Sytuacja w Napoli jest zła, żeby nie powiedzieć, że tragiczna. Sportowo takiego kryzysu nie było już dawno, a do tego atmosfera wokół klubu jest bardzo napięta. Piłkarsko zespół z Neapolu jest jednym z najsłabszych we Włoszech na przestrzeni ostatnich tygodni. Nie funkcjonuje nic, a kibice z San Paolo, co zresztą nietrudno zrozumieć, czują przenikającą frustrację.
Drużyna prowadzona przez Gennaro Gattuso zajmuje obecnie haniebne 11. miejsce w tabeli, mając niewiele więcej punktów od liczby rozegranych spotkań i sumę porażek w lidze przewyższającą zwycięstwa. Jedna sprawa to problemy piłkarskie, druga zaś dotyczy niewielkich perspektyw na zmianę rzeczywistości. Napoli pochłonęła piłkarska czarna dziura.
Jeden strzał
Jest 11 grudnia 2018 roku. Ostatnia kolejka fazy grupowej Champions League, na Anfield Liverpool gra z Napoli. Żeby awansować, „The Reds” muszą wygrać. Pierwszy krok w tym kierunku czyni Salah, który w 34. minucie pokonuje Davida Ospinę. Minuty mijają, wirtualnie Liverpool jest w 1/8 finału, ale jeden gol może zmienić wszystko. Zegar wybija 90. minutę, powoli zaczyna się fiesta, na trybunach rozbrzmiewa ,,You”ll never walk alone”. Już za moment zespół Juergena Kloppa ma postawić kolejny krok w kierunku autostrady prowadzącej do finału Ligi Mistrzów.
Nagle Callejon zagrywa górną piłkę w pole karne „The Reds”, którą nieco niezgrabnie, ale jednak przejmuje Arkadiusz Milik. Jest pięć metrów od bramki, a około dwóch od Alissona i ma szansę śmiertelnie ugodzić całe Anfield. Brazylijczyk rozpaczliwie rzuca się wzdłuż bramki i odbija uderzenie Polaka. Piłka leci w powietrze, a niedługo po tym sędzia kończy mecz. Liverpool jest w dalszej fazie LM, Napoli spada do Ligi Europy.
Niespełna rok później koszulkę meczową Liverpoolu zdobi emblemat za zwycięstwo w klubowych mistrzostwach świata, poprzedzone czerwcowym triumfem w Champions League. Do tego drużyna Kloppa ma utopijną sytuację w lidze i zmierza po pierwsze od 30 lat mistrzostwo Anglii. W tym samym czasie Napoli jest wrakiem klubu i przegrywa mecz za meczem. Gdyby Milik pokonał wtedy Alissona. Gdyby Napoli wyrzuciło Liverpool z Ligi Mistrzów. Gdyby. Jeden strzał.
Ile w piłce nożnej zależy od detali. Pojedyncze uderzenie może mieć gigantyczny wpływ na przebieg historii. Nikt nie jest w stanie przewidzieć, jak wyglądałaby rzeczywistość piłkarska, gdyby w zeszłym sezonie Liverpool odpadł w grupie Ligi Mistrzów. I nikt nie wie, jaki miałoby to wpływ na ówczesny zespół Carlo Ancelottiego. Rzecz jasna obecnej sytuacji Napoli nie wolno utożsamiać z tym strzałem. Nie przez niego w Neapolu dzieje się obecnie, jak się dzieje. Podłoże kryzysu jest znacznie bardziej złożone i skomplikowane.
Porażka za porażką
Przyjrzyjmy się na początku suchym faktom. Napoli w 20 rozegranych meczach w lidze zebrało zaledwie 24 punkty i ma obecnie większą stratę do miejsca gwarantującego europejskie puchary (11 punktów) aniżeli przewagę nad strefą spadkową (9 punktów). W przypadku klubu takiego kalibru brzmi to dosyć absurdalnie, ale faktom zaprzeczyć się nie da. Ponadto biorąc pod lupę tylko ostatnie dziesięć spotkań, okazałoby się, że Napoli na przestrzeni tych meczów było drugim najsłabszym klubem ligi. Na możliwe 30 punktów neapolitańska drużyna zdobyła zaledwie sześć, tyle samo co Genoa.
Być może sytuacja nie jest jeszcze na tyle krytyczna, żeby brać pod uwagę ewentualny spadek, ale od lat widmo dołu tabeli nawet nie zerknęło w oczy działaczom klubu z Neapolu. Nastały więc wyjątkowo mroczne czasy na krajowym podwórku i na ten moment wywalczenie możliwości gry w przyszłym sezonie w europejskich pucharach będzie można uznać za swego rodzaju sukces. Jednakże nikt na razie tak daleko w przyszłość nie wybiega. Najpierw trzeba posprzątać bałagan, który się narobił, a dopiero potem przyjdzie czas na myślenie o tym, w jaki sposób wrócić do czołówki.
Skalę problemu dobitnie pokazuje poniższy wykres. Po 20 ligowych kolejkach tak źle w Neapolu nie było od dawna. Od sezonu 2012/2013 za każdym razem po 20 rozegranych meczach Napoli plasowało się w pierwszej trójce w tabeli. Dwukrotnie w tym czasie „Azzurri” byli nawet liderem Serie A. Jak wiadomo, nie przełożyło się to ani razu na zdobycie scudetto (od ośmiu sezonów niezmiennie zgarnia je Juventus), ale niejednokrotnie w tym czasie Napoli napsuło mnóstwo krwi „Starej Damie”.
Pod względem zdobyczy punktowej wybitny dla neopolitańczyków nie był także sezon 2011/2012, w którym po 20 kolejkach mieli tylko 29 punktów na koncie i zajmowali 7. miejsce, ale i tak jest to wynik znacznie lepszy od tego z obecnej kampanii. Na dobrą sprawę Napoli już jako klub z wysokiej europejskiej półki pierwszy raz przeżywa kryzys takiego kalibru w lidze.
Sprowadzając do Neapolu Gennaro Gattuso, liczono na efekt nowej miotły, który odbije klub od dna. Nic z tego. Pod wodzą legendy Milanu Napoli zagrało w lidze już pięć spotkań, z czego przegrało cztery. Do tego jedyne zwycięstwo zostało mocno wymęczone i koniec końców odniesione po golu w doliczonym czasie gry. Przyjście nowego trenera więc nie zadziałało.
Może w takim razie należy się odblokować we własnej świątyni, na San Paolo? No cóż, to Napoli też nie zbawiło. Co więcej, bilans meczów na własnym terenie w ostatnim czasie wygląda fatalnie. W lidze wszystkie ostatnie cztery spotkania zakończone były porażką. Zresztą na ligowe zwycięstwo na San Paolo Napoli czeka od października (!), gdy wówczas dwa gole Arka Milika dały zwycięstwo nad Hellasem Verona. Koszmar.
Bogactwo tylko na papierze
Jeśli chodzi o pozycję napastnika, Napoli ma wyjątkowo szeroki wachlarz możliwości. Jest Arkadiusz Milik bardzo dobrze czujący się w rozegraniu, potrafiący doskonale uderzyć i mający perfekcyjnie ułożoną lewą nogę. Jest Dries Mertens, snajper dynamiczny, potrafiący się urwać i pewnie wykończyć akcję. Sprowadzono Fernando Llorente, piłkarza stworzonego do gry w końcówkach spotkań, z dużym doświadczeniem i umiejętnością wykorzystania warunków fizycznych w polu karnym.
W teorii jest wszystko, w praktyce tylko Milik. Polak w lidze dorobił się jak dotąd siedmiu trafień (grając przez kontuzję w zaledwie 11 meczach) i jest jednym z niewielu w Napoli, któremu prawie nic nie można zarzucić. Llorente jak to Llorente – wchodził na końcówki, uzbierał pojedyncze gole, ale nie jest już napastnikiem na 90 minut dla Gennaro Gattuso.
Z Driesem Mertensem sytuacja jest bardziej skomplikowana, bo możliwości ma cały czas ogromne. Problem w tym, że w obecnym sezonie na boisko tego przenieść zbytnio nie potrafi. Tylko cztery gole w lidze, gdzie w hierarchii jest obecnie stawiany niżej od Arka Milika. Lepsza dyspozycja w Champions League, gdzie zgromadził pięć trafień, ale jego gra daleka jest od doskonałej. Generalnie potencjał, jaki drzemie w ofensywie Napoli, z pewnością nie jest w pełni wykorzystywany.
Arkadiusz Milik rozegrał już 100 spotkań w barwach SSC Napoli 💯💙#pilkanozna #piłkanożna #futbol #sport #sports #soccer #football #follow #followme #photooftheday #picoftheday #repost #likeforlikes #milik #napoli #sscnapoli pic.twitter.com/z2Y27Z829h
— AboutFootball.pl ⚽️ (@aboutfootballpl) January 19, 2020
Po ostatnich spotkaniach liczne zarzuty pod adresem Gennaro Gattuso dotyczyły zestawienia formacji defensywnej. Trener Napoli w meczu z Fiorentiną rotował zawodnikami raz po raz, wystawiając ich do gry na bardzo nienaturalnych dla nich pozycjach. Pomysł (czego też można było się spodziewać) kompletnie nie wypalił, a jedyne, co tym zyskał Gattuso, to kolejna rzesza hejterów, którzy coraz mniej przychylnie patrzą na jego filozofię prowadzenia klubu. Trener, który miał wydostać Napoli z dołka, sam w niego się pakuje i dostosowuje się do poziomu prezentowanego przez zespół na boisku.
Fatalnie na boisku, toksycznie poza nim
Notoryczne porażki to nie jedyne problemy, które na swojej drodze napotykają piłkarze Napoli. Do słabej gry doszły też bardzo niezdrowe relacje z prezesem klubu – Aurelio De Laurentiisem. Początek temu dały słabe wyniki klubu jeszcze w listopadzie, za które De Laurentiis nakazał piłkarzom wziąć udział w przymusowym zgrupowaniu. Odmowa ze strony zawodników spotkała się ze złością prezesa, który ukarał ich karą finansową. To tym bardziej nie spodobało się piłkarzom, którzy zdecydowali się rozwiązać sprawę na drodze sądowej.
Zimna wojna trwa od kilku miesięcy i z pewnością nie jest to czynnik pozytywnie wpływający na grę zespołu. Co prawda obóz szkoleniowy w Castel Volturno ma tak czy inaczej się odbyć, ale tym razem z inicjatywy samych piłkarzy, którzy widząc duży problem w ich grze, chcą w spokoju popracować nad poprawą sytuacji w klubie. Nim to się jednak stanie, trzeba znaleźć nić porozumienia między władzami a piłkarzami. Bo bez tego ani rusz w stronę poprawy wyników sportowych…
#Napoli President Aurelio De Laurentiis reportedly wishes he could sack Gennaro Gattuso and recall Carlo Ancelotti, who has a new job at Everton https://t.co/jg9drOskdi #EFC #SerieA #EvertonFC pic.twitter.com/GJWL03VtdQ
— Football Italia (@footballitalia) January 19, 2020
Końcówka polskiego Napoli?
Sześciu zawodników ma z Aurelio De Laurentiisem wejść na drogę sądową. Dwójka z nich to Polacy – Arkadiusz Milik i Piotr Zieliński. Mimo ich wysokiej pozycji w hierarchii klubu patrząc przez pryzmat tego, co dzieje się w Neapolu, nie można jednoznacznie stwierdzić, jak potoczy się przyszłość tej dwójki. Obaj mają kontrakty ważne do lata, obaj ich jak dotąd nie przedłużyli… Na pewno bardzo duży wpływ na ewentualne pozostanie w Napoli będą miały stosunki z prezesem klubu. Jeśli te nie ulegną znaczącej poprawie, to dni polskiego duetu w Neapolu mogą być policzone.
Od pewnego czasu łączy się Arkadiusza Milika z poważnymi hiszpańskimi klubami, takimi jak Sevilla czy Valencia, a niedawno także coraz więcej informacji mówi o zainteresowaniu ze strony Manchesteru United. Piotr Zieliński przez wiele klubów jest bardzo ceniony za doskonałą grę obiema nogami, przez co problemów ze znalezieniem pracodawcy nie powinien mieć żadnych. W takiej sytuacji najbliższe miesiące, a może nawet tygodnie będą kluczowe w kwestii przyszłości Polaków w Napoli.