Ty Też Masz Szansę – siódma edycja projektu stworzonego dla młodych zawodników


Wywiad z Emilem Kotem i wrażenia z test meczu organizowanego pod szyldem "Ty Też Masz Szansę"

28 stycznia 2020 Ty Też Masz Szansę – siódma edycja projektu stworzonego dla młodych zawodników

22 zawodników z niższych lig, którzy profesjonalną piłkę do tej pory oglądali tylko w telewizji. No, ewentualnie z wysokości trybun. Teraz otrzymali szansę - jedyną taką w ich życiu. Każdego z nich obserwowało grono skautów, niektórzy z nich reprezentowali największe marki w Polsce. Niektórzy z nich już otrzymali zaproszenia na testy z klubów III ligi oraz szczebla centralnego.


Udostępnij na Udostępnij na

„Ty Też Masz Szansę” to jedyny taki projekt w Polsce. Grono skautów – wolontariuszy rozsianych po całym kraju poszukuje uzdolnionych, młodych piłkarzy, którym dosłownie daje szansę. Szansę na pokazanie się. Na trafienie do notesika skautów. Szansę na kontrakt w dużym klubie, na otworzenie sobie drzwi do dużej kariery.

Pierwsza w tym roku, zimowa, VII edycja projektu miała miejsce w Milanówku. Na stadionie Klubu Sportowego Milanu Milanówek 22 graczy zmierzyło się w meczu, który obserwować można było z każdego miejsca na świecie poprzez serwis YouTube. Zawodnicy mieli na sobie założone specjalne kamizelki – urządzenie śledziło m.in. puls, czy przebiegnięty dystans. Wszystko w pełni profesjonalnie.

Emil Kot – ojciec założyciel „Ty Też Masz Szansę”

„Ty Też Masz Szansę” to przede wszystkim ogromny sztab ludzi. Skautów, którzy obserwują zawodników. Osób trzecich, którzy odpowiadają za sprzęt, transmisję. Ekipę, która organizuje całe wydarzenie już na stadionie. Wszystkim dowodzi Emil Kot – założyciel i pomysłodawca całego projektu, który przebywa obecnie w Wielkiej Brytanii.

W Milanówku prowadził jedną z drużyn – udało nam się z nim porozmawiać po zakończeniu spotkania, kiedy mógł sobie pozwolić na kilkanaście minut wytchnienia. Zapraszamy do lektury rozmowy z pomysłodawcą projektu „Ty Też Masz Szansę”, Emilem Kotem.

Skąd wziął się pomysł na „Ty Też Masz Szansę”?

Pomysł powstał w mojej głowie już jakiś czas temu. Głównie z tego powodu, że też byłem takim piłkarzem, który kopał gdzieś po IV lidze jaki szesnastolatek, a nie za bardzo widziałem możliwości, żeby ktokolwiek na naszym meczu mógł mnie zobaczyć. Gdyby nie mecz z rezerwami Dolcanu Ząbki, jeszcze trenerem pierwszej drużyny był Marcin Sasal, to tak naprawdę nikt nie miałby o mnie zielonego pojęcia. A wiem, że po tym meczu jakieś tam zainteresowanie ze strony jego moją osobą i kilkoma zawodnikami z rocznika 90′, którzy dopiero co weszli do seniorów, było. To była jedyna tak naprawdę możliwość, zagrać z rezerwami zespołu i trener pierwszego zespołu akurat przyjechał obejrzeć swoich zawodników z jedynki.

Nie zawsze się to zdarza…

Nie zawsze się to zdarza, stwierdziłem, że fajnie byłoby stworzyć możliwość chłopakom z niższych lig, żeby po prostu ktoś ich mógł zobaczyć, bo wiadomo, że ich gra cała masa, jeśli chodzi o niższe ligi w Polsce. Ogrom ludzi gra na poziomie IV ligi, ligi okręgowej w wieku lat 16, 17, 18, którzy byli pominięci przez akademie, system, że tak powiem. W jakiś sposób mogą jeszcze nadrobić te 2, czy 3 lata szkolenia w akademii. Wiadomo, że nie trenują tak samo, jak w akademiach Śląska, Legii, Lechii, Polonii, czy w innych, gdzie mają [treningi] pięć dni w tygodniu, mają fizjoterapeutę, mają spotkania z psychologiem, pełną opiekę medyczną.

A często przecież grają w seniorach.

Mi się wydaje, że lepiej będzie dla chłopaka, w kontekście jego dalszego rozwoju, gra w seniorach w wieku lat 16, niż „kopanie się” w CLJ… Może to brzydko zabrzmi – granie w CLJ do, nie wiem, dwudziestego roku życia. Bo takie metody były jeszcze kilka lat temu, że chłopak 19, 20 lat, a on jeszcze grał z rówieśnikami w jakiejś grupie juniora starszego, więc to wydaje mi się, trochę mijało się z celem. Bo on w wieku 20 lat wchodził do seniorów, a na zachodzie w wieku 20 lat to już jest gość przygotowany, po dwóch dobrych sezonach na wysokim poziomie i gotowy do tego, żeby grać w piłkę na trochę wyższym poziomie. Więc wydaje mi się, że to daje dużo więcej tego takiego sprytu, cwaniactwa.

Dzisiaj (25.01, w dzień rozegrania meczu – red.) mieliśmy fajny przykład Dominika Konkiela, którego osobiście widziałem przez to, że organizowaliśmy kurs scoutingowy w Gdańsku i przez przypadek byliśmy na tym meczu i akurat grał. Rocznik 2004, w akademii nigdy większej nie był, grał gdzieś w A klasie na Kaszubach, podejrzewam, że trenuje może dwa, trzy razy w tygodniu, nie więcej. A piłkarsko, mimo wszystko, że nie był objęty jakimś super ścisłym programem szkoleniowym, wygląda fajnie. Ma swobodę operowania piłką, ładnie się porusza po boisku, dużo widzi, skanuje przestrzeń. Ma jakieś podstawy, żeby wejść gdzieś wyżej. Zresztą wiem, że teraz po tym meczu prawdopodobnie będzie testowany przez Lechię Gdańsk, po prostu pod kątem tego, żeby go zobaczyć, jak on będzie wyglądał na tle rówieśników z Lechii. Wydaje mi się, że nie będzie zbyt większej różnicy, a mówimy o chłopaku, który zagrał trzy, cztery spotkania w A klasie. Taki był zamysł, żeby tym chłopakom stworzyć po prostu możliwość pójść gdzieś wyżej, żeby ktoś ich dostrzegł.

Będąc w Anglii jest Ci trudniej ogarnąć całe przedsięwzięcie?

Ja bardziej żałuję tego, że jestem w Anglii i nie mogę tych ludzi na żywo obejrzeć. To jest jakiś taki mój największy minus, bo zawsze lubiłem to robić. Oczywiście traktowałem to czysto hobbystycznie, poza trenowaniem zespołu, próbowaniem bycia kandydatem na trenera, zawsze lubiłem sobie obejrzeć niższą ligę – III, IV, okręgówkę, pod kątem właśnie jakiegoś chłopaka, który wchodzi dopiero z juniorów i zaczyna stawiać pierwsze kroki w piłce seniorskiej. No i żałuję, bo nie mogę. W Anglii mamy też różnych chłopaków – Polaków – między 2003, 02, 01, różne roczniki, które też gdzieś tam monitoruję i staram się ich obserwować. Zresztą oni też byli na Ty Też Masz Szansę – czy dzisiaj Żukowski, czy wcześniej Nóżka, Błasik. To byli ludzie, którzy już też z Anglii przylatywali bezpośrednio do Warszawy na TTMSZ. I podejrzewam, że przy okazji letniej edycji też nie zdziwię się, jak jakieś nazwisko z Anglii, które osobiście oglądałem, bądź są u mnie w treningu, moim zespole, który trenuje, zaproszę. Ale to jest jedyna taka rzecz, że ja już nie mogę ich (chłopaków z Polski – red.) tak bezpośrednio obejrzeć, gdzie czasami bym wolał pojechać sam, już nawet po wskazaniu przez danego skauta, przekonać się o tym kto to jest i gdzie gra.

Jak wygląda proces selekcji zawodników?

Orzeł i reszka (śmiech). Skautów jest masa, tylko właśnie jest problem tego typu, że ja tych zawodników nie widzę i nie jestem w stanie zobaczyć. Więc często też, nie ukrywam, że jeżeli ktoś mi proponuje jakiegoś zawodnika, ze skautów oczywiście, wiadomo, jest jedna rzecz. Każdy myśli, że jego zawodnik jest najlepszy i to jest normalne, bo w klubach też tak działa, że każdy twierdzi, że jego zawodnik jest najlepszy. Więc trzeba trochę tej chłodnej głowy, ale już później kieruję się docelowo statystykami, bo to też dużo mówi. Jeżeli zawodnik z rocznika 2001 ma szesnaście spotkań w IV lidze, no to znaczy, że nie jest tam z przypadku, a jeszcze pojechał jeden człowiek od nas i stwierdził „To jest on, warto na niego rzucić okiem”, to mam już potwierdzenie z dwóch czy trzech stron. Nie dość, że statystycznej, to jeszcze ktoś go widział, polecał, jeszcze wykonujemy kilka telefonów do ludzi, którzy być może go znają albo go widzieli i wtedy go zapraszamy. Nie w każdym przypadku da się to zrobić, ale w większości się da.

A jeśli chodzi o skautów – korzystacie ze znajomych, zaufanych ludzi, czy po prostu dajecie szansę wolontariuszom?

To są sami wolontariusze, tylko niektórych znamy od czterech, pięciu lat, a niektórych znamy od trzech miesięcy. Maciek Nierzwicki dołączył do nas po kursie scoutingowym, który organizowaliśmy w Trójmieście, bodajże cztery miesiące temu. I po tym stwierdził, że „spróbuję, może do was dołączę”, bo już miał jakąś swoją bazę danych, IV ligę pomorską miał przejrzaną dość dobrze, i na bazie jego obserwacji, których dokonywał wcześniej w swoim środowisku, wykonał też kilka telefonów, zapytał kogo warto polecić, przedzwonił całe województwo i efektem tego właśnie był Borowski, który dzisiaj strzelił bramkę i miał asystę. I Prondziński, który też się, moim zdaniem, dzisiaj całkiem nieźle prezentował. Skrzydłowy, numer 7 z drużyny czarnych.

To były te dwa nazwiska, które nam polecił, a Maciek jest u nas miesiąc, dwa? I też dostał tak jakby szansę, że swoje nazwisko pokazał w, że tak powiem, protokole meczowym i dwóch chłopaków akurat od niego się dzisiaj wyróżniło.

Czyli z jakiej, mniej więcej, grupy selekcjonujecie tych 22?

W bardzo prosty sposób to robimy, bo wrzucam po prostu na grupę dwie jedenastki i proszę skautów o polecenie ludzi, których oglądali przez ostatnie pół roku. I nieraz niektórzy wpisują „lewy obrońca – poziom ten i ten”, „prawy obrońca – poziom ten”. Nieraz jest tak, że przychodzi na jedną pozycję, no przykładowo pod tą edycję na pozycję „6” i „8”, do środka pola, mieliśmy piętnaście nazwisk i wszyscy byli mniej więcej na poziomie IV ligi – i grali! Więc też to pokazuje jakąś tendencję w Polsce, jeżeli chodzi o zawodników ze środka pola, gdzie tych ludzi grających na „6” i „8” w Polsce jest po prostu multum. A na przykład lewych obrońców mieliśmy tylko trzech. Stoperów z lewą nogą nie ma. Nie ma „9”.

Dziś akurat się fajnie trafiło, bo i Borowski wyglądał fajnie, Gust może trochę słabiej, ale to jest B klasowicz, więc to też jest chłopak, który w seniorach dopiero zaczyna sobie dreptać, strzela tam bramki, ale to jeszcze jest poziom niski. Może nie wyglądał tragicznie, ale też nie porwał. Ale z „9” to też nie jest tak kolorowo, żeby znaleźć młodzieżowca, „dziewiątkę”, w niższej lidze, który gra i jeszcze ma liczby, coś tam potrafi. Bo jeżeli tylko ktoś gra, strzela bramki, no to przeważnie ktoś go zabiera wyżej, bo to w najprostszy sposób można sprawdzić, po liczbach.

Więc na niektórych pozycjach jest problem, przeważnie stoper i lewa obrona, reszta jest obsadzona praktycznie regularnie. No i napastnik, to szczególnie.

Jak próbujecie dotrzeć do tych klubów „centralnych”? Jaki jest odbiór?

Mailowo, Twitter, wszelkie możliwe sposoby. Jak tylko się mogę dostać. Niektórzy przyjeżdżają, niektórzy nie. Powiem tak: wiadomo, że my nie mamy bezpośrednich piłkarzy do ekstraklasy, to jest oczywista oczywistość, naszym celem jest bardziej III, II liga. Wydaje mi się, że to są takie kluby, które powinny najbardziej się interesować naszym projektem. Ewentualnie kluby, które mają rezerwy na poziomie III ligi, czyli Miedź Legnica, która dzisiaj też była, czy Śląsk Wrocław. Powinny się najbardziej zainteresować, bo mają pełny proces szkoleniowy: zawodnik z IV ligi, może wejść do III ligi, więc te wejście do seniorów, do dużego klubu, nie będzie dla niego jakąś wielką przepaścią, bo wchodzi ligę wyżej. Wiadomo, że ma więcej jednostek treningowych, te jednostki wyglądają nieco inaczej, niż w IV lidze… Ale już robi malutki kroczek do przodu i kto wie, czy za dwa lata on nie zrobi na przykład takiego kroku, że z rezerw od razu idzie do treningu z pierwszym zespołem i będzie miał szansę zadebiutować w ekstraklasie, albo chociażby w I lidze, jak w Miedzi Legnica.

Mówisz, że kluby powinny się interesować, ale czy faktycznie tak jest?

Kluby oczywiście nie zawsze się interesują. Był dzisiaj Widzew Łódź, był ŁKS, był skaut z Pogoni Szczecin. Olimpia Zambrów była też obecna, od razu po meczu też zaprosili jednego chłopaka do siebie, więc są kluby, które przyjeżdżają do nas notorycznie i próbują coś powybierać. Nie każdy traktuje to jakoś mega poważnie, ich sprawa – my robimy dalej swoje. Używamy jakiś swoich kontaktów, które mamy w Polsce, na różnych poziomach. Trenerzy się nas pytają, nieraz nawet jak nie przyjeżdżają – kto wypadł dobrze, czy macie lewego obrońcę, prawego obrońcę, szukam skrzydłowego, napastnika… Więc teraz to działa na zasadzie telefonu, my już wiemy co to jest za chłopak, jak się zaprezentował, jak wygląda. Widzieliśmy go więcej, niż kilka razy i po prostu wysyłamy polecenie, trener mówi „okej, przyjedź pokaż się” i na tej zasadzie to działa.

Więc jeżeli chodzi o ilość testów, jaką organizujemy chłopakom, to w przeciągu kilku lat ciężko zliczyć, tego była cała masa. Niektórzy zawodnicy byli w czterech klubach, w trzech. Więc tych realnych szans, żeby się gdzieś pokazać, było naprawdę dużo. Tu już kwestia jest tylko i wyłącznie tego jak się pokażą na tych testach, jakie będą mieli podejście do tego. No i czy piłkarsko się sprzedadzą trenerowi danemu, który pracuje w klubie.

Widziałem też, że zawodników z Podlasia nie było zbyt chętnych do testowania i pójścia gdzieś wyżej, nawet jeśli mieli oferty…

Staramy się unikać takich sytuacji i często pytamy zawodników przed meczem, czy on rzeczywiście chce zrobić krok w przód. To jest takie moje pierwsze pytanie do nich – czy ty chcesz się rozwijać jako piłkarz, jako zawodnik, czy jesteś zadowolony z tego, że jesteś lokalną gwiazdą w IV lidze, wszyscy ci biją brawo… Masz, że tak powiem, ciepło u Pana Boga za piecem, prezes ci płaci super pieniądze, no bo strzelasz bramki, jesteś najlepszy, masz „10” na plecach. Czy chcesz coś zmienić w życiu, pojechać na drugi koniec Polski i zarobić trochę mniej, ale przekroczyć tę strefę komfortu – nie ma mamy, taty i walczysz rzeczywiście nie o 1500, 1600, tylko o realny, profesjonalny kontrakt, na wysokim poziomie. Kwestia ambicji i podejścia do sprawy.

Z tymi, co rozmawialiśmy do tej pory, to są ludzie, którzy rzeczywiście chcą i akurat przy okazji tej edycji nie spotkałem się jeszcze z chłopakiem, który by stwierdził, że przyjechał tutaj na zasadzie „zobaczymy co będzie”. Zresztą pierwsze 25 minut pokazało dobitnie, że to są ludzie, którzy tu przyjechali coś komuś pokazać, udowodnić, bo tempo gry było po prostu ogromne. Ja się zdziwiłem, że aż tak mocno weszli w ten mecz. Później było to zresztą widać, bo to się odbiło – po 25. minucie to tempo siadło, a w drugiej połówce to już w ogóle było, nie chcę mówić slow-motion, ale widać było, że byli już podmęczeni i nie było tej mocy, która była na początku. Ale mi się wydaje, że 25 minut początkowe pokazało to, że chcemy się pokazać, chcemy się sprzedać i chcemy wypaść jak najlepiej.

Zawodnicy przyjeżdżają, grają w drużynie, pierwszy raz się spotykają znajdują się w kompletnie nowym środowisku…

I to jest właśnie plus tego. Że niektórzy z nich, nawet w takiej ekstremalnej sytuacji, gdzie widzą się pierwszy raz na oczy, potrafią być liderem, potrafią zespołem zarządzać. Dyktować tempo gry, podpowiadać, odpowiednio się komunikować z zawodnikami. Ustawiać, być pozytywnym dla innych dookoła. Co też ludzie, którzy w piłce pracują i od wielu lat się na tej piłce znają, wyłapią takie drobne elementy, gdzie będzie widać tę współpracę, że ktoś się odnalazł bardzo szybko w nowym środowisku. Że jest operatywny, że wszystko potrafi robić, zarządzać tym co się dzieje na boisku.

Wydaje mi się, że da się to dostrzec, jeżeli ktoś się na piłce zna i wydaje mi się, że ludzie, którzy do nas przyjeżdżają na piłce się znają. Jeżeli obejrzą taki test mecz, mimo tego, że to zbieranina z całej Polski, to mimo wszystko da się coś z tego wyciągnąć, i nawet umiejętności indywidualne danego zawodnika mogą pozwolić na to, że dostanie propozycje testów w III, czy II lidze.

… ale też można zobaczyć, czy ktoś gra pod siebie. No bo wiadomo, każdy chce się pokazać i jeśli będzie przesadzał, to też niedobrze. Uczulacie na to?

Tak, uczulamy na coś takiego przed meczem, żebym nie musiał rzucać jedenastu piłek, dla każdego z nich oddzielną, gdzie każdy będzie grał swój mecz. Tylko właśnie uczulam: bądźmy zespołem, bądźmy drużyną, pokażmy, że jesteśmy ekipą, mimo tego, że widzimy się pierwszy raz. Dlatego mamy trochę specyficzne rozgrzewki, na bardziej taki kontakt osobowy, niż typowa rozgrzewka przedmeczowa, gdzie jest tylko gimnastyka, mała gra, jakiś fragment gry i tyle. Duży nakład jest na komunikację, na poznanie imion, poznanie swojej charakterystyki. Kto ja jestem? Jak ja się na boisku poruszam? Jaką chcę dostać piłkę?

Proste rzeczy, ale żeby się jak najbardziej mogli poznać przez te 35 minut, zanim w ogóle w ten mecz wejdą. Wiadomo, że to jest ciężkie i też im o tym mówię, że to nie jest tak od razu hop, siup, żeby załapać wspólny język z gościem, z którym się widzę pierwszy raz. I podejrzewam, że ostatni, bo wątpię, żeby się zobaczyli jeszcze raz. Na pewno jest to ciężkie.

A jak reagują te kluby z niższych lig? Spotykaliście się z jakimś negatywnym nastawieniem?

Są kluby, które odmawiają zawodnikom. Jeden przykład z tego roku był, że „zawodnik dozna kontuzji”. Stwierdziłem, że już nie będę się kłócił z zarządcą klubu, bo to jest bez sensu, ale kontuzji może dostać w domu, wchodząc po schodach. Może wyjść, odpukać, potrąci go samochód, może, nie wiem, spaść ze schodów. Może pójść na orlik i skręcić kolano. To jest loteria.

Nie przewidzi się, że dzisiaj ktoś kontuzji dostanie. Akurat dzisiaj, w tym test meczu. Było dzisiaj bardzo dużo starć takich ryzykownych, gdzie było bardzo dużo takich stykowych wślizgów, jakiś pojedynków w powietrzu. Komuś się coś stało? Nie. Przez ostatnie siedem edycji nie mieliśmy ani jednej kontuzji na szczęście. Chłopaki są na każdym meczu ubezpieczeni, jest opieka medyczna, jest doktor, mamy karetkę pod nosem… Wszystko jest postawione, że tak powiem, w stan gotowości, w razie jakby coś komuś się stało. Już było w mojej głowie „co by było gdyby”, na przykład jakby ktoś zerwał krzyżowe. Na pewno bylibyśmy w stanie zorganizować pomoc, rehabilitację, cokolwiek, bo jesteśmy non-profit. Może by się jakąś zbiórkę zorganizowało na takiego chłopaka? Wiem, że metodą crowdfundingu byśmy to szybko załatali, bo ludzie chcą nam pomagać, widzą, że robimy coś sensownego, więc nawet jeżeli komuś coś by się stało, to mocno wierzę, że ludzie by pomogli.

Ale sam pewnie dobrze wiesz, że jedna taka poważna kontuzja mogłaby też wizerunkowo wpłynąć negatywnie na całą akcję.

To się zdarza, to jest loteria w piłce. Ja sam jestem po czterech krzyżowych, więc ja doskonale znam tę sytuację, wiem jak to działa, jak to funkcjonuje. Wiem, jak to może boleć. Jeszcze dalej się poruszam bez krzyżowego w lewej nodze i wiem, co to znaczy przechodzić ciężką kontuzję kilka razy. Doskonale sobie zdaję z tego sprawę.

A nie obawiasz się trochę, że kluby z niższych lig wysyłają chłopaków, a potem będą ich blokować domagając się dużych pieniędzy?

To jest naturalna kolej rzeczy, to jest normalna sprawa. My robimy coś dla tych klubów dobrego, bo bierzemy zawodnika, za którego oni mogą dostać 4, 5 tysięcy złotych, bo to są takie kwoty, jeżeli chodzi o tych zawodników z niższych lig, max 10. Czyli nie jakieś kwoty kosmiczne, nieraz kluby dogadują się na jakieś mniejsze ekwiwalenty. Klub może to sobie jakoś wykorzystać, kupić nowe piłki, sprzęt, cokolwiek. Dla klubu A klasowego nowy sprzęt to już jest, wiadomo, w A klasie, B klasie, nowy sezon – nowy sprzęt, to już jest fajna rzecz.

A kolejny chłopak może pójdzie za rok, za dwa, może za trzy więc jak mówię – to jest normalna kolej rzeczy, która w Polsce jest trochę zachwiana, bo jeżeli ktoś się wyróżnia na poziomie A klasy to powinien iść do okręgówki, jeżeli na poziomie okręgówki – powinien iść do IV ligi. Jeżeli się wyróżniasz w IV lidze? Idź grać do trzeciej.

Kiedyś ktoś mi powiedział – trener, który mnie trenował – bardzo fajną rzecz. Będąc młodym zawodnikiem zawsze staraj się robić krok w przód. Grałeś rok w III lidze? Spróbuj w II, nawet na dole tabeli, w klubie, który być może jest na zbliżonym poziomie, walczy o utrzymanie w II lidze… Ale już jest, podejrzewam, że być może nie ma takiej wielkiej różnicy, możesz spróbować tam iść grać. Jeżeli przez rok w II lidze się ograłeś – spróbuj w I, nawet gdzieś niżej, ale cały czas staraj się robić krok i iść do góry. Dużo zawodników robiło progres z nami, chociażby Krystian Przyborowski, już dawno temu. Gdzie z B klasy przeskakiwał sobie, akurat on miał duży przeskok, bo poszedł do III ligi, do Olimpii Zambrów. Zresztą tu wspomnianej też, bo to jest klub z którym już pięć lat utrzymujemy kontakt cały czas. I z Olimpią awansował do II ligi, więc tak naprawdę w sześć miesięcy przeskoczył z B klasy, grając w Agape Białołęka gdzieś na Tarchominie, do klubu, który świętował na koniec sezonu awans na poziom centralny. I on w tym zespole grał. Więc takie sytuacje też mają miejsce i wydaje mi się, że dla takiego klubu B klasowego jest fajną rzeczą później wpisać, że akurat ich zawodnik poszedł do III ligi, teraz świętuje awans do II. To jest taki zastrzyk dla wszystkich tych chłopaków, którzy są dookoła w tym klubie, że „kurcze, może ja też za rok, dwa, pójdę gdzieś wyżej”.

Mówisz, że działacie non-profit, ale jeśli chodzi o finansowanie całej akcji, to jesteście w miejscu, gdzie wciąż bardziej poszukujecie sponsorów, czy oni sami zauważają, że jest to dla nich dobra forma promocji?

Chcemy trochę zmienić format i to akurat już nie jest niespodzianką. W Londynie będą nas sponsorowały już tylko dwie firmy, które chcą zafundować nam całą organizację tej edycji londyńskiej, a za pół roku, w lato, pomysł jest taki, żeby oddać to jednej firmie. Żeby był jeden, duży pakiet sponsorski. Dajemy to jednej firmie, jedna firma jest na koszulce, jedna firma jest na banerach. Jeżeli się to uda – super. Rozmawiamy z kilkoma takimi firmami ciut większymi na polskim rynku, które być może się tym zainteresują. Jeżeli to się nie uda, no to będziemy dalej metodą, którą robimy od czterech lat, czyli sprzedawać miejsca na koszulce. Wyglądamy trochę jak zespół z siatkówki, ale to działa. Mamy cenę za każdy kwadracik, który umieszczamy na koszulce, on ma swoją cenę, do tego mamy zbiórkę, zrzutkę, jak co roku. Nieraz tę zbiórkę łatamy, nieraz mamy ją zapełnioną do końca. W tym roku się znów nie udało, 800 złotych zabrakło i widzieliście – już tu musiałem biegać, pytać, czy jeszcze ktoś ma stówkę (śmiech). Na szczęście ludzie to rozumieją.

A jak widzicie chcemy zapewnić jak najwięcej rzeczy. Kawa herbata, pizza (potwierdzam, była obecna! – red.), GPS-y, stroje dla trenerów, wszystko to ma swoją cenę. Oczywiście dużo ludzi nam pomaga, nie jest to po prostu za friko. Ale jak wiecie prawo w Polsce działa, jak działa – trzeba płacić ZUS. Robimy to na działalności gospodarczej, raz na pół roku, a przez sześć miesięcy trzeba tę działalność w jakiś sposób utrzymywać. Trzeba płacić za Urząd Skarbowy, ZUS, za inne rzeczy, więc to są koszta, które zżerają.

Teraz zmieniamy nieco sposób finansowani i będziemy stowarzyszeniem, już od tego miesiąca. Więc porzucamy działalność, idziemy w stowarzyszenie i trochę nam to zamknie temat tego comiesięcznego problemu, jeżeli chodzi o płacenie ZUS-u i innych wynalazków.

A myślałeś o tym, żeby to był taki projekt, który da pieniądze i pozwoli samemu się rozwijać? Wiadomo, że skoro wykonujecie pracę, to warto też na tym zarabiać.

To jest trochę takie perpetuum mobile, bo nieraz na zrzutkę wpłacają piłkarze, którzy poszli gdzieś wyżej i to mi się bardzo podoba. Bo i Dawid Rogalski i Daniel Smuga w przeszłości, ludzie, którzy kiedyś poszli gdzieś, podpisali kontrakt, zarobili pieniądze przez trzy lata, cztery – Dawid cały czas zarabia w GKS-ie Katowice. I on rok w rok, jak jest zrzutka, to na tę zrzutkę wpłaca. I fajnie, jakby tak to działało. Za 10 lat tych piłkarzy będziemy mieli w ekstraklasie, w I lidze – mam taką nadzieję – powiedzmy pięciu, sześciu, którzy rzeczywiście wiedzą, że to była pomoc od nas. Dzięki nam poszli tam, testy, załapali się, podpisali kontrakt. No i w ramach takiej swojej wdzięczności, czystego sumienia, że „o kurczę, chłopaki znowu organizują, dam”. Nie wiem, czterysta złotych, pięćset złotych jednorazowo na zrzutkę.

Tak naprawdę koszty już są nieduże, bo bardzo dużo ludzi nam pomaga. Chociażby Milan za darmo cały ośrodek udostępnia, ludzie są przemili tutaj i naprawdę duże ukłony, bo rzadko się w Polsce można z czymś takim spotkać. Dużo ośrodków do nas dzwoni, oferuje stawki, a Marek Dziewicki mówi „przyjdź i graj”.

Pierwsze testy

Na swoim Twitterowym koncie Emil Kot pochwalił się tym, że pierwsi zawodnicy otrzymali już zaproszenia na testy od klubów. W oko wpadło kilku różnych zawodników, na przykład młody, bo urodzony w 2004, Dominik Konkel, na którego ekipa Ty Też Masz Szansę wpadła tak właściwie przypadkiem.

Niemalże od razu po meczu oferty testów otrzymało też kilku innych zawodników – Borowski, Boguszewski i Prądziński. Mnie zaimponowało kilku zawodników. Przede wszystkim wspomnieni już wcześniej Prądziński i Borowski, czyli dwójka, która strzelała dla swojej drużyny (każdy po jednej bramce). Oprócz tego w oko wpadł mi lewy obrońca jednej z drużyn Kacper Klinicki, który prezentował solidny poziom. MVP całego spotkania? Według wielu Nataniel Wybraniec, którego zagrania można zobaczyć m.in. na Twitterze Emila.

Kolejna edycja już w marcu, tym razem po raz pierwszy w Londynie. „Ty Też Masz Szansę” do Polski wróci latem 2020 roku. Życzymy wszystkiego dobrego Emilowi oraz całemu sztabowi odpowiedzialnemu za to prężnie rozwijające się przedsięwzięcie!

Na sam koniec zachęcamy do przeczytania wywiadu z Emilem sprzed około roku. Wywiad dostępny jest pod tym linkiem.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze