Lech Poznań łapie tlen, wygrywając i zaliczając czyste konto. Kolejny mały krok zrobiony


Lech Poznań pewnie pokonuje Lechię Gdańsk 3:0

31 sierpnia 2022 Lech Poznań łapie tlen, wygrywając i zaliczając czyste konto. Kolejny mały krok zrobiony
Dawid Szafraniak

Wielki mecz Lecha? Być może gdyby nastroje w Poznaniu były lepsze, można by użyć takiego sformułowania. Przyznać jednak trzeba, że mistrz Polski po raz pierwszy w tym sezonie zagrał jak mistrz Polski. Nie pozostawił żadnych złudzeń – bądź co bądź – beznadziejnej Lechii i urządził sobie strzelaninę w Gdańsku. Lech Poznań łapie rytm, pewność siebie i punkty, które powinny budować drużynę przed bardzo intensywnym okresem.


Udostępnij na Udostępnij na

Właśnie efektowne zwycięstwo powinno tym bardziej pomóc, gdyż atmosfera wokół Lecha, co by nie mówić, była nie za ciekawa. Nie zmienił tego nawet awans do fazy grupowej Ligi Konferencji. Nad Johnem van den Bromem już wisiały ciemne chmury, które mogły zapowiadać burzę, ale ostatni tydzień trochę rozgonił te chmury. Wlał nadzieję w kibiców, że będzie lepiej. Gorzej, niż było na początku sezonu, chyba już nie będzie.

Lech Poznań pewnie wygrał

Przede wszystkim Lech oprócz pierwszych dziesięciu minut miał kontrolę nad meczem i wodził za nos gdańszczan. Nie chcemy napisać, że poznaniacy zniszczyli Lechię, ale trzy bramki to najniższy wymiar kary, a należy przecież pamiętać, że „Kolejorz” nie wyszedł na galowo. Szansę dostali choćby Filip Szymczak, Filip Marchwiński czy Barry Douglas. Każdy z nich na swój sposób się obronił. Nie napiszemy, że „Duma Wielkopolski” ma dwa równe składy, jak jeszcze do niedawna twierdzili włodarze, ale dało to znać Holendrowi, że zmiennicy też mogą coś wnieść.

Tak naprawdę destrukcja Lechii rozpoczynała się w środku pola. Generalnie to tam Lech Poznań wygrał mecz i zamknął wszystkie furtki rywalom. Prawdziwym szefem w środku pola był Jesper Karlstrom. Jak w poprzednim sezonie wybił przeciwnikom grę z głowy. Warto też docenić, że w zdominowaniu środka pola pomagał mu Nika Kvekveskiri oraz często cofający się troszeczkę niżej Filip Marchwiński.

Bardzo znamienne dla Lecha jest to, że najwięcej szumu w ofensywie robią skrzydła i boki obrony. Tutaj wyrazy uznania dla Joela Pereiry, u którego jako jedynego nie widać spadku formy. W Gdańsku obejrzeliśmy kilka kluczowych podań – dokładnie cztery, czyli najwięcej w zespole – w jego wykonaniu do Kristoffera Velde, który dawał ciała w wielu sytuacjach, aczkolwiek bramkę zdobył i uciszył wszystkich, którzy zaczęli podważać jego głupie decyzje. Dobre słówko można szepnąć również o Michale Skórasiu. Od początku sezonu rwie, ciągnie, próbuje i robi różnicę. Mecz z Lechią zakończył z bramką i asystą, ale jego walkę o każdą piłkę warto docenić.

Drugie zwycięstwo, drugie czyste konto

To był dobry tydzień dla Lecha. Najlepszy od początku sezonu. Wszystko w końcu poszło po myśli Johna van den Broma. Na remis w Luksemburgu można mrugnąć okiem i powiedzieć, najważniejszy jest awans. Już nawet tam polskie drużyny potrafiły się wywracać o własne nogi. W niedzielę pierwsze zwycięstwo w lidze z Piastem, który przecież miał czym straszyć, a w środę pierwsze zwycięstwo na wyjeździe.

Lech Poznań potrzebował aż sześciu meczów poza swoim stadionem, aby zasmakować smaku zwycięstwa. Gra na wyjeździe była wielkim zarzutem wobec „Kolejorza”, ale ten przełamał się w wielkim stylu. Zresztą do tej pory nie był w stanie strzelić więcej niż jednej bramki na stadionie rywala. Czyste konto grając poza Poznaniem, również nie było normą, bo to dopiero pierwsze. Jest więc z czego się cieszyć. Choć przyznać należy, że Lechia była wyjątkowo słaba.

W poprzednim sezonie Lech miał zdecydowanie najszczelniejszą defensywę. Stracił najmniej bramek, a duet Salamon – Milić był jedną z najlepszych par stoperów w ostatniej dekadzie. „Kolejorz” przez ostatnie dwa miesiące był strasznie rozchwiany w obronie – głównie przez kontuzje – ale w końcu zaczyna to wyglądać tak, jak powinno. Drugie czyste konto i rywal zneutralizowany w stu procentach.

W niedzielę Piast nie oddał ani jednego celnego strzału, a Joel Pereira schował do kieszeni niedoszłego zawodnika Lecha, czyli Damiana Kądziora, a w Gdańsku Barry Douglas zabawił się z Ilkayem Durmusem. Trudno w ogóle znaleźć sytuację, w której Lechia była blisko trafienia do bramki. Dagerstal z Miliciem zajęli się Zwolińskim i zamknęli furtkę do bramki Filipa Bednarka. Martwić może uraz Milicia, który znów może go wykluczyć z gry na parę tygodni, ale na taki uraz mechaniczny nikt nie ma wpływu.

Potrzebna pewność siebie

Lech Poznań upadł mentalnie tak nisko, że musi zacząć budować swoją pewność siebie na nowo. Możliwe jest to wyłącznie poprzez zwycięstwa. Co z tego, że przeciwnik był słaby. Należy to wykorzystać i wyraźnie wygrać. I to zrobili. Ten tydzień może dużo zmienić i sprawić, że „Kolejorz” może jeszcze się o coś bić w lidze. Przed przerwą na kadrę można jeszcze zaliczyć bardzo prestiżowe zwycięstwo z rozpędzonym Widzewem.

Budują się także poszczególni zawodnicy. Jak Kristoffer Velde, do którego można mieć masę pretensji o beznadziejne wybory, niewytłumaczalne błędy techniczne, ale na koniec popisuje się bramką i zamyka wszystkim usta. Swoją drogą, bardzo interesujące jest to, że pomimo wielu błędów w początkowych fazach meczu potrafi się odbudować i wytrzymać nawet gwizdy własnych kibiców, okazując się kluczowym zawodnikiem. Co by nie mówić, mentalnie Norweg jest mocny.

Zwycięstwo w Gdańsku było potrzebne Lechowi jak tlen. Trzy punkty pozwoliły wyjść ze strefy spadkowej, ale też uspokoiły bure nastroje w Poznaniu. Piotr Rutkowski w niedawnym wywiadzie stwierdził, że w Wielkopolsce jest mroźno albo gorąco. I to akurat pokrywa się z prawdą, bo po ewentualnym zwycięstwie z Widzewem znów wszyscy uwierzą w „Kolejorza” i zupełnie inaczej będzie się grało jesienią. Kończą się wakacje, kończą się problemy Lecha. Bardzo chcielibyśmy, żeby tak było.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze