Hiszpański niekochany. Luis Enrique ciągle mierzy się z krytyką


Selekcjoner Hiszpanii jest nieustannie krytykowany, ale bronią go wyniki

23 listopada 2022 Hiszpański niekochany. Luis Enrique ciągle mierzy się z krytyką
www.managingmadrid.com

Luis Enrique niczym Jerzy Brzęczek mógłby stać się głównym bohaterem hiszpańskiej wersji dokumentu „Niekochani”. Selekcjoner „La Roja” musi bowiem mierzyć się z ciągłą krytyką, którą przez długi czas starał się nie przejmować. Trudno zresztą dziwić się jego podejściu, bo jego praca broni się wynikami.


Udostępnij na Udostępnij na

Krytycy Enrique nie mogli oczywiście przejść do porządku dziennego nad kształtem kadry na mistrzostwa świata w Katarze. Największe dyskusje wzbudził brak powołania dla Sergio Ramosa, Inigo Martineza i Borji Iglesiasa. Obrońca Paris Saint-Germain w ostatnim czasie radził sobie całkiem nieźle w klubie, a do reprezentacji wniósłby swoje ogromne doświadczenie. Martinez zaimponował natomiast swoją formą Barcelonie, która widzi w obrońcy Athleticu Bilbao następcę Gerarda Pique.

Teoretycznie najmniej dyskusji powinno wywołać pominięcie Iglesiasa. 29-letni napastnik Betisu Sewilla debiutował w reprezentacji dopiero we wrześniu, a na dodatek rozegrał tylko 27 minut w spotkaniu ze Szwajcarią. W tak krótkim czasie trudno ocenić jego przydatność dla kadry, ale za jego powołaniem przemawiały co najmniej dwa argumenty. Po pierwsze po prostu jest w wysokiej formie. Po drugie Alvaro Morata miałby zmiennika, który jest naturalnym środkowym napastnikiem.

To niejedyne znane nazwiska pominięte przez Enrique. Chociażby David de Gea nie znalazł się nawet we wstępnej kadrze na MŚ, która notabene nie została podana do publicznej wiadomości. Spośród obecnych na niej zawodników uznania w oczach szkoleniowca nie zyskali na przykład Diego Llorente, Kepa Arrizbalaga, Thiago Alcantara, Marcos Alonso czy Iago Aspas.

Nie forma się liczy

Enrique przez ponad cztery lata pracy z kadrą Hiszpanii przyzwyczaił wszystkich do podejmowania nieoczywistych decyzji kadrowych. Kontrowersje z tym związane towarzyszą reprezentacji tak naprawdę od początku jego kadencji. Jednym z pierwszych stawianych mu zarzutów było chociażby faworyzowanie piłkarzy Barcelony i jednoczesne pomijanie zawodników Realu Madryt. Podobnie jest zresztą z kadrą na katarski mundial, bo łącznie znalazło się w niej ośmiu piłkarzy „Barcy”.

Z drugiej strony także przy powołaniach z drużyny „Królewskich” nie obyło się bez wątpliwości. Do Kataru jedzie bowiem Marco Asensio, który w swoim klubie pełni jedynie funkcję rezerwowego. Zdaniem Enrique piłkarz Realu zanotował w ostatnim czasie kilka dobrych występów, ale przede wszystkim jest potrzebny reprezentacji. Selekcjoner uważa Asensio za naturalnego skrzydłowego, jednak widzi także możliwość wykorzystania go jako fałszywej „dziewiątki”.

Na przykładzie powołania Asensio i pominięcia Ramosa czy Iglesiasa najlepiej widać priorytety Enrique. Dla niego nie liczy się aktualna forma poszczególnych piłkarzy ani nawet ich status w drużynie klubowej. W reprezentacji grają piłkarze pasujący do jego koncepcji i ściśle realizujący jego plan taktyczny. Trzeba zresztą oddać szkoleniowcowi, że pod tym względem nigdy nie ukrywał zasad swojej selekcji.

Trochę inaczej sprawa ma się z wiekiem powoływanych zawodników. Enrique oficjalnie twierdzi, że nie bierze go pod uwagę, ale z drugiej strony jego kadencja upływa pod znakiem ewidentnej zmiany pokoleniowej. Do Kataru pojechało łącznie siedmiu zawodników w wieku młodzieżowca, a niektórzy z nich debiutowali jeszcze przed osiągnięciem pełnoletności. Mowa oczywiście o Ansu Fatim i Gavim, którzy pierwszy raz zagrali dla „La Roja” w wieku 17 lat.

Taktyka jest niezmienna

Mimo konkretnych preferencji odnośnie do profilu zawodników Enrique przed nikim nie zamykał jednak drzwi do kadry. Wręcz przeciwnie, przed ubiegłorocznymi mistrzostwami Europy zarzucano mu nawet zbyt dużą rotację. W pewnym momencie miał brać pod uwagę prawie 200 nazwisk. Dawał więc nawet szanse zawodnikom pokroju wspomnianego Aspasa, choć od początku można było się spodziewać, że raczej nie spełni jego oczekiwań i nie będzie wywiązywał się z obowiązków defensywnych.

W reprezentacji pod wodzą Enrique zmieniają się nazwiska, natomiast niezmienna pozostaje taktyka. Szkoleniowiec Hiszpanii kurczowo trzyma się ustawienia 4-3-3, a w każdym meczu wymaga od swoich podopiecznych ofensywnego nastawienia. Jak sam mówi, nie skupia się na grze swoich przeciwników, ale na postawie własnego zespołu, który ma od początku grać ofensywnie, kontrolować grę na połowie przeciwnika i nie bać się podejmowania ryzyka.

Hiszpania ma przede wszystkim stanowić kolektyw, a więc zarówno atakować, jak i bronić się całym zespołem. Enrique potrzebuje tym samym zawodników wszechstronnych, którzy w zależności od potrzeb mogą zmieniać swoje role na boisku. Właśnie w ten sposób trener Hiszpanów uzasadniał zresztą powołania dla Asensio, Daniego Olmo czy Hugo Guillamona, chociaż  decyzja o zabraniu ich na tegoroczne MŚ wzbudziła wiele wątpliwości.

Broni się wynikami

Jak niemal ciągłą krytykę swojej pracy znosi sam szkoleniowiec? ~ Przepraszam, ale ja niczego nie oglądam, nie słucham i nie czytam. W ogóle nie interesuje mnie, co się dzieje wokół reprezentacji – tak jeszcze rok temu Enrique odpowiadał na pytania dziennikarzy, gdy krytykowali jego powołania na półfinałowy mecz Ligi Narodów z Włochami. I dodawał, że wie od nich więcej o futbolu, dlatego jak dotąd nie przeczytał w mediach żadnej opinii wzbudzającej jego zainteresowanie.

Najwyraźniej od tego czasu selekcjoner „La Roja” zmienił zdanie i zainteresował się otoczką wokół kadry. Co więcej, zaczął ją sam kreować, aby nie oddawać pola nielubianym przez siebie dziennikarzom. W ubiegłym tygodniu zadebiutował więc w roli streamera, spotykając się do tej pory trzykrotnie z użytkownikami platformy Twitch. Za jej pośrednictwem dzieli się przemyśleniami na tematy związane nie tylko z kadrą narodową.

Własne show Enrique zaprezentował także podczas ogłaszania ostatecznej kadry na mundial. Ironizował wówczas, że jest najlepszym trenerem na świecie, chociaż w to nie wierzy, ale chce dać dziennikarzom gotowe nagłówki artykułów. Do krytyki swojej pracy odniósł się również we wrześniu, gdy na Twitterze opublikował grafikę ze swoimi dotychczasowymi osiągnięciami. Dodatkowo porównując je z wynikami innych czołowych europejskich reprezentacji.

Wynikało z niej, że jako selekcjoner nie ma się czego wstydzić. Wręcz przeciwnie. Kadra pod jego wodzą dotarła bowiem do półfinału ubiegłorocznego Euro, a także bezpośrednio z pierwszego miejsca w grupie zakwalifikowała się do MŚ. Ponadto zagrała w finale poprzedniej edycji LN, teraz awansowała do finałowej czwórki tych rozgrywek. Podobnymi osiągnięciami nie może pochwalić się tymczasem żadna inna kadra z naszego kontynentu.

Enrique wróci do klubu?

Obecna umowa Enrique z hiszpańską federacją wygasa wraz z końcem bieżącego roku. Z jego wypowiedzi wynika, że wciąż nie została przedłużona. Szkoleniowiec odniósł się do tej kwestii w marcu, przy tej okazji w swoim stylu wbijając szpilę dziennikarzom. Stwierdził mianowicie, że nie odnowił umowy specjalnie z myślą o nich, aby po ewentualnym niepowodzeniu na mundialu nie musieli wzywać go do ustąpienia.

W ten sposób uciekł jednak od konkretnej odpowiedzi na pytanie o swoją przyszłość. Powiedział jedynie, że czuje duże wsparcie ze strony prezesa i dyrektora sportowego federacji, dlatego nie ma mowy o żadnym konflikcie między nimi. Według ówczesnych doniesień mediów hiszpański związek chciałby zatrzymać dotychczasowego selekcjonera co najmniej do 2024 roku.

Od tamtego czasu temat nowej umowy Enrique jest jednak owiany tajemnicą, a do dziennikarzy nie trafiają nawet żadne przecieki. Pojawiają się natomiast doniesienia o zainteresowaniu klubów usługami szkoleniowca. Na swoich ławkach trenerskich miałyby go chętnie widzieć Atletico Madryt i Manchester United. To jednak nie pora na spekulacje. Enrique ma bowiem jeszcze coś do udowodnienia krytykom swojej pracy z reprezentacją.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze