Odpowiedź zarówno ze strony klubu, jak i zawodnika zawsze brzmiała: nie.

Koke jest jednym z najbardziej doświadczonych zawodników w kadrze drużyny prowadzonej przez Diego Simeone. Od 2019 roku jest etatowym kapitanem Atletico i jest bardzo szanowany przez kibiców. Niejednokrotnie pokazywał swoją niechęć do Realu Madryt, czym imponuje sympatykom Atletico. Oni go kochają mimo jego wad, on kocha ich – związek idealny.

James Ward-Prowse – Southampton – środkowy pomocnik

Jakim cudem wyróżniający się na boiskach Premier League zawodnik, w dodatku Anglik, kapitalnie wykonujący stałe fragmenty gry, od dziesięciu lat występuje w barwach Southampton? Jeśli to nie jest miłość, to ja nie wiem, czym ona jest. Urodził się w Portsmouth, od najmłodszych lat uczęszczał na mecze miejscowego klubu, był nawet posiadaczem karnetu.

W Portsmouth nie działo się jednak dobrze, klub grał na drugim poziomie rozgrywkowym i nie stawiał na młodzież. W związku z tym jego ojciec zdecydował, że James swój talent będzie rozwijał w Southampton. Młody Anglik był nastawiony na sukces, oprócz treningów w klubie grywał potajemnie w drużynie amatorskiej, wszystko po to, by jak najczęściej móc robić to, co kocha – grać w piłkę.

Szansę debiutu w drużynie „Świętych” otrzymał jako 16-latek. Wystąpił w meczu FA Cup z Coventry City i strzelił bramkę. Niezły start. W Premier League zadebiutował w kolejnym sezonie i szybko pokazał sympatykom wyspiarskiego futbolu swój talent. Do dnia dzisiejszego rozegrał w barwach Southampton 391 spotkań, zdobył 51 bramek i 50 asyst. Jest kapitanem zespołu i co tydzień wyjściowa jedenastka jest jego. Co jakiś czas któryś z angielskich gigantów próbuje sprowadzić Jamesa – bezskutecznie.

Iker Muniain – Athletic Bilbao – lewy pomocnik

Pierwszy i ostatni Bask w tym zestawieniu. Całe życie związany z miejscowym Athletikiem, od 2018 roku kapitan zespołu. Z uwagi na swój wzrost (169 centymetrów) hiszpańskie media, zwłaszcza w początkowych latach kariery, nazywały go „hiszpańskim Messim”. Iker Muniain przypominał Messiego nie tylko budową ciała, ale i stylem gry.

Nie może dziwić, że w przeszłości próbowały go do siebie sprowadzić takie kluby jak Manchester City, Liverpool, Napoli czy Olympique Marsylia. Cztery lata temu związek Muniaina z Athletic Bilbao przeżywał kryzys. Piłkarz przebąkiwał o możliwych przenosinach w poszukiwaniu nowych wyzwań. Wychowanek nie chciał przedłużyć wygasającej umowy z klubem.

Po długich negocjacjach uznał jednak, że jego miłość do zespołu z San Mames (i drobnej podwyżki) jest silniejsza niż chęć doświadczenia czegoś nowego. Iker Muniain ma dzisiaj już 30 lat i trudno będzie mu znaleźć satysfakcjonującą opcję transferową. Wiele wskazuje, że do 521 spotkań w barwach Athleticu dorzuci jeszcze przynajmniej sto. Kibice Athleticu są z tego zadowoleni, podstawowa jedenastka klubu bez Muniaina wywołałaby szok.

Domenico Berardi – Sassuolo – prawy pomocnik

Sytuacja bardzo przypominająca tę u Jamesa Warda-Prowse’a. Jakim cudem wyróżniający się na boiskach Serie A zawodnik, będący w dodatku Włochem, nigdy nie zagrał w klubie z czołówki? Trzeba zaznaczyć jednak, że w 2013 roku został kupiony przez Juventus, ale w barwach „Starej Damy” nigdy nie zagrał. Kupiony za 4,5 miliona euro Domenico Berardi został natychmiast wypożyczony na dwa lata do klubu, którego jest wychowankiem. Po dwuletnim wypożyczeniu Sassuolo zdecydowało się sprowadzić piłkarza na stałe. Za 10 milionów euro.

Do dorosłej kadry Sassuolo włączony został w sezonie 2012/2013 i z miejsca stał się gwiazdą występującej na zapleczu włoskiej elity drużyny. Z sezonu na sezon, z roku na rok jego marka na włoskich boiskach rosła. Sassuolo to Domenico Berardi, wyjściowa jedenastka jest mu pisana. Sympatycy włoskiego futbolu nie potrafią sobie wyobrazić Włocha w innej koszulce niż tej, którą przywdziewał już 340 razy.

Niemalże w każdym okienku transferowym pojawiają się plotki o transferze Berardiego do któregoś z włoskich gigantów. Skoro znalazł się tutaj, wiecie pewnie, że klubu nie zmienił. Sam zawodnik szczerze przyznaje, że chciał odejść z Sassuolo, ale nigdy nie znalazł właściwego klubu, w związku z tym postanowił zostać w miejscu, gdzie się wychowywał. Miłość czy przyzwyczajenie i lęk przed zmianą? Na to pytanie Domenico musi odpowiedzieć sobie sam.

Thomas Mueller – Bayern Monachium – raumdeuter

Ci, którzy uważnie czytają nagłówki, pewnie zastanawiają się teraz, „czym do cholery jest raumdeuter?”. Gracze Football Managera znają tę pozycję doskonale. W dosłownym tłumaczeniu z języka niemieckiego jest to „tłumacz przestrzeni”. Raumdeuter porusza się pozornie nieszkodliwie na skrzydle, czekając na odpowiedni moment, by rozerwać obronę przeciwnika strzałem lub dośrodkowaniem. Autorem tego nazewnictwa jest sam Thomas Mueller.

Ani to napastnik, ani to ofensywny pomocnik, ani skrzydłowy – człowiek bez pozycji. I rzeczywiście, przyglądając się grze Muellera, można dostrzec, że nie jest przywiązany do pozycji. Niemiec jest zawodnikiem niekonwencjonalnym, a takich potrzebuje każda jedenastka. Na dobrą sprawę w żadnym aspekcie gry nie jest zawodnikiem wybitnym. Ewentualne braki nadrabia zaangażowaniem, w większości spotkań znajduje się w czołówce przebiegniętych kilometrów.

I tak od 2009 roku, kiedy to odważnie postawił na niego Louis van Gaal. Nie będzie przesadą, jeśli powiem, że Mueller zasługuje na pomnik przed stadionem Bayernu Monachium. Rozegrał już 647 spotkań, zdobył 232 bramki, do których dołożył 251 asyst. Od 23 lat w klubie, najpierw w drużynach juniorskich, później już w drużynie seniorskiej. Legenda Bayernu Monachium, całej Bundesligi oraz reprezentacji Niemiec.

Harry Kane – Tottenham Hotspur – napastnik

Oto i wyjątek, o którym wspominałem na początku. Harry Kane to jedyny zawodnik na tej liście, który zaliczył występy w drużynie innej niż ta, której jest wychowankiem. Dlaczego? Przecież mógłbym postawić na chociażby Inakiego Williamsa, który od wielu lat, podobnie jak Iker Muniain, stanowi o sile Athletic Bilbao. Harry Kane i Tottenham to związek idealny.

Jego pierwszą miłością był Arsenal. Jako dziewięciolatek został przez niego odrzucony, bo „był grubaskiem”. Przygarnął go Tottenham, któremu kibicowała cała rodzina. Przebijał się przez drużyny młodzieżowe, ale klub nie widział w nim zawodnika gotowego na grę w Premier League. Harry Kane był więc wysyłany na wypożyczenia – do Leyton Orient, do Millwall, do Norwich i do Leicester.

https://twitter.com/jzrproductions/status/1617657802486583296

Wreszcie otrzymał szansę w dorosłej drużynie Tottenhamu w końcówce sezonu 2013/2014 i został wyśmiany. Był niezdarny i nie spodziewano się po nim zbyt wiele. W kolejnej kampanii zaskoczył wszystkich, zdobywając 31 bramek we wszystkich rozgrywkach. Wielu ekspertów mówiło, że jest typowym „one season wonder” i kolejny sezon pokaże, że Harry nie nadaje się na poziom Premier League.

A on udowodnił, że się nadaje. W kolejnych sezonach strzelał odpowiednio 28, 35, 41, 24, 24, 33 i 27 bramek, stając się jednym z najbardziej rozchwytywanych napastników na świecie. Harry Kane zdaje sobie sprawę, że na trofea w Tottenhamie nie ma co liczyć. Mimo zainteresowania ze strony Manchesteru City, Manchesteru United, Chelsea czy Realu Madryt wciąż pozostaje w północnym Londynie.

Pod koniec stycznia media obiegła wiadomość o negocjacjach nowej umowy napastnika z Tottenhamem. Jak donoszą brytyjskie media, snajper dopuszcza możliwość zakończenia kariery w barwach „Kogutów”. O ile otrzyma satysfakcjonującą ofertę, wyjściowa jedenastka jest jego.

Pełna jedenastka

Tak wygląda pełna jedenastka zawodników wiernych jednemu klubowi. Zabrakło w niej miejsca dla kilku równie przywiązanych do klubu zawodników. Oprócz wymienionych w tekście Hugo Mallo czy Inakiego Williamsa mógłby się tutaj pojawić chociażby James Forrest z Celticu Glasgow czy Tony Jantschke i Patrick Herrmann z Borussii Moenchengladbach.

A może brakuje kogoś jeszcze? Dajcie znać w komentarzach!

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze