Trenerskie żniwa w Championship


15 listopada 2015 Trenerskie żniwa w Championship

W ten weekend w Championship mieliśmy ósme zwolnienie sezonu, czyli patrząc na to, że mamy dopiero 16. kolejkę, co drugą serię gier jakiś szkoleniowiec traci pracę. Można też powiedzieć, że dokładnie jedna trzecia klubów(!) już zdecydowała się na zmiany swoich menedżerów, a jest przecież dopiero połowa listopada.


Udostępnij na Udostępnij na

Żniwa w naszym klimacie występują raz do roku. W Championship klimat jest nieco inny. Rozciągnięty na dłuższy okres i bardziej produktywny, bo tam żniwa na ławkach trenerskich mają miejsce w zasadzie cały rok. Średnia długość pracy wynosząca mniej więcej 9-10 miesięcy oznacza, że statystycznie każdy klub zwalnia swojego trenera przynajmniej raz w roku.

Jak łatwo się domyślić, nie przynosi to niczego korzystnego w długiej perspektywie – poważniejsi menedżerowie, mający dobrą renomę, będą po pewnym czasie unikać klubów, o których wiadomo, że nie dają dużego kredytu zaufania, a ci przyjmujący oferty nerwowych i niecierpliwych właścicieli będą stawiać na minimalizację ryzyka (czyli często nieatrakcyjny futbol) i nie będą wdrażać żadnych pomysłów dających pozytywne skutki długoterminowo, jeśli miałyby odbić się na bieżących rezultatach (np. stawianie na młodzież).

Kto poleciał do tej pory? Ramsey, Symons, Dijkhuizen, Rosler, Evans, Powell, Bowyer i Luzon. Zakładam, że nie wszystkich znacie, pewnych nazwisk z pewnością w ogóle nie kojarzycie. Ale występują licznie. Więc jest podobnie jak z czytaniem listy składników produktu spożywczego – nie wiemy, czym są te wszystkie E2445, ale wiemy, że jak jest ich dużo, to jest niedobrze.

Powstała nawet strona internetowa specjalnie poświęcona tematyce zwolnień i temu, który szkoleniowiec jest według ogólnych spekulacji na liście życzeń konkretnych klubów. Wiadomo, że większość tych spekulacji to bujda na resorach, ale sam fakt, że taka witryna powstała, wiele mówi.

Championship to jedna z najbardziej wymagających, o ile nie najbardziej wymagająca liga świata. Liczba spotkań ligowych do rozegrania i specyfika, styl gry, jaki dominuje w tych rozgrywkach, sprawiają, że potrzeba nie lada kadry, by przejść przez taki maraton z sukcesem. To, co jest często krytykowane w kwestii tej ligi i pewnie słusznie, to fakt, że trenerzy nie mają tak naprawdę zbyt dużo czasu na trenowanie, szkolenie, rozwijanie piłkarzy, korygowanie ich słabości i niedokładności, bo co trzy dni grają mecz. Bo do meczów ligowych dochodzą przecież spotkania pucharowe.

http://i64.tinypic.com/2q9zx1u.png

Co powoduje tak dużą rotację na karuzeli trenerskiej w bieżącej kampanii Championship? Jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze, mówi pewne mądre przysłowie. Jak wszyscy wiemy, od następnego sezonu Premier League w życie wchodzi nowa umowa dotycząca praw telewizyjnych. Największa w historii, bo do podziału trafi tort o wartości pięciu miliardów funtów. Za sam spadek z najwyższego poziomu rozgrywkowego na Wyspach Brytyjskich będzie się otrzymywało 99 milionów funtów, czyli tyle, ile płacono w ostatnich latach za Cristiano Ronaldo czy Garetha Bale’a.

Podobnie tę sytuację widzi Sam Allardyce, obecnie zatrudniony w Sunderlandzie: – To nie jest niestety nic zaskakującego. Teraz to się dzieje (fala zwolnień – przyp. red.) głównie w Championship, bo wiele drużyn z tego szczebla ma zagranicznych właścicieli, którzy chcą, by ich własności znajdowały się w Premier League. Moim zdaniem przez szansę trafienia do tego raju finansowego w tej kampanii może być tyle rotacji na ławkach trenerskich, ilu jeszcze nie było. 

Wiele klubów ma ambicje, żeby wrócić do BPL. Właściciele części zespołów wyznaczają taki cel, mimo że z czysto piłkarskiego punktu widzenia nie mają szans na osiągnięcie takiego wyniku. Multimilionerzy tego nie rozumieją i uważają, że enta rotacja na ławce przyniesie zamierzony efekt.

Blackburn Rovers przed przyjściem na Ewood Park inwestora z Indii grało rok w rok w Premier League. Za Marka Hughesa były nawet występy w europejskich pucharach (przykładowo warto przypomnieć, że swego czasu Wisła Kraków grała w tej samej grupie Pucharu UEFA z angielskim zespołem).

Blackburn było klubem środka tabeli. W 2011 roku przybył inwestor zagraniczny, firma Venky’s. Hinduscy właściciele mówili swego czasu o zamiarze sprowadzenia Ronaldinho i serii wzmocnień drużyny. Nic takiego nie miało miejsca, był szereg zmian na ławce prowadzący klub do Championship i mnóstwo nietrafionych transferów w kolejnym kroku, uniemożliwiających powrót do ligi, w której starcia z Chelsea, Arsenalem, Manchesterem United czy Liverpoolem przyciągają na trybuny tydzień w tydzień komplet widzów. 

Teraz przy Ewood Park pozbyto się Gary’ego Bowyera, mimo że ten od grudnia 2014 nie miał żadnego głosu co do roszad kadrowych, bo na Rovers nałożono karę za niestosowanie się do reguł financial fair play.

Podobnie komiczna jest sytuacja w Leeds, zarządzanym przez Massimo Cellino (o czym pisaliśmy niedawno) czy w nieumiejącym poradzić sobie z własnymi problemami nieefektywnego wydawania pieniędzy Queens Park Rangers. Na Loftus Road również bywało komicznie w ostatnich tygodniach.

Mimo że trenerem był Chris Ramsey, zdecydowano się sprowadzić z powrotem do klubu jego byłego pracownika i doświadczonego szkoleniowca w jednym, Neila Warnocka. Warnock tak się wczuł w doradzanie, że w końcowych dniach Ramseya w Rangersach sam wygłaszał przemowy w szatni przed meczami. Teraz jest trenerem tymczasowym po odejściu Ramseya.

Głośno na Wyspach o książce wydanej przez Michaela Calvina pt. „Living on the volcano”. Tytuł nawiązuje do pracy menedżerów, nieustannych zmian i życia pod presją. Pokazuje trenerów od bardziej ludzkiej strony. Jak czytamy w recenzji, taki Ian Holloway, niebędący jeszcze w końcowej fazie swojej trenerskiej kariery, przeprowadzał się już 33 razy i to mimo że ma czworo dzieci, z czego troje jest głuchoniema, a jego żona zmagała się swego czasu z nowotworem.

Czy lektura książki zmieni podejście właścicieli? Trzeba być wyjątkowo naiwnym, by sądzić, że tak się stanie. Trzeba liczyć na to, by na bazie negatywnych doświadczeń zagraniczni inwestorzy (mowa o tych mający negatywny wpływ na angielską piłkę, jak Cellino, bo są też tacy, którzy wpływają pozytywnie) nauczą się cierpliwości i postępowania zgodnie z planem i wizją klubu lub że po prostu przez niepowodzenia znudzi im się kierowanie klubem piłkarskim i oddadzą go w lepsze ręce.

 

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze