Porzucone marzenia o szczycie


Crystal Palace i West Ham United pogodzeni z przeciętnością

11 lutego 2018 Porzucone marzenia o szczycie

Letnie okno transferowe tuż przed rozpoczęciem sezonu 2015/16 zwiastowało mobilizację ze strony dwóch zespołów środka tabeli Premier League, by zakończyć dominację Top6. Wzmocnienia dokonane przez West Ham United oraz Crystal Palace robiły spore wrażenie i dawały nadzieję na powodzenie. Jednak po ponad dwóch latach oba kluby jakby odłożyły ambicje na półkę, zadowalając się bezpiecznymi miejscami w drugiej połowie tabeli.


Udostępnij na Udostępnij na

Nowe otwarcie

Ogłoszenie Slavena Bilicia menedżerem West Hamu United w czerwcu 2015 roku miało rozpocząć nową erę w historii klubu. Według władz „The Hammers” Chorwat był idealnym kandydatem, by zakończyć etap topornego starobrytyjskiego futbolu, który prezentowali londyńczycy za kadencji Sama Allardyce’a.

Przed Biliciem władze „The Hammers” postawiły zadanie przestawienia zespołu na futbol ofensywny z wykorzystaniem krótkich podań. Co jednak istotniejsze, zespół West Hamu pod wodzą Chorwata w ciągu kilku lat miał realnie rywalizować z drużynami czołowej szóstki ligi. Cel był ambitny. Pomóc w jego realizacji mieli także nowi gracze. Dlatego niedługo po zatrudnieniu Bilicia władze „The Hammers” rozpoczęły ofensywę transferową.

Czołową postacią zespołu Chorwata miał być pozyskany za 15 milinów euro z Olympique’u Marsylia Dimitri Payet. We francuskim pomocniku menedżer West Hamu widział gracza, który napędzałby akcje ofensywne całej drużyny. Nową podporą defensywy „The Hammers” miał być natomiast Angelo Ogbonna, który nie mógł liczyć na regularne występy w barwach Juventusu. Stworzenie solidnej drugiej linii Bilic powierzył natomiast Alexowi Songowi (kolejny raz wypożyczonemu z Barcelony) oraz Pedro Obiangowi pozyskanemu z Sampdorii Genua. Zespół West Hamu ponadto wzmocnili m.in. Nikica Jelavić oraz Manuel Lanzini wypożyczony z Al-Jaziry Abu Zabi.

Zaraźliwa ambicja

Ambitnych planów oraz głośnych transferów pozazdrościli „The Hammers” sąsiedzi z Crystal Palace. Władze „The Eagles” zdecydowały dołączyć do West Hamu w próbie obalenia hegemonii Top6. Najlepszym przykładem, że na Selhurst Park również chcą czegoś więcej niż przeciętności, było pozyskanie Yohana Cabaye’a. Transfer Francuza odbił się na Wyspach szerokim echem. Choć media informowały o możliwym powrocie Cabaye’a do Premier League, to jednak w kontekście Arsenalu lub Liverpoolu. Ostatecznie to Crystal Palace wykazało najwięcej determinacji, płacąc za Francuza blisko 15 milionów euro.

Cabaye nie był jednak jedynym znakiem aspiracji „The Eagles”. Na Selhurst Park zawitali m.in. napastnik Sunderlandu Connor Wickham (niegdyś uznawany za wielki talent angielskiej piłki), Bakary Sako (strzelec 15 bramek w poprzednim sezonie Championship w barwach Wolverhamptonu), a także golkiper Alex McCarthy.

Sezon 2015/16 zweryfikował dokonania obu klubów na rynku transferowym. Kadrowa rewolucja na Selhurst Park okazała się zdecydowanie mniej efektywna niż w przypadku West Hamu. Podopieczni Alana Pardewa w przekroju całego sezonu zdobyli zaledwie 42 punkty, co umiejscowiło Crystal Palace jedynie na 15. pozycji w tabeli.

Zupełnie inne nastroje zapanowały natomiast wśród sympatyków „The Hammers”. Sezon 2015/16 ogłoszono sukcesem. West Ham zajął wysoką 7. pozycję w tabeli, wyprzedzając m.in. Chelsea czy Liverpool. Wiara w sukces oraz w warsztat Slavena Bilicia znacznie wzrosła.

Pomimo odniesienia znacznie gorszego rezultatu niż „The Hammers”, przedstawiciele Crystal Palace postanowili nadal wspierać Alana Pardewa w misji dołączenia „The Eagles” do ligowej czołówki. Liczne zapewnienia o długoterminowym projekcie oraz pewnej pozycji menedżera nie zdały się jednak na nic, gdy zespół zanotował gorszy okres w następnym sezonie…

Łaska prezesa na pstrym koniu jeździ

Po przegranej w 17. kolejce z liderującą Chelsea 0:1 i osunięciu się na ostatnie bezpieczne miejsce w tabeli, władze Crystal Palace postanowiły zwolnić Alana Pardewa z funkcji menedżera. Wizja długofalowego projektu dołączenia do czołówki została zaniechana. Następcą Anglika ogłoszono Sama Allardyce’a, który prowadził „The Eagles” do końca sezonu 2015/16. Szkoleniowiec uplasował co prawda zespół na 14. pozycji, jednak porzucił ofensywny styl na rzecz starobrytyjskiego futbolu – czegoś, z czym Crystal Palace miało się pożegnać bezpowrotnie półtora roku wcześniej.

Po zabezpieczeniu bytu w Premier League władze „The Eagles” latem 2017 roku przypomniały sobie jednak o ambitnych planach. Zatrudnienie Franka de Boera miało tym razem na dobre wprowadzić Crystal Palace w etap nowoczesnego, ofensywnego futbolu.  Przygoda Holendra z gorącym stołkiem na Selhurst Park nie trwała jednak długo. Po porażkach w czterech pierwszych kolejkach de Boer został zwolniony. Na miejsce byłego szkoleniowca m.in. Ajaxu Amsterdam zatrudniono Roya Hodgsona – kolejnego zwolennika starobrytyjskiego futbolu.

Braku cierpliwości jakby pozazdrościli sąsiadom przedstawiciele West Hamu. Sezon 2016/17 nie był już tak okazały w wykonaniu „The Hammers” jak poprzedni. Zajęcie 11. pozycji tłumaczyć można przeciągającą się sagą transferową z Dimitrim Payetem w roli głównej i odejściem Francuza w środku kampanii do Olympique’u Marsylia. Strata kluczowego dla zespołu gracza odbiła się na rezultatach oraz atmosferze w szatni. Powody słabszej dyspozycji „The Hammers” rozumiały władze West Hamu, niepodważające pozycji Slavena Bilicia. Jednak tak jak i w przypadku Alana Pardewa i Crystal Palace, do czasu…

Po listopadowej porażce 1:4 z Liverpoolem i osunięciu się do strefy spadkowej władze West Hamu uznały, że Bilić jednak nie jest odpowiednią osobą do prowadzenia zespołu. Zwolnienie Chorwata i zatrudnienie Davida Moyesa, który udanym sezonem mógł pochwalić się jedynie za czasów pracy w Evertonie, wywołało jedynie uśmiechy politowania.

Sukces na wczoraj

Przykłady West Hamu oraz Crystal Palace jasno pokazują całkowity brak cierpliwości w zarządach klubów środka tabeli Premier League. Proces nadania zespołowi ofensywnego stylu gry musi trwać i nierzadko efektem ubocznym są na początku gorsze rezultaty. Jednak prezesi obu klubów nie byli i raczej nadal nie są w stanie tego zrozumieć. W momencie zagrożenia (miejsce w strefie spadkowej lub tuż nad) zwalniają trenerów takich jak Bilić lub de Boer pragnących grać ofensywnie, na rzecz Hodgsona, Allardyce’a lub Moyesa – przedstawicieli starobrytyjskiego, topornego i przede wszystkim defensywnego futbolu. Zupełnie tak, jakby chcieli zgodzić się na przeciętność.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze