Remisowy akt derbowej historii


Atletico Madryt zremisowało na własnym stadionie z Realem Madryt 1:1

7 marca 2021 Remisowy akt derbowej historii

Mecz zapowiadał się kapitalnie. Patrząc w tabelę przed pierwszym gwizdkiem tego spotkania, można było jasno powiedzieć: dla gości to był finał. Zresztą na przedmeczowej konferencji potwierdził to sam Zinedine Zidane, dodając, że niezależnie od wyniku "Królewscy" wciąż będą się liczyć w walce o tytuł mistrza Hiszpanii. Simeone do spotkania mógł podejść na zdecydowanie większym luzie. W końcu to gospodarze przewodzą ligowej tabeli. Najbardziej na mecz czekała pewnie Barcelona, która swoje zadanie wczoraj wykonała.


Udostępnij na Udostępnij na

To właśnie „Blaugrana” może być najbardziej zadowolona z końcowego rozstrzygnięcia. W Katalonii na pewno mocniej kciuki trzymano za „Los Blancos”, ale wynik remisowy przyjmie się z pocałowaniem ręki. Co innego w Madrycie. Zarówno Atletico, jak i Real po końcowym gwizdku sędziego Hernandeza mogły odczuwać spory niedosyt. Oba zespoły miały szansę na zdecydowanie lepszy rezultat. Gdyby nie bramkarze… wynik wyglądałby zdecydowanie bardziej okazale. Koniec końców najwięcej stracił Real Madryt. Remis wciąż pozwala marzyć, ale zachowuje status quo w ligowej tabeli, a „Atleti” w środę może odskoczyć na kolejne trzy oczka.

Pojedynek „dziewiątek”

O ile o występ Luisa Suareza w tym spotkaniu byliśmy spokojni, o tyle gra Karima Benzemy nie była już tak oczywista. Zidane jednak doskonale zna swoich piłkarzy i posłał na boisko głodnego gry i goli Francuza. Jednak najpierw ze znakomitej strony pokazał się Urugwajczyk. Snajper sprowadzony latem na Wanda Metropolitano pokazał, dlaczego jest tak bardzo ceniony przez Simeone. Przerwał ligową posuchę w strzelaniu goli w najlepszym możliwym momencie dla siebie i swojego zespołu. I to jak przerwał! Imponujące w tej akcji było dosłownie wszystko. Poczynając od minięcia Nacho przez Llorente, przez asystę pomocnika, aż do finiszu w wykonaniu Suareza. Wykończył to tak, jak prawdopodobnie nikt się tego nie spodziewał, wspaniałym strzałem zewnętrzną częścią stopy. Nadrobił jednego gola w klasyfikacji strzelców La Liga, traci już tylko dwie bramki do Messiego. Charakterystyczna cieszynka i jedziemy dalej po tytuł.

Karim Benzema ewidentnie miał inne plany co do tej „jazdy po tytuł” Atletico. Francuz był zdecydowanie aktywniejszy od Suareza, do czego zdążył nas już przyzwyczaić. Choć Luisito na pewno dotrzymywał mu dziś kroku w aspekcie rozegrania. Dla Benzemy był to mecz zmarnowanych okazji, niedokładności i błędów technicznych. To, ile złych decyzji dziś podjął, jest wręcz niepodobne do francuskiego snajpera. Tu piłka podskoczyła, tam odskoczyła, tu nieudane przyjęcie, tam piłka przelała się po stopie. Mnóstwo było momentów, które kibica Realu Madryt mogły doprowadzić do frustracji. Koniec końców najważniejsze jest jednak to, co w sieci. Tutaj mamy remis. Suarez 1:1 Benzema.

Madryt bramkarzami stoi

Gdyby nie Oblak i Courtois, ten mecz byłby zupełnie inny. Pierwszy zaliczył siedem interwencji, drugi cztery. Wszystkie tak samo istotne. Przejrzyjmy ich wielkie parady chronologicznie. Pierwszy do gry wkroczył Słoweniec. Zatrzymał potężną bombę, jaką z dystansu puścił Casemiro, choć nie była to najpewniejsza z interwencji w tym sezonie, to najważniejsze, że skuteczna, a strzał bardzo groźny. To by było na tyle w pierwszej połowie. Druga to był jednak prawdziwy bramkarski popis. Tym razem rozpoczął Courtois, który świetnie zachował się w sytuacji sam na sam z Carrasco i uchronił gości przed stratą bramki, prawdopodobnie zamykającej to spotkanie. Minutę później świetnie zostawił rękę i zatrzymał strzał Suareza. Wciąż 1:0.

Ostatnie 20 minut to już popis Oblaka, do którego zmusili go gracze Realu Madryt. Najpierw koncentrację słoweńskiego bramkarza sprawdził Fede Valverde. Wprowadzony po przerwie Urugwajczyk posłał kolejną rakietę z dystansu w stronę bramki Oblaka, ale efekt był ten sam. Słoweniec górą w tym starciu. Tak samo górą był kilka minut później w starciu z Benzemą. Napastnik najpierw z okolic jedenastego metra nie był w stanie pokonać Oblaka, przy dobitce z pięciu metrów również sobie nie poradził. Naprawdę kapitalna podwójna parada bramkarza „Los Rojiblancos”. Hiszpańska telewizja na King of The Match wybrała Luisa Suareza, ale nikt nie zdziwiłby się, gdyby wybrano któregoś z bramkarzy. Obaj zasłużyli, obaj utrzymali swoje zespoły w grze. Que partido de porteros!

***

Czy ten mecz coś zmienia w ligowym wyścigu? Właściwie niewiele. Najwięcej znaczy dla Barcelony. Jedyne, co się zmieniło, to liczba kolejek do rozegrania. Można powiedzieć, że Atletico jest o 90 minut bliżej mistrzostwa Hiszpanii. Choć na pewno nie można z pewnością stwierdzić, że dziś liga się zamknęła. Real Madryt na Wanda Metropolitano jeszcze nie przegrał. Zidane dogonił dziś w liczbie spotkań na ławce trenerskiej „Los Blancos” legendarnego Vincente del Bosque. Raczej go przegoni o wiele spotkań.

Wiemy też, że nie ma drugiego takiego miasta na świecie, które miałoby dwóch tak znakomitych bramkarzy. Tego jednak każdy mógł się spodziewać, patrząc na klasyfikację trofeo Zamora. W niej prowadzi oczywiście duet Oblak – Courtois, a jest przecież jeszcze fenomenalny Ter Stegen, który raz po raz ratuje „Barcę”. Teraz Oblak staje przed zadaniem zatrzymania Athleticu Bilbao w środowy wieczór. Jeśli „Atleti” wygra, w szeregach Realu Madryt może podnieść się alarm. Po tym spotkaniu nic nie jest jednak rozstrzygnięte. La Liga wciąż żyje i może być bardzo pasjonująca. Vamos señores!

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze