Marcin Węglewski: „Dla mnie kluczowe było to, że wszyscy skazywali nas na porażkę. Nie mieliśmy nic do stracenia” (WYWIAD)


Szkoleniowiec GKS-u Bełchatów udzielił wywiadu naszemu wortalowi

31 lipca 2020 Marcin Węglewski: „Dla mnie kluczowe było to, że wszyscy skazywali nas na porażkę. Nie mieliśmy nic do stracenia” (WYWIAD)
Piotr Tokarczyk

Co było momentem przełomowym w walce o utrzymanie? Czy problemy pozaboiskowe mogły nieco scalić drużynę? Ile ofert ma Emile Thiakane? Jaki cel ma GKS, jeśli chodzi o budowanie drużyny na nadchodzący sezon? O tym i nie tylko porozmawialiśmy z Marcinem Węglewskim – szkoleniowcem GKS-u Bełchatów.


Udostępnij na Udostępnij na

Pan od początku wierzył w utrzymanie, prawda?

Gdybym nie wierzył to pewnie nie podjąłbym się tego wyzwania. Wiedziałem, że będzie trudno. Wiedziałem też, że jesteśmy w trudnym momencie, że trzeba będzie przekonać do wszystkiego zespół, ale ostatecznie udało się. Chwała drużynie za to, że podobnie jak ja uwierzyła i dzięki temu osiągnęliśmy nasz cel.

Pytam, bo tak naprawdę mało kto wierzył nie tyle w utrzymanie, co w ogóle w przełamanie. A co według Pana było takim momentem kluczowym w walce o pozostanie na zapleczu ekstraklasy?

Dla mnie osobiście kluczowe było to, że wszyscy skazywali nas na porażkę. Nie mieliśmy nic do stracenia. Dlatego też był to doskonały moment na to, aby coś zmienić, aby także zaskoczyć przeciwnika. Jeśli mówimy o takim przełomowym momencie to uważam, że był to mecz w Głogowie. Zespół wówczas uwierzył w to, co chciałem przekazać. Wreszcie zagrał tak, jakbym sobie tego życzył. To był ten moment, w którym drużyna poczuła, że jest w stanie wygrywać.

Wówczas raziliście nieskutecznością. Widać było, że gra się poprawiła, stworzaliście sporo okazji, ale do sieci nic nie mogło wpaść. Chociaż muszę przyznać szczerze, że ja już w meczu z Sandecją (porażka 0:3 w pierwszym meczu po restarcie rozgrywek. Było to pierwsze spotkanie GKS-u pod wodzą Marcina Węglewskiego – przyp. red.) widziałem dobre momenty. Chociaż uważam, że Pana rękę w grze drużyny w pełnym wymiarze czasu można było ujrzeć dopiero w starciu z Zagłębiem Sosnowiec…

Powiedzieć o ręce trenerskiej to trochę za dużo. (Śmiech) Jeśli mam być szczery to zespół przez dwa lata funkcjonował w określonych ramach. Dlatego nie powiedziałbym, że tak zwany efekt nowej miotły w ogóle działa. Przede wszystkim od meczu w Głogowie zaczęliśmy grać nieco odważniej. Za to należy się duży szacunek zawodnikom i za to im dziękowałem, bo to było w mojej opinii najistotniejsze. Przemóc się i dać z siebie coś więcej, jeśli chcieliśmy regularnie punktować.

A miał Pan jakieś chwile zwątpienia?

Szczerze mówiąc nie było na to w ogóle czasu… (Śmiech) Ja tak naprawdę zacząłem się bać o nasz byt dopiero po meczu w Grudziądzu. Zostaliśmy wówczas bardzo osłabieni. Byliśmy wykartkowani, do tego doszły urazy. I dopóki miałem możliwość rotowania składem to wiedziałem, że ci piłkarze mają w sobie taki potencjał, że na pewno dadzą radę. Byłem, a nawet do teraz jestem przekonany, że jeśli mielibyśmy cały czas ten stan kadrowy, który mieliśmy to utrzymanie przyszłoby nieco wcześniej. Natomiast później kadra się posypała.

Zapewne miało to niebagatelny wpływ na postawę drużyny?

Ależ oczywiście. W nasze szeregi wdarła się niepewność. Brakowało nam tej odwagi na boisku, o której już wspominałem, nie mieliśmy w sobie tej energii która była wcześniej. A to wszystko przez to, że wdarła się kalkulacja. Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że każdy punkt jest na wagę złota. A sytuacja kadrowa nam niestety nie pomagała. Chcieliśmy zdobywać przede wszystkim punkty. To były ciężkie dla nas chwile.

Czy te problemy pozaboiskowe mogły scalić drużynę? Od samego początku mówił Pan, że atmosfera w szatni jest znakomita. Mimo nieciekawej sytuacji…

W bełchatowskiej szatni zawsze była dobra atmosfera. I faktycznie jest coś takiego, że gdy jest źle to atmosfera jest jeszcze lepsza. Choć wiadomo, że po odejściu trenera Derbina było dość ciężko. Trzeba było poskładać to wszystko w całość. Jednak patrząc na całokształt to wszyscy się wspierali. Wszyscy widzieliśmy, że nie możemy na wiele rzeczy liczyć, ale docenialiśmy to, że jesteśmy razem, że w grupie panowała prawdziwa jedność. Chłopaki docenili też to, że byłem z nimi uczciwy. Nie owijałem w bawełnę. Wszyscy wiedzieli, jak wygląda sytuacja w klubie. A oni tę postawę naprawdę doceniali i odpłacili swoją postawa na boisku.

Wspomniał Pan o odejściu Artura Derbina. Mógłby Pan opowiedzieć coś o kulisach tego wydarzenia? Jak to wpłynęło na piłkarzy?

Nie da się ukryć, że takie sytuacje zawsze odbijają się na postawie drużyny. Tym bardziej, że z trenerem Derbinem funkcjonowaliśmy bardzo dobrze. Byliśmy jakby jednym organizmem. To co się wydarzyło, to było trudne dla wszystkich.

Obawiał się Pan – mówiąc kolokwialnie – wejść w buty trenera Derbina?

Nie zastanawiałem się w ogóle nad tym. Nie było na to czasu. Trzeba było po prostu się przestawić i zacząć działać. Ze względów finansowych nie byliśmy w stanie zatrudnić nowego trenera, choć muszę przyznać, że kandydatów na objęcie tego stanowiska mieliśmy co najmniej kilku. Druga sprawa – ja najlepiej znałem tę drużynę, gdyż budowałem ją przez prawie trzy lata. Wszystkich zawodników doskonale znałem, wiedziałem z kim mam do czynienia i na pewno było mi łatwiej. Zespół może nie znał mnie od strony trenerskiej, nie wiedzieli w jakim kierunku będę podążał, ale bardzo szybko tę barierę przełamaliśmy. No i to także zaowocowało tym, że zostaliśmy na zapleczu ekstraklasy.

Ostatecznie stał się Pan podobnie jak Artur Derbin ulubieńcem sympatyków GKS-u.

To ja chciałbym podziękować wszystkim kibicom, którzy mi, ale także całej drużynie zaufali, że podobnie jak my, uwierzyli w sukces na koniec sezonu. Przez trzy lata po moim powrocie do Bełchatowa robiłem wszystko żeby zbudować drużynę, z którą kibice będą się utożsamiali.

Można też spotkać takie głosy, że z uwagi na to, że świetnie poradził sobie Pan w roli szkoleniowca, być może ma Pan kilka ofert z zewnątrz.

To nie jest miejsce i czas, aby o takich rzeczach rozmawiać. Teraz staram się zbudować kadrę na nowy sezon, bo nie da się ukryć, że mamy sporo ubytków. Mam nadzieję, że uda się to zrobić do 10 sierpnia. Co będzie dalej? Czas pokaże.

Chwała drużynie za to, że podobnie jak ja uwierzyła i dzięki temu osiągnęliśmy nasz cel.Marcin Węglewski dla iGol.pl

Porozmawiajmy więc o sytuacji kadrowej. O możliwym odejściu Biela i Wołkowicza mówiło się już od dłuższego czasu. Teraz kontrakty kończą się łącznie dwunastu zawodnikom.

Mogę tylko powiedzieć, że trwają rozmowy. Moim celem jest utrzymać trzon zespołu, który kończył mecz w Tychach.

Wiem, że wciąż ważny kontrakt ma między innymi Emile Thiakane, którym ponoć zainteresowanych jest kilka klubów z zaplecza ekstraklasy.

Nie mieliśmy żadnego zapytania o Emila. Tak samo jeśli chodzi o Winsztala, Lisowskiego, Grzelaka czy Warneckiego, których kontrakty nadal są ważne. Powtórzę, że dla mnie najistotniejsze jest, by trzon drużyny został. Jest to fundament, na którym będziemy budować skład na nadchodzący sezon. Ale co pokaże przyszłość? Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Mam jednak nadzieję, że już w najbliższych dniach te wszystkie klocki zaczną się układać w jedną całość. I przy okazji nasza sytuacja organizacyjno-finansowa będzie się tak klarowała, że będziemy mogli spokojnie myśleć o przyszłości.

Do Tychów prawdopodobnie odejdzie również asystent Kacper Jędrychowski. Teraz asystentem będzie wyłącznie Patryk Rachwał?

Zgadza się. O odejściu Kacpra wiedzieliśmy już od dłuższego czasu. Dostał on propozycję, którą przyjął i ja ją w pełni szanuję, i rozumiem. Tak to już w trenerce jest. Trzeba czasami dla własnego rozwoju podjąć taki krok. Ja sam takowy podjąłem, kiedy odchodziłem z GKS-u Bełchatów do odwiecznego rywala – Widzewa Łódź. Przez 10 lat zdobywałem doświadczenie, które jest dla mnie bezcenne. Kto wie, być może ten czas poza Bełchatowem spowodował, że udało się tchnąć ducha w tę szatnię i ostatecznie się utrzymać?

A co może Pan powiedzieć o celach transferowych na nadchodzący sezon? Kibice troszkę się niepokoją. Można spotkać nawet głosy, jakoby GKS nie miał kim grać… Na łamach Bełchatów Nasze Miasto powiedział Pan, że ma listę potencjalnych celów. Zarówno ze szczebla centralnego, jak i niższych lig.

Mamy zapisane kajety, wiemy dużo o zawodnikach, wiemy doskonale kogo nam potrzeba, kogo chcielibyśmy do klubu sprowadzić. Jednak nie zawsze udaje nam się zakontraktować zawodnika którego bardzo byśmy chcieli. Często GKS jest drugim, a może nawet trzecim wyborem. Argumentem za tym aby przyjść do naszego klubu z pewnością jest fakt, że GKS Bełchatów, to świetne miejsce do promocji.

GKS Bełchatów udowadnia, że niemożliwe nie istnieje! (FELIETON)

A na jakich pozycjach jest największy deficyt?

Potrzebujemy zawodników na każdą pozycję. Na kilka pozycji potrzebujemy tzw. jedynki, na inne pozycje zawodnika, który będzie rywalizował o miejsce w składzie. Nie da się ukryć, że sytuacja nie jest najłatwiejsza. W czasie rundy opuściło nas wielu zawodników, do tego doszło dwóch kontuzjowanych. W sumie naliczyłem jedenaście ubytków. Być może trzeba będzie budować zespół od nowa…

Nie jest tajemnicą, że GKS wychował wielu całkiem dobrych piłkarzy, którzy nie dostali prawdziwej szansy w pierwszej drużynie, ale którzy dzisiaj regularnie występują w niższych ligach – od czwartego poziomu rozgrywkowego i niżej. Czy możemy się spodziewać powrotu wychowanków?

Myślę, że takie ruchy mogą wejść w grę. Nie można nikomu zamykać drogi powrotu. Gdy graliśmy w II lidze do drużyny wrócili Szymorek i Grzelak. Dzisiaj trzeba powiedzieć, że były to bardzo ważne ogniwa, choć przed powrotem do Bełchatowa grali w niższych ligach.

Czy na przykład IV liga też wchodzi w grę? Czy nie byłby to za duży przeskok? Wiemy, że kilku wychowanków regularnie występuje na tym poziomie rozgrywkowym.

Ale trzeba dodać, że to są młodzi chłopcy, którzy muszą się jeszcze wiele nauczyć i niewykluczone, że kiedyś dostaną tę szansę. Prawda jest taka, że to faktycznie byłby duży przeskok z IV ligi na poziom centralny, ale mieliśmy już kilku piłkarzy, którzy przechodzili z III ligi i z powodzeniem wdzierali się do pierwszego składu, także niczego bym nie wykluczał. Powroty pewnie będą. Jeśli chodzi o młodzieżowców jesteśmy zabezpieczeni. Mamy Lisowskiego, Warneckiego, Michalaka, do tego dochodzi Matuszewski, który wraca z trzecioligowego wypożyczenia. Także na razie jest czwórka, ale docelowo myślę, że będzie to ośmiu piłkarzy poniżej 21. roku życia.

Na koniec porozmawiajmy o niedalekiej przyszłości. Zadowolony jest Pan z losowania w Pucharze Polski?

Oczywiście, że tak. Jak spadać to z wysokiego konia… (śmiech)

Powtórzę, że dla mnie najistotniejsze jest, by trzon drużyny został. Jest to fundament, na którym będziemy budować skład na nadchodzący sezon. Ale co pokaże przyszłość? Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie.Marcin Węglewski dla iGol.pl

Ale z pewnością będziecie chcieli sprawić niemałą niespodziankę?

Taki mecz to będzie prawdziwe święto. I dla piłkarzy, i dla kibiców. Przyjeżdża do nas mistrz Polski, który za chwilę będzie grał w eliminacjach do Ligi Mistrzów. Lepiej trafić nie mogliśmy.

Mecz z Legią może się odbyć nawet 13 sierpnia, choć pierwsze mecze kontrolne, według oficjalnej strony klubu, rozegracie dopiero 22 sierpnia. Troszkę kalendarz może się wydawać dość dziwny…

Zgadza się. Nie mamy wyjścia. Terminarz jest jaki jest. Trzeba się przyzwyczaić do nowych realiów. Nie tylko u nas taka sytuacja istnieje, w innych klubach jest podobnie. Nie mogę też skrócić urlopów, by te przygotowania zacząć nieco wcześniej, a to ze względu na wysiłek mentalny, jakiemu poddani byli piłkarze podczas niedawno zakończonego sezonu. Chłopaki muszą chwilę odpocząć. Byłbym nie fair, gdybym ich nagle pościągał z urlopów tylko dlatego, że jest taki, a nie inny termin Pucharu Polski. Nie ma co narzekać.

Sezon dla GKS-u dopiero się zakończył. Jednak muszę zapytać o ten nadchodzący. Czy celem „Brunatnych” będzie ponownie walka o pozostanie na zapleczu ekstraklasy?

Czytałem już w prasie, na portalach internetowych, że GKS Bełchatów jest głównym kandydatem do spadku w przyszłym sezonie. Także już mamy postawiony cel na nowy sezon. (Śmiech)

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze