Piast Gliwice gra w swoją własną grę – „Śpiący królewicze” pierwszych kolejek


Piast Gliwice po słabym początku notuje lepsze wyniki

28 sierpnia 2022 Piast Gliwice gra w swoją własną grę – „Śpiący królewicze” pierwszych kolejek
Tomasz Kudala / PressFocus

Kiedyś Włodzimierz Szaranowicz nazywał Adama Małysza fenomenem społecznym. Myślimy, że na spokojnie fenomenem społecznym, który wyłamuje się z pewnych ram, jest przypadek Piasta Gliwice. Pierwsze kolejki w wykonaniu zespołu Waldemara Fornalika wyglądały beznadziejnie, aby potem rzucić się w heroiczną pogoń za czołówką i wyjaśniać całą ligę.


Udostępnij na Udostępnij na

Czasami można odnieść wrażenie, że Piast Gliwice bawi się w jakąś grę. Pierwsze kolejki – w zeszłym sezonie było to dziewięć kolejek, dwa lata temu osiem, a w tym wygląda na trzy słabsze mecze – to jest totalna kaplica. Nie idzie poznać tego zespołu. Być może duża strata do liderów napędza ich i jest niezbędna do dobrej gry. Dopiero jak zauważą pokaźną stratę do czołówki, zaczynają grać. Ale to już tylko nasze hipotezy. Fakty są jednak takie, że „Piastunki” były najgorszym zespołem na samym początku sezonu, aby zamknąć wszystkim usta w dwóch następnych spotkaniach.

Piast Gliwice pokazał im, gdzie raki zimują

Zrozumielibyśmy przypadłość Piasta, gdyby faktycznie dostali jakichś słabych przeciwników pogrążonych w niemocy, ale jasny gwint, oni bez problemu poradzili sobie z dwoma – tak naprawdę – sensacjami początku sezonu. Wszyscy zachwycali się Cracovią i Stalą Mielec, a zespół Waldemara Fornalika pokazał im miejsce w szeregu. Stal zjadł, przeżuł i wypluł. Nie było co po nich zbierać. Kamil Wilczek bawił się w najlepsze razem z Damianem Kądziorem. Postawa tych zawodników jest o tyle zastanawiająca, że na początku sezonu oni po prostu nie istnieli. Kądzior w ogóle leczył uraz.

Ofensywa Piasta zajmie się Wilczkiem

Co do kluczowej postaci spotkania ze Stalą Mielec, Kamila Wilczka, że potrafi strzelić, to wiemy. Jest to rasowy snajper, pokazał nam, że nie ma co jeszcze spisywać go na straty. Przecież zdobywał już raz koronę króla strzelców polskiej ligi. Wątpimy, żeby powtórzył ten wyczyn, ale okaże się bardziej przydatny niż Toril. Ostatnią bramkę zdobył 9 kwietnia. Cztery miesiące bez gola i nagle ładuje hattricka. Chyba wszyscy w Gliwicach widząc Kamila Wilczka strzelającego trzy bramki, uśmiechnęli się.

– Jak wiadomo – jesteśmy tylko ludźmi. Każdy od czasu do czasu ma swój lepszy i gorszy okres. Mój niestety przypadł na te ostatnie spotkania. Mam na myśli moją formę strzelecką, nic nie chciało wpaść do bramki i trudno było mi dojść do sytuacji. Gdy już jakaś się nadarzyła, to ją marnowałem. Starałem się nadrabiać to pomocą drużynie w innych aspektach gry. Bardzo cieszę się ze zwycięstwa, bramek i z tego, że z meczu na mecz wyglądamy coraz lepiej – wypowiadał się Kamil Wilczek po meczu ze Stalą na oficjalnej stronie Piasta.

Najbardziej ucieszyli się jednak Damian Kądzior i Jorge Felix. Oni już zacierają ręce. Damian Kądzior z tego wszystkiego nawet podpisał nowy kontrakt z Piastem, a Lech może jedynie obejść się smakiem i modlić się, żeby Kądzior nie nawywijał czegoś w niedzielę przy Bułgarskiej. Wiemy, na co stać tych dwóch zawodników i nie zdziwimy się, jak Wilczek będzie obsługiwany przez nich jak w pięciogwiazdkowym hotelu. Obstawę były reprezentant Polski będzie miał wybitną. Tylko musi zacząć regularnie wykorzystywać sytuacje.

A przecież nie zapominamy o innych. Michał Chrapek pod wodzą Waldemara Fornalika wygląda, jakby pił przed meczami soczek z gumijagód. Zresztą jego dwie asysty w poprzednim spotkaniu uhonorowano wybraniem go do kolejki tygodnia. A poza tym jest również Grzegorz Tomasiewicz, czyli wyróżniający się pomocnik całej ligi. Postać fundamentalna w Stali Mielec. Regularnie dokładał swoje cegiełki do punktów „Stalowców”. Waldemar Fornalik może spokojnie czekać na kolejne spotkania i podśmiechiwać się z trenerów rywali próbujących zatrzymać jego ofensywnych chłopaków z ferajny.

Piast Gliwice bez ubytków

Piast Gliwice jest jak taka maszyna, która musi się długo nagrzewać, aby zacząć prawidłowo działać, ale jak już zacznie, to się nie zatrzymuje. Co roku po sezonie Waldemarowi Fornalikowi odpadało jakieś ważne ogniwo, które trzeba było jakoś podmienić. Do tego potrzebny był czas. Czas, żeby wymyślić coś innego, wprowadzić innego gościa na inny poziom i to wszystko dalej hulało w najlepsze. W ciągu ostatnich dwóch sezonów wiosną przegrali tylko sześciokrotnie. Przekornie można więc powiedzieć, że jesienią chodzi o to, żeby stracić jak najmniej punktów do czołówki.

Blisko było, żeby Lech zabrał Kądziora, ale ostatecznie ten został, a więc Piast ma wszystkie zbroje z poprzedniego sezonu. W poprzednich latach odchodzili najważniejsi gracze jak Joel Valencia, Jorge Felix – który teraz wrócił – czy Jakub Świerczok. W tym sezonie najpoważniejszym ubytkiem jest Martin Konczkowski, ale da się go zastąpić. Moc „Piastunków” jest więc naprawdę wielka, przede wszystkim w ofensywie, dlatego pierwsze trzy mecze, które zakończyły się porażkami, można nazwać wypadkiem przy pracy. Zresztą słaba gra na początku sezonu to chleb powszedni dla gliwiczan.

Wykoleją Lecha?

W trzech inauguracyjnych spotkaniach Piast oddał zaledwie pięć strzałów celnych i nie strzelił żadnej bramki. W ofensywie nie istniał, a przecież wydaje się, że to właśnie tam powinien być silniejszy. Dwa zwycięstwa po trzech mocnych strzałach, jakie dostali na początku, z pewnością dodały im pewności siebie. Zaskakująco szybko się podnieśli, zwłaszcza gdy spojrzymy na poprzednie sezony, gdzie w kampanię wchodzili bardzo powoli. Naszym zdaniem głównym powodem, dlaczego Piast Gliwice wygrywa, jest powrót Damiana Kądziora po kontuzji.

– Zwycięstwa dodają pewności siebie i podbudowują cały zespół. Dzięki temu do Poznania pojedziemy z dużym optymizmem – mówił na łamach oficjalnej strony klubu Kamil Wilczek

Lecha ukłuć nie będzie wcale tak trudno. Spokojnie jest to do zrobienia. Defensywa Lecha jest rozchwiana, przez co o sytuacje dla Kamila Wilczka nie powinno być trudno. Kolejnym pozytywem dla Waldemara Fornalika powinno być to, że inicjatywę w tym meczu będzie miał Lech, który nie radzi sobie w ataku pozycyjnym, a więc pozostawia to furtkę skrzydłowym na kontrataki. Piast nie lubi mieć piłki, co pokazał w ostatnich spotkaniach. Pomimo że miał mniejsze posiadanie piłki, wygrywał i potrafił zdominować rywala jak Stal. Zresztą ciekawą anomalią jest to, że zespół z Gliwic wygrywa tylko przy mniejszym posiadaniu piłki. Może jest to jakaś metoda na Piasta.

I choć w Poznaniu Piast nie będzie faworytem, to ten zespół stać na wszystko. Na przestrzeni zaledwie pięciu spotkań potrafi pokazać dwa różne oblicza. Czy faktycznie „Śpiący królewicze” z Gliwic obudzili się po zaledwie trzech porażkach? Jeśli tak, to zespół Waldemara Fornalika jeszcze namiesza w PKO Ekstraklasie.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze