Przyszłość należy do niego. Eddie Howe podbija Anglię.


Sylwetka jednego z najlepszych trenerów młodego pokolenia.

27 października 2018 Przyszłość należy do niego. Eddie Howe podbija Anglię.

Spokojny, 40-letni blondyn z Bournemouth to bez wątpienia materiał na trenera wielkiego klubu i szkoleniowiec, o którym już niedługo może być naprawdę głośno. Eddie Howe, bo o nim mowa, dzięki ciężkiej pracy w klubie z południowej Anglii ugruntował swoją pozycję jako najlepszego angielskiego trenera (inna sprawa, że nie ma dużej konkurencji). Jest on zaprzeczeniem typowego trenera z Anglii, czyli takiego, który preferuje nudny, toporny futbol. To co zrobił z „Wisienkami” to materiał na film, choć jak twierdzi sam Howe nikt nie chciałby nakręcić o nich filmu, bo ludzie powiedzieliby, że to zbyt nierealne.


Udostępnij na Udostępnij na

Niespełniony piłkarz

Eddie Howe mimo sporego potencjału nie zrobił wielkiej kariery, ale może pochwalić się dwoma występami w reprezentacji Anglii do lat 21. Howe był obrońcą, a większość kariery piłkarskiej spędził w swoim ukochanym Bournemouth. Barwy „Wisienek” reprezentował łącznie przez 11 lat. Dla klubu z Dean Court zagrał w aż 271 meczach i już jako piłkarz zapracował sobie na miano legendy Bournemouth. O tym jak wielką miłością darzą go fani z Dean Court, Eddie Howe przekonał się w 2004 roku.

Był to trudny moment w jego karierze. Dwa lata wcześniej trafił do Portsmouth, czyli zespołu, który miał ambicję, żeby wywalczyć awans do najwyższej klasy rozgrywkowej w Anglii. Jego rola w zespole była marginalna i przez dwa lata zagrał tylko w dwóch meczach (wpływ na to miały również jego problemy z kolanem). Bournemouth nie zapomniało o swoim wychowanku i w 2004 roku Howe wrócił do zespołu „Wisienek”, ale tylko na zasadzie wypożyczenia. Tam w końcu mógł powrócić do regularnego grania, ale wiele wskazywało na to, że po zakończeniu okresu wypożyczenia wróci do Portsmouth, bo Bournemouth nie było stać na wykupienie Howe’a. Wtedy do gry wkroczyli fani „Wisienek” i w dwa (!) dni uzbierali potrzebne 13500 funtów. Eddie Howe mógł dzięki temu jeszcze przez trzy lata reprezentować barwy swojego ukochanego klubu.

Niestety jego kariera zakończyła się przedwcześnie. W 2007 roku w wieku 29 lat był zmuszony ją zakończyć, ponieważ cały czas miał problemy z kolanem, które nie zniknęły mimo wizyty u jednego z najlepszych amerykańskich lekarzy. Jego kariera piłkarska była jedynie wstępem do prawdziwej wielkości.

AFC Bournemouth nad przepaścią

Bournemouth miało pomysł na Howe’a w związku z czym Anglik po zakończeniu kariery w 2007 roku nawet na moment nie rozstał się z futbolem. Jeszcze w tym samym roku Howe został trenerem rezerw Bournemouth. W tym czasie pierwsza drużyna staczała się niemal na samo dno. Klub z Dean Court to była wówczas jedna wielka stajnia Augiasza.

Pieniędzy brakowało praktycznie na wszystko, na klubowych korytarzach częściej można było spotkać komorników niż klubowych pracowników. W związku z gigantycznymi problemami finansowymi Bournemouth rozpoczęło sezon 2008/2009 z aż 17 ujemnymi punktami. Wszystko wskazywało na to, że „Wisienki” dryfują na samo dno. Bournemouth grało wówczas w League Two (czwarty poziom rozgrywkowy) i spadek do niższej ligi oznaczałby, że klub z Dean Court na dobre zniknąłby z angielskiej mapy piłkarskiej. Misji ratowania klubu podjął się wówczas właśnie Eddie Howe, który do tej pory prowadził jedynie zespół rezerw „Wisienek”. Trudno powiedzieć czy władze Bournemouth powierzyły mu stery pierwszej drużyny, bo już wtedy widziały w nim potencjał na świetnego trenera czy może dlatego, że nikt inny i tak nie chciałby wówczas przyjść do klubu, który jest na skraju bankructwa. Wydaję mi się, że bardziej prawdopodobna jest druga opcja.

W 2009 roku Eddie Howe został ogłoszony menedżerem Bournemouth, a ciężar gatunkowy zadania, które przed nim stało był ogromny. Stawką nie było tylko utrzymanie. To była walka o to, by ten klub nie musiał ogłosić upadłości. W Anglii jedynie cztery ligi są profesjonalne. Bournemouth kiedy obejmował je Eddie Howe, było właśnie na granicy profesjonalnego poziomu. Dramatycznie walczyli o utrzymanie w czwartej lidze, czyli ostatniej profesjonalnej. Spadku do piątej ten klub już by nie przetrwał. Jednakże pomimo tych wszystkich problemów kibice Bournemouth mogli odetchnąć z ulgą na koniec sezonu. Eddie Howe dokonał niemożliwego i utrzymał zespół w lidze. W drużynie była wielka jedność i poczucie odpowiedzialności za losy zespołu z Dean Court. Dlatego piłkarze dali z siebie wszystko, żeby „Wisienki” utrzymały się w League Two. Zaangażowania nie zabrakło mimo faktu, że pieniądze nie były wypłacane na czas. Te pierwsze miesiące pracy jako menedżer mocno zahartowały zaledwie 31-letniego wówczas Eddiego Howe’a. Z pewnością było wiele bardziej przyjemnych miejsc do rozpoczęcia kariery trenerskiej niż ówczesne Bournemouth, ale z drugiej strony Anglik mógł sobie powiedzieć, że skoro dał sobie radę w takich warunkach to już nic go nie zaskoczy w jego karierze, która właśnie się rozpoczynała. Był bowiem w klubie, które nie miało do dyspozycji żadnego boiska treningowego, komornicy to już praktycznie zamieszkali w klubowej siedzibie, a fizjoterapeuci byli wynajmowani tylko na mecze. A i tak uniknął spadku.

Niespodziewany awans i nowe wyzwanie

To nie był jednak koniec kłopotów Bournemouth. Klub wciąż miał problemy finansowe w związku z czym przed rozpoczęciem sezonu 2009/2010 zostali ukarani rocznym zakazem transferowym. Wydawało się, że przed „Wisienkami” kolejna trudna kampania. Nic bardziej mylnego! Również i na tę sytuację Eddie Howe znalazł rozwiązanie i bez nowych zawodników dokonał rzeczy nieprawdopodobnej. Wywalczył awans do trzeciej ligi! Klub, który jeszcze niedawno był o krok od ogłoszenia upadłości niespodziewanie mógł w 2010 roku świętować awans do wyższej ligi.

To był piłkarski cud i o osiągnięciach Eddiego Howe’a zaczęło być głośno w Anglii, ale wielu zakładało, że poziom trzeciej ligi zweryfikuje Bournemouth i że to jest za wysoka półka dla „Wisienek”. Jednak Eddie Howe i jego zespół nie mieli zamiaru przestać zaskakiwać. W sezonie 2010/2011 klub z Dean Court był o krok od awansu do Championship, ale ostatecznie Bournemouth zakończyło rozgrywki na 3 miejscu.

Bournemouth w Championship się nie znalazło, ale Eddie Howe już tak. Anglik po tym co zrobił z „Wisienkami” postanowił w 2011 roku przyjąć ofertę od Burnley. Tam jednak Howe miał szatnię, w której wielu piłkarzy było starszych od niego. Oczywiście w Bournemouth było podobnie, ale tam miał niesłychany posłuch w drużynie ze względu na to, że jest klubową legendą. W Burnley oczywiście ten czynnik odpadał. W klubie z Turf Moor już nie dokonywał takich cudów. Spędził tam 19 miesięcy, które były przeciętne i „The Clarets” znajdowali się w środku tabeli Championship.

Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej

W 2012 roku wrócił do rodzinnego miasta. Do tej decyzji skłoniła go rodzinna tragedia – śmierć matki, a także chęć bycia bliżej rodziny. Eddie Howe przekonał się, że jego miejscem na ziemi jest Bournemouth. Wcześniej jako piłkarz najpiękniejsze lata swojej kariery przeżywał właśnie w klubie z Dean Court, a wyjazd z tego miasta był dla niego mało przyjemny, więc wrócił. Podobny cykl miał miejsce w przypadku kariery trenerskiej – sukcesy w Bournemouth, mało udany wyjazd (tym razem do Burnley) i następnie powrót. Eddie Howe jest jak Lassie – zawsze wraca.

W 2012 roku Bournemouth, do którego wracał Anglik nadal grało w trzeciej lidze. Howe znów pokazał, że ma wyjątkową umiejętność osiągania niespodziewanych wyników z ekipą z południowej Anglii. W ciągu trzech sezonów wywalczył dwa awanse – najpierw do Championship, a następnie do Premier League. Oznaczało to, że Bournemouth po raz pierwszy w swojej historii zagra w najwyższej klasie rozgrywkowej. Jeszcze kilka lat temu Bournemouth było na skraju bankructwa, a kibice tego klubu patrzyli z zazdrością na swoich sąsiadów z południowej Anglii, czyli Portsmouth i Southampton, gdyż te ekipy grały w Premier League. Wystarczyło jednak zatrudnić Howe’a, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych i fani „Wisienek” również znaleźli się w elicie.

Premier League nie taka straszna jak ją malują

Choć wszyscy byli pełni uznania dla Howe’a za to jak zmienił Bournemouth to jednak przed ich pierwszym sezonem w elicie prawie wszyscy skazywali ich na pożarcie. Mieli spaść z hukiem, ale Eddie Howe znów zagrał na nosie wszystkim ekspertom. Zespół się oczywiście utrzymał i nieprzerwanie od 2015 roku grają w Premier League. Są jednym z niewielu zespołów, który nigdy nie spadł z najwyższej klasy rozgrywkowej.

Jest to niesłychane osiągnięcie, którego architektem jest niesamowity Eddie Howe. Anglik w sierpniu rozpoczął swój czwarty sezon w Premier League. Jeżeli chodzi o wcześniejsze trzy kampanie to oczywiście zdarzały się momenty kryzysowe, w których zespół nie punktował najlepiej. Jednakże Eddie Howe ma tak dużą stabilność posady, że nikomu wówczas nawet nie przeszła przez myśl decyzja o zwolnieniu menedżera. Howe to postać pomnikowa w Bournemouth i wszyscy w tym mieście go kochają. Koniec końców z każdego mniejszego czy większego kryzysu zespół zawsze wychodził na prostą. Zresztą w żadnym sezonie w elicie nie było tak, że „Wisienki” musiały desperacko walczyć o utrzymanie do ostatniej kolejki. Co więcej, w sezonie 2016/2017 podopieczni Howe’a zajęli wysokie 9 miejsce. Jest to kolejne świetne osiągnięcie biorąc pod uwagę fakt, że potencjał zarówno sportowy jak i finansowy Bournemouth jest względnie skromny w porównaniu z innymi ekipami z Premier League.

To co również budzi uznanie w przypadku Eddiego Howe’a to styl gry jaki preferuje ten menedżer. Anglik chce, żeby jego zespół grał piękny dla oka, efektowny futbol. Jego ofensywne nastawienie nie zmieniło się nawet po awansie do Premier League. Bournemouth gra bez kompleksów, bez kalkulacji, odważnie, strzela sporo goli i nie boi się ruszyć na przeciwnika bez względu na to czy po drugiej stronie stoją piłkarze Cardiff City czy Manchesteru City. Naprawdę trudno nie pochwalać takiej filozofii. „Wisienki” w wielu meczach zachwycają mimo, że skład tego klubu na papierze wydaję się być przeciętny. Klub z Dean Court kojarzy się z zespołem, w którym grają piłkarze mający nazwiska, które wyglądają na wyciągnięte z angielskiej książki telefonicznej (Francis, Daniels, Smith, Cook, Wilson, Surman, King, Brooks). Eddie Howe wyciska z tych zawodników maksimum dzięki czemu dają oni wiele radości swoim kibicom. Bournemouth jest niczym Kopciuszek na balu.

Obecny sezon jest dla Bournemouth fantastyczny. Jeśli utrzymają formę przez całą, długą kampanię to mają szansę na polepszenie wyniku z sezonu 2016/2017 kiedy zajęli 9 miejsce w Premier League. „Wisienki” w 9 meczach ligowych strzelili 16 goli (tyle co Liverpool, więcej strzelili tylko Arsenal, Chelsea i Manchester City). W tabeli znajdują się na 6 pozycji. Trudno przewidzieć czy utrzymają swoją dotychczasową formę przez całe rozgrywki. Będzie o to niesamowicie trudno. Jednakże Eddie Howe zrobił z tym zespołem już tyle niesamowitych rzeczy, że nie ma sensu mówić, że oni nie są w stanie czegoś osiągnąć. Ilekroć Howe słyszał, że czegoś nie można zrobić to puszczał to mimo uszu i to robił. Anglicy bardzo lubią powiedzenie: „Sky is the limit”. Do żadnego innego menedżera nie pasuje ono tak dobrze jak do Eddiego Howe’a.

 

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze