Tottenham – Everton 0:1. Carlo Ancelotti pokonuje Jose Mourinho


Tottenham gościł w niedzielne popołudnie na własnym stadionie Everton i przegrał 0:1

13 września 2020 Tottenham – Everton 0:1. Carlo Ancelotti pokonuje Jose Mourinho

Mimo zapowiedzi mecz między Tottenhamem i Evertonem nie był hitem kolejki. Głównie za sprawą świetnego spotkania między Liverpoolem i Leeds. Nie oznacza to jednak, że w niedzielne popołudnie obejrzeliśmy słabe widowisko. Oba zespoły stworzyły sobie kilka dogodnych sytuacji, ale to podopieczni Carlo Ancelottiego wywieźli z północnego Londynu trzy punkty i to w pełni zasłużenie.


Udostępnij na Udostępnij na

W roli faworyta przed niedzielnym starciem był mimo wszystko Tottenham. W końcu w inauguracyjnych meczach na własnym stadionie nie przegrał od 23 lat. Natomiast Everton w poprzednich czterech bataliach na wyjeździe na początku sezonu remisował za każdym razem. Do tego „Koguty” grały na własnym boisku, a w ich szeregach znajdował się Kane, który bilans z drużyną z Goodison Park miał wyśmienity. Dziewięć bramek w dziewięciu spotkaniach. Dodatkowo Jose Mourinho w ostatnich czterech spotkaniach pokonywał Carlo Ancelottiego za każdym razem.

Duże ambicje Evertonu i Tottenhamu

Oba kluby przystępowały do pierwszego ligowego starcia z myślą, że ten sezon będzie dla nich udany. Zarówno Tottenham, jak i Everton dokonali w tym okienku kilku ciekawych transferów. Wyrażały one więcej niż jakiekolwiek deklaracje.

Jose Mourinho chce wprowadzić swój zespół do Ligi Mistrzów. Łatwo o to z pewnością nie będzie, bo przecież bezpośredni rywale „Kogutów” bardzo się w ostatnim czasie wzmocnili. Wystarczy spojrzeć choćby na Chelsea czy Manchester United. Dlatego niedzielny mecz z Evertonem miał dla podopiecznych portugalskiego trenera bardzo duże znaczenie. Drużyna chciała od samego początku wysłać jasny sygnał, że nie można jej z góry skreślać.

Carlo Ancelottiemu marzą się również puchary. Z pewnością nie pogardziłby Ligą Europy, która jest wciąż niespełnionym marzeniem fanów Evertonu od kilku lat. Po zeszłorocznych zamieszkach z udziałem Marco Silvy wydaje się, że na Goodison Park przyszedł okres stabilizacji. Pod wodzą Włocha drużyna zaczęła regularnie punktować i zaliczyła również wyraźny progres. 61-latek to jednak nie byle jaki trener i z pewnością chciałby coś więcej niż tylko środek tabeli. Także dla jego drużyny niedzielne starcie było bardzo ważne. Wszyscy spoglądali w ich kierunku i zastanawiali się, czy nowe nabytki faktycznie dadzą dużo jakości i zagwarantują jej wystarczająco dużo, aby powalczyć o coś więcej niż spokojne utrzymanie.

Składy

Zacznijmy od gospodarzy. Jose Mourinho na sobotni bój z Evertonem posłał sprawdzonych ludzi. Duża część wyjściowej jedenastki niewiele się zmieniła względem ubiegłego sezonu. Pojawiły się jednak również nowe twarze. Od początku na murawie zameldowali się Hojbjerg i Doherty. Dwa nowe nabytki Tottenhamu, które przyszły w tym okienku transferowym z Southampton oraz „Wolves”. W kadrze nie znalazł się natomiast Lo Celso, którego występ stał pod bardzo dużym znakiem zapytania. Ostatecznie nie mógł on wybiec na murawę.

Carlo Ancelotti również nie bał się wystawić od pierwszych minut swoich nowych nabytków. W pierwszej jedenastce zagrali bowiem wszyscy trzej nowi gracze: James, Allan i Doucoure. Oznaczało to, że już w pierwszym meczu Włoch dał możliwość zaprezentowania się wszystkim nowym środkowym pomocnikom. Z pewnością wielu fanów Evertonu z niecierpliwością wyczekiwało na debiut całej trójki, ale pewnie mało kto spodziewał się, że wszyscy zagrają już w pierwszym spotkaniu ligowym i na dodatek od pierwszej minuty.

Włoski szkoleniowiec również nie mógł skorzystać z kilku zawodników. Kontuzje wciąż bowiem leczą Gbamin, Tosun oraz Holgate. Pod dużym znakiem zapytania stał też występ Miny oraz Gomesa, ale ostatecznie obaj znaleźli się w wyjściowej jedenastce.

Pierwsza połowa z sytuacjami, ale bez bramek

Pierwsze piętnaście minut upłynęło bardzo wolno. Były to raczej piłkarskie szachy niż mecz Premier League. Oprócz dwóch zrywów Sona nie oglądaliśmy w zasadzie niczego ciekawego. Głównie na boisku przeważał Everton. To goście chcieli narzucić swój styl gry i to właśnie oni stworzyli sobie pierwszą świetną okazję. Ben Davies, lewy obrońca Tottenhamu, niechlujnie zagrał w kierunku własnego bramkarza. Od razu w kierunki piłki ruszył Richarlison. Brazylijczyk wyprzedził Alderweirelda, minął Llorisa, ale z bliskiej odległości fatalnie spudłował i przeniósł piłkę nad poprzeczką. Skrzydłowy Evertonu mógł również podać piłkę do Calverta-Lewina, ale ostatecznie zdecydował się na samodzielną finalizację akcji, co nie było najlepszą opcją.

Później gra się wyrównała. Głównie optycznie, bo nie była to już taka dominacja w posiadaniu piłki jak w pierwszym kwadransie. Pod względem sytuacji lepiej wyglądał jednak Tottenham. Gospodarze stworzyli sobie kilka ciekawych sytuacji. Pierwszą miał Alli. Anglik dostał piłkę od Sona po sprawnej kontrze, ale przeszkodą nie do pokonania okazał się Pickford. Angielski bramkarz świetnie spisał się również przy drugim strzale Doherty’ego. Prawy obrońca zagrał do Kane’a, ten sprytnie odegrał mu piłkę nad głowami obrońców, dzięki czemu nowy nabytek „Kogutów” stanął oko w oko z Pickfordem, ale ten po raz drugi okazał się lepszy.

Po stronie Evertonu wyróżniał się James. Były gracz Realu Madryt często brał piłkę na siebie. Nie chował się za obrońcami, tylko cały czas chciał być w grze. Miał jeden niebezpieczny strzał, ale zabrakło półtora metra, aby pokonań Llorisa. Ostatecznie pierwsza połowa zakończyła się bezbramkowym remisem.

Dominacja Evertonu i blady Tottenham

Druga połowa zaczęła się po raz kolejny od dominacji Evertonu. Od samego początku goście nacisnęli gospodarzy. Dogodne sytuacje mieli James i Richarlison, jednak żaden z nich nie potrafił zmieścić futbolówki w bramce. Udało się to dopiero Calvertovi-Lewinowi w 55. minucie. Z lewej strony z rzutu wolnego dośrodkował Digne. Młody Anglik znalazł się idealnie w polu karnym i precyzyjnym strzałem wpakował piłkę do siatki. Lloris nawet nie zareagował.

Z upływem minut nic w obrazie gry się nie zmieniało. Dalej Everton był częściej przy piłce i kontrolował przebieg spotkania. Mógł też zdobyć drugą bramkę. Dwie okazje ku temu miał Richarlison. Dwukrotnie szukał zejścia na prawą nogę, ale za każdym razem nie potrafił zmieścić futbolówki w dalszym narożniku. Tottenham natomiast nie mógł stworzyć sobie dogodnej sytuacji. Jose Mourinho próbował coś zmieniać. Wpuścił Sissoko, Ndombele oraz Bergwijna, ale nie wpłynęli oni swoją postawą na poprawę gry gospodarzy.

W ostatnim kwadransie niewiele się zmieniło. Tottenham nieudolnie próbował zagrozić bramce Evertonu, w akcjach gospodarzy nie było widać żadnego pomysłu. Everton natomiast spokojnie kontrolował przebieg gry i pewnie dowiózł jednobramkowe zwycięstwo.

***

Everton może być bardzo zadowolony z wyniku oraz samej gry. Również bardzo dobrze zaprezentowali się nowi gracze, a szczególnie James Rodriguez, który cały czas napędzał ataki gości. Carlo Ancelotti z pewnością osiągnął swój cel i wywiózł ważne trzy punkty z trudnego terenu. Za tydzień jego drużyna zmierzy się z West Bromem, więc jest szansa, że zespół z Goodison Park zacznie sezon od kompletu punktów po dwóch kolejkach.

Słabo natomiast wyglądał Tottenham. Przede wszystkim okropnie patrzyło się na styl gry gospodarzy. Nie potrafili oni stworzyć sobie żadnej dogodnej sytuacji. Jose Mourinho ma twardy orzech do zgryzienia. Jeśli jego zespół będzie tak wyglądał w dalszej części sezonu, to Liga Europy będzie dużym sukcesem. Zimny prysznic dla Portugalczyka i jego drużyny.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze