12. kolejka jednej z najsilniejszych lig świata już za nami. Padło w niej 36 bramek. W dziesięciu rozegranych spotkaniach pięć razy wygrywali gospodarze, zanotowano trzy remisy i dwa zwycięstwa gości.
Minionej już kolejki zapewne nie będą mile wspominać kibice obu zespołów z Manchesteru. „Czerwone Diabły” uległy londyńskiej Chelsea, a „Citizens” zaledwie zremisowali z Burnley, co dla wielu kibiców tego klubu jest równoznaczne z porażką. Warto dodać, że beniaminek ma patent na zespoły z Manchesteru, dość niespodziewanie odprawił z kwitkiem podopiecznych sir Alexa Fergusona, a ostatnio na City of Manchester Stadium walczyli jak równy z równym z klubem naszpikowanym gwiazdami. Trzy spośród pięciu drużyn ze stolicy Anglii odniosły zwycięstwa. Komplet punktów wywalczyły jedenastki Chelsea, Arsenalu i Tottenhamu, remis z Wigan uratował Fulham, a kolejnej porażki doznał West Ham United. Z wygranej cieszyli się również fani Hull City, będącego w sporym kryzysie Evertonu, Aston Villi i Blackburn Rovers.
Najważniejsze wydarzenie kolejki
Wydawać by się mogło, że hit kolejki, spotkanie Chelsea z Manchesterem, przyćmi pozostałe osiem starć. Jednak mały klub z Burnley po raz kolejny sprawił psikusa znacznie bardziej utytułowanemu rywalowi. Beniaminek do pierwszej połowy sensacyjnie prowadził 2:1 z „Citizens”. Ci mocno sprężyli się w drugiej połowie i odrobili znawiązką jednobramkową stratę. Jednak ambitni piłkarze „The Clarets” zdołali ostatecznie zremisować na City of Manchester Stadium. Na nic zdała się obecność w składzie takich gwiazd ligi angielskiej jak Emmanuel Adebayor czy Carlos Tevez. Do sporej sensacji doszło również na Anfield Road. Liverpool od drugiej połowy musiał odrabiać straty, bo przegrywał po bramkach Beniteza i Jerome 2:1. Gdyby prowadzący spotkanie Peter Walton nie dał się nabrać na efektownego nura Davida N’Goga i nie podyktowałby rzutu karnego to kto wie jakim wynikiem zakończyłby się mecz.
Największe rozczarowanie
Miał być hit, a wyszedł kit. Tak można podsumować spotkanie Chelsea Londyn z Manchesterem United. Wszyscy fani piłki nożnej, którzy czekali na ciekawe akcje ofensywne, efektowne rajdy lub świetne interwencje bramkarzy, musieli się srodze zawieść. Oba kluby zagrały bardzo asekuracyjnie i spokojnie, walcząc o każdy centymetr boiska. Mecz przez to był nudny i straszliwie się ciągnął, niczym nie przypominał pojedynków tych zespołu w minionym sezonie. Była to raczej gra taktyków, którzy tylko czyhali na błąd przeciwnika, by w tej partii szachów zadać ostateczny cios. Szach-mat zrobił John Terry, który dał prowadzenie ekipie Carlo Ancellotiego. Zwycięska bramka nie tylko dała trzy punkty zespołowi ze Stamford Bridge, ale także pozwoliła uciec „Czerwonym Diabłom” na pięć punktów.
Antybohater kolejki
Bez wątpienia największym antybohaterem spotkania był Martin Atkinson. Angielski sędzia w hicie kolejki mylił się na niekorzyść zespołu z Manchesteru, jak i Londynu. Najpierw uznał, że Wayne Rooney był na spalonym, chociaż powtórki telewizyjne pokazały, że napastnik „Czerwonych Diabłów” był na czystej pozycji. Później nie potrafił poradzić sobie z niesfornym Darrenem Flatcherem i długo zwlekał z pokazaniem mu żółtej kartki, chociaż Szkot ciągle krytykował jego decyzje. Przełomowy moment nastąpił dopiero w drugiej części meczu. Podczas jednego ze starć w powietrzu Didiera Drogby z Jonathanem Evansem, rosły napastnik Chelsea upadł i zaczął zwijać się z bólu. Jak pokazał później realizator na powtórce, młody Irlandczyk brutalnie kopnął reprezentanta Wybrzeża Kości Słoniowej w klatkę piersiową. Gdy Didier Drogba z trudem wrócił na boisko został….ukarany żółtą kartką. Twórca „Fergie time” po raz kolejny przedłużył spotkanie o pięć minut, jednak „Czerwonym Diabłom” nie udało się doprowadzić do remisu.
Szkoda że nie pomógł nam nawet Fergie Time ;/
No cóż szkoda bravo dla Chelsea zasłużyli na
zwycięstwo przyznajmy że daliśmy klapę...