Domowa wygrana w cieniu dreszczowca – pierwsze trzy punkty Ireneusza Mamrota


Ekipa Ireneusza Mamrota mimo porażki w derbach nadal zachowuje szansę na pozostanie w ekstraklasie. Czy Arka Gdynia zdoła ją wykorzystać?

7 czerwca 2020 Domowa wygrana w cieniu dreszczowca – pierwsze trzy punkty Ireneusza Mamrota
Łukasz Sobala / Press Focus

Nie ulega wątpliwości, że obecny sezon dla popularnych arkowców przebiega pod znakiem wielu negatywnych, pozasportowych zawirowań. Jakby tego było mało – ich boiskowa dyspozycja już od jakiegoś czasu pozostawia naprawdę wiele do życzenia, o czym świadczy zwolnienie dwóch poprzednich trenerów. Za sprawą kiepskich dotychczasowych wyników Arka Gdynia zajmuje dopiero przedostatnie, 15. miejsce w tabeli i wiele wskazuje na to, że już wkrótce zasili szeregi rozgrywek Fortuna 1 Ligi.


Udostępnij na Udostępnij na

Promykiem nadziei dla klubu z Gdyni może okazać się zatrudnienie niezwykle doświadczoniego szkoleniowca, który miał już okazję zadebiutować w Arce. Mowa tutaj o osobie Ireneusza Mamrota, który prowadząc Arkę w prestiżowych derbach Trójmiasta, zainaugurował swoją pracę po kilku miesiącach przerwy. Choć jego zespół poniósł w nich dosyć pechową porażkę (3:4), to cały czas może z powodzeniem liczyć się w walce o utrzymanie ligowego bytu. Patrząc po ostatniej dyspozycji drużyny, nie brakuje jej charakteru, ale w wielu detalach znacznie ustępuje rywalom, co negatywnie odbija się na wynikach. Czy gdynianom wystarczy ikry, by pozostać w elicie na dłużej?

Arka Gdynia – pewniak do spadku?

Pierwsza Liga na horyzoncie – sezonowe sprawozdanie Arki

To, co jeszcze nie tak dawno miało być dla Arki stosunkowo proste, okazało się prawdziwym piłkarskim koszmarem. Poprawa zespołowej dyspocycji, jak i wydostanie klubu ze strefy spadkowej to dwa najważniejsze cele, przed którymi w tym sezonie stawało już trzech szkoleniowców. Chociaż każdy z nich miał na Arkę swój własny i odmienny pomysł, to żadnemu z nich nie udało się popracować w niej nawet pół roku. Trenerzy Jacek Zieliński i Aleksandar Rogić nie byli w stanie załatać dziur w tonącej na dnie ligowej tabeli Arce. Nie można za to winić pracującego w roli tymczasowego trenera Krzysztofa Sobieraja, który poprowadził gdynian w zaledwie kilku spotkaniach.

Inwestycja w zagranicznych graczy nie zawsze jest gwarancją sukcesu, o czym już nie raz mogli się przekonać włodarze gdyńskiego klubu. Ekipa, w której na palcach jednej ręki można policzyć wszystkich produktywnych piłkarzy, z reguły skazywana jest na rychłą, nieuchronną klęskę. Opierając się wyłącznie na doświadczonym i skutecznym skrzydłowym Marko Vejinoviciu oraz okazałym pracowitym golkiperze Pavelsie Steinborsie, trudno myśleć o zachowaniu ekstraklasowej posady. Gra, której podstawowymi cechami są nieskuteczność, agresywność i chaos, nie daje jakichkolwiek podstaw do pozytywnego patrzenia w przyszłość. To tylko niektóre trudności, z którymi w tej kampanii musiała się zmagać walcząca od lat o utrzymanie Arka Gdynia.

Nie jest żadną tajemnicą, że kierująca gdyńskim klubem od dwóch lat rodzina Midaków doprowadziła go do jeszcze większych kłopotów. Mimo że już od kilku tygodni nie zarządza Arką, to jej działania do dziś odbijają się na wizerunku całej drużyny. Przez nią znacznie ucierpiała niezbyt stabilna klubowa kasa, a obecność światowej pandemii spowodowała w niej jeszcze większy zamęt. Ratunku finansowego krachu niedawno podjął się znany na Pomorzu biznesmen, Michał Kołakowski. Dzięki wykupieniu akcji Dominika Midaka uchronił Arkę przed czwartoligową degradacją, przeznaczając na ten cel kwotę 750 tysięcy złotych. Z kwestią obrony ekstraklasy będzie musiał się zmierzyć Ireneusz Mamrot, czy i on wywiąże się z powierzonego mu zadania?

Piłkarska wiosna średniowiecza – aktualna dyspozycja arkowców

Po nieudanej, pełnej trudnych chwil jesiennej rundzie ekstraklasy przyszła najwyższa pora na odbudowę osadzonej na dnie ligowej tabeli Arki. W tym celu sprowadzono kilku nowych piłkarzy, którzy swoją obecnością mieli ożywić słabą jakościowo i wizerunkowo grę. Żaden z nich jednak do tej pory nie wniósł niczego szczególnego, co znacznie komplikuje sprawę pozostania w ekstraklasie na dłużej. Mało owocni wydają się Douglas Berquvist czy też Oskar Zawada, nieco lepsze wrażenie sprawia natomiast Nemanja Mihajlović. Spoglądając na ostatnie rezultaty, można z całą pewnością stwierdzić, że Arka Gdynia nie poczyniła żadnej znaczącej poprawy.

Przed wybuchem pandemii ekipie Ireneusza Mamrota szło naprawdę mizernie, gdyż odniosła ona tylko jedno zwycięstwo w sześciu ostatnich meczach. Poniosła za to aż cztery porażki, jednokrotnie ciesząc się z remisu osiągniętego z ostatnią drużyną ligi – Łódzkim Klubem Sportowym. Prezentowany przez arkowców styl gry praktycznie się nie zmienił – w bezbarwnym teamie wciąż wyróżniają się w nich Vejinović i Steinbors. Tworzenie składnych zespołowych akcji stanowi ogromny problem, natomiast działania gdyńskiej defensywy można śmiało porównać do szwajcarskiego sera. Jednym z nielicznych, widocznych nie od dziś, pozytywnych akcentów jest poprawa dyspozycji dwóch młodzieżowców – Kamila Antonika i Mateusza Młyńskiego.

Istotnym problemem jest w dodatku brak skutecznego napastnika oraz szereg zmarnowanych stuprocentowych sytuacji, których w sezonie było jak na lekarstwo. Jeśli już się pojawiały, rodziły się po stałych fragmentach, które w dość przyzwoity sposób egzekwuje pomocnik Michał Nalepa. Do poprawy jest także mała liczba dokładnych podań oraz stosunkowo krótki czas utrzymania się przy piłce.

 

Nowy trener na ratunek starego celu – Ireneusz Mamrot

Myśląc o utrzymaniu najwyższej klasy rozgrywkowej, po raz drugi w sezonie zdecydowano się na zakontraktowanie nowego szkoleniowca. Został nim 49-letni Ireneusz Mamrot, którego największym trenerskim sukcesem w karierze było wywalczenie z Jagiellonią wicemistrzostwa Polski. Na uwagę zasługuje fakt, że jest to już czwarty zatrudniony trener gdyńskiej Arki w ciągu bieżącego sezonu. Szkoleniowiec ten miał już okazję zasiąść na ławce podczas niedawnego derbowego spotkania przeciwko gdańskiej Lechii. Mecz ten, choć zakończył się dla gdynian porażką (3:4), ujawnił szereg pozytywów, które w najbliższym czasie będą pilnie poszukiwane.

Jego drużyna pokazała charakter, długimi fragmentami utrzymując się przy piłce na tle znacznie silniejszego rywala. Co więcej, najlepszy egzekutor Arki, Vejinović, po raz kolejny nie zawiódł, strzelając dwa gole. Wychodzenie arkowców spod pressingu nie było już tak dramatyczne, ponieważ przerodziło się w kilka dogodnych, lecz niewykorzystanych sytuacji. Wobec takiego obrotu spraw najbardziej bolesnym akcentem okazała się ponownie kiepska postawa defensywy, której dwa kardynalne błędy rozstrzygnęły losy spotkania. Dwaj stoperzy z własnej winy sprokurowali korzystne dla rywali „jedenastki”, które jak można się było przekonać, zakończyły się bramkami.

Choć Arka Gdynia dwukrotnie cieszyła się z prowadzenia, to zespół Lechii Gdańsk zdołał ostatecznie przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Fakt ten powinien na długo utkwić w pamięci sztabowi przegranej ekipy, gdyż sytuacja ta powtarza się już po raz kolejny. Jeżeli zespół Mamrota myśli o pozostaniu w elicie, musi przede wszystkim zachować baczniejszą koncentrację po objęciu prowadzenia. Nowy trener będzie musiał ponadto doszlifować postawę w obronie, jak również poprawić fatalną w tych rozgrywkach bramkową skuteczność. Jak będzie oraz który ligowy kierunek obiorą arkowcy tej jesieni? Przekonamy się o tym w nieodległej przyszłości.

 

Accredito.com

Domowa inauguracja w starym stylu – mecz ze Śląskiem

Pierwsza po klęsce z Lechią szansa na przełamanie meczowego impasu pojawiła się w dzisiejszym domowym spotkaniu ze Śląskiem. Podopieczni Ireneusza Mamrota zdołali wykreować kilka ciekawych sytuacji, co przyniosło im zdobycie oczekiwanego kompletu punktów. Odnieśli zwycięstwo (2:1), a jego kluczowym akcentem był skutecznie wykonany karny Vejinovicia w doliczonym czasie gry. Holender skorzystał z rażącego błedu jednego z defensywnych graczy Śląska, Israela Puerto. Piłkarz ten swym bezmyślnym zagraniem sprokurował karnego, którego na bramkę zdołał zamienić wychowanek Ajaksu Amsterdam. To już jego trzecia bramka w drugim kolejnym meczu, co ciekawe, wszystkie zostały zdobyte z rzutów karnych.

W tym spotkaniu Arka Gdynia po raz wtóry pokazała swoją ofensywną niemoc, której dobitnym przykładem był zmieniony w drugiej połowie Oskar Zawada. Na wiele nie zdały się sporadyczne zrywy dwóch pracowitych skrzydłowych – Mateusza Młyńskiego i Marko Vejinovicia, jedynym większym zagożeniem były wrzutki Michała Nalepy. Wykonywane przez niego stałe fragmenty z każdą kolejną minutą przybierały na sile, która jednokrotnie zaowocowała pod koniec drugiej połowy. Po pewnie wykonanym rzucie rożnym piłka trafiła na głowę Adama Dancha, który pewnym ruchem skierował piłkę do siatki.

Nie obyło się bez gdyńskiej dramaturgii, gdyż trafienie Śląska w dużej mierze można zapisać Mateuszowi Młyńskiemu. Młodzieżowiec ten bezmyślnie faulował w obrębie jedenastu metrów, co doprowadziło do utraty bramki po pewnie wykonanym strzale Michała Chrapka. Arkowcy mogą mówić o sporym szczęściu, gdyż podopieczni Vitezslava Lavicki wielokrotnie zagrażali bramce słabych defensywnie gospodarzy. Więcej bramek już nie oglądaliśmy i spotkanie zakończyło się sensacyjnym zwycięstwem gdynian. Rezultat ten byłby zapewne inny, gdyby nie kilka pewnych parad łotewskiego golkipera Steinborsa oraz niecelnych prób Vejinovicia.

 

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze