Jakub Kamiński w Bundeslidze długo był jak młody kierowca w szybkim, sportowym aucie, który raz na jakiś czas lądował w rowie. Miał talent i szybkość, ale brakowało mu regularnej jazdy i umiejętności panowania nad kierownicą. Teraz, po wypożyczeniu do FC Koeln i świetnej formie w reprezentacji Polski wydaje się, że wreszcie nauczył się unikać lądowania w rowach, zostawiając dawne problemy daleko za sobą.
Trudne początki i walka o pierwsze minuty
Przygoda Jakuba Kamińskiego w Bundeslidze przez długi czas przypominała bardziej walkę z wiatrakami niż sprint po laury niemieckiej ekstraklasy. Przychodził do VfL Wolfsburg z etykietką diamentu z Lecha Poznań – zawodnika z potencjałem, który miał zrobić różnicę. Szybki, zwinny, regularnie obserwowany w Ekstraklasie, mógł czuć się gotowy na wielką grę. Jednak na niemieckich boiskach długo nie mógł pokazać tego co najlepsze.
Pierwsze miesiące w Bundeslidze okazały się bardzo trudne. Szybko zadebiutował, ale status polskiego wonderkida nie wystarczył, by wywalczyć sobie stałe miejsce. Był typowym wygranym przygotowań, gdzie niemieckie media go chwaliły. Nie potrafił jednak przełożyć dobrej formy z przygotowań na ligę. Wolfsburg miał problemy, a trener oczekiwał stabilności. Narracja była jasna: musisz cierpliwie poczekać na swoją szansę.
Przełomowy transfer i debiutancki gol
Latem 2025 nadszedł zwrot akcji. Kamiński został wypożyczony do beniaminka Bundesligi, FC Koeln. Ta odważna decyzja była koniecznością – nie można wiecznie czekać na szansę jako trzeci czy czwarty wybór. Nowe środowisko, jasny cel, niewiele do stracenia. Pierwsze wrażenie? „największym wygranym letnich przygotowań” – tak pisał o Kamińskim chociażby SportBild po sparingach w Kolonii.
Debiutancki występ w lidze w barwach Koeln przyniósł mu długo wyczekiwany gol z Freiburgiem – jego pierwsze trafienie po prawie dwóch latach! Piłkarz, który najpierw był medialnym wygranym okresów przygotowawczych, teraz zaczął być poważnie wyceniany jako siła realna. W meczu przeciwko Wolfsburgowi, na stadionie byłego klubu, strzelił gola w 104. minucie. To najpóźniejsza bramka w historii Bundesligi – symboliczna zemsta i sygnał, że Kamiński jest gotów, by być decydującym graczem. Bramka w takim momencie jeszcze mocniej uwypukla doskonałe przygotowanie motoryczne i mentalne „Kamyka”. Strzelić bramkę swojemu byłemu klubowi po prawie dwóch godzinach gry? Wielka sztuka.
Jakub Kamiński ratuje 1. FC Köln! 😍
Reprezentant Polski pokonał Kamila Grabarę i zapewnił swojej drużynie cenny punkt! 🔥 #BundesTak 🇩🇪 pic.twitter.com/mWngPG6Tkt
— ELEVEN SPORTS PL (@ELEVENSPORTSPL) September 13, 2025
Porównania do Błaszczykowskiego – czas by uczeń dogonił mistrza.
Niemożliwe jest nie szukać porównań do Jakuba Błaszczykowskiego – ikony polskiej piłki i skrzydłowego, który stanowi wzór dla wielu następców. Obaj mają podobny profil: niscy wzrostem, ale dynamiczni, nieustraszeni, z charakterem i skutecznym dryblingiem. Kamiński powtarza, że Błaszczykowski to jego idol – zarówno na boisku, jak i poza nim. Choć technicznie różnią się – Kamiński operuje raczej lewą flanką, Błaszczykowski to klasyczny prawoskrzydłowy – to tempo i odważne przyspieszenia sprawiają, że obrońcy zostają w tyle.
Jednak różnica jest wyraźna: Błaszczykowski zawojował Bundesligę szybciej i mocniej. Pomimo wyjazdu w wieku 22 lat do Niemiec, Błaszczykowski z miejsca stał się pewnym punktem BVB. W swoim pierwszym sezonie zanotował 24 występy, strzelając gola i dokładając 4 asysty. Kamiński, choć wyjechał jako 20-latek, to dopiero teraz, po 3 latach, aspiruje do roli decydującego gracza, przechodząc z obiecującego talentu do fundamentu drużyny.

Forma, która wreszcie nie zna podziału na klub i reprezentację
Zdarzało się, że Jakub Kamiński na boisku klubu bywał raczej niewidoczny, dostając rzadkie minuty i grając skrawki meczów. Tymczasem na zgrupowaniach kadry potrafił się pokazać jak piłkarz przez duże „P” – pełen energii, determinacji i gotowy do przejęcia sterów. Za Michała Probierza był graczem balansującym pomiędzy ławką rezerwowych, a pierwszym składem.
To był ten sam piłkarz, którego Wolfsburg czasem nie potrafił w pełni wykorzystać, a reprezentacja dostawała w prezencie. Teraz, po wypożyczeniu do FC Koeln, sytuacja się zmienia – wreszcie minuty i forma w klubie idą w parze z tym, co Jakub pokazuje w kadrze. To już nie jest zawodnik, który „znika” w lidze, a potem błyszczy na zgrupowaniu. Teraz jego gra w Bundeslidze i rola w reprezentacji idą ręka w rękę.
Na wrześniowym zgrupowaniu zagrał w obu spotkaniach, z Finlandią strzelił gola i dołożył asystę. Zarówno bramka, jak i asysta pokazały to, czego Kamińskiemu nie brakuje – charakteru. Asysta okraszona ambicją, nieustępliwością. Natomiast bramka to już Jakub w pełnej krasie – gaz przez cały boisko, pójście do końca po strzale Lewandowskiego. Wrześniowe zgrupowanie było jasnym sygnałem, że może stać się jednym z liderów drużyny Jana Urbana. Po powrocie do Kolonii, z miejsca dał znać, że to jego czas. Strzela wtedy, gdy inni już myślą o końcowym gwizdku, a kibice kochają go za ducha walki i charakter, który pozytywnie zaraża cały zespół.
I love Jakub Kamiński
You love Jakub Kamiński
We all love Jakub Kamiński pic.twitter.com/bMy8wdJLIH
— 1. FC Cologne (@fckoeln_en) September 14, 2025
Dalszy rozwój na niemieckiej ziemi
Proces dojrzewania Kamińskiego to również praca nad taktyką i mentalnością. Coraz częściej schodzi do środka boiska, by lepiej współgrać z kolegami, a trenerzy widzą w nim nie tylko skrzydłowego, lecz zawodnika kreującego tempo. Taka uniwersalność sprawia, że jego rola w klubie oraz reprezentacji może się z czasem powiększyć. Dotychczas kojarzony był głównie jako lewoskrzydłowy, z dobrą szybkością i dryblingiem, lecz nic poza tym. W Koeln trener ustawia go jako jedną z „10”, co może jedynie posłużyć w dalszym rozwoju Polaka. Gra jako jeden z rozgrywających to zupełnie inna para kaloszy, niż typowy skrzydłowy. Trzeba więcej bazować na tzw. małej grze, kontroli tempa i przestrzeni na boisku by obsługiwać swoich partnerów podaniami. Nie wystarczy szybko kopnąć i pobiec. To także istotna zmiana w grze i rozwoju.
Polscy kibice mają za sobą mieszane uczucia. Często irytowali się jego znikaniem w Bundeslidze. Niemniej jednak, aktualna forma i odpowiedź na krytykę to przede wszystkim duży sukces mentalny i dojrzałość Jakuba Kamińskiego. Nie poddawał się pomimo niepowodzeń, potrafił „schować głowę” i przejść do teoretycznie słabszej drużyny, by przede wszystkim grać. Teraz to wszystko procentuje. Widać w nim przede wszystkim pewność siebie, zadziorność i ciąg na bramkę. Czy gość, który nie miałby pewności siebie, byłby w stanie raz po raz nękać obronę rywali dryblingiem? Cytując klasyka – nie wiem, choć się domyślam.