Rok, który odmienił oblicze nadchodzących derbów Łodzi


67. derby Łodzi z wielu powodów mają okazać się wyjątkowe

24 października 2021 Rok, który odmienił oblicze nadchodzących derbów Łodzi
ŁKS Łódź/Cyfrasport

Mało meczów potrafi tak elektryzować. Tylko pojedyncze rywalizacje budzą aż takie emocje. Mało które kluby tak polaryzują społeczeństwo. Już dziś 67. derby Łodzi, mecz wyjątkowy z wielu względów. A przede wszystkim mecz zupełnie inny od zeszłorocznej rywalizacji Widzewa z ŁKS-em przy alei Piłsudskiego.


Udostępnij na Udostępnij na

Rywalizacji, którą wówczas zdominował ŁKS. Pewne zwycięstwo 2:0 piłkarzy prowadzonych jeszcze wtedy przez Wojciecha Stawowego. Pokaz siły, pewności siebie i dojrzałości „Rycerzy Wiosny”. I bezradności oraz słabości widzewiaków. Tyle że rok w piłce to wieczność. Przez ten czas Widzew sukcesywnie rósł, aby na 67. derby Łodzi wychodzić w roli faworyta.

A na dodatek będąc niesionym przez rzeszę kibiców, którzy mecz w mecz wypełniają obiekt przy alei Piłsudskiego. Niezwykły wymiar łódzkiej rywalizacji nadawać będzie jednak fakt uczestniczenia w wydarzeniu także fanów gości, którzy po raz pierwszy od 12 lat obejrzą derby Łodzi z trybun stadionu największego rywala.

Wielki ŁKS na terenie Widzewa

Na rywalizację ŁKS-u z Widzewem na szczeblu centralnym Łódź czekała ponad osiem lat. Zeszłoroczna wrześniowa potyczka obu klubów otworzyła na nowo pojedynek o prym w mieście włókniarzy. Zdecydowanie lepszy wówczas okazał się ŁKS, który po golach Maksymiliana Rozwandowicza oraz Adriana Klimczaka rozprawił się z Widzewem i pomału miał wjeżdżać na autostradę w stronę ekstraklasy.

Bo na dobrą sprawę w zasadzie nic nie zapowiadało nadchodzącego kryzysu piłkarzy z alei Unii. Maszyna Wojciecha Stawowego działała prężnie, nic w niej nie stukało, wszystkie elementy do siebie pasowały. Derbowa dojrzałość pokazała, że ŁKS bardzo nieudany ekstraklasowy sezon zostawił daleko za plecami. Z perspektywy czasu czujność ełkaesiaków zaczęła jednak wtedy być usypiana.

Zaś piłkarze prowadzeni wtedy jeszcze przez Enkeleida Dobiego pogrążeni byli w kryzysie. W spotkaniu derbowym punktu zaczepienia w zasadzie nie było, rywal na każdej płaszczyźnie był o poziom lepszy. Po awansie do Fortuna 1. Ligi Widzew człapał na zapleczu PKO Ekstraklasy i z kolan w zasadzie się nie podnosił. Będąc jednak wtedy za plecami rywala zza miedzy, powoli planował, jak na przestrzeni roku odwrócić sytuację obu klubów.

Stopniowa odbudowa Widzewa

Dla Widzewa pierwszy sezon po awansie do 1. ligi miał mieć charakter przejściowy. Stopniowa nauka rywali, bezpieczne utrzymanie, przygotowywanie się do kolejnej kampanii. Co złe widzewiacy przetrwali i sezon 2021/2022 zaczęli na najwyższych obrotach, które zawiozły ich na szczyt ligowej tabeli (32 punkty po 13 rozegranych spotkaniach, tylko jedna porażka), z którego piłkarze Janusza Niedźwiedzia schodzić nie planują.

Zatem dziwić nie może fakt, że przy alei Piłsudskiego zaczęto poważnie myśleć o ekstraklasie. I to mimo niefortunnych słów prezesa Mateusza Dróżdża, który w wywiadzie na klubowej stronie powiedział, że na razie Widzew na najwyższą klasę rozgrywkową nie jest jeszcze gotowy.

– Trzeba to jasno powiedzieć – nie mamy w klubie struktur, które byłyby w stanie już teraz „udźwignąć” ekstraklasę. Nas, pracowników, jest po prostu za mało. Oczywiście możemy awansować i tworzyć klub wyłącznie w oparciu o pierwszą drużynę i jej wyniki. Co jednak w przypadku braku sukcesu sportowego? Znów zarządzenie pod hasłem: „musimy się utrzymać za wszelką cenę i robimy wszystko na kredyt”? A potem odbudowa Widzewa od czwartej ligi? Na to nie ma i nie będzie mojej zgody – mówił prezes Dróżdż.

Swoje słowa Mateusz Dróżdż prostował w wywiadzie dla „Wprost”, w którym mówił: – Zostałem zrozumiany opacznie. Pod względem sportowym jesteśmy gotowi na najwyższy poziom rozgrywkowy. Ja jednak chciałbym stonować nastroje, za nami dopiero 1/4 sezonu. Miałem na myśli to, że pod względem organizacyjnym brakowało nam jeszcze pewnych struktur lub nie były one sformalizowane. Ostatnio podjęliśmy w tych kwestiach kilka decyzji i teraz obsada personalna już pozwoliłaby nam funkcjonować na wyższym poziomie. 

Wygrane derby Łodzi kluczowym krokiem w stronę awansu?

Niezależnie od sytuacji w tabeli i kibicowskich oczekiwań Widzew przed 67. derbami Łodzi stara się być spokojny. W klubie zarówno zawodnicy, jak i trener mają rzecz jasna pełną świadomość, że tak komfortowej sytuacji przed rywalizacją łódzkich klubów „Czerwono-biało-czerwoni” nie mieli dawno, ale chłodna głowa okazać się może kluczowa.

– Ja bym nie rozpatrywał tego w kontekście faworyta. Zresztą myślę, że jak jesteśmy liderem i jeszcze gramy u siebie, to pewnie zawsze ta rola faworyta będzie po naszej stronie, ale nie ma to większego znaczenia. Oczywiście derby rządzą się swoimi prawami, ale trzeba po prostu wyjść, zagrać dobre spotkanie i wygrać – mówił na przedmeczowej konferencji prasowej trener Widzewa – Janusz Niedźwiedź.

Świadomość ogromnej szansy na pewno jednak zagląda w umysły piłkarzy Widzewa. Bo jedna sprawa to zwycięstwo w niezwykle prestiżowym spotkaniu, ale druga to możliwość odstawienia grupy pościgowej w walce o bezpośredni awans na nawet dziesięć punktów. I choć głośno słowa te nie padną, to ciężar gatunkowy niedzielnych derbów Łodzi dla Widzewa jest ogromny.

Lawina problemów Łódzkiego Klubu Sportowego

Sytuacja ŁKS-u na przestrzeni ostatniego roku jest w zasadzie odwrotnie proporcjonalna do tej, która dotknęła łódzkiego Widzewa. Ełkaesiacy wygrali wyjazdowe derbowe spotkanie 2:0, pewnie zmierzali po awans do ekstraklasy, aż lokomotywa Wojciecha Stawowego się wykoleiła. Zresztą też bardzo symbolicznie, bo ówczesny trener ŁKS-u pracę stracił właśnie po meczu z Widzewem, tyle że domowym.

A potem to już efekt domina. Kompletnie nieudane „rządy” Ireneusza Mamrota i przegrany finał baraży o awans do ekstraklasy z Górnikiem Łęczna. Obecny sezon wcale lepiej się nie zaczął. Plaga kontuzji, która znacznie utrudnia życie Kibu Vicuni, a do tego problemy finansowe, które sprawiły, że społeczność ŁKS-u znów zaczęła niepewnie patrzeć w przyszłość.

Stąd trudno nie oprzeć się wrażeniu, że do niedzielnych derbów Łodzi oba kluby przystępują w odwrotnych nastrojach niż te, które towarzyszyły im jeszcze przed rokiem. Czy zatem w ogóle zasadne jest analizowanie spotkania derbowego z 16 września 2020 roku? Pod kilkoma względami być może tak.

Zeszłoroczne derby Łodzi a obecna sytuacja obu klubów

Sam trener Łódzkiego Klubu Sportowego – Kibu Vicuna – przyznał na przedmeczowej konferencji prasowej, że analizował wrześniowe derby z zeszłego sezonu. Po co? A choćby po to, aby zobaczyć, jak w innych warunkach meczowych mogą reagować jego piłkarze.

– Przede wszystkim chciałem obejrzeć,jak nasza drużyna i poszczególni piłkarze reagowali, jakie było ich nastawienie – mówił trener Vicuna. Poza tym, choć rok w piłce potrafi zmienić wiele, to duża część kadry ŁKS-u ostała się w drużynie i niewykluczone, że zagra także w 67. derbach Łodzi.

Pierwsza jedenastka ŁKS-u w 65. derbach Łodzi (16.09.2020)

Pierwsza jedenastka ŁKS-u w ostatnim meczu ligowym przeciwko Arce Gdynia (17.10.2021)

Mimo dalej doskwierającej dużej liczby kontuzji w ŁKS-ie w obu składach pokrywa się aż sześć nazwisk. A to oznacza, że przeciwko Widzewowi od pierwszej minuty może wyjść kilku piłkarzy, którzy smak derbów Łodzi znają już bardzo dobrze.

Pierwsza jedenastka Widzewa w 65. Derbach Łodzi (16.09.2020)

Pierwsza jedenastka Widzewa w ostatnim meczu ligowym przeciwko Koronie Kielce (15.10.2021)

W Widzewie bilans jest mizerniejszy – nazwiska pokrywają się dwa – Nowak oraz Kun. W klubie było już jednak  wtedy więcej piłkarzy, którzy w niedzielę mogą zacząć 67. derby Łodzi od pierwszej minuty. Problem dla zespołu Janusza Niedźwiedzia może stanowić z kolei brak dwóch podstawowych pomocników – Hanouska i Letniowskiego. I choć trener Widzewa zapewniał, że jakościowi zmiennicy sprawią, że różnicy w poziomie sportowym widać nie będzie, to strata dwóch tak istotnych postaci na pewno ma swoje znaczenie.

ŁKS zaś największy problem może mieć z obsadzeniem bramki. Marek Kozioł w spotkaniu przeciwko Arce Gdynia nabawił się urazu, który najprawdopodobniej wyeliminuje go ze starcia derbowego. Wówczas alternatywy są dwie – najbardziej prawdopodobna to Dawid Arndt, ale na parę dni przed derbami Łodzi do kadry pierwszoligowej zgłoszony został także Michał Kołba, który wraca po dwuletniej dyskwalifikacji za doping. Jego ewentualny występ byłby historią absolutnie bezprecedensową. Podtekstów zatem przed 67. derbami Łodzi jest mnóstwo…

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze