Janusz Gol: Liderem na razie jestem tylko na boisku


Janusz Gol w silnej lidze rosyjskiej prezentuje równą dyspozycję, a lokalne media chwalą go za dobrą postawę. W Permie występuje już dwa i pół roku. Od tamtego czasu wyrósł na lidera swojego zespołu i wydaje się, że stać go na powołanie do reprezentacji Polski. Jego potencjału nie widzi natomiast selekcjoner kadry, Adam Nawałka. Wywiad z 29-letnim defensywnym pomocnikiem o Rosji, kadrze, Stanisławie Czerczesowie i wielu innych rzeczach.


Udostępnij na Udostępnij na

Z kim Pan trzyma się w szatni po odejściu z Amkara Damiana Zbozienia i Jakuba Wawrzyniaka?

No… z kolegami z drużyny, to chyba całkiem normalne (śmiech). W szatni panuje dobra atmosfera, zawsze jest z kim pogadać, pożartować, nie brakuje mi towarzystwa. Co do odejścia Damiana i Kuby – szkoda, że zdecydowali się na powrót do Polski, bo tu byli bardzo mile widziani i tworzyliśmy całkiem zgraną polską grupę w drużynie.

Czyli miał Pan dobre relacje ze wspomnianymi Polakami?

Tak, jak najbardziej. Zawsze przyjemnie jest porozmawiać ze znajomym piłkarzem z jednej ekipy w swoim ojczystym języku. Człowiek czuje się raźniej, kiedy ma obok siebie kilku rodaków.

W ogóle ma Pan jeszcze kontakt z kolegami po fachu, którzy zostali w Polsce?

Bełchatów to już dość odległa historia, więc kontakt z kolegami z tamtych czasów mam raczej sporadyczny, choć zdarza się, że z kimś porozmawiam. Staram się utrzymywać relacje i znajomości z tamtych czasów, choć staje się to coraz trudniejsze. Gdy jednak mamy szansę się spotkać, to rozmowa nie sprawia wielkiego problemu. Co do Legii, sytuacja wygląda podobnie. Czasami, choć nieregularnie. Na pewno dużo rzadziej niż działo się to za czasów występów w Polsce.

16928dccc10632dedbf576bcc8129fea
Janusz Gol nie wahał się długo, podpisując umowę z Amkar Perm

Orientuje się Pan, co dzieje się w ojczyźnie? Zdaje się, że taka odległość, jaka dzieli Perm od Europy Zachodniej, trochę ogranicza dostęp informacji.

Paradoksalnie, mimo setek kilometrów dzielących nas od Zachodu, jestem na bieżąco z tym, co dzieje się w naszym kraju. Mam Internet, polską telewizję, więc jestem prawdopodobnie zorientowany lepiej niż niejeden mieszkaniec mojej ojczyzny. Fajną rzecz powiedział kiedyś Jakub Wawrzyniak, który przyznał, że będąc w Rosji, częściej oglądał polską ekstraklasę, niż mając ją pod nosem w Warszawie.

Perm to miasto położone u stóp gór Ural, które są naturalną granicą Europy i Azji. Trudno było się tu zaaklimatyzować?

Największe wrażenie robi klimat, który jest zupełnie inny od tego, który panuje w Europie Środkowej. Przez prawie cały rok temperatura jest niska, co bardzo przeszkadza w normalnym funkcjonowaniu dla kogoś, kto dopiero co znajdował się w cieplejszych miejscach na Ziemi. Trzeba się przystosować. Aklimatyzacja przebiegła dość sprawnie i wszystko jest ok.

Szybko nauczył się Pan języka rosyjskiego?

Postępy robię do dziś. Z tygodnia na tydzień i z miesiąca na miesiąc od momentu mojego przyjścia jestem coraz bardziej biegły we władaniu tym językiem. Teraz jestem w stanie się spokojnie porozumieć. Osiągnąłem poziom komunikatywny, ale rewelacyjnie jeszcze nie jest.

Jakieś wywiady lokalnym mediom po rosyjsku już Pan udziela, czy jeszcze nie ten poziom językowy?

Myślę, że mógłbym spróbować, choć efekt mógłby być różny (śmiech). Wszystko przede mną.

Czyli komunikuje się Pan w szatni po angielsku?

Nie, szatnia to środowisko, w którym najszybciej robię postępy. Dlatego właśnie staram się jak najczęściej mówić po rosyjsku. Angielskiego używam w rozmowach z innymi obcokrajowcami w ekipie. Głównie jednak przeważa język urzędowy najliczniejszej grupy w Amkarze.

Perm to atrakcyjna metropolia?

Warszawa to nie jest i tego ukryć się nie da, choć liczba ludności również oscyluje w granicach miliona. Ogólnie nie narzekam. Niczego mi tu nie brakuje.

Piłkarsko Amkar to przeciętniak…

W tym momencie zespół plasuje się w środku tabeli. Odnosimy całkiem przyzwoite rezultaty, innym ekipom trudno się przeciw nam gra, choć mamy świadomość o swoich słabościach, dlatego uważam, że znajdujemy się na miejscu, które idealnie definiuje nasz aktualny potencjał.

20.03.2012 1/4 PP Legia Warszawa - Gryf Wejherowo 1:1
Janusz Gol – ostatni sezon w Legii nie był dla niego udany (fot. Grzegorz Rutkowski / iGol.pl)

Stać Was na więcej?

Mimo wszystko, ja myślę, że jednak jak najbardziej. Drużyna jest w stanie przebudowy, ale wszystko powoli idzie w dobrym kierunku. Na razie jednak zasługujemy na to 8., 9. czy 10. miejsce w tabeli, żeby być wyżej, musimy lepiej się poznać. Spędzić ze sobą jeszcze jakiś czas. Wierzę, że z czasem zrobimy kolejny krok w przód.

Czuje się Pan liderem drużyny na boisku i w szatni?

Liderem czuję się bardziej na boisku. Występuję w każdym spotkaniu regularnie od kilku lat, co na pewno świadczy o tym, że moja forma również jest zadowalająca dla sztabu szkoleniowego. Zdrowie również przez ten okres mi dopisywało, więc naturalnym następstwem okazało się to, że z czasem przejmowałem tę pałeczkę lidera na murawie. Do tego w każdym oknie transferowym opuszcza nas jakieś ważne ogniwo, więc ci, którzy zostają, muszą świecić przykładem.

Według portalu Transfermarkt jest Pan obok Bogdana Butko najdroższym zawodnikiem w zespole. O czymś to świadczy.

To miłe, bo bardzo cenię sobie Bogdana, ale chyba nie powinno to dziwić. Od dwóch i pół roku regularnie pojawiam się na murawie w silnej lidze. Prezentuję również równą formę i cieszę się, że ktoś to zauważa. Mam nadzieję, że to się nie zmieni.

Jakie Pan ma relacje z trenerem Gadżi Gadżijewem?

Moje relacje są dobre. Szkoleniowca odbieram bardzo pozytywnie. Od początku u niego występuję w pierwszym składzie. Pod jego okiem udało nam się utrzymać w lidze, choć wcześniej nie było to wcale oczywiste, bo nasza postawa w pierwszej rundzie nie była najlepsza. Byliśmy przedostatni w tabeli, ale pod wodzą pana Gadżijewa udało nam się wykaraskać ze strefy spadkowej. Wcześniej trenował nas Slavoljub Muslin, ale pod jego wodzą Amkar przestał osiągać zadowalające wyniki, a ja nie grałem tyle, ile bym chciał. Pozytywna zmiana przyszła wraz z Gadżi Gadżijewem, który odmienił nas, pokazał nową drogę. Dała ona najpierw utrzymanie, a później utrwalenie naszej pozycji w środku tabeli.

Stanisław Czerczesow
Gol miał okazję współpracować ze Stanisławem Czerczesowem (fot. Russia-ic.com)

Jak Pan porównałby go ze Stanisławem Czerczesowem, który sprowadził Pana do Permu?

Obaj reprezentują dwie szkoły trenerskie. Mają inne metody i filozofię gry. Czerczesow preferuje ofensywny futbol, oparty na wysokim pressingu i ataku pozycyjnym, zaś Gadżijew ustawia nas defensywnie, mamy być aktywni w obronie, przeszkadzać, ale inicjatywa najczęściej należy do przeciwnika. My skupiamy się na kontratakach.

Który styl Panu bardziej odpowiada?

To dość kłopotliwe pytanie. Oba style mi pasowały, bo przynosiły naprawdę dobre efekty. Liczą się wyniki, bo one weryfikują możliwości zespołu. U obu one były. Dla mnie, dla defensywnego pomocnika, nie ma to jednak większego znaczenia. Moja pozycja jest bardzo istotna na boisku i myślę, że wykonuję moje zadania dość dobrze. Żywię nadzieję, że opinia chłopaków jest podobna (śmiech).

Kiedy kilka tygodni temu ogłoszono nominację jego osoby na trenera stołecznej ekipy, byli koledzy z Warszawy dzwonili?

Było kilka telefonów od kolegów. Dzwonili, chcieli poznać nowego przełożonego. Zwięźle, ale treściwe przedstawiłem im charakterystykę jego osoby. Przedstawiłem go w raczej pozytywnym świetle, bo nie miałem z nim nigdy żadnych problemów. Występowałem regularnie w każdej kolejce, darzył mnie wielkim zaufaniem, motywował do wytężonej pracy, więc powiedziałem chłopakom, czego będzie prawdopodobnie od nich wymagał. Teraz wszystko leży w ich rękach.

To naprawdę tak wymagający trener, jak się go przedstawia?

Nie mam wątpliwości, że to wymagający i surowy szkoleniowiec. Na jego zajęciach trzeba trenować na przynajmniej 100%, bo on to widzi i docenia. Nie jest to jednak nic dziwnego. Na tym poziomie, który osiągnęła Legia, trzeba ćwiczyć solidnie. Nie można odpuszczać, a trener Czerczesow będzie to egzekwował.

Jeszcze krótko o Pana byłym pracodawcy, jak to możliwe, że zawodnik, który w ostatnim sezonie przy Łazienkowskiej raczej nie pojawiał się na boisku w silniejszej lidze rosyjskiej, stał się prawie z miejsca liderem przecież niesłabego Amkara?

To było dla mnie trudne. Nie grałem tyle, ile chciałem. Wtedy w Legii był jeszcze trener Urban, który nie był sternikiem najlepszym. Nie dawał mi szans na potwierdzenie potencjału. Większość czasu spędzałem na ławce lub na trybunach, co było dla mnie sytuacją nie do pomyślenia. W konsekwencji zdecydowałem się na zmianę barw klubowych. Na transfer do silniejszej ligi. Chciałem się sprawdzić i weryfikacja nie okazała się brutalna.

Wracając do ligi rosyjskiej, czym różnią się tamtejsze rozgrywki od ekstraklasy?

Przygotowanie fizyczne ma kolosalne znaczenie. Tempo gry w Rosji jest nieporównywalnie wyższe od tego w ekstraklasie. Bardzo dużo jest pojedynków, dryblingów. Drużyny grają efektowniej. Wszystko to wygląda po prostu ciekawiej.

Treningi wymagają dużo więcej zaangażowania? Trenerzy są bardziej wymagający?

Za czasów trenera Czerczesowa treningi naprawdę dawały w kość. Wymagało się od nas maksymalnego zaangażowania i dyscypliny na każdych zajęciach. Dużo trenowaliśmy przygotowanie fizyczne i motorykę, co przynosiło efekty podczas meczów. Ogólnie w Rosji dużą uwagę przykłada się do szybkości i dynamiki.

Liga jest pełna gwiazd europejskiego formatu. Gra przeciwko któremu piłkarzowi była dla Pana najtrudniejsza?

Olbrzymie wrażenie zrobił na mnie Hulk. Swoją wielkość potwierdza na każdym kroku – w lidze rosyjskiej czy ostatnio w Lidze Mistrzów. Prezentuje się świetnie. Jego postura i styl gry imponuje. W dzisiejszych czasach to stanowczo najlepszy zawodnik naszej ligi.

Co Panu dał w kwestii sportowej wyjazd do Rosji?

Poczyniłem progres. Rozwinąłem się i do tego nie mam najmniejszych wątpliwości. Dzięki grze w Permie mam okazję mierzyć się z silniejszymi rywalami, niż miało to miejsce wcześniej. Co tydzień potwierdzam, że odnajduję się w tym miejscu, uważam, że znacznie podniosłem moje umiejętności piłkarskie.

Progresu, który Pan niewątpliwie przez te dwa lata zrobił, zdaje się nie zauważać Adam Nawałka. To chyba trudny temat dla Pana.

Dokładnie. Powołania jak nie było, tak nie ma. Na jakiś sygnał czekam już dwa i pół roku. Doczekać się jednak wciąż nie mogę. Moja osoba ciągle przechodzi tam gdzieś bokiem. Nie pozostaje jednak nic innego, jak być cierpliwym i pracować solidnie dalej. Muszę utrzymać formę i wyróżniać się tu w Rosji. Może jakiś oddźwięk tego będzie…

Kontaktował się z Panem przez ten czas ktoś ze sztabu szkoleniowego reprezentacji Polski?

Na początku, kiedy jeszcze Adam Nawałka przeprowadzał selekcję. Wtedy od czasu do czasu trener Jarosław Tkocz kontaktował się ze mną. Czułem, że jestem blisko kadry, ale, jak się okazało, myliłem się. Ten kontakt odbywał się na zasadzie obserwowania. Brakowało konkretów.

Subiektywnie uważa Pan, że mógłby coś wnieść do dzisiejszej kadry?

Każdy zawodnik, który jest w tym momencie powoływany do kadry, jest w stanie coś dobrego wnieść do tego zespołu. Reszta to kwestia szansy – albo się ją otrzyma, albo nie.

Rosja żyje już zbliżającym się Mundialem 2018, którego jest gospodarzem?

Ja tego nie odczuwam. Wszystko toczy się w rejonach Moskwy, Sankt Petersburga czy kraju Krasnodarskiego. Tam to jest widoczne, zaś w Permie zupełnie. Panuje całkowity spokój. Nie ma mowy o krajowej gorączce przed tą imprezą. Jeśli chodzi o stadiony, to infrastruktura jest coraz lepsza. Na meczach w Moskwie obiekty sportowe tamtejszych ekip naprawdę robią wrażenie.

Wtedy będzie miał Pan 32-lata. Marzy Pan jeszcze o występie na wielkiej imprezie z orzełkiem na piersi?

To na razie sfera marzeń. Skupmy się na rzeczywistości, bo żeby wystąpić na takiej imprezie, trzeba regularnie występować w brawach reprezentacji Polski, a ja nie mogę tego o sobie powiedzieć. Najpierw spróbuję pokonać ten pierwszy szczebelek, a później pomyślę o następnych.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze