Tottenham Hotspur przegrywa w meczu z Manchesterem United!


Piłkarze Jose Mourinho po raz kolejny w tym sezonie zawiedli swoich kibiców. Tottenham przegrał z „Czerwonymi Diabłami” 1:3

11 kwietnia 2021 Tottenham Hotspur przegrywa w meczu z Manchesterem United!
Russell Hart/Focus Images/MB Media/PressFocus

Żarty się skończyły. Do końca sezonu w Premier League zostało siedem kolejek. Każdy błąd, każdy stracony punkt, każde najmniejsze potknięcie będzie mieć ogromne znaczenie w kontekście końcowego układu tabeli. Dlatego też taki szlagier jak mecz między siódmą drużyną w Premier League, Tottenhamem, a drugim w tabeli Manchesterem United nabierał jeszcze większego znaczenia.


Udostępnij na Udostępnij na

Tottenham w tym sezonie jest jedną z najbardziej chimerycznych ekip w Premier League. To nie podlega dyskusji. Mimo fantastycznego początku podopieczni Jose Mourinho zaczęli grać mocno przeciętnie. Ponadto skompromitowali się w Lidze Europy, odpadając z Dinamo Zagrzeb w 1/8 finału. Jednak mieli nadzieję na zajęcie miejsca w pierwszej czwórce Premier League. Było to jak najbardziej prawdopodobne. Tylko do tego potrzebne było zwycięstwo z Manchesterem United.

Manchesterem United, który jest w bardzo dobrej formie. Piłkarze Ole Gunnara Solskjaera nie przegrali meczu ligowego od 27 stycznia. Wtedy właśnie miało miejsce starcie z Sheffield. United w tabeli zajmowało drugie miejsce, a wśród kibiców „Czerwonych Diabłów” dalej tliła się maleńka iskierka nadziei…

Sprawić, aby liga była ciekawsza

I to właśnie o tej „iskierce” mówiłem wcześniej. Manchester City w sobotnim starciu z Leeds United przegrał 1:2. United w przypadku zwycięstwa ze „Spurs” traciłoby do zespołu „Obywateli” dalej aż 11 „oczek”, ale…

No właśnie. Ale „Czerwony Diabły” mają mecz zaległy, który mógłby im dać dodatkowe trzy punkty. Oczywiście w przypadku zwycięstwa. Wtedy zawodnicy norweskiego szkoleniowca traciliby „tylko” osiem punktów w ligowej tabeli do lokalnych rywali.

I dlatego zwycięstwo w meczu z Tottenhamem było dla United tak ważne. Wiadomo, osiem punktów to dalej ogromna strata. Zwłaszcza że do końca sezonu pozostało zaledwie siedem kolejek. Jednak nie ma co ukrywać, z perspektywy neutralnego kibica byłoby to bardzo dobre rozwiązanie, gdyby Manchester United dalej mógł walczyć o mistrzostwo. W końcu wtedy liga byłaby o wiele bardziej emocjonująca niż w przypadku 14-punktowej przewagi „The Citizens”.

Tottenham wyciąga wnioski z ostatniego remisu

Jose Mourinho miał prawo być zdenerwowany na swoich piłkarzy po ostatnim zremisowanym meczu z Newcastle United. Postanowił więc dokonać trzech zmian. Do składu wskoczyli Heung-min Son, Eric Dier oraz Serge Aurier.

Wiązało się to ze zrezygnowaniem z takich piłkarzy jak Carlos Vinicius, Japhet Tanganga i Davinson Sanchez. Argumentów za posadzeniem ostatniego z wymienionych było dość sporo. Defensor „Kogutów” zaliczył bowiem fatalny występ w starciu ze „Srokami”.

Ole Gunnar Solskjaer w porównaniu do ostatniego meczu ligowego wprowadził tylko jedną zmianę, ale dość ważną do samego ustawienia zespołu. United zagrało nieco inną formacją z postawieniem na zagęszczenie środka pola. Dlatego też na ławce usiadł Mason Greenwood, a do składu wskoczył Scott McTominay.

Pierwsza połowa nie zachwyciła

United chciało dość szybko wymazać z pamięci ostatni mecz z Tottenhamem. „Czerwone Diabły” wówczas przegrały aż 1:6 w październikowym starciu na Old Trafford. Był to z pewnością dodatkowy smaczek obecny w tym pojedynku.

Mecz na samym początku nie dostarczył wielu emocji. Można śmiało powiedzieć, że nie był on porywający. O dziwo to Tottenham oddawał więcej strzałów i nieco dłużej utrzymywał się przy piłce, zwłaszcza na połowie rywala. Mijały kolejne minuty, a w spotkaniu dalej brakowało klarownych sytuacji. Jedyną dość groźną dla przeciwników akcję mógł w 17. minucie sfinalizować Marcus Rashford, lecz starania młodego Anglika spełzły na niczym. Przez pierwsze dwa kwadranse nie ujrzeliśmy więc bramek.

Wszystko zmieniło się w 33. minucie. Gola dla „Czerwonych Diabłów” zdobył Edinson Cavani po świetnie rozegranej akcji i imponującej asyście Paula Pogby. United nie było pewne swojego trafienia, ponieważ starcie McTominaya z Sonem, które poprzedzało bramkę dla „Diabłów”, było dość kontrowersyjne.

I właśnie w ten sposób gol strzelony przez Manchester United został anulowany. Sędzia po obejrzeniu powtórki nie był skory uznać trafienia ekipy Ole Gunnara Solskjaera, ponieważ szkocki pomocnik uderzył Koreańczyka przez przypadek w twarz. Wobec tego na tablicy wyników dalej utrzymywał się bezbramkowy remis.

Nie musieliśmy długo czekać na następną bramkę. Tym razem została ona uznana. Tę jakże urodziwą akcję sfinalizował Heung-min Son. Napastnik „Spurs” po imponującym rozegraniu piłki przez Tottenham pokonał Deana Hendersona. Asystę przy tym trafieniu mógł dopisać sobie Lucas Moura.

Pierwsza połowa zakończyła się więc jednobramkowym prowadzeniem Tottenhamu. Ostatnie minuty pierwszej części spotkania były nieco lepsze niż jego początkowa faza, ale dalej mecz pozostawiał pewien niedosyt. Wszyscy zatem liczyli na większą dawkę emocji w drugiej połowie.

Fred jest niezawodny

Wszyscy kibice Manchesteru United liczyli, że w drugiej połowie nastąpią zmiany. W grze drużyny brakowało wiele świeżości. Coś w końcu musiało ulec zmianie. Jednak norweski szkoleniowiec nie zdecydował się, aby wykonywać owe roszady pochopnie. Na drugą połowę Manchester United wyszedł w takim samym zestawieniu, w jakim zaczynał spotkanie.

Czy przyniosło to odpowiednie efekty? Tak. Świetnym zagraniem w całej akcji popisał się Fred. Brazylijczyk w pierwszej kolejności świetnie rozegrał piłkę z kolegami, a później jeszcze lepiej podał do Edinsona Cavaniego. Urugwajczyk uderzył prosto w Hugo Llorisa, ale w miejscu, w które Francuz sparował piłkę, znalazł się właśnie Fred. Pomocnik w tej sytuacji zachował się niczym rasowy napastnik i wykończył imponującą akcję Untied.

Tottenham bez szans na Top 4?

W 57. minucie nastąpiło zatem wyrównanie. Tottenham chciał bardzo szybko odpowiedzieć na bramkę „Diabłów” i okazję miał na to strzelec pierwszej bramki – Heung-min Son. Koreańczyk jednak uderzył prosto w Deana Hendersona i akcja „Kogutów” nie doczekała się swojego zwieńczenia.

Coraz więcej pracy mieli w tym spotkaniu golkiperzy. Bruno Fernandes popisał się dość kąśliwym uderzeniem sprzed pola karnego, lecz na posterunku był kapitan „Spurs” – Hugo Lloris.

W efekcie spotkanie nabrało wyższego tempa. Mecz oglądało się coraz przyjemniej. Głównie ze względu na to, że obydwie ekipy grały coraz odważniej i nie było w tym nic dziwnego. Zarówno Jose Mourinho, jak i Ole Gunnar Solskjaer nie chcieli kończyć tego starcia z zaledwie jednym punktem.

Bramkarze dalej nie byli bezrobotni. Groźne strzały oddawały obydwie ekipy, wobec tego golkiperzy musieli zachować szczególną czujność. Jednak mimo tego można było śmiało uważać, że bramka wisi w powietrzu.

I tak też się stało. Edinson Cavani wpakował piłkę do siatki głową po fantastycznym dośrodkowaniu wprowadzonego na boisko Masona Greenwooda. Urugwajczyk tym samym dał United prowadzenie, ale nie tylko. Swoją bramką uświadomił wielu kibicom, że w przypadku jego odejścia fani „Czerwonych Diabłów” mogą za nim zatęsknić.

Pomimo tego, że Tottenham starał się wyrównać, to próby ekipy Jose Mourinho dały niewiele. United dobiło gospodarzy tego spotkania. Paul Pogba swoim fenomenalnym dryblingiem minął piłkarzy Tottenhamu i podał futbolówkę do Masona Greenwooda. Młody Anglik po tej akcji oprócz asysty mógł sobie dopisać bramkę. Greenwood pogrążył więc „Spurs” i Jose Mourinho. Spotkanie zakończyło się rezultatem 3:1 dla zespołu Ole Gunnara Solskjaera.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze