Lechu, to nie wypali! Artur Rudko to nie jest bramkarz na miarę Lecha


Artur Rudko bardzo mocno przyczynił się do odpadnięcia Lecha z Pucharu Polski

19 października 2022 Lechu, to nie wypali! Artur Rudko to nie jest bramkarz na miarę Lecha
Dawid Szafraniak

Artur Rudko to niewypał transferowy? W tym momencie chyba już możemy napisać, że tak. Ale niestety nie to jest w tej historii najgorsze. Błędy transferowe zdarzają się przecież każdemu. Nawet najlepszym. Tylko po co on w takim razie dostaje kolejne szanse? Szanse, żeby znów coś popsuć.


Udostępnij na Udostępnij na

Do Poznania Ukrainiec był ściągany jako „jedynka”. Taki komunikat płynął z klubu. Miał dać w końcu spokój w bramce. Szkoda tylko, że ten transfer śmierdział od pierwszych chwil. W końcu do Pafos leci się na wakacje, a nie ściąga się stamtąd zawodnika, który ma ukoić problemy „Kolejorza”. Jeśli komuś nie pasował Mickey van der Hart, to niech spojrzy na Rudkę. Bez porównania.

Artur Rudko – najpierw Liga Mistrzów, teraz Puchar Polski

Artur Rudko miał być ostoją i wzmocnieniem i tak silnej już defensywy. Miał być taką wisienką na torcie w składzie „Kolejorza”. Brakującym elementem. Pamiętamy wszyscy wydarzenia z Baku. Trudno nie twierdzić, że to właśnie Ukrainiec był winowajcą tak wysokiej porażki i późniejszego odpadnięcia Lecha z Ligi Mistrzów. Oczywiście nie wszystko leży po jego stronie, ale co najmniej dwie bramki idą na jego konto.

Po kolejnych nieudanych występach przyszła kontuzja. Z perspektywy czasu kibice Lecha mogą dziękować Bogu, że przyszła ta kontuzja, która wyeliminowała Rudkę z gry. Do bramki już nie wrócił. Ostatni jego mecz to wyjazd do Batumi. Ukrainiec został schowany do szafy i był spokój. Warto dodać, że już po niektórych interwencjach wówczas było widać, że sytuacja w Poznaniu go przerosła. Był spalony. Odbijał piłki, które bramkarz powinien łapać jedną ręką, zamiast podać do partnerów, wybijał w trybuny. Tak się nie zachowuje gość, który miał dać tak długo wyczekiwany spokój w bramce.

W meczu ze Śląskiem dostał szansę gry po blisko trzech miesiącach siedzenia na ławce. Został wypuszczony z szafy. I znów zawalił. Znów spowodował, że Lech odpadł z rozgrywek. Tym razem był to Puchar Polski. Przy pierwszej bramce to kolaboracja błędów. Od ustawionego źle muru po swoją złą interwencję. Bramki, gdy piłka przechodzi z wewnętrznej strony muru, zdarzają się naprawdę rzadko. A druga bramka to już wizytówka Artura Rudki, czyli wyplucie piłki pod nogi Yeboaha. Najważniejsze w życiu jest wyciąganie wniosków, a więc mamy nadzieję, że ten mecz pokazał van den Bromowi, na kogo może liczyć między słupkami.

„Zmiennicy” bardziej pewni

Zdecydowanie pewniejszy w bramce jest Filip Bednarek. To on daje tę poszukiwaną pewność. Przed meczem ze Śląskiem Lech notował serię sześciu meczów bez straconej bramki z gry. We wszystkich tych meczach bronił Filip Bednarek, który swoimi interwencjami zapewniał punkty „Kolejorzowi”. Jak widać, decyzja o daniu szansy Rudce była opłakana w skutkach i szykuje się błyskawiczny powrót.

Artur Rudko dostał kolejną szansę na przełamanie impasu i pokazanie, że jednak na coś w tym Lechu jest, ale on chyba się już przekreślił. Przynajmniej mamy taką nadzieję, gdyż w blokach startowych na debiut czeka już wychowanek, a zatem Krzysztof Bąkowski. 19-latek podczas wypożyczenia do Stomilu Olsztyn nie mógł pokazać pełni swojego potencjału, ponieważ od 3. kolejki grał z urazem, a rundę wiosenną spędził na rehabilitacji, obecnie w Poznaniu, mimo solidnej gry w rezerwach, wciąż jest pomijany. Znaczy się, tylko się mówi o jego dużych umiejętnościach. Mecz ze Śląskiem był okazją do wypróbowania go. W końcu gorzej niż Rudko by nie wyglądał. Początkowo miał być „dwójką” i dostawać szansę albo zostać wypożyczony. Ostatecznie obie opcje nie wypaliły i Bąkowski stoi w miejscu, o czym wspomina Michał Kruszyński, który świetnie zna wychowanka Lecha jeszcze z gry dla Stomilu.

– Przy obecnej formie Filipa Bednarka widziałbym Krzysztofa jako numer dwa w Lechu. Tak się jednak nie dzieje, „dwójką” w ekipie „Kolejorza”, jak wiadomo,  jest Artur Rudko, a Bąkowski występuje w II-ligowych rezerwach klubu. Dlatego uważam, że 19-latek powinien spróbować swoich sił ma wypożyczeniu, ale nie zależy to od samego golkipera, ale władz Lecha.

Już dwa lata temu dużo sobie obiecywano po występach Krzysztofa Bąkowskiego w rezerwach. W pierwszym sezonie po awansie wybronił utrzymanie. Jego kariera jednak utknęła gdzieś w miejscu. Bartosz Mrozek za to dostał szansę rozwoju w Stali Mielec, co świetnie wykorzystuje. Za to Bąkowski, który również mógłby zacząć bronić w PKO Ekstraklasie, a jak na razie ratuje rezerwy. Dokładnie śledzący poczynania „Bączka” Michał twierdzi, że to najwyższy czas, aby otrzymał on szansę pokazania się w najwyższej klasie rozgrywkowej.

– Choć Krzysztof ma w swojej grze kilka mankamentów, jak wyjścia do dośrodkowań, to uważam, że jest gotowy na grę w ekstraklasie. Jego ostatnie występy w rezerwach napawają optymizmem, mimo rozczarowujących wyników Lecha II Poznań Krzyśkowi nie można wiele zarzucić, nawet w przegranym 0:4 meczu z rezerwami Śląska, zresztą w ostatnim meczu ze Zniczem Pruszków świetnie interweniował przy strzale Shumy Nagamatsu i Macieja Firleja w doliczonym czasie gry, czym uratował „Kolejorzowi” komplet punktów.

Były sytuacje, ale to Lech musi przełknąć gorycz porażki

Lech odpadł z Pucharu Polski, taki jest fakt. Zawalił mecz, który wydawało się, że ma pod kontrolą. Wyrównał i powoli zaciągał już stryczek na szyję Śląska, ale pewien pan postanowił zepsuć wszystko. „Kolejorz” potwierdzał swoją wyższą jakość. Stwarzał sobie mnóstwo sytuacji. W samej pierwszej połowie można naliczyć z sześć, w których Rafał Leszczyński mógłby skapitulować. Wciąż jednak czegoś brakowało. 

Największe zagrożenie było po dośrodkowaniach. Zresztą tak też padła bramka Afonso Sousy. Joel Pereira ma jednak dobrze ułożoną nogę i potrafi zrobić ogromną różnicę. Również Pedro Rebocho zagroził kilkukrotnie swoimi wrzutkami, ale wciąż lechici nie mogli wpakować piłki do siatki. Skrzydła słabo funkcjonowały. Velde próbował być aktywny, ale wiadomo, jak to z nim jest. Raz na pięć akcji coś mu wyjdzie, a podczas reszty zachowa się jak junior na orliku.

Kończy się więc seria dobrych meczów Lecha. Do rozpędzającej się maszyny van den Broma wrzucono kamyczek. Pytanie, jak zareaguje na to drużyna. Do końca rundy pozostało jeszcze siedem spotkań, w których można wygrać bardzo wiele, ale też przegrać praktycznie wszystko. Plus dla kibiców z Poznania jest taki, że będą mieli spokojną majówkę. Niekoniecznie w Warszawie. 

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze