Jose Mourinho wraca do Serie A, by odrodzić się już po raz drugi!


Czy Portugalczyk odbuduje się w Rzymie tak samo jak w Mediolanie?

4 maja 2021 Jose Mourinho wraca do Serie A, by odrodzić się już po raz drugi!
www.opnlttr.com

Kiedy Jose Mourinho przybywał do Włoch za pierwszym razem, miał jeden cel – podnieść się po rozstaniu z Chelsea. Teraz jest bardzo podobnie. Tym razem nie stolica Lombardii, a kraju ma pomóc niedawno zwolnionemu z Tottenhamu trenerowi w odbudowie swojej marki. Poprzednio ta sztuka udała się znakomicie. Potrójna korona wraz z Interem doprowadziła go na Santiago Bernabeu. Czy tym razem będzie podobnie? Czy feniks znów odrodzi się z popiołów w Serie A?


Udostępnij na Udostępnij na

Jeszcze pod koniec poprzedniego roku „The Special One” nabrał wszystkich kibiców w Anglii, że popularni „Spurs” będą walczyli o tytuł w kraju. Jednak później coś w tej drużynie się rozsypało. Mourinho nie umiał od nowa złożyć klocków. Drużyna pogrążała się w marazmie, za co Portugalczyk przypłacił głową przed finałem Pucharu Ligi Angielskiej. Jednak od momentu opuszczenia klubu z Londynu sprawiał on wrażenie człowieka spokojnego i niechętnego do szybkiego powrotu do pracy, o czym miał świadczyć między innymi ostatnio udzielony wywiad. Mimo to on znów to zrobił – wpuścił wszystkich w maliny i AS Roma ogłasza jego come back! Jaki będzie to miało wpływ na liga włoska tabela przekonamy się już wkrótce.

Spalona ziemia obiecana

W ostatnich latach José Mourinho bardzo zszargał swoją pozycję w Anglii. Zwolnienia kolejno z Chelsea, United i Tottenhamu z pewnością nie przysporzyły mu glorii, lecz upokorzeń.

Doszło nawet do tego, że gdy przybył za Pochettino na Tottenham Hotspur Stadium, starał się zmienić swój styl. Z trenera, który walczy ze wszystkimi, w tzw. dobrego wujka, który chce grać widowiskowy futbol. Ostatecznie jednak na niewiele się to zdało. Nastał kryzys i przyszło kolejne dochodowe zwolnienie.

Portugalczyk z racji tego, że od zawsze preferował Premier League, największe pieniądze zarobił właśnie w niej. Jednak za tym wcale nie stoją tytuły, lecz zwolnienia. Dwukrotnie wyrzucany przez Abramowicza, raz przez rodzinę Glazerów, w końcu zwolniony przez Daniela Levy’ego.

Łącznie cztery zwolnienia miały mu przynieść odpowiednio 30,5 miliona funtów z niebieskiej części Londynu, około 15 milionów funtów z Manchesteru i prawdopodobnie 16 milionów z konta drugiego londyńskiego klubu. W sumie wychodzi jakieś 60 MILIONÓW FUNTÓW! Warto też pamiętać, że i Florentino Perez musiał swoje zapłacić za zwolnienie dwukrotnego zwycięzcy Ligi Mistrzów.

Jednak pomimo zarobionych „całkiem przyzwoitych kwot” Jose Mourinho stracił na wartości. Wszędzie bowiem odchodził nie u szczytu swojej wielkości, tylko u kresu wytrzymałości drużyny.

Patrząc tylko na jego drugie podejście do pracy na Wyspach Brytyjskich, zawsze kończyło się tak samo – rozczarowaniem. Były trener między innymi Realu Madryt nie umiał wygrać Ligi Mistrzów z Chelsea, co zrobił wcześniej Di Matteo. Nie potrafił wprowadzić Manchesteru United na te same tory, po których jechał Alex Ferguson, a jako tako udaje się to Solskjaerowi. Wreszcie i buty Pochettino okazały się za duże. Tu nie tylko nie powtórzył najlepszych wyników Argentyńczyka, ale i nie rozwinął nic nowego.

Jeśli szukać czegoś, co łączy te wszystkie rozstania, będą to złe wyniki i relacje z otoczeniem. Idealną puentą na temat aury unoszącej się nad Jose Mourinho jest jego ostatnie zwolnienie – na sześć dni przed finałem, który mógł wszystko odmienić.

Jose Mourinho znów nas nabrał!

Już dwa tygodnie po rozwiązaniu umowy z Tottenhamem „The Special One” udzielił wywiadu dla „The Times Magazine„. W nim padło pytanie o to, czy chciałby poprowadzić jakiś zespół z ligi, w której go jeszcze nie było. Odpowiedź była negatywna i arogancka, czyli w stylu Mourinho.

– Anglia jest wyjątkowa w kwestii futbolu i to właśnie to miejsce początkowo mnie przyciągało. Chciałem też spróbować swoich sił we włoskim oraz hiszpańskim futbolu. To może się zdarzyć w pewnym momencie, ale jeśli trafiasz do Niemiec lub Francji i dołączasz do klubu A albo klubu B, to z góry znasz swoje przeznaczenie. W Anglii otrzymujesz rywalizację na najwyższym poziomie, jest duża presja i to jest to, czego chcę. Odmawiam wyjazdu do kraju, w którym presja nie istnieje – wyznał.

Jednak w dalszej części wywiadu nie wykluczył swojego powrotu do Włoch. Sam zainteresowany w tej rozmowie przyznał, że pomimo wielkiego respektu dla Interu nie miałby problemu z objęciem innego klubu niż jego były zespół. Jose Mourinho w tej kwestii podpierał się swoim profesjonalizmem, jaki powinien cechować każdego szanującego się trenera.

– Wygrałem z Interem wszystko, ale jeśli pewnego dnia będę musiał pojechać do Włoch i przejąć stery w zespole, z którym on konkuruje, nie będę zastanawiać się dwa razy. Jestem w tym aspekcie profesjonalistą i czuję się ze sobą dobrze – mówił.

Jednakże sam też niejako studził zapędy mediów, mówiąc o wakacjach. O tym, jak dobrze mu się wypoczywa. Powątpiewał również w sens powrotu już w najbliższym sezonie, co powodowało, że nawet chwilę po zwolnieniu Fonseki, który odejdzie po sezonie, nikt nie przypuszczał, że to on obejmie stery w rzymskim klubie.

– Nie mam planów. Wiodę normalne życie, czuję się wypoczęty. Czuję spokój. Jestem na wakacjach. Mam więcej czasu na prace domowe i przemyślenia. Poczekam z powrotem do piłki nożnej. Nie tylko na odpowiedni klub, ale i właściwą kulturę. Być może następny sezon to będzie za wcześnie, zobaczymy – oświadczył.

Powtórzyć cykl

Takie motto można by nadać drugiej przygodzie Jose Mourinho, która jesienią rozpocznie się na boiskach Serie A. Za pierwszym razem też przychodził poraniony jak lew, który musi wylizać swoje rany, by znów być groźnym w ekosystemie.

Owszem, wielu ekspertów powie, że czas tego szkoleniowca minął. Dzisiaj świat przecież bardziej potrzebuje Flicka, Nagelsmanna, Zidane’a czy Guardioli. Trenerów, którzy chcą grać radosny futbol i odnosić sukcesy, a nie tylko to drugie. Dlatego dobrze, że Portugalczyk wraca do Włoch. Do kraju, gdzie ciągle za nim tęskniono.

Objęcie drużyny, która w przyszłym sezonie raczej nie zagra w Lidze Mistrzów, a jej głębia składu jest daleka nawet od tej z Tottenhamu, może być tym, czego ten utytułowany menedżer potrzebował. Już od dawna padały głosy w wielu mediach, że Jose Mourinho być może nie jest już sexy dla największych, ale dla tych aspirujących do tego miana. Przecież wszyscy wiedzą, co zrobił z Porto. Z drużyną, o której można mówić największa sensacja Champions League w XXI wieku. Być może jego styl doprowadzi w Rzymie do czegoś podobnego za jakiś czas.

Decydując się na „Giallorossich” zyskał wię zarówno Portugalczyk, jak i włoski klub. Jedna strona dostanie komfort pracy i prawdopodobnie jeden sezon na ulepienie swojej drużyny, by dopiero za rok o coś się bić. Druga strona z pewnością zyska medialnie, jak i marketingowo. Jose Mourinho to wciąż duża firma. Pomimo zawirowań, które teraz przechodzi, możemy być spokojni, że wyciśnie z „Il Lupo” tyle, ile tylko będzie można. Nikt przecież nie wierzy w to, że „The Special One” nie będzie chciał przypomnieć o swojej wielkości i nieśmiertelności, a Wieczne Miasto jest do tego idealnym miejscem.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze