Radomiak konsekwentnie gra na zero. Z tyłu i z przodu


W Radomiu oprócz strasznej wichury mało co mogło wczoraj zainteresować kibiców

21 lutego 2023 Radomiak konsekwentnie gra na zero. Z tyłu i z przodu
Zbigniew Harazim / zbyszkofoto.pl

Radomiak pod wodzą Mariusza Lewandowskiego nigdy nie spycha na skraj fotela. Ba – czasem zachęca nawet do krótkiej drzemki albo zmiany kanału na jakieś ciekawsze widowisko. Mimo wszystko udaje mu się dosyć konsekwentnie zbierać punkty i w ekstraklasowej tabeli zajmuje już siódmą lokatę. W meczu z grającą w kratkę Jagiellonią Białystok ponownie zachował czyste konto, ale jako że nie dołożył nic od siebie w ofensywie, po końcowym gwizdku w Radomiu zostało zaledwie jedno oczko.


Udostępnij na Udostępnij na

Jagiellonia jechała do województwa mazowieckiego podbudowana zwycięstwem w poprzedniej kolejce z Pogonią Szczecin. Ponadto zespół Macieja Stolarczyka chciał przełamać fatalną passę, bo „Jaga” w tym sezonie nie zdołała jeszcze wygrać na wyjeździe.

Zaś Radomiak w rundę wiosenną wszedł… po swojemu, czyli grając złośliwie dla oka, ale skutecznie, ponieważ na cztery mecze nie przegrał żadnego i jeden nawet wygrał (identyczne statystyki co w klubie z Podlasia). Dodatkową chlubą dla radomian jest fakt, iż nie stracili oni bramki od 388 minut i to mimo że wczoraj w miejsce zawieszonego za kartki Raphaela Rossiego wskoczył rezerwowy Mateusz Cichocki.

Niby coś się dzieje, ale konkretów brak

Na pierwszą interesującą akcję czekaliśmy dziewięć minut. Wtedy do futbolówki na ok. dziesiątym metrze doszedł Lisandro Semedo, lecz zamiast powiększyć swój dorobek o drugie trafienie, oddał żałośnie lekki strzał wprost w ręce Alomerovicia. Potem głównie oglądaliśmy ping-ponga (uznajmy za usprawiedliwienie straszliwą wichurę), aż w końcu w 17. minucie o włos od otwarcia wyniku po dograniu Damiana Jakubika był Leonardo Rocha, pudłując z wysokości pola karnego.

W odpowiedzi marny strzał oddał Taras Romanczuk, a kilka akcji później groźnie z główki próbował Mateusz Cichocki, ale piłka zatrzymała się między nogami golkipera Jagielloni. Na prawdziwy popis umiejętności Alomerovicia przyszedł jednak czas w 44. minucie. Chciałoby się te dwie spektakularne interwencje odpowiednio opisać, ale chyba najlepiej to po prostu obejrzeć.

Cios za ciosem, a nokaut nie przychodzi

Mało brakowało, a niewykorzystana „setka” z pierwszej odsłony zemściłaby się na Radomiaku w 60. minucie, gdy z bliskiej odległości w boczną siatkę trafił Jesus Imaz. Inna sprawa, że odgwizdano spalony, lecz w tak bezbarwnych trzech kwadransach nawet zalążek szansy na zdobycie gola wydaje się warty uwagi.

Zwłaszcza że potem mieliśmy tylko sprawne rozegranie Bidy z Wdowikiem i zablokowany strzał Romanczuka oraz koślawą kontrę gospodarzy na koniec, totalnie spartaczoną przez Luisa Machado.

Co ich czeka

W następnej serii gier podopieczni Stolarczyka zmierzą się z Rakowem Częstochowa, a więc o tak nudnej i sztampowej grze raczej nie może być mowy. Natomiast „Zieloni” wybiorą się na Pomorze i będą chcieli urwać punkty Lechii Gdańsk. Patrząc na umiarkowanie dobrą postawę tych drugich w ostatnim czasie, Lewandowski i spółka naprawdę mają szansę na zwycięstwo i zrównanie się punktami z Cracovią. O ile ktoś w Radomiu wpadnie na to, jak pogodzić pragmatyczną defensywę z odrobiną finezji w ataku. W przeciwnym razie znów obejrzymy toporną szermierkę bez trafień i emocji.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze