Obawy, krytyka, niepokój – to nieważne. Na nich można polegać!


Przed mistrzostwami panowały spore obawy co do kilku reprezentantów. Oni jednak pokazują, na co ich stać

1 grudnia 2022 Obawy, krytyka, niepokój – to nieważne. Na nich można polegać!
Paweł Andrachiewicz / PressFocus

Przed rozpoczęciem mistrzostw świata były spore obawy co do niektórych piłkarzy. Za stary, za słaby, za wolny – takie komentarze można było przeczytać przed rozpoczęciem mundialu. Tymczasem ci piłkarze pokazują, że w kadrze nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa. Awans do 1/8 finału jest tego przykładem.


Udostępnij na Udostępnij na

Zwycięstwo, remis i porażka to nasz bilans po trzech meczach grupowych, który dał nam upragniony awans do 1/8 finału. Przed turniejem dla wielu był to scenariusz bardzo trudny do zrealizowania. Jednak cel udało nam się osiągnąć, a bardzo pomogli w tym jedni z najbardziej krytykowanych reprezentantów. Za to należą się słowa uznania.

Panie Szczęsny, chapeau bas!

Przed rozpoczęciem mistrzostw świata pojawiały się obawy co do Wojciecha Szczęsnego. Ostatnie turnieje w końcu nie były najlepsze w jego wykonaniu — czy to pech, czy słabsza forma. Między innymi nieszczęśliwe mistrzostwa Europy sprzed roku czy nieudany mundial w Rosji sprawiły, iż golkiper Juventusu stał się obiektem krytyki.

Polak rozwiał jednak w Katarze wszelkie wątpliwości co do swojej dyspozycji. Zaczęło się od meczu z Meksykiem, w którym udało się zachować czyste konto. Podczas meczu Wojciech Szczęsny zanotował cztery udane interwencje. Popisał się znakomitym refleksem po uderzeniu głową Edsona Alvareza. To, co najlepsze, miało jednak dopiero nadejść. Mecz z Arabią Saudyjska był bowiem jednym z najlepszych występów naszego golkipera w biało-czerwonych barwach. Kilka udanych interwencji oraz spory udział przy bramce na 1:0, kiedy to nasz golkiper zagrał piłkę do Matty’ego Casha. Obroniony karny razem z dobitką to oczywiście wisienka na torcie tego udanego występu. Wojciech Szczęsny wraz z Robertem był najlepszy na boisku.

W środowym meczu z Argentyną polski bramkarz potwierdził swoją znakomitą dyspozycję. Tym razem interweniował aż dziewięć razy. Kilkukrotnie dawał popis swoich umiejętności przy groźnych atakach „Albiceleste”. Wśród nich trzeba oczywiście wyróżnić kolejną obronioną przez naszego golkipera „jedenastkę”, którą wykonywał Lionel Messi. Zarówno w pierwszej połowie, jak i w drugiej bronił jak natchniony. Przy dwóch wpuszczonych golach nie miał większych szans. Bez wątpienia środowego wieczoru był naszym najlepszym zawodnikiem. Wojciecha Szczęsnego śmiało można nazwać bohaterem awansu do fazy pucharowej. Golkiper swoimi występami rozwiał wszelkie wątpliwości co do jego umiejętności.

Były obawy, ale Kamil Glik wciąż ma to coś

Chyba największy niepokój przed startem mistrzostw w Katarze budziła sytuacja Polski na środku obrony. Przez ostatnie lata naszą defensywę tworzył duet Bednarek – Glik. Pierwszy z nich nie wywalczył sobie miejsca w składzie Aston Villi. Kamil Glik natomiast nie dość, że nie spisywał się najlepiej, grając dla słabo spisującego się w tym sezonie Serie B Benevento, to opuścił jeszcze kilka meczów z powodu kontuzji. Jego ostatni czas w koszulce Polski także nie był udany. Było sporo głosów, które podważały nawet samo powołanie weterana naszej kadry na mundial, a co dopiero jego gry w podstawowym składzie. W końcu, jak mawiano, Glik nie należy do najmłodszych, ma już swoje lata i nie nadąża już na boisku.

Polski stoper jednak utrzymał swoje miejsce w pierwszym składzie, a na dodatek udowadnia, że w pełni na nie zasługuje. W każdym z trzech spotkań grupowych rozegrał udane spotkanie. Kamil Glik na tegorocznych mistrzostwach świata unika głupich błędów i wygląda naprawdę dobrze. Spośród naszych zawodników notuje on najwięcej interwencji na mecz – 6,7. Widać jego doświadczenie, swoje braki motoryczne nadrabia dobrym ustawieniem. Jest mocny w powietrzu i wykorzystuje swoje warunki fizyczne.

Glik daje też nam dodatkowy argument przy rozgrywaniu stałych fragmentów gry. Naszą najgroźniejszą sytuacją w meczu z Argentyną było jego uderzenie głową, po którym piłka wylądowała obok słupka. Lata mijają, a nasza formacja obronna wciąż kogoś takiego jak Glik po prostu potrzebuje.

Dzielny Bereszyński

Spore obawy wśród polskich kibiców budziła także sytuacja na lewej stronie defensywy. Tam problemy mamy w końcu od paru ładnych lat. Przed meczem z Meksykiem mieliśmy dwie opcje na lewej stronie defensywy. Jedną z nich było zagranie formacją z wahadłowymi, wtedy w składzie znalazłby się Nicola Zalewski. Tą drugą możliwością było właśnie postawienie na Bartosza Bereszyńskiego.

Mimo iż zawodnik AS Roma nie ma udanego sezonu, a także posiada jeszcze braki w grze obronnej, to wielu kibiców wolało ujrzeć właśnie jego kosztem 30-latka. W końcu defensor Sampdorii jest nominalnym prawym obrońcą, a na dodatek jego występy w kadrze nie zawsze należały do najlepszych. Chociażby Euro 2020 nie było zbytnio udane dla naszego piłkarza. Jesień na boiskach Serie A również nie była w jego wykonaniu spektakularna. Selekcjoner Czesław Michniewicz postanowił jednak postawić właśnie na Bereszyńskiego.

Decyzja okazała się strzałem w dziesiątkę. Pierwsze minuty meczu z Meksykiem o tym nie świadczyły, ale z każdą kolejną minutą meczu nabierał pewności siebie. Polak w meczu otwarcia nie miał łatwego zadania, gdyż musiał rywalizować z Hirvingiem Lozano. Z większości pojedynków jednak to obrońca Sampdorii wychodził zwycięsko i mocno przyczynił się do zachowania czystego konta. W meczu Polski z Arabią Bartosz Bereszyński po raz kolejny dał radę. Udało się zachować czyste konto i  po raz kolejny nie dawał się mijać atakującym przeciwnikom.

W trzecim meczu grupowym Bereszyński znowu zagrał na plus. Z Polakiem nie mógł sobie poradzić Angel Di Maria, a nasz zawodnik po raz kolejny pokazał, że możemy na niego liczyć. Co prawda obrońca złamał linię spalonego przy pierwszej bramce dla „Albiceleste”, ale nie można go bezpośrednio winić za stratę tego gola. Bereszyński zaprezentował się po raz trzeci z dobrej strony, nawet z tak silnym rywalem jak Argentyna. Miejmy nadzieję, że z jego zdrowiem do niedzieli będzie lepiej i zobaczymy go w rywalizacji z Francją,

Spore obawy, ale Krychowiak też solidnie

O panującym niepokoju co do Grzegorza Krychowiaka wśród polskich kibiców przed rozpoczęciem mistrzostw świata nie trzeba za dużo pisać. Przez miesiąc nie grał w klubie, gdyż w Arabii rozgrywki skończono wcześniej niż w topowych europejskich ligach. Na dodatek pomocnik Al-Shabab w ostatnim czasie był piłkarzem elektrycznym i nieprzewidywalnym. Krychowiak lubił dostać żółtą kartkę, lubił też popisać się niekonwencjonalnym i nieudanym zagraniem. Zdarzało mu się gubić krycie w obronie. Jednak ze względu na nasze możliwości kadrowe „Krycha” powołanie na mundial musiał otrzymać.

Były obawy co do formy byłego gracza Sevilli, ten umiejętnie próbuje zmazać plamę po ostatnim Euro. W meczu z Meksykiem nasza defensywa wyglądała dobrze. Między innymi właśnie dzięki 32-latkowi, który wywiązywał się ze swoich defensywnych zadań. Polska w swoich meczach nastawiała się na defensywną grę, co pomocnikowi na pewno odpowiada. Wciąż jest kilka ale co do jego gry, na przykład odnośnie do ustawienia „Krychy” przy bramce dla Argentyny zdobytej przez Mac Allistera czy zbyt małej aktywności w grze ofensywnej. Mimo kilku błędów za mecze w fazie grupowej Krychowiaka trzeba pochwalić. Pomimo obaw przedturniejowych notuje on solidne występy i warto na to zwrócić uwagę.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze