Laga do Przodu – pierwsze punkty Widzewa Łódź


Kolejne rozstrzygnięcia w niższych ligach, a także kulisy ostatniego spotkania w Kluczborku

25 września 2020 Laga do Przodu – pierwsze punkty Widzewa Łódź
Adam Starszynski / PressFocus

Kolejne mecze na niższych szczeblach w Polsce za nami. Powoli rozkręca nam się sezon w pierwszej i drugiej lidze, co bardzo mnie elektryzuje. W końcu swoje pierwsze punkty zdobył Widzew. Inne ekipy na zapleczu nie radzą sobie jednak tak dobrze. Mieliśmy też kilka ciekawych meczów w drugiej czy trzeciej lidze...


Udostępnij na Udostępnij na

Przede wszystkim jednak najciekawiej działo się w Fortuna 1. Lidze, nad którą dziś pochylę się najbardziej. Nie zabraknie jednak kilku zdań o drugiej lidze, gdzie sytuacja już od początku sezonu wydaje się o wiele bardziej zawiła.

Fundambu skradł show

Słabe Derby Łodzi w wykonaniu Widzewa i po trzech kolejkach na koncie łodzian wciąż brakowało punktów. Fantastyczną okazją na przełamanie był mecz ze Stomilem, który nie zdobył jeszcze nawet bramki. O ekipie z Olsztyna porozmawiamy za moment, skupmy się natomiast na Widzewie, a konkretnie jednym człowieku. Merveille Fundambu – bo o nim mowa – od początku sezonu wprowadził pewną świeżość w szeregi zespołu.

I przyznam szczerze, że byłem przeciwnikiem ruchu zarówno tego, jak i wcześniejszego – do Radomiaka. W Radomiu nie pokazał się z tej najlepszej strony, nie otrzymywał też wielu minut. Wydawało mi się, że wpierw został nieco „wepchnięty” przez Krzysztofa Stanowskiego właśnie do Radomia, a teraz ta sama historia powtórzy się w Łodzi. Poza tym Kongijczyk skutecznie mógłby zabierać miejsce Polakom, którzy mogliby znaleźć się w tym samym miejscu i walczyć o miejsce w pierwszym składzie.

W tym miejscu muszę jednak przyznać, że po tych kilku meczach projekt Fundambu coraz bardziej mi się podoba. W Widzewie Kongijczyk naprawdę stał się wiodącą postacią, która kreuje zespołowi bardzo dużo sytuacji. Już w pojedynku z Radomiakiem nie dało się nie zauważyć tego, jak wiele daje zespołowi. Jest bardzo kreatywny, szybki i nie boi się podejmować szalonych decyzji. Efektem jednej z nich była piękna bramka, którą strzelił w ostatnim spotkaniu przeciwko Stomilowi właśnie.

Wciąż nieskuteczny Stomil

Ekipa Stomilu także w meczu z łodzianami nie zdobyła żadnej bramki. I tak, jak przeciwko GKS-owi Tychy Stomil nie oddał ani jednego celnego strzału, tak w kolejnych spotkaniach olsztynianie stwarzali sobie sytuacje. Choćby we wspomnianym meczu z Widzewem miejscami bramka wyrównująca wynik meczu wisiała w powietrzu, a jednak zawodnikom Stomilu wszystkie szanse przechodziły koło nosa.

Brakuje skuteczności. Nie wiem, co jest przyczyną takiego stanu rzeczy, ale wydaje się to po prostu niemożliwe, aby olsztynianie nie byli w stanie wcisnąć tego jednego gola w czterech meczach. Szczególnie, że w pierwszej lidze bramek pada zazwyczaj dosyć sporo. Tymczasem obserwując mecze Stomilu, mam wrażenie, że chcą oni czasem zwyczajnie wjechać do bramki rywali. Jakby bali się oddać strzał, który miałby dać im pierwszą bramkę w tym sezonie.

Oprócz tego zdecydowanie zbyt często oddają oni strzały spoza pola karnego. Stosunek uderzeń z obrębu szesnastki oraz spoza niej to mniej więcej 55%-45% na korzyść tych pierwszych. Mała ilość kontaktów oraz uderzeń z pola karnego nie bierze się z niczego, ale pokazuje to jednak, że olsztynianie dochodzą do tych sytuacji. A mimo to byli w stanie oddać tylko 7 celnych uderzeń – tyle samo, ile GKS Tychy oddał na ich bramkę w meczu inauguracyjnym.

Jakby problemów było w Olsztynie mało, Wojciech Kowalewski został odwołany z funkcji prezesa klubu. Rada Nadzorcza w poniedziałek poinformowała o zmianie – pieczę nad klubem objęła legenda Stomilu, Grzegorzowi Lechowi. W maju 2002 Lech strzelił bramkę w meczu przeciwko Widzewowi Łódź – ten gol od ponad 18 lat pozostaje ostatnim trafieniem dla Stomilu w najwyższej klasie rozgrywkowej w Polsce.

Rok 2020 nie dla Jastrzębia

To, co stało się z ekipą GKS-u Jastrzębie przechodzi ludzkie pojęcie. Drużyna, która poprzednią jesień kończyła z pozycji, która pozwalała jej na zaatakowanie miejsc barażowych, w tym roku kalendarzowym wygrała tylko trzy spotkania, w tym jedno w Pucharze Polski. Ogólnie bilans GKS-u w 2020 roku to 3 zwycięstwa, 5 remisów i 11 porażek. Po prostu tragedia.

Choć w tym sezonie z Fortuna 1. Ligi spada tylko jeden zespół, wydaje się, że kilka zespołów będzie wręcz ubiegało się o miano tego najgorszego. GKS Jastrzębie, Sandecja, Stomil na tym etapie sezonu zdają się być faworytami do tego tytułu. Oczywiście, do końca sezonu jeszcze bardzo długa droga, ale aż dwie ekipy po czterech meczach nie potrafiły zdobyć punktu. I paradoksalnie nie jest to jedyny w lidze zespół bez strzelonej bramki, ot takie pierwszoligowe realia.

Ty Też Masz Szansę – siódma edycja projektu stworzonego dla młodych zawodników

W środę GKS ogłosił dołączenie nowych zawodników do zespołu. Jakub Apolinarski to pierwszy zawodnik, który wzmocnił górniczy klub. 21-letni skrzydłowy został wypożyczony z Rakowa Częstochowa, gdzie zagrał w kilku spotkaniach w ekstraklasie (zanotował nawet asystę), jednak na wiosnę został wypożyczony do poznańskiej Warty. Strzelił nawet bramkę, ale ogólnie rzecz biorąc nie był szczególnie wyróżniającym się zawodnikiem.

Z GKS-em związał się także 19-latek, Michał Zabielski. Zawodnik zespołu UKS SMS Łódź w styczniu był uczestnikiem projektu „Ty Też Masz Szansę”. W Milanówku, gdzie odbywał się mecz testowanych zawodników, miałem okazję być i nawet podzielić się wrażeniami z całego przedsięwzięcia. Kilku zawodników naprawdę mi się spodobało, ale Zabielski nie znalazł się na mojej liście największych talentów tamtego dnia. Warto jednak obserwować tego zawodnika i samemu wysnuć wnioski, kiedy wystąpi już w jakimś meczu jako piłkarz Jastrzębia.

Gdzie stoi Korona?

Przed sezonem raczej śmiało wskazywałem Koronę jako drużynę, która obowiązkowo musi znaleźć się w najlepszej szóstce pierwszej ligi. Oczywiście klub szargany był wieloma problemami, jednakże to wciąż duża, ekstraklasowa firma, która nie spadła z takim hukiem jak ŁKS. A mimo wszystko to właśnie pozostała dwójka spadkowiczów radzi sobie znacznie lepiej od kieleckiego zespołu.

Poprzedni weekend to dla Korony pierwsza bolesna porażka w pierwszej lidze i to na dodatek z beniaminkiem. Górnik Łęczna to zespół, który radzi sobie wyjątkowo dobrze i nie ukrywam, że przed meczem po cichu wskazywałem nawet na to, że Górnik w Kielcach okaże się zespołem lepszym. Ostatecznie „Zielono-czarni” wywieźli trzy punkty z Kielc.

Niesamowicie bezzębna jest Korona na początku tego sezonu. Patrząc na grę zespołu, wydaje mi się, że między innymi Emile Thiakane zasługuje na drobne wyróżnienie, bo faktycznie bardzo na boisku haruje. Tylko co z tego, kiedy podejmuje złe decyzje? Uderza czasem z trudnych pozycji, jak w meczu z Górnikiem, raz przekopał piłkę kilka lub kilkanaście dobrych metrów obok bramki przyjezdnych. Pracy natomiast odmówić mu nie można.

W przypadku Korony dużym problemem wydaje się w ogóle konsekwentne, celne uderzanie na bramkę przeciwników. Jednak 2,5 celnego strzału na spotkanie to nie są liczby godne zespołu, który kilka miesięcy temu rywalizował w ekstraklasie z Legią, Lechem czy Piastem. Od spadkowicza oczekujemy raczej dominacji nad teoretycznie słabszymi rywalami, Korona natomiast daje się zdominować beniaminkowi, a i sytuacja w tabeli zaczyna wyglądać nieciekawie – jeszcze kilka spotkań i może okazać się, że po mniej więcej 1/3 sezonu zasadniczego Korona nie znajduje się nawet na miejscu barażowym.

Olimpia w tarapatach

Olimpię Elbląg spotkała bardzo podobna sytuacja do tej, z którą obecnie boryka się GKS Jastrzębie. Z tą różnicą, że ekipa z Elbląga wiosną wygrywała nieco częściej. Natomiast elblążanie spokojnie mogli walczyć o baraże do pierwszej ligi, tymczasem sezon zakończyli ostatecznie na ósmym miejscu. Niewiele wskazywało jednak na to, że za około miesiąc wpadną w tak poważne tarapaty.

Olimpia po czterech kolejkach jest ostatnim zespołem drugiej ligi, a na swoim koncie ma tylko jeden punkt. Mało tego – jest jedyną drużyną, która w tym sezonie nie wygrała jeszcze ani jednego spotkania na trzecim szczeblu w Polsce. Trudno wyciągać jakieś głębsze wnioski, bo do dyspozycji jest niewiele materiałów, ale w przypadku Olimpii kilka rzeczy rzuca się w oczy od razu.

Przede wszystkim ten zespół naprawdę potrafi grać w piłkę: rozklepać rywala na małej przestrzeni, zagrać kilka podań z pierwszej piłki. Problemem okazuje się jednak zachowanie już w polu karnym, bo napastnicy często nie walczą wystarczająco mocno o piłkę czy pozycję. Zbyt wiele razy zawodnicy podejmują także złe decyzje, wskutek których podanie jest opóźnione o jedno czy dwa tempa.

W obronie także nie wygląda to za dobrze. Często zdarza się, że zawodników Olimpii we własnym polu karnym jest mnóstwo. Tylko ostatecznie nic z tego nie wynika, bo piłka przechodzi kolejnych zawodników, jakby byli oni tylko duchami. Ciekawie zrobiło się także po spotkaniu z Chojniczanką, w którym Olimpia zdobyła pierwszy punkt w tym sezonie. Łukasz Kowalski musiał uciekać przed pseudokibicami karetką na sygnale. Nie chciano dopuścić do bezpośredniego spotkania z kibolami, którzy domagali się dymisji szkoleniowca, a zawodników mieli wypytywać o to, ile pieniędzy zarabiają na grze w Olimpii.

Kluczborski futbol „na nie”

Po raz kolejny zaglądamy do rejony, który jest mi szczególnie bliski, czyli 3. grupa III ligi. Tym razem miałem przyjemność obejrzeć mecz w Kluczborku, gdzie lokalny MKS podejmował rezerwy Zagłębia Lubina… Chociaż „przyjemność” to słowo mocno nad wyraz, bo MKS zagrał bardzo słabo, a jedyne dobre wrażenia pozostawili po sobie gracze z Lubina.

Trener Jan Furlepa jako trener zatrzymał się chyba mentalnie w poprzednim stuleciu. Taktycznie ekipa MKS-u nie wyglądała najgorzej, zagrała też trójką obrońców, jednak podpowiedzi szkoleniowca raczej szkodziły, niż pomagały zawodnikom. Furlepa każdą piłkę kazał zagrywać do przodu, po czym dośrodkowywać w pole karne. Cóż, może, gdyby to Bayern Monachium grał z nastolatkami z Akademii Zagłębia, styl gry preferowany przez trenera sprawdziłby się bezbłędnie.

Ciekawie zaczęło się jednak robić nieco później, kiedy Zagłębie strzeliło drugą bramkę. Lokalni – jak mniemam – inwestorzy nie potrafili zachować szczególnej kultury na trybunach. W końcu dość przypadkowej kontuzji doznał jeden z młodych graczy Zagłębia. Grający z numerem 11 Jakub Sypek upadł i nadział się na nogi zawodnika MKS-u. Wyglądało na to, że gracz złamał obojczyk. Służba medyczna, która znajdowała się na stadionie, ewidentnie nie wiedziała, jak pomóc graczowi Zagłębia. Próby wyniesienia go poza boisko na „deseczce” poskutkować mogły raczej przemieszczeniem. Wyglądało to z jednej strony komicznie – z drugiej jednak krzyk zawodnika pogrążonego w bólu nie wywoływał uśmiechu na mojej twarzy.

W końcu na płytę wjechała karetka i zawodnik wywieziony został do szpitala. Niesmak pozostaje jednak do dziś i mam tylko nadzieję, że zawodnikowi nic poważniejszego się nie stało. Zastanawiam się jednak, jakim cudem kluczborczanie tak dobrze weszli w sezon – byli nawet przez jakiś czas liderem rozgrywek. Przeciwko Zagłębiu zagrali tragicznie, a potencjalnych kandydatów do awansu zweryfikowała już Ślęza czy Ruch. Dlatego myślę, że można wykreślić MKS Kluczbork z grona faworytów do awansu w tym sezonie.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze