Premiership: Remis na Villa Park


Ostatnim, a zarazem najbardziej elektryzującym meczem w serii sobotnich spotkań czternastej kolejki Premiership, był pojedynek na Villa Park, gdzie podopieczni Martina O’Neilla podejmowali zespół aktualnego mistrza Anglii, Manchester United.


Udostępnij na Udostępnij na

W obecnym sezonie piłkarze z Birmingham radzą sobie na tyle dobrze, iż powoli zaczyna się ich tytułować mianem piątej siły ligi angielskiej. Wysoka pozycja Aston Villi w tabeli nie jest przypadkiem, co gospodarze sobotniego meczu potwierdzili tydzień wcześniej w Londynie, wygrywając z Arsenalem 2:0. Były więc podstawy, aby uznać The Villans za faworyta sobotniego spotkania, tym bardziej że Ferguson nie mógł zabrać ze sobą kontuzjowanego Dimitara Berbatova, a decyzję o udziale w meczu Rio Ferdinanda i Wayne’a Rooney’a Szkot podjął w ostatniej chwili. Z drugiej strony, „Czerowne Diabły” nigdzie indziej nie czują się tak dobrze, jak na Villa Park. Podopieczni O’Neilla nie potrafią wygrać z obecnymi mistrzem Anglii od 1995 roku. Wtedy to w meczu otwarcia sezonu The Villans ostatni raz wygrali z mocno odmłodzonym Manchesterem 3:1. Mecz ten przeszedł do annałów brytyjskiego futbolu z powodu słynnego zdania „You will win nothing with kids” (nie wygrasz nic z dzieciakami), wypowiedzianego przez Alana Hansena na antenie BBC. W ten sposób były szkocki internacjonał skrytykował po spotkaniu Fergusona za budowanie zespołu w oparciu o młodzież. W składzie United wystąpili wtedy praktycznie nikomu nieznani David Beckham, Gary Neville, Paul Scholes oraz Nicky Butt.

Zgodnie z oczekiwaniami, obie jedenastki rozpoczęły mecz w szybkim tempie. W pierwszej połowie stroną przeważającą byli zawodnicy United, którzy dłużej utrzymywali się przy piłce. Wynikało to z taktyki O’Neilla, który postanowił ustawić zespół identycznie jak w meczu z Arsenalem. The Villans grali cofnięci na własnej połowie, czekając na błędy rywala i szanse do kontrataku. Efektem takiej decyzji były zaledwie dwa strzały na bramkę Van der Sara i pełna dominacja gości, którzy mieli kilka dogodnych sytuacji do objęcia prowadzenia. Najlepsze z nich zmarnował Park Ji-Sung, który pomiędzy trzydziestą ósmą a czterdziestą minutą mógł, a nawet powinien, dwukrotnie pokonać Brada Friedela. Najpierw jednak Koreańczyk za długo zbierał się do strzału w sytuacji sam na sam z bramkarzem gospodarzy, a chwilę później nie zdążył przeciąć kapitalnego dośrodkowania Rooney’a z prawego skrzydła.

W przerwie meczu O’Neill musiał przeprowadzić ze swoimi piłkarzami poważną rozmowę, gdyż na drugą połowę zawodnicy Aston Villi wyszli całkowicie odmienieni. Od pierwszych minut spotkania gospodarze przejęli inicjatywę i już po minucie mogli objąć prowadzenie po fenomenalnym strzale Ashley’a Younga. Niezwykłą interwencją popisał się jednak Van der Sar. Dominacja miejscowych była olbrzymia, lecz wszystkie akcje kończyły się w okolicach szesnastego metra przed bramką „Czerwonych Diabłów”. Najlepszą akcję w tej części meczu przeprowadził Gabriel Agbonlahor, który dopiero w polu karnym padł powalony przez Vidicia. Arbiter sobotniego spotkania, Chrisa Foy, uznał, że wszystko odbyło się zgodnie z przepisami i nie podyktował rzutu karnego. Po piętnastu minutach piłkarze United otrząsnęli się z oblężenia, a sygnał do ataków dał niezmordowany Wayne Ronney, który po dośrodkowaniu z lewej strony, w sytuacji sam na sam nie trafił w bramkę gospodarzy z dwóch metrów. To była zarówno najlepsza okazja dla podopiecznych Fergusona na objęcie prowadzenia, jak i najlepsza sytuacja bramkowa w meczu, który ostatecznie skończył się podziałem punktów. Szczególnie zawiedzeni muszą być goście, którzy w ostatnich dziesięciu minutach meczu dosłownie zamknęli piłkarzy Aston Villi na ich połowie. Ich akcje były jednak na tyle chaotyczne, że nie przyniosły żadnego efektu bramkowego.

Ponieważ w 14. kolejce czołowa trójka zgodnie zremisowała bezbramkowo swoje spotkania, w górze tabeli zostało zachowane status quo. Jedynym, który osiągnął swój cel jest szkoleniowiec gospodarzy Martin O’Neill, dla którego priorytetem numer jeden było wyprzedzenie Arsenalu. Szkot na pewno będzie jednak odrobinę rozczarowany, ponieważ, jak wszyscy w Birmingham, liczył, że dokona tego wygrywając z Manchesterem.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze