Paweł Oleksy: Nikt przed nami nie uklęknie, ale i my przed nikim tego nie zrobimy (WYWIAD)


Obrońca Stali Rzeszów opowiada nam o kiepskim początku sezonu, zimowych sparingach i dużych celach na rundę wiosenną

17 lutego 2024 Paweł Oleksy: Nikt przed nami nie uklęknie, ale i my przed nikim tego nie zrobimy (WYWIAD)
Robert Skalski, Stal Rzeszów

Paweł Oleksy może pochwalić się bardzo bogatą karierą. Miał okazję grać w Zagłębiu Lubin, Ruchu Chorzów czy Podbeskidziu Bielsko-Biała. Od niespełna trzech lat jest piłkarzem Stali Rzeszów, z którą zdołał wywalczyć już awans do Fortuna 1. Ligi. Jak mówi nam obrońca, nadal marzy o powrocie do ekstraklasy. – Absolutnie nie zwiesiłem głowy – zapewnia Oleksy.


Udostępnij na Udostępnij na

  • Jak Paweł Oleksy wspomina Waldemara Fornalika? I czy dobrze czuł się w Ruchu Chorzów?
  • Czy Stal Rzeszów może jeszcze zagrać w barażach? Skąd kiepski początek sezonu?
  • Jaka atmosfera panuje w szatni przed niedzielnym meczu z Wisłą Kraków?
  • Jakie oczekiwania mają piłkarze Stali w związku z 80. urodzinami klubu?

Chciałbym przez Pańską karierę przejść chronologicznie. Przygodę z dorosłym futbolem zaczynał Pan w Zagłębiu Lubin. Czy z perspektywy czasu może Pan stwierdzić, że zawdzięcza wiele temu klubowi?

Na pewno. To pierwsze wyszkolenie techniczne i taktyczne, które predysponuje do gry w seniorach, zdobyłem właśnie tam. Nasz rocznik był bardzo mocny w tamtym okresie, chłopaki z całej tej kadry wojewódzkiej byli ściągani właśnie do Zagłębia. Tą grupą odnosiliśmy liczne sukcesy, które później nas mocno wypchnęły w górę, jeśli chodzi o piłkę seniorską. Ten przeskok nie był taki duży, bo wielu z tych chłopaków gra dalej czynnie w piłkę i przeszło przez ten cały okres. Wielu z nas wystąpiło w ekstraklasie, w 1. lidze.

Zagłębiu Lubin zawdzięczam sporo. Spędziłem tam cztery lata w samym internacie, a później miałem epizody w pierwszej drużynie, łączone z wypożyczeniami do innych klubów. Faktycznie, tam okrzepłem, dostałem pierwszą szansę w dorosłym futbolu. Na pewno miło wspominam te czasy. A przyjaźnie i znajomości, które wtedy nawiązałem, pozostały do dziś.

Pańska przygoda w Zagłębiu, łącznie z tymi wypożyczeniami, trwała do 2015 roku. Wtedy po raz pierwszy je Pan opuścił i przeniósł się do Ruchu Chorzów. Jak Pan wspomina czasy gry przy Cichej?

To bardzo fajny okres dla mnie i przyjemny, bo wróciłem do ekstraklasy. A w niej najwięcej spotkań rozegrałem właśnie w koszulce Ruchu. Niestety czas ten nie był zwieńczony happy endem, bo spadliśmy z ligi. Wydaje mi się, że w tamtym momencie było to dla tego klubu nieuniknione. Spadek był tylko odkładany w czasie, a wszystko związane z problemami finansowymi i tymi z zarządzaniem.

Dlatego też dużo się tam nauczyłem. Miałem kontakt z bardziej doświadczonymi zawodnikami, jak Marek Zieńczuk, Łukasz Surma czy Marcin Malinowski. Bardzo cieszyłem się, że mogłem z nimi dzielić szatnię, podpatrywać i uczyć się od nich. Pozwoliło mi to nabyć pewne umiejętności, z których korzystam do dziś.

A jak Pan się czuł na Górnym Śląsku?

Na Górnym Śląsku żyło mi się bardzo dobrze. Już wcześniej mieszkałem rok w Gliwicach, gdy byłem na wypożyczeniu w Piaście. Te Gliwice na tyle do mnie przylgnęły i mi się podobały, że nawet będąc w Ruchu, mieszkałem właśnie w tym mieście. Dojeżdżałem na treningi. Śmiałem się nawet, że jak niedługo po moim transferze do „Niebieskich” utworzyli tę drogę średnicową, to potrafiłem szybciej dojechać na trening przy Cichej niż koledzy, którzy jechali bezpośrednio z Chorzowa czy Katowic.

Więc z tymi Gliwicami byłem tak bliżej związany i to było takie moje miejsce na Śląsku. Nie wiadomo, czy tam kiedyś nie wyląduję na stałe. Górny Śląsk uważam za bardzo fajne miejsce do życia, dużo fajnych miejsc. Absolutnie nie jest tak, jak się mówi, że ten region to same kopalnie i jest szaro, buro i ponuro. Wręcz przeciwnie, jest wiele zielonych miejsc i takich do odpoczynku, które można polecić. Często odwiedzaliśmy je z żoną. Dobrze to wspominam.

To już ostatnie pytanie o ten okres gry w Chorzowie. Pracował Pan tam pod okiem Waldemara Fornalika, świeżo po jego przygodzie w reprezentacji. Jaki to trener?

Trener Fornalik ma swoje jasno ustalone zasady. Łatwo było się do nich dostosować, ważna była ciężka praca na treningach. Zawsze miał oko do tego, na kogo postawić. Dobrze mi się z nim pracowało. I naprawdę bardzo go szanuję za to, że wziął mnie wtedy do Ruchu, wyciągnęli do mnie rękę, bo byłem w trudnej sytuacji. Klub zyskał zawodnika, na którego niekoniecznie inni chcieli postawić, a ja postarałem się odwdzięczyć na boisku.

W pierwszym sezonie udało się uratować ekstraklasę, w drugim poprawić wynik. Ten ostatni, jak już mówiłem, nie był kolorowy. Ale nie zwalałbym tego na jedną osobę, bo wokół Ruchu działo się wtedy naprawdę dużo, było dużo niejasności. Wpłynęło to na rezultaty. A trenerowi Fornalikowi kibicuję do dziś, minęliśmy się w Zagłębiu, ja byłem kiedyś, on jest teraz. Prowadzi więc klub, za który trzymam kciuki, oczywiście za Ruch też. Życzę mu jak najlepiej i mam nadzieję, że zostanie w Lubinie na dłużej.

Tomasz Folta

Po tym okresie spędzonym w Ruchu Chorzów przeniósł się Pan do Podbeskidzia. Jaki to był czas w Pańskiej karierze?

Myślałem, że to będzie tylko okres przejściowy. Po spadku z ekstraklasy liczyłem, że może uda mi się w niej jeszcze złapać miejsce. A Podbeskidzie było takim projektem, który docelowo miał do tej ekstraklasy pukać. Była wiara, że może uda się wywalczyć awans. Kiedy myślę o grze w Podbeskidziu, to przed oczami mam głównie miasto. Dobrze się tam żyło. Nie dość, że blisko miałem tam na Śląsk, który znałem, choć Bielsko-Biała to i tak województwo śląskie, ale bliżej gór, to miałem też gdzieś przy sobie znajomych. A miejsce do życia wspaniałe.

Jeśli chodzi o klub, to czułem się w nim dobrze, co potwierdzała moja forma strzelecka. I tak żałuję, że tych goli nie było więcej, bo okazji ku temu było sporo. Może wtedy udałoby się osiągnąć lepsze wyniki z drużyną. Potem czekałem jeszcze na ofertę od nich, ale ta nie pojawiła się o czasie. Musiałem myśleć o rodzinie i zdecydowałem się na transfer do Bruk-Bet Termaliki Nieciecza.

Przez dwa lata, z przerwą na wypożyczenie do Chrobrego, był Pan piłkarzem właśnie Termaliki. Latem 2021 roku zasilił Pan jednak szeregi Stali Rzeszów. Grała ona wówczas na trzecim poziomie rozgrywkowym. Skąd taka decyzja? W końcu to zejście szczebel niżej.

Tak, ale ta decyzja była spowodowana głównie rozmową z trenerem Myśliwcem i dyrektorem Jarosławem Fojutem. Spotkaliśmy się, by omówić szczegóły naszej współpracy, plany na drużynę i wyzwania. Po tej rozmowie zdecydowałem się na przenosiny do Rzeszowa, nawet pomimo tej 2. ligi. Projekt bardzo mnie przekonał i wydawało mi się, że szybciej mogę ze Stalą wrócić do ekstraklasy, niż na siłę pozostając na tym zapleczu.

Wspomniał Pan o trenerze Myśliwcu. To drugi szkoleniowiec, jeśli chodzi o liczbę Pańskich występów pod jego wodzą. Więcej zagrał Pan tylko pod Waldemarem Fornalikiem. Jak wyglądała Wasza współpraca?

Z trenerem Myśliwcem cała drużyna funkcjonowała na tych samych falach. Miał jasno postawione oczekiwania i warunki, które mamy spełniać, żeby grać. Było to bardzo czytelne, co myślę, że jest ważne dla piłkarzy. Potrafił wytłumaczyć nasze boiskowe zadania. Dla wielu ta współpraca była korzystna. Pod jego wodzą rozwijali się nawet zawodnicy, którzy byli już bardziej wiekowi. Na pewno wszyscy w Rzeszowie byli zadowoleni z tego, jak wygląda Stal Daniela Myśliwca.

Stal szybko wywalczyła awans i wrócił Pan na zaplecze ekstraklasy.

Na pewno było to coś przyjemnego. Każdy awans i sukces sportowy należy doceniać. W życiu zawodowego piłkarza nie każdego roku coś wygrywasz. Może nie wszyscy piłkarze tak mają, ale większość częściej doznawała jednak smaku porażki. Nawet z takiego awansu się bardzo cieszyliśmy pomimo tego, że byliśmy faworytem i był to poniekąd nasz obowiązek.

Na drugim szczeblu Stal zdążyła już trochę przeżyć. Odszedł trener Myśliwiec, drużynę przejął Marek Zub. Co się wtedy zmieniło?

Przede wszystkim zmienił się zespół. Nie ma co porównywać, bo skład, który mieliśmy, powiedzmy, dwa lata przed przyjściem trenera Zuba, był już mocno zgrany. Pewne mechanizmy były wypracowane. Później to nie działało już tak samo, ponieważ skład personalny był zupełnie inny. Chłopcy, którzy przyszli dopiero do drużyny, musieli dostosować się do tego, co oczekuje trener Marek Zub. My tak samo.

Przez to też początek tego sezonu nie wyglądał tak, jak powinien. Zmiana szkoleniowca, inne granie, nowa filozofia. Jako zawodnicy nie nadawaliśmy na tych samych falach. Musieliśmy się na nowo poznać. Na to zwaliłbym nasz kiepski start w rozgrywkach pierwszoligowych. Zabrakło zgrania i zrozumienia. Gdy buduje się coś nowego, zawsze najważniejszy jest czas.

Stal przed sezonem nie była typowana w gronie kandydatów do awansu. Ale i tak nie jesteście zadowoleni z rundy jesiennej?

Punktów z pewnością mogło być więcej. Początek sezonu nie zadowalał, bo w pierwszych pięciu meczach zdobyliśmy zaledwie punkt. Musieliśmy się otrząsnąć. Fajnie, że w dalszej fazie udało nam się łapać serie zwycięstw, co pozwoliło nam się podnieść w tabeli. Na pewno żal jest tych straconych punktów, ale nie możemy się już patrzeć za siebie. Chcemy być jak najwyżej, różnice nie są duże. Od początku rundy mamy zamiar dobrze punktować i powalczyć o jak najlepszy rezultat końcowy, bo 12. miejsce nas nie satysfakcjonuje. Mierzymy dużo wyżej.

Chciałbym teraz chwilę porozmawiać o zimowych przygotowaniach. Stal wygrała z Górnikiem Łęczna i Stalą Stalowa Wola, przegrała z Motorem Lublin i Legią. Oceniacie tę pracę, którą wykonaliście, na plus?

Myślę, że tak. Znowu, jak to bywa w przerwach między rozgrywkami, te zmiany w zespołach są. Dochodzą też kontuzje i trudne warunki, bo zima na początku zdecydowanie nie odpuszczała. Jeśli chodzi o same sparingi, to przetrenowaliśmy różne sposoby gry i składy. Zgranie na pewno na plus, lepiej się poznaliśmy. Wiemy, czego możemy od siebie oczekiwać na boisku. Do wyników natomiast nie przywiązywałbym większej uwagi. Rzadko mają one później przełożenie na rozgrywki ligowe.

A Pan jest zadowolony z pracy, którą sam wykonał zimą?

Oczywiście. Najważniejsze, że przez cały okres przygotowawczy mogłem trenować, nie opuściłem żadnej jednostki. To na pewno na plus, bo nie zawsze się tak udawało. Przygotowania to ważna część sezonu. Od niej w dużej mierze zależy też, jak później zespół i jego forma wyglądają w tych oficjalnych meczach.

Kluczowe jest utrzymanie zdrowia w tym trudnym okresie, gdy temperatury na zewnątrz spadają poniżej zera. Nasz trener przygotowania motorycznego pokazał już, że potrafi o to zadbać. Cieszę się, że jest z nami i pomógł nam przepracować ten czas. Mam nadzieję, że będzie to skutkowało punktami i grą do końca, bo większość bramek dotychczas strzelaliśmy właśnie w ostatnich minutach spotkań.

Powiedział Pan, że chcecie iść wyżej. Jakie są cele Stali Rzeszów na rundę wiosenną? Myślicie o barażach? W końcu to tylko osiem punktów straty.

Tak. Nie chcemy jednak na razie za daleko wybiegać w przyszłość i określać sobie tego celu nadrzędnego. Musimy skupić się na najbliższych spotkaniach, mając w pamięci ten trudny początek sezonu. Chcemy zdobyć jak najwięcej punktów, pójść najlepiej zwycięską ścieżką i wtedy zaatakować górę tabeli. Pierwszy mecz będzie bardzo ważny, chcemy go wygrać.

No właśnie, na start dostajecie mecz z Wisłą Kraków, czyli rywalem z najwyższej półki. Jesteście już gotowi?

To duży klub. Ma duże indywidualności i wielu bardzo dobrych graczy. Musimy być gotowi od początku. Po to pracowaliśmy całą zimę, tego czasu było wystarczająco. Już teraz będziemy chcieli się Wiśle twardo postawić. Nie ma mowy o grze na remis. Celujemy w trzy punkty. Bo nikt przed nami nie uklęknie, ale i my przed nikim też nie uklękniemy.

To dla Was ważny rok, Stal świętuje 80. urodziny.

Jesteśmy tego świadomi. Klub też już coś przygotowuje w tym kierunku. Z każdej strony docierają do nas komunikaty, że to jubileusz i bardzo ważny rok dla całej społeczności Stali. Jako zawodnicy cieszymy się, że tu jesteśmy i mamy wsparcie kibiców. Chcemy stanąć na wysokości zadania i jak najczęściej wygrywać.

To już ostatnie pytanie odnośnie do Stali. Jesienią furorę w jej barwach robił Szymon Łyczko, duży talent. Wróży mu Pan wielką karierę? Patrząc takim okiem doświadczonego zawodnika.

Myślę, że tak. Ma duże usposobienie do tego, by być naprawdę dobrym piłkarzem. Niedawno skończył 18 lat, a już jest zawodnikiem, który potrafi zmieniać oblicze meczu. Jak w przypadku każdego młodzieżowca, Szymon musi popracować nad stabilnością formy, żeby móc utrzymywać ją na najwyższym poziomie. Mam nadzieję, że my mu w tym pomożemy. Widać, że głowę ma na karku i dobrze podchodzi do tematu. Jest bardzo ambitny, chce się rozwijać. Kibicuję mu i wierzę, że zajdzie daleko.

Marzy Pan jeszcze o powrocie na boiska ekstraklasy?

Oczywiście, że tak. Cały czas jest to z tyłu głowy. Nie można się poddawać, trzeba robić swoje. Taka możliwość nadal istnieje. Dopóki gram w piłkę, będę się starał na ten najwyższy szczebel powrócić. Absolutnie nie zwiesiłem głowy. A jestem w klubie, który może mi pomóc.

Chciałbym teraz zapytać o najlepszego piłkarza, z którym miał Pan okazję grać. W końcu karierę ma Pan bardzo bogatą.

Zawsze największe wrażenie robił na mnie Piotrek Zieliński, jeszcze w Zagłębiu Lubin. Był trzy lata młodszy od nas, a już sprawiał wrażenie wielkiego talentu, operował świetnie obiema nogami. Potrafił robić z piłką zaskakujące rzeczy, świetnie wykonywał też stałe fragmenty. Obserwuję go do tej pory.

A z takich piłkarzy, przeciwko którym mogłem grać, to na pewno Kevin De Bruyne w młodzieżówce. Nie sprawiał wtedy wrażenia, że zrobi wielką karierę. Został zmieniony chyba w przerwie, a ja strzeliłem bramkę. Los jest dość przewrotny (śmiech).

Zapewne jeszcze kilka lat gry przed Panem. Ale czy ma Pan już jakieś pomysły na działalność po zakończeniu kariery?

Powoli z tyłu głowy pojawiają się myśli, że tych lat pozostało niewiele. Staram się na razie to wyciskać jak cytrynę. Chcę cieszyć się graniem i utrzymywać w zdrowiu. Powiedzmy sobie szczerze, że trenerami każdy z nas nie zostanie. Nie wiem, czy w tym kierunku pójdę. Myślę czasami o przyszłości, ale nie jest ona jeszcze sprecyzowana.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze