Klątwa trzecich sezonów Mourinho rzeczywiście istnieje?


"The Special One" znowu jest w opałach w trzecim sezonie

6 października 2018 Klątwa trzecich sezonów Mourinho rzeczywiście istnieje?

Forma Manchesteru United od początku sezonu nie jest dobra. „Czerwone Diabły” znowu nie porywają swoją grą. O ile w poprzednim sezonie cynizm Mourinho nie miał jeszcze przełożenia na rezultaty w lidze, bo klub z Old Trafford zdobył wicemistrzostwo Anglii, o tyle w obecnej kampanii zarówno gra, jak i wyniki mogą martwić kibiców z czerwonej części Manchesteru. Ich zmartwienie jest tym większe, że mamy do czynienia z trzecim sezonem pracy Portugalczyka, a historia pokazuje, że kończą się one źle.


Udostępnij na Udostępnij na

Sam zainteresowany bardzo nie lubi pytań o rzekomą klątwę. Za każdym razem, kiedy jest o to pytany, reaguje nerwowo. Stara się zaklinać rzeczywistość i przekonywać, że żadna klątwa nie istnieje. Nie brak jednak głosów, że jego metody są skuteczne przez maksymalnie dwa lata. Później coś się wypala. Żeby sprawdzić, ile jest w tym prawdy, sięgnę do historii i przeanalizuję trzecie sezony pracy Mourinho w klubach, które prowadził.

Chelsea FC

Jose Mourinho przybył do stolicy Anglii po fali sukcesów w FC Porto. Jeśli chodzi o klub z północnej Portugalii, to analiza trzeciego sezonu Mourinho jest niemożliwa. Wynika to z faktu, iż urodzony w Setubal trener spędził tam tylko dwa lata. Był to jednak okres pełen triumfów w kraju i Europie. FC Porto pod wodzą nikomu nieznanego młodego trenera wygrało dwukrotnie mistrzostwo Portugalii, raz Puchar Portugalii i Superpuchar Portugalii. To jednak nic przy osiągnięciach na arenie europejskiej. FC Porto za kadencji Mourinho wygrało Puchar UEFA (w drodze po to trofeum wyeliminowało m.in. Polonię Warszawa) oraz Ligę Mistrzów. Za te osiągnięcia Portugalczyk otrzymał nagrodę dla najlepszego trenera na świecie (w następnych latach otrzyma to wyróżnienie jeszcze trzykrotnie).

Nic dziwnego, że Roman Abramowicz, który budował wielką Chelsea, chciał, żeby to Mourinho był twarzą tego projektu. Mimo dużych sukcesów niektórzy dziennikarze wciąż deprecjonowali Portugalczyka. On jednak od razu wysłał im komunikat, że nie należy go lekceważyć. Na swojej pierwszej konferencji prasowej w Chelsea wypowiedział słynne słowa: „I am The Special One”. Złotousty Mourinho szybko stał się ulubieńcem dziennikarzy, którzy spijali słowa z jego ust. Konferencje z jego udziałem nigdy nie były nudne – Mourinho szokował i prowokował.

Jego głównym zadaniem było zdetronizowanie „niezwyciężonego” Arsenalu oraz Manchesteru United. Od momentu przyjścia Portugalczyka starcia na linii Wenger – Ferguson nie były już tymi najbardziej elektryzującymi. Na efekt pracy Portugalczyka nie trzeba było długo czekać. W trzy lata Mourinho zdobył dwa mistrzostwa Anglii, dwa Puchary Ligi Angielskiej oraz Puchar Anglii. Drużyna zbudowana za pieniądze rosyjskiego miliardera funkcjonowała perfekcyjnie. Idealnie zbilansowana zarówno w defensywie (zaledwie 15 straconych goli w pierwszym sezonie w lidze), jak i ofensywie, w której szalał sprowadzony z Marsylii Didier Drogba. Do pełni szczęścia zabrakło tylko triumfu w Lidze Mistrzów. Chelsea prowadzona przez Mourinho dwukrotnie odpadała w półfinale Ligi Mistrzów po dramatycznych bojach z Liverpoolem. Portugalczyka szczególnie mocno zabolała porażka w sezonie 2004/2005, kiedy o awansie „The Reds” do finału zadecydował gol Luisa Garcii, który… nie wiadomo, czy padł. Trudno ocenić, czy piłka po jego strzale przekroczyła całym obwodem linię bramkową. Mourinho określił tę bramkę jako „gol widmo”.

Nadszedł trzeci sezon i choć tym razem nie udało się wywalczyć mistrzostwa Anglii, to Portugalczyk zdobył dwa trofea (Puchar Anglii, Puchar Ligi Angielskiej). Gdzie zatem „klątwa” trzeciego sezonu? Zabójczy dla Mourinho okazał się dopiero czwarty sezon. Trener z Setubal wprowadził Chelsea na szczyt w Anglii. Kibice go kochali, piłkarze skoczyliby za nim w ogień. Wydawało się, że wszystko funkcjonuje perfekcyjnie. Jak się później okazało, tylko się wydawało. Chelsea w sezon 2007/2008 weszła bardzo źle. Zespół słabo punktował w lidze, a w Champions League ekipa ze Stamford Bridge zremisowała 1:1 z Rosenbergiem Trondheim. Mimo to wszystkich zaskoczyła informacja, że Mourinho po tym wszystkim, co zrobił dla „The Blues”, nie dostanie szansy na wyprowadzenie zespołu z kryzysu. 20 września 2007 roku zakończyła się pierwsza (jak się później okazało – nie ostatnia) przygoda Mourinho z Chelsea. Dla Premier League była to niepowetowana strata.

Real Madryt

Po trzech latach w Chelsea Mourinho trafił do Interu Mediolan. Tam sytuacja była bliźniaczo podobna do tej z FC Porto. „The Special One” nie miał tam trzeciego sezonu, odszedł po dwóch latach pełnych sukcesów. Zwieńczeniem jego przygody z klubem ze Stadio Giuseppe Meazza była potrójna korona w sezonie 2009/2010. Po tym sukcesie podjął się nowej misji – pracy w Realu Madryt. Zadanie, które postawił przed nim Florentino Perez, nie było łatwe – Mourinho miał zdetronizować wielką Barcelonę Pepa Guardioli, a także wywalczyć dla klubu z Estadio Santiago Bernabeu upragnioną „La Decimę”, czyli dziesiąty Puchar Europy. Patrząc na to, jak bardzo Liga Mistrzów jest obecnie zdominowana przez „Królewskich”, naprawdę trudno w to uwierzyć, że ten klub przez kilka lat z rzędu odpadał zawsze w 1/8 finału Ligi Mistrzów. Jednakże takie są właśnie fakty i tę fatalną serię przerwał dopiero Mourinho.

Dla niego rywalizacja z Barceloną była ważna również ze względów sentymentalnych, bo przez cztery lata (1996-2000) był asystentem trenera właśnie w zespole „Dumy Katalonii” – najpierw u Bobby’ego Robsona, później u Louisa van Gaala.

Nigdy wcześniej i nigdy później El Clasico nie było tak brudne, nieczyste, twarde jak za kadencji Mourinho. Portugalczyk nastawiał swoich zawodników niczym na wojnę. Zdetronizowanie Barcelony i pokazanie miejsca w szeregu Pepowi Guardioli było jego obsesją. Jednak jego pierwszy klasyk to totalna klapa i słynna „La Manita” na Camp Nou. 5:0 i duży powód do wstydu dla kibiców Realu. Jakby tego było mało, Barcelona wyeliminowała również Real w półfinale Ligi Mistrzów (2:0 na Santiago Bernabeu, 1:1 na Camp Nou). Real zrewanżował się „Dumie Katalonii” w finale Pucharu Króla. W finale na Estadio Mestalla Real wygrał 1:0 po golu Cristiano Ronaldo i zgarnął to trofeum.

Dużo mówi się o tym, że w przypadku Mourinho najlepsze są drugie sezony. Ten w Madrycie bez wątpienia był udany. Portugalczyk zdobył mistrzostwo Hiszpanii (pierwsze od czterech lat dla Realu), a na dodatek jako pierwszy hiszpański klub wywalczył 100 punktów. „Królewscy” pobili również ligowy rekord strzelonych goli w sezonie, bo aż 121 razy trafiali do siatki rywala (poprzedni rekord to 107 goli z sezonu 1989/1990). Ten sezon byłby perfekcyjny, gdyby nie porażka po rzutach karnych z Bayernem Monachium w półfinale Ligi Mistrzów. Real znów nie przebrnął półfinału i ta porażka dla Mourinho była szczególnie bolesna, ponieważ gdyby „Królewscy” awansowali, to w finale doszłoby do starcia z Chelsea, które z oczywistych względów byłoby szczególne dla Portugalczyka.

Jednakże po tym sezonie wydawało się, że w europejskim futbolu może dojść do zmiany warty. Wiele osób nie bez powodu spekulowało, że teraz to Real, a nie Barcelona może zdominować rozgrywki Ligi Mistrzów. Powtórzyła się jednak sytuacja z Chelsea. Kiedy wszystko zdawało się zmierzać w jak najlepszym kierunku, niespodziewanie Mourinho się zagubił. Co prawda trzeci sezon pracy „The Special One” na Estadio Santiago Bernabeu zaczął się nieźle, bo od zwycięstwa w Superpucharze Hiszpanii w dwumeczu z Barceloną (porażka 2:3 na Camp Nou, zwycięstwo 2:1 w Madrycie). Później jednak rozpoczęła się liga i Real zdobył… cztery punkty w czterech meczach! Ten fatalny start spowodował, że Barcelona szybko objęła bezpieczne prowadzenie w lidze i do końca sezonu nie oddała już pierwszego miejsca. W Lidze Mistrzów znów półfinał okazał się fazą nie do przejścia i po raz kolejny górą był zespół niemiecki. Borussia Dortmund po czterech golach Roberta Lewandowskiego wygrała 4:1 z Realem na Signal Iduna Park. W rewanżu nie doszło do remontady. „Królewscy” mieli na początku spotkania trzy dogodne okazje, ale ich nie wykorzystali, a gole strzelali dopiero w końcówce (82. i 88. minuta). Zwycięstwo 2:0 było za małe. Na Wembley na wielki finał Ligi Mistrzów poleciała Borussia prowadzona przez Juergena Kloppa.

Małym pozytywem w tym trudnym sezonie były wyniki osiągane z Barceloną. Oprócz wcześniej wspomnianego triumfu w Superpucharze „Królewscy” wyeliminowali „Dumę Katalonii” w półfinale Pucharu Króla (4:2 w dwumeczu dla Realu). Wygrali również z nią w lidze (2:1 w Madrycie) i wypracowali sobie serię pięciu meczów bez porażki z ekipą z Camp Nou.

Nie zmienia to jednak faktu, że Real ten sezon skończył bez trofeum (nie licząc mało prestiżowego Superpucharu Hiszpanii). W finale Pucharu Króla uległ 1:2 lokalnemu rywalowi – Atletico. Mourinho nie wytrzymał ciśnienia i w 75. minucie został odesłany na trybuny za dyskusję z arbitrem. „The Special One” nazwał sezon 2012/2013 najgorszym w jego karierze. Trudno mu się dziwić, wcześniej bowiem, z wyjątkiem pracy w portugalskiej Leirii, zdobywał trofeum w każdym pełnym sezonie. Praca Mourinho w Realu to bez wątpienia potwierdzenie tezy o „klątwie” trzecich sezonów.

Powrót do Chelsea

Po trudnym czasie w Realu, kiedy Portugalczykowi przybyło wiele siwych włosów, postanowił wrócić do miejsca, które kocha i gdzie praca sprawiała mu największą satysfakcję. Po sześciu latach Jose Mourinho wrócił do Premier League, z czego sam zainteresowany cieszył się jak dziecko. Na pierwszej konferencji prasowej po powrocie do Chelsea nazwał siebie „The Happy One” (nawiązując oczywiście do słów, które wypowiedział w 2004 roku). Mourinho nigdy nie ukrywał, że uwielbia specyfikę Premier League. Jeszcze podczas pracy w Interze Mediolan powiedział na jednej z konferencji prasowych: „Tęsknię za angielską piłką, a ona tęskni za mną”.

Mimo ogólnego optymizmu związanego z jego powrotem Portugalczyk w pierwszym sezonie nie zdobył żadnego trofeum. W lidze był dopiero na 3. miejscu, mimo że wcześniej w Porto, Chelsea, Interze, Realu był w najgorszym przypadku drugi w lidze na koniec sezonu. Udało mu się jednak zaliczyć kilka spektakularnych zwycięstw w lidze – 4:0 z Tottenhamem, 6:0 z Arsenalem, 2:0 z Liverpoolem na Anfield. Mimo braku trofeów Mourinho uspokajał i podkreślał, że jego zadaniem jest zbudować wielki zespół, który mógłby nawiązać do sukcesów z pierwszej kadencji „The Special One” na Stamford Bridge.

Wszyscy nie mogli doczekać się drugiego sezonu, gdyż te, jak pokazuje historia, są w przypadku Mourinho najlepsze. Nie inaczej było tym razem. Chelsea dosłownie zdominowała ligę. „The Blues” od początku do końca grali na maksymalnych obrotach i niemal cały czas przewodzili w tabeli (jedynie w 20. kolejce Manchester City był liderem ex aequo z ekipą Jose Mourinho). Chelsea niezwykle spokojnie sięgnęła po mistrzostwo Anglii – tak jak to miało miejsce podczas pierwszej kadencji Portugalczyka w zespole „The Blues”. Wcześniej sięgnął jeszcze po Puchar Ligi i było to jego pierwsze trofeum od dwóch i pół roku.

Historia jednak lubi się powtarzać. Trzeci sezon to scenariusz podobny do tego, co wydarzyło się w Madrycie, z tą różnicą, że w Realu przynajmniej dokończył sezon. W Chelsea nie było mu to dane. Czyżby Portugalczyk nie uczył się na błędach? Mourinho zostawił Chelsea blisko strefy spadkowej i odchodził skonfliktowany z kilkoma zawodnikami. Wcześniej siłą drużyn Mourinho była zespołowość i bezgraniczne oddanie trenerowi. Jednak pod koniec kadencji Mourinho w szatni Chelsea nie było wielu zawodników, którzy skoczyliby za nim w ogień. Portugalczyk stwierdził po meczu z Leicester City przegranym 1:2 (to spotkanie, jak się później okazało, było jego ostatnim przed zwolnieniem), że piłkarze go zdradzili. Poza piłkarzami obwiniał również sędziów. Jedyną osobą, którą nie obarczał winą za ten stan rzeczy, był on sam. 17 grudnia 2015 roku przestał być trenerem Chelsea. Słaby prezent na zbliżające się święta Bożego Narodzenia.

Powtórka z historii?

Trzeci sezon w Manchesterze United wydaje się kalką tego, co działo się w Chelsea. Słabe wyniki w lidze, konflikty trenera z zawodnikami (Shaw, Pogba). Wszystko wskazuje na to, że Mourinho znów stracił szatnię. Niedawno kapitan „Czerwonych Diabłów” Antonio Valencia polubił w mediach społecznościowych post, w którym kibic apeluje o zwolnienie „The Special One”. Ponadto zawodnicy otwarcie w mediach krytykują taktykę, którą preferuje Mourinho. Krótko mówiąc, atmosfera w czerwonej części Manchesteru jest daleka od sielankowej. Trudno nie odnieść wrażenia, że powtórka z historii jest bliska.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze