Niedzielna odsłona zmagań 29. kolejki Premier League stała bez wątpienia pod znakiem rywalizacji Manchesteru City z Chelsea. Szlagierowe spotkanie okazało się jednak ogromnym rozczarowaniem. Lider angielskiej ligi specjalnie się nie zmęczył, odnosząc skromne zwycięstwo nad fatalnie dysponowaną drużyną Antonio Conte. Przed starciem przyszłego mistrza Anglii z ustępującym sympatycy angielskiej piłki mogli również obserwować kolejne "popisy" piłkarzy Arsenalu, którzy coraz odważniej brną w stronę ogromnego kryzysu.
Po linii najmniejszego oporu
Z dużej chmury mały deszcz. Mecz kolejki stanowił niemiłą niespodziankę dla wszystkich, którzy ostrzyli sobie zęby na niedzielną rywalizację. Spotkanie nie należało do atrakcyjnych głównie za sprawą fatalnej dyspozycji Chelsea. Na Etihad Stadium nie odnotowano ani jednego celnego strzału w wykonaniu gości w pierwszej połowie. Kompletnie bezradni „The Blues” całkowicie oddali pole do gry Manchesterowi City. W pewnym momencie statystyka posiadania piłki wynosiła 85% do 15% na korzyść lidera Premier League.
Po raz kolejny czkawką odbił się menedżerowi Chelsea pomysł z posadzeniem obu napastników na ławce rezerwowych. Po raz pierwszy od długich 14 lat piłkarze z Londynu nie oddali celnego uderzenia w pierwszych 45 minutach gry. Fakt ten chyba najdobitniej potwierdza, że Antonio Conte rzeczywiście zatracił jakiekolwiek pomysły na grę swojego zespołu. I chyba piłkarskie małżeństwo Włocha z Romanem Abramowiczem faktycznie powinno dobiec końca. Dla dobra klubu.
Chelsea didn't have one shot in that first half ❌
The last time they failed to do that in the #PL was 2003-04 ?#MCICHE pic.twitter.com/a1VziIyAEH
— Match of the Day (@BBCMOTD) March 4, 2018
Tak naprawdę jedynym istotnym do odnotowania faktem jest zwycięskie trafienie Bernardo Silvy z początku drugiej połowy rywalizacji. Gospodarze raczej dostosowali się do poziomu gry rywala i w bardzo prosty, ekonomiczny sposób zapewnili sobie zwycięstwo. Do samego końca spotkania piłkarze nie uraczyli nas klarownymi sytuacjami i „Obywatele” w pełni zadowoleni ze skromnego prowadzenia dowieźli rezultat 1:0.
Dobre dni Bernardo Silvy
Bohaterem starcia przeciwko londyńskiej Chelsea został Portugalczyk Bernardo Silva. Jeden z wielu architektów niedawnego sukcesu AS Monaco dosyć długo szukał swojego miejsca w pierwszym zespole Pepa Guardioli. Na 29 występów w Premier League szesnastokrotnie wchodził z ławki rezerwowych.
Na dobre wskoczył do pierwszej jedenastki w meczu z West Bromwich Albion ostatniego dnia ubiegłego roku. Od tego momentu wszystkie spotkania rozgrywa w pełnym wymiarze czasowym, dość aktywnie przyczyniając się do końcowych rezultatów osiąganych przez jego zespół. Na początku lutego zaliczył asystę w zremisowanym starciu z Burnley, w ubiegły czwartek otworzył rywalizację z Arsenalem, natomiast dziś zapewnił komplet punktów w hicie kolejki.
2 – Bernardo Silva has scored in back-to-back league appearances for the first time since May 2017 at Monaco. Shine.
— OptaJoe (@OptaJoe) March 4, 2018
Jeśli chodzi o bieżący całkowity dorobek sezonu 2017/2018, składają się na niego trzy bramki oraz pięć asyst. W porównaniu z liczbami Davida Silvy czy Kevina De Bruyne’a statystyka prezentuje się dość mizernie. Nie zmienia to jednak faktu, że Portugalczyk stanowi jedynie wartość dodaną w drużynie z Manchesteru.
Krok w stronę utrzymania, u Wengera bez zmian
Cyrk Arsene’a Wengera i spółki bawi w najlepsze. Niedzielny „hit” Premier League poprzedziła przystawka w postaci wyjazdowej rywalizacji „Kanonierów” z Brighton. Biorąc pod uwagę obecną dyspozycję Arsenalu, końcowy rezultat nie stanowi żadnego zaskoczenia. Bezbarwna drużyna z Londynu poległa na Amex Stadium 1:2.
Wenger wciąż płynąc na fali kolejnych kompromitacji, ustanawia coraz to nowsze rekordy, o które jednak niekoniecznie chodzi sympatykom Arsenalu. Cztery kolejne porażki z rzędu, biorąc pod uwagę wszystkie rozgrywki, w których to podopieczni Francuza zaledwie dwukrotnie znaleźli drogę do bramki przeciwnika, tracąc dziesięć goli, dobitnie pokazują jego obecną trenerską klasę, a w zasadzie jej brak. I można być zupełnie spokojnym, iż Wenger zdąży jeszcze dostarczyć kolejnych powodów do szydzenia z jego osoby.
O Arsenalu trudno powiedzieć cokolwiek nowego. Brak jakości, brak ambicji oraz przede wszystkim brak na ławce trenerskiej człowieka, który byłby w stanie zapanować nad ciągnącym się od dawna kryzysem – wszystkie wymienione aspekty znane są od co najmniej początku bieżącego roku kalendarzowego. Zbliżający się wielkimi krokami dwumecz z Milanem w rozgrywkach Ligi Europy może być ostatecznym gwoździem do trumny dla katastrofalnej piłkarskiej kampanii 2017/2018 w wykonaniu zespołu z Emirates Stadium.
A first win over Arsenal for Brighton since 1982…
Another bad day at the office for Arsene Wenger and his team.
Report: https://t.co/IpsjPIRHKJ #BHAARS pic.twitter.com/HaocumIdvr
— BBC Sport (@BBCSport) March 4, 2018
Zupełnie odmienne nastroje panują natomiast w szatni Brighton. Zwycięstwo wicemistrza poprzedniego sezonu Championship nad Arsenalem to pierwsza ich wygrana z tym zespołem od 1982 roku. Beniaminek z południa Anglii zyskując cenne trzy punkty, wywindował się na dziesiątą lokatę w ligowej tabeli, poszerzając jednocześnie ewentualny margines błędu. Realizacja celu, jakim jest oczywiście zachowanie ligowego bytu, staje się coraz bardziej realna i po triumfie nad ekipą Wengera najbliższe tygodnie w Brighton powinny być nieco spokojniejsze.
Komplet wyników niedzielnych spotkań Premier League:
Brighton – Arsenal FC 2:1 (2:1)
Manchester City – Chelsea FC 1:0 (0:0)
"Po najmniejszej linii oporu"
Za takie błędy powinni podziękować "dziennikarzowi" za współpracę.
Każdemu zdarzają się błędy, jednakże dziękujemy za zwrócenie uwagi ;)
Po prostu ostatnio dosyć często trafiałem na tego babola i strasznie zaczął mnie irytować ;)