Eddie Howe i Newcastle 2.0


"Sroki" przerwę mundialową spędzą na podium

14 listopada 2022 Eddie Howe i Newcastle 2.0
planetsport.com

Gdy Eddie Howe przejmował Newcastle United blisko rok temu, pierwsze pytania, jakie otrzymywał w nowej roli, dotyczyły głównie utrzymania. Dzisiaj "Sroki" są na zupełnie innym poziomie, niesamowicie rozwinęły się pod dowództwem Anglika. Świetna gra sprawiła, że zespół Howe'a przerwę na mundial spędzi na trzecim miejscu w tabeli, ustępując tylko Arsenalowi oraz Manchesterowi City.


Udostępnij na Udostępnij na

Gdy Newcastle przejęli szejkowie z Arabii Saudyjskiej, wszyscy spodziewali się, że nowa najbogatsza drużyna świata będzie regularnie czynić postępy. Nowi właściciele nie rzucili się od razu na największe gwiazdy, chcąc stopniowo i powoli budować wielki klub. W końcu nawet tak wielkie pieniądze nie dają gwarancji sukcesu.

Wobec tego nikt się nie spodziewał, że wyniki przyjdą już tak szybko. Oczywiście oczekiwano znalezienia się w górnej połowie tabeli, być może walki o europejskie puchary, ale podium praktycznie na półmetku rozgrywek? Tak wysoko nikt nie celował. Rzecz jasna nie wiemy, czy Newcastle ostatecznie zajmie tak wysokie miejsce, wydaje się, że na grę w Lidze Mistrzów drużyna Howe’a gotowa jeszcze nie jest. Mimo wszystko obowiązkiem jest jednak docenienie pracy Anglika.

Wybitna forma

Tak, używając słowa „wybitna”, absolutnie nie przesadzamy. Newcastle ostatni i jedyny raz w tym sezonie przegrało 31… sierpnia. Cały wrzesień, cały październik, cały listopad bez porażki. Pierwsza okazja, aby zostać pokonanym w oficjalnym meczu, nadarzy się dopiero 20 grudnia w meczu Pucharu Ligi, a przeciwnikiem będzie Bournemouth. Oczywiście będzie to mecz po długiej przerwie, więc stać się może wszystko, ale „Sroki” będą w tym starciu faworytem.

Ekipa „The Magpies” od czasu porażki 1:2 z Liverpoolem rozegrała 11 spotkań, z czego siedem z nich wygrała. Newcastle czuje się dobrze, zarówno gdy gra z kontry, jak i podczas gry ze słabszą drużyną, kiedy częściej dysponuje piłką. Zresztą ekipa Eddiego Howe’a jest w stanie grając z rywalem teoretycznie mocniejszym, narzucić swój styl gry. W starciu z Chelsea, mającą poważne problemy, ale wciąż Chelsea, Newcastle było stroną przeważającą, dopóki nie osiągnęło swojego celu – zdobycia bramki. Po strzeleniu gola „The Magpies” oddały piłkę londyńczykom, którzy nie byli w stanie zrobić z nią niczego ciekawego.

Atak wyróżnia się na tle ligi

Ofensywa zespołu prowadzonego przez byłego trenera Bournemouth, mimo że nie jest złożona z gwiazd ligi, a w sporej części z co najwyżej solidnych piłkarzy, nie odstaje od tych najlepszych. Chciałoby się powiedzieć, że Howe maksymalnie wykorzystuje potencjał swoich podopiecznych. Największą gwiazdą zespołu jest Bruno Guimaraes, którego chciał u siebie przecież sam Real Madryt. Sam Brazylijczyk mówi jednak, że chciałby zostać legendą na St. James’ Park.

Newcastle we współczyniku xg wykręciło wynik 23,3, co sprawia, że w tej statystyce ponownie ustępuje miejsca tylko „Kanonierom” i „Obywatelom”. Przekłada się to też na liczbę bramek zdobytych, bo cóż za niespodzianka, lepsza jest tylko wspomniana dwójka. A przypomnijmy, że w ataku drużyn gorszych pod względem strzelanych bramek biegają m.in. Aubameyang, Salah, Son, Kane czy Ronaldo. A w Newcastle gra Callum Wilson czy Miguel Almiron.

Defensywa też niczego sobie

Newcastle ma ex aequo najszczelniejszą obronę w lidze. To miano dzierży wspólnie z Arsenalem, obie ekipy wpuściły piłkę do swojej bramki 11-krotnie. „Kanonierzy” mają jednak rozegrany jeden mecz mniej od zespołu „The Magpies”. Eddie Howe od jakiegoś czasu stawia w obronie na to same zestawienie piłkarzy, które wcale nie jest takie oczywiste. Pomimo pieniędzy lepić też trzeba.

Być może „lepić” nie jest do końca adekwatnym słowem, bo „Sroki” z kontuzjami jakoś mocno do czynienia nie mają, jednak kadrowo w obronie nie jest to zespół powalający na kolana. Bo w końcu wśród defensorów, którzy nie mieliby problemu z odnalezieniem się w większych klubach, wymienilibyśmy z przekonaniem tylko Svena Botmana i Kierana Trippiera.

Niedociągnięcia w grze Jamala Lewisa lub Matta Targetta doskonale obrazuje fakt, że w ostatnich ośmiu meczach na pozycji lewego obrońcy występował Dan Burn, trzeba jednak przyznać, że robi to skutecznie. Dan Burn zresztą gra w każdym meczu tego sezonu. I to jest ten moment, w którym należy powiedzieć, że Eddie Howe jest cudotwórcą.

Anglik wyciągnął Dana Burna z Brighton jako średniego, ale rzadko zawodzącego środkowego obrońcę. Burn zwyczajnie grał tak, jak powinien, nic słabiej, nic lepiej. A były opiekun Bournemouth po ściągnięciu go do siebie najpierw uczynił go liderem defensywy Newcastle w środku obrony, a potem przestawił na lewą stronę. Patrząc na styl gry Dana Burna, nigdy nie domyślilibyśmy się, że może dać radę na boku obrony. A dał radę do tego stopnia, że mówiło się o nim w kontekście wyjazdu na mundial w Katarze.

Oprócz Burna, który jak już pisaliśmy, wystąpił w każdym meczu tego sezonu Premier League, w podstawowym składzie, jeśli chodzi o czwórkę z tyłu, grają Kieran Trippier, Fabian Schaer i Sven Botman. Jest to więc defensywa, mówimy o nazwiskach, całkiem w porządku, a w praktyce jednak najlepsza w Premier League.

Przebudzenie Almirona

Gdy pod koniec stycznia 2019 roku Newcastle sprowadzało do siebie z Atlanty United Miguela Almirona, wszyscy z zaciekawieniem czekali na występy Paragwajczyka. Wówczas Almiron miał 24 lata i był po świetnym sezonie w MLS, w którym wykręcił „double-double”. „Sroki” sprowadzały go do siebie za 24 miliony euro.

Pierwszy sezon Almirona okazał się być porażką. Reprezentant Paragwaju w dziesięciu spotkaniach nie zdobył ani jednej bramki i nie zanotował ani jednej asysty. A na boisku spędził przy tym aż 763 minuty. W kolejnych dwóch sezonach nie przebił się przez barierę pięciu bramek i dwóch asyst. Minione rozgrywki były dla niego jeszcze gorsze. Paragwajczyk balansował pomiędzy ławką rezerwowych a pierwszą jedenastką, spędzając na boisku 1719 minut w 30 meczach, średnio 57 minut na mecz. W całym tym czasie zdobył… jedną bramkę, nie dokładając do niej choćby asysty.

Po nawet takim zarysowaniu sytuacji chyba nikt nie będzie wątpił w to, że Paragwajczyka można było nazwać gigantycznym flopem transferowym. Ktoś powie, że 24 miliony to nie 100, ale zawodnikowi, na którego wydano podobne pieniądze co Liverpool na Thiago Alcantarę, taka gra nie przystoi. Almiron ma już 28 lat, niedługo 29, więc wypadałoby już ustabilizować formę.

Natomiast ten sezon Miguel Almiron zaczął dobrze. Może na starcie brakowało mu liczb, bo drugiego gola zdobył dopiero w październiku, ale Howe konsekwentnie na niego stawiał, bo Paragwajczyk zwyczajnie dobrze się prezentował. Bramki przyszły i w ostatnich ośmiu spotkaniach Almiron strzelił ich siedem. W spotkaniu z Chelsea zanotował ponadto asystę przy jedynej bramce dla „Srok”, chociaż za bardzo na nią nie liczył, bo to Willock sam sobie wziął od niego futbolówkę. Wcześniej jednak popisał się świetnym dryblingiem i dobrze przedarł się pod pole karne Mendy’ego.

Zmiana o 180 stopni

Newcastle United po zwycięstwie z Chelsea dobiło do bariery 30 punktów. Czyli osiągnęli to w połowie listopada. W zeszłym sezonie potrzebowali do tego marca. Już samo to pokazuje, jaki postęp zrobiło Newcastle w ciągu roku pracy Eddiego Howe’a. Gdy Anglik przejmował schedę po Stevie Brucie, Newcastle grało futbol mocno defensywny, bez polotu i finezji. Zespół skupiał się wyłącznie na ciułaniu punktów, tak aby utrzymać się na koniec sezonu. Niby efekty były, ale rozwoju żadnego. Kiedy więc i efektów zabrakło, Bruce musiał polecieć.

Zespół pod przewodnictwem Howe’a gra piłkę dużo bardziej ofensywną, ze sporym nastawieniem na pressing. Chociażby w meczu z Chelsea to zespół z St. James’ Park częściej utrzymywał się przy futbolówce (do zdobycia bramki). Ekipa „The Magpies” była bardzo aktywna w pressingu, co sprawiało, że gracze Grahama Pottera nie byli w stanie w żaden sposób zagrozić Nickowi Pope’owi. Chelsea oddała tylko dwa celne uderzenia. Newcastle prowadziło grę do zdobycia bramki, wtedy to „Sroki” oddały piłkę londyńczykom i świetnie się broniły.

I wersja Newcastle, którą oglądamy dzisiaj, to Newcastle 2.0. Zdecydowanie nie jest to jeszcze taki zespół, jakiego chcieliby szejkowie, ale on jest dopiero w fazie budowy. Amanda Staveley zresztą powiedziała rok temu, że chcą wygrać Premier League w ciągu najbliższych od pięciu do dziesięciu lat. Czyli od teraz najwcześniej spodziewają się tego za cztery lata. Drużyna jest więc na dobrym kursie, bo pomimo posiadania niekiedy przeciętnych piłkarzy jest w stanie osiągać tak dobre wyniki. Gdyby Newcastle chciało zdobywać trofea od razu, właściciele nie postawiliby na Howe’a i wydaliby znacznie więcej pieniędzy.

Cele na resztę sezonu

W tym momencie najbardziej realnym scenariuszem jest założenie awansu do pucharów. Nieważne jakich, grę w Lidze Konferencji Europy lub Lidze Europy dają miejsca od 5 do 7. Wydaje się więc, że nie powinno być to problemem dla ekipy Howe’a, która już teraz zajmuje miejsce na podium. Nikt chyba jednak nie wymaga, choć wiadomo, że bardzo by chciano, występu za rok w Lidze Mistrzów. Przed sezonem jako realny cel obrano zakończenie rozgrywek w górnej połowie tabeli, co jak pokazuje rzeczywistość, Newcastle realizuje.

W takiej sytuacji logiczne jest, że poprzeczka już teraz powinna zostać zawieszona nieco wyżej. Jeśli jednak wierzyć głosom, jak chociażby agenta Bruno Guimaraesa, to włodarze „Srok” przed sezonem liczyli na zaatakowanie pierwszej czwórki. I nawet pomimo obecnych wyników, jeśli faktycznie mieli takie cele, to powinniśmy współczuć Howe’owi, jeżeli finalnie nie uda mu się spełnić wygórowanych oczekiwań.

Nie mamy pojęcia, jakimi wymaganiami i jaką cierpliwością dysponują Saudyjczycy. Już na początku roku mówiło się o tym, że Howe być może zostanie zastąpiony przez innego trenera. Jeżeli faktycznie oczekiwaliby od niego walki do końca o Champions League, to są lekko oderwani od rzeczywistości. Owszem, na teraz Newcastle znajduje się w czwórce, ale nie można przy takiej kadrze oczekiwać tego od Howe’a. Oprócz świetnej gry Newcastle trzeba również pamiętać o tym, że z drużyn big six problemów nie ma tylko Arsenal i Manchester City, a takie zespoły jak West Ham czy Leicester, które w poprzednich latach próbowały się wbić do topowej czwórki, teraz przeżywają kryzys.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze