Fluminense zwycięzcą Copa Libertadores! Marcelo i Felipe Melo z tytułem


Maracanã w euforii! Brazylijskie Fluminense pierwszy raz wygrywa Copa Libertadores!

5 listopada 2023 Fluminense zwycięzcą Copa Libertadores! Marcelo i Felipe Melo z tytułem
antenadosnofutebol.com.br

Narodziny nowego-starego mistrza. W taki sposób można nazwać zwycięstwo brazylijskiego Fluminense w rozgrywkach Copa Libertadores, będących Ligą Mistrzów Ameryki Południowej. Nowy mistrz, ponieważ to pierwsze takie trofeum dla tego klubu. Stary mistrz, ponieważ nie owijając w bawełnę – zawodnicy tej drużyny po prostu są wiekowi. Najlepiej świadczy o tym fakt, że podstawowy bramkarz – Fábio – ma 43 lata!


Udostępnij na Udostępnij na

Starzy wyjadacze nie myślą o emeryturze

W ostatnich latach do absolutnej normalności przeszedł fakt, że Copa Libertadores zdobywa któraś z gwiazd europejskiej piłki. Wygrywające w 2022 roku Flamengo miało w swoim składzie Davida Luiza, Filipe Luisa, Diego Alvesa czy Arturo Vidala. Rok wcześniej w zwycięskim Palmeiras grali chociażby Felipe Melo czy Luiz Adriano. Znani, zasłużeni lub też nawet ikoniczni zawodnicy często na ostatnie lata kariery wracają do swoich rodzinnych stron i tam nierzadko walczą o trofea. Paradoksalnie, nagminnie przy okazji takich transferów przypisuje się im łatkę prowadzących do piłkarskiej emerytury.

Powyższe przykłady przeczą prawdziwości tego sformułowania. Jednakowoż zapytaliśmy o zdanie w tej kwestii eksperta od piłki w Ameryce Południowej – Bartłomieja Rabija.

– Określenie sportowa emerytura pod względem chodzenia na plażę, picia drinków itp. często wynika z ignorancji i niewiedzy. Gdzie mają wrócić na swoje ostatnie piłkarskie lata Brazylijczycy, jeśli nie do Brazylii? Nikt się nie będzie decydował na siłę kończyć kariery w Polsce. Taki wybór jest po prostu oczywistym. W dodatku zasłużeni zawodnicy w Brazylii zarabiają często po trzy, cztery miliony. Pieniądze w klubach są, ponieważ europejskie kluby nie boją się przyjechać do Ameryki Południowej i zostawić grube miliony, by sprowadzić kilku zawodników z potencjałem. Rozwarstwienie poziomów między tymi kontynentami w ostatnich kilkunastu latach stało się bardzo widoczne, więc trzeba je niwelować porządnymi transferami – odpowiada Bartłomiej Rabij, komentator rozgrywek w Ameryce Południowej.

Piłkarski marazm

Powroty piłkarskich gwiazd do swoich krajowych rozgrywek niegdyś zawsze były odbierane z rozrzewnieniem. W aktualnych czasach, przeżartych przez pieniądze, takie zachowania są coraz rzadsze. Mniej się o tym mówi, a do tego wręcz symboliczną ilość czasu poświęca się na sprawdzanie poczynań piłkarzy wracających do lig nienależących do mainstreamu. Czy można powiedzieć, że mierzymy się aktualnie ze spowszednieniem zjawiska powrotu, patrząc przez pryzmat Ameryki Południowej?

– Moim zdaniem spowszedniały ogólnie transfery. Kiedyś do reprezentacji Brazylii nie byli powoływani zawodnicy grający poza granicami państwa. I to właśnie takimi piłkarzami Canarinhos wygrali trzy z pięciu mundiali.

Kiedyś zawodnicy wyjeżdżali z Ameryki Południowej w wieku 25 lat i to głównie, by po prostu w Europie zarobić. Teraz wyjeżdżają nastolatkowie, którzy od początku są monitorowani przez wielkie kluby.

Mimo wszystko, w Ameryce Południowej bardzo ważny jest aspekt medialny transferu. Tacy zawodnicy jak Marcelo czy Edinson Cavani to tony sprzedanych koszulek i gadżetów klubowych. Jednak trzeba zaznaczyć, że szczególnie Brazylijczykom trudno zaimponować. Oni są pięciokrotnymi mistrzami świata, mieli masę wybitnych postaci w historii, dlatego nie ekscytują ich zawodnicy wracający do kraju, którzy całą karierę rozegrali w Szkocji, Turcji czy Szwajcarii. Oni żyją karierami światowego formatu, właśnie pokroju Marcelo, który wrócił po 16 latach spędzonych w Europie, grając na najwyższym poziomie. Ci z dobrym CV, ale w mniejszych klubach, przychodzą jedynie ze względów sportowych – podsumowuje Bartłomiej Rabij.

Copa Libertadores w pełnej okazałości

Tegoroczny finał rozgrywek o tytuł najlepszej drużyny Ameryki Południowej był kwintesencją tamtejszej piłki. Nieprawdopodobnie fanatyczna atmosfera na trybunach, brak chociażby myśli o odstawieniu nogi oraz emocjonalna sinusoida.

Fluminense wyszło na mecz z planem, na kompletne zapanowanie nad wydarzeniami boiskowymi. Brazylijczycy od samego początku wydatnie dłużej utrzymywali się przy piłce, co było widoczne w statystykach. Po około 15 minutach spotkania w przybliżeniu mieli oni 85% posiadania piłki. W dłuższym wymiarze czasowym taka dominacja przełożyła się na bramkę.

Po przerwie obraz gry obrócił się niemal o 180 stopni. Boca grało zdecydowanie agresywniej i z większą werwą. Fluminense natomiast postanowiło stanąć w miejscu i podziwiać próby rywala. Jedna z nich zakończyła się bramką wyrównującą, podczas której absolutnie żaden zawodnik z brazylijskiego klubu nie wykonał ruchu do Advinculi, który oddawał strzał z okolic 20. metra. Podsumowując – Boca Juniora osiągnęło abstrakcyjny wynik. Klub doszedł do półfinału remisując wszystkie spotkania w fazie play-off rozgrywek!

W dogrywce nerwy zaczęły puszczać zawodnikom jeszcze doszczętniej. Jak na Amerykę Południową przystało, doczekaliśmy się dwóch czerwonych kartek. Jednak dla Johna Kennedego, który po zdobytej bramce nie zdołał już wznowić gry. Drugą otrzymał Frank Fabra, który ordynarnie uderzył przeciwnika w twarz z „liścia”. Niemniej, wynik końcowy się już nie zmienił i to Fluminense pierwszy raz sięgnęło po tytuł mistrza Ameryki Południowej!

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze