Kiedy presja plącze nogi – Stoke nad przepaścią


Pomimo zmiany szkoleniowca i niezłej gry, Stoke znajduje się o włos od spadku do Championship

12 kwietnia 2018 Kiedy presja plącze nogi – Stoke nad przepaścią

Paul Lambert nie zbawił Stoke. Choć ekipa z Britannia Stadium wyraźnie odżyła po zwolnieniu Hughesa, to solidna gra wciąż nie przekłada się na wyniki. Stoke regularnie traci punkty i z każdą kolejnym meczem przybliża się do spadku z ligi. Jeśli w najbliższym meczu podopieczni Lamberta nie pokonają West Hamu, to na pewien czas w Premier League zabraknie deszczowych poniedziałków na Britannia Stadium.


Udostępnij na Udostępnij na

Stabilizacja uśpiła czujność

W Premier League nie ma miejsca na stagnację. Jeśli się stabilnie nie rozwijasz, to prędzej czy później musisz wylądować w Championship. Swego czasu przekonały się o tym takie kluby jak: Blackburn czy Sunderland, które obecnie mają ogromne problemy z powrotem do elity. Wiele wskazuje na to, że podobny problem spotka Stoke.

Trzy kolejne sezony pod wodzą Hughesa zespół z Britannia Stadium kończył na dziewiątym miejscu w ligowej tabeli. Stoke nie musiało martwić się czarną wizją spadku ani nie liczyło się w walce o europejskie puchary. Można było określić go jako solidny zespół, który od początku sezonu pracował na tyle ciężko, że w późniejszej fazie swoje cele miał już zrealizowane.

Sielanka wyraźnie uśpiła czujność piłkarzy Stoke, którzy od samego początku kampanii 2017/2018 regularnie rozczarowywali. Ogromna liczba indywidualnych pomyłek, głupie straty punktów i nieskuteczność pod bramką przeciwnika sprawiły, że drużyna została wplątana w trudną rywalizację o utrzymanie w Premier League.

Presja nie pomaga

Walka o utrzymanie w piłkarskim raju – bo tak zwykło się mówić o Premier League – to gratka dla kibiców, ale również koszmar dla piłkarzy. O ogromnej presji, która ciąży na zawodnikach słabszych klubów, wypowiedział się niegdyś Joleon Lescott.

Cieszę się, że już oficjalnie spadliśmy z ligi. To było pewne, że się nie utrzymamy, jednak presja ze strony kibiców była wciąż tak ogromna, że na murawie nie potrafiliśmy grać swojej piłki. Joleon Lescott

Słowa Lescotta wywołały furię pośród kibiców Aston Villi, którzy mieli do piłkarza ogromny żal o obojętność wobec losów klubu. Choć wypowiedź byłego reprezentanta Anglii należy uznać za kontrowersyjną, to trudno w pewien sposób nie przyznać mu racji – presja, która ciąży na piłkarzach walczących o utrzymanie, jest ogromna.

Dokładnie tego samego doświadczają obecnie gracze Stoke, których forma od początku sezonu budziła wiele wątpliwości. Nagle – nieco na własne życzenie – zostali oni postawieni pod ścianą. Albo zaczną regularnie punktować, albo zapiszą się na niechlubnych kartach historii klubu i spadną z Premier League.

Trener kozłem ofiarnym

Mark Hughes nie tak dawno został zwolniony z funkcji trenera Stoke, ale właściciel klubu przyznał, że nie tylko w trenerze upatruje przyczynę tak słabych wyników. Zmiana szkoleniowca miała być impulsem dla zawodników, którzy rozczarowują znacznie bardziej, niż robił to Hughes.

W Stoke niewiele się zmieniło. Drużyna przed sezonem miała ten sam cel, co w poprzednich latach – spokojne utrzymanie w lidze. Plan taktyczny Hughesa również nie był szczególnie innowacyjny, a do tego oparty na starych wygach, którzy w Stoke spędzili już sporo sezonów. Nagle jednak pojawiły się kłopoty.

Piłkarze ewidentnie nie podeszli do sezonu z odpowiednią koncentracją. Gdy chcieli to zmienić, było za późno, bowiem Stoke zostało już wciągnięte w walkę o utrzymanie. O taki stan rzeczy w pewnym stopniu można winić trenera, jednak nie jest on w pełni winien faktu, że szatnia Stoke jawnie straciła motywację do wytężonej pracy na murawie.

Paul Lambert – tak jak zazwyczaj w przypadku efektu nowej miotły – dał zespołowi wiele wigoru i zaangażowania. To jednak może okazać się zbyt mało, aby pozostać w lidze. Choć gra Stoke uległa poprawie, to stare mankamenty wciąż pozostały.

Nowy trener, stare problemy

Wyeliminowanie pewnych błędów w trakcie sezonu jest po prostu niemożliwe. Lambert nie jest w stanie z dnia na dzień poprawić koncentracji zawodników, nie oduczy swoich podopiecznych popełniania prostych, indywidualnych błędów i nie wykończy za nich sytuacji bramkowych.

Stoke zawodzi praktycznie na każdej pozycji. Począwszy od najsłabszego od lat Butlanda, kończąc na dziurawej obronie i nieskutecznych napastnikach. Na Britannia Stadium nie ma czasu na nowe, lepsze rozwiązania. W tej chwili liczą się wyłącznie punkty i sposób ich zdobycia nie ma większego znaczenia.

Stoke ma swoich naśladowców

Negatywna tendencja Stoke jest wręcz naśladowana przez inny zespół, do którego w Premier League zdążyliśmy się już przyzwyczaić – Southampton. Choć do niedawna Święci byli synonimem ofensywnego futbolu i młodych talentów, to obecnie czeka ich heroiczna walka o utrzymanie.

Southampton popełnił w tym sezonie dwa błędy. Pierwszym z nich było zatrudnienie na stanowisku trenera Mauricio Pellegrino, zaś drugim brak zezwolenia na odejście Van Dijka już latem. Holender opuścił klub dopiero zimą, kiedy to Southampton nie miał szans na znalezienie odpowiedniego następcy. Pellegrino po konflikcie z Holendrem całkowicie stracił szatnię i nie pozostawił wyjścia włodarzom klubu.

Kolejną jednostką łączącą Stoke i Southampton jest Mark Hughes. Zwolniony z Britannia Stadium przybył na St.Mary’s, aby uratować klub przed spadkiem. Problemy niemal identyczne – piłkarze mają wysoką jakość i potrafią grać w piłkę, lecz wizja spadku plącze im nogi.

Koniec przygody Hughesa ze Stoke jest podwójnie przykry, bowiem obecnie trener Southamptonu jest największym konkurentem swojego byłego pracodawcy. Tylko jeden może uciec ponad kreskę, czy będzie to Hughes, czy Stoke, dowiemy się już w najbliższych kolejkach.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze