Dlaczego Wolverhampton nie będzie w czołowej czwórce?


Chociaż prowadzone przez Bruno Lage'a Wolverhampton zalicza fantastyczny sezon, w lutym być może pogrzebali szanse na miejsce w TOP4

3 marca 2022 Dlaczego Wolverhampton nie będzie w czołowej czwórce?
2FWKNK3 Wolverhampton Wanderers players celebrate in front of the fans after team-mate Nelson Semedo scores their side's first goal of the game during the Premier League match at the Molineux Stadium, Wolverhampton. Picture date: Sunday May 23, 2021.

Po pierwszych trzech kolejkach Wolverhampton zajmowało przedostatnie miejsce w tabeli. Wyprzedzali tylko Arsenal dzięki lepszej różnicy bramek. Zero goli strzelonych i zero punktów zdobytych kazało wątpić w warsztat trenerski Bruno Lage'a. A jednak karta się odwróciła i "Wilki" pod koniec zimy wciąż mają nadzieję na awans nie tylko do europejskich pucharów, ale nawet do Ligi Mistrzów.


Udostępnij na Udostępnij na

Nie ma co ukrywać – nikt nie spodziewał się takiego rozstrzygnięcia. Jasne, Wolverhampton to drużyna ze zbyt dużym potencjałem kadrowym do bicia się o utrzymanie. Prognozowano, że pod koniec roku Bruno Lage wyprowadzi swój zespół na spokojniejsze wody, a następnie dokończy sezon na spokojnym miejscu w środku stawki. Następne miesiące przeszły jednak najśmielsze oczekiwania nawet najbardziej zagorzałych fanów drużyny z okolic Birmingham.

Defensywa kluczem do sukcesu Wolverhampton

Jakie jest stereotypowe myślenie o trenerach z południa Europy? Stawianie w dużej mierze na ofensywę, duża liczba zawodników skupionych na ataku i dziurawa obrona. Lage zupełnie inaczej podchodzi do przygotowania swojego zespołu. Idzie utartym przez Jose Mourinho szlakiem – po wejściu do Chelsea w 2004 roku postawił przede wszystkim na zabezpieczenie tyłów. W efekcie „The Blues” do zdobytego mistrzostwa dorzucili najmniej straconych bramek w historii ligi. Obecny trener Wolverhampton także skupia się w dużej mierze na obronie bramki.

Nie byłoby tego sukcesu bez roszady między słupkami. Pierwszego bramkarza reprezentacji Portugalii zastąpił jego rezerwowy z kadry. Rui Patricio zwolnił miejsce przeznaczone dla Jose Sa. W większości klubów takie ruchy byłyby zaskakujące, natomiast powiązania „Wilków” z Jorge Mendesem pozwalają przejść nad iberyjskimi transferami do porządku dziennego. Niemniej jednak Sa wyrasta na czołową postać całej ligi wśród bramkarzy. Serca fanów Arsenalu zdobywa Aaron Ramsdale, renesans formy przechodzi David de Gea, natomiast o Portugalczyku nieco się zapomina.

Błąd. Wystarczy spojrzeć na statystykę straconych goli oczekiwanych (xGa) przez ekipę z Molineux. Według algorytmu Sa powinien wyciągać piłkę z siatki w piętnastu przypadkach więcej. Chociaż dużą rolę w tym przypadku odgrywa nieskuteczność napastników, na fantastyczną postawę portugalskiego golkipera także trzeba zwrócić uwagę.

Podobnie jak na cały blok obronny. Lage nie sprowadził armii swoich ludzi, dlatego w trzyosobowej formacji widzimy dobrze znane twarze. Conor Coady, Max Kilman i Romain Saiss bardzo dobrze potrafią zneutralizować nawet najgroźniejszych rywali. Dość powiedzieć, że zaledwie trzy razy (!!!) Wolverhampton zanotowało stratę więcej niż jednego gola. Oglądając ich mecze, można dostrzec przede wszystkim dobrą organizację gry w obronie, a nie indywidualne popisy środkowych obrońców. Ich gra wynika w ogromnej mierze z planu taktycznego Lage’a na każde starcie.

A co z ofensywą?

Na papierze wygląda to bardzo dobrze. Ruben Neves oraz Joao Moutinho należą do czołowych pomocników w skali Premier League. Portugalski duet od kilku lat umie dominować, regulować tempo gry i dołożyć kilka bramek z dystansu. Tylko w ostatnich kilkunastu miesiącach Moutinho zapewnił w ten sposób dwa zwycięstwa nad Manchesterem United oraz jedno nad Arsenalem w sezonie 2020/2021.

Tercet ofensywny także prezentuje się imponująco. Chociaż liczby Daniela Podence tego nie pokazują, młody Portugalczyk (a jakże!) imponuje swoją techniką, dryblingiem i niebywałą wręcz umiejętnością przyspieszenia akcji. W odwodzie pozostają Hwang oraz Trincao, w których Lage pokłada bardzo duże nadzieje oraz wracający po długim urazie Pedro Neto. Na szpicy Lage wystawia także mającego dłuższą przerwę, uwielbianego przez kibiców Raula Jimeneza.

A jednak na palcach jednej ręki policzymy drużyny mające gorszą liczbę strzelonych goli od Wolverhampton. Tylko okupujące miejsca na dole tabeli Burnley i Norwich strzeliły mniej bramek od „Wilków” w tym sezonie. Z czego wynika ta dysproporcja?

Jasne, pięć goli Raula Jimeneza to wynik rozczarowujący. Meksykanin zmarnował kilka stuprocentowych sytuacji oraz zdarzyło mu się w idiotyczny sposób osłabić zespół w meczu z Manchesterem City. Niemniej jednak podpierając się statystyką xG, można zauważyć, że Jimenez „zmarnował” zaledwie 0,69 sytuacji na gola w całym sezonie. Dla porównania – mający sezon życia Jarrod Bowen z West Hamu według tego samego algorytmu powinien zdobyć 2,5 gola więcej. Jeżeli nie skuteczność snajpera Wolverhampton jest problemem, to co?

„Wilki” nie kreują dużo sytuacji, ale przede wszystkim kreują je niewłaściwym piłkarzom. Tacy gracze jak Podence, Nelson Semedo czy Trincao nigdy nie słynęli z wykończenia, co widać w tym sezonie. Łącznie ten duet „powinien” zdobyć ponad cztery bramki. Dokładając do tego nieskuteczność będącego już w Barcelonie Adamy Traore, jak na dłoni widzimy problem drużyny Bruno Lage’a. Być może asekuracyjna taktyka Portugalczyka osiągałaby lepsze efekty, gdyby nie zły dobór samych zawodników.

Kluczowy początek roku

Niemniej jednak Wolverhampton po cichutku zaczęło się wspinać w górę tabeli, Saiss i Coady punktowali zadowolonym graczom w Fantasy Premier League, a przy problemach zespołów spoza czołowej trójki narodziła się realna szansa na dokonanie czegoś wielkiego. Nadszedł jednak czas weryfikacji – czy w bezpośrednich spotkaniach z czołówką uda się zachować żelazną defensywę oraz dołożyć coś z przodu?

Początek maratonu wyszedł śpiewająco. Wspomniany Moutinho po raz kolejny zawładnął Old Trafford, a jego bramka dała cenne zwycięstwo nad „Czerwonymi Diabłami”. Bedący w kryzysie Tottenham także nie stanowił problemu dla „Wolves” – szybkie dwa gole ustawiły spotkanie zakończone właśnie wynikiem 2:0 dla ekipy Lage’a.

Te dwa zwycięstwa, dokładając do tego pokonanie silnego kadrowo Leicester, dały nadzieję fanom „Wilków” na wejście do czołowej czwórki. Aż trudno było uwierzyć, że portugalskiemu menedżerowi udało się utrzymać swój styl gry w starciu z taktycznymi specjalistami w osobach Conte i Rangnicka. To nie były przypadkowe wygrane – widać w nich było plan oraz pomysł na rozegranie tych spotkań.

Jednak maraton kluczowych meczów Wolverhampton cały czas trwał. Na horyzoncie „Wilków” znajdowały się dwa starcia z Arsenalem oraz zakończenie miesiąca na London Stadium z West Hamem.

Tak blisko, a tak daleko

Podobnie jak w większości spotkań „Wolves” zadecydowała jedna bramka różnicy. Niestety, we wszystkich trzech meczach to przeciwnicy zdobyli jednego gola więcej.

Pierwsze spotkanie na Molineux z Arsenalem nie porywało ani poziomem, ani liczbą sytuacji bramkowych. Złotego gola strzelił Gabriel po zamieszaniu po rzucie rożnym. Inny Gabriel – Martinelli – w okolicach 70. minuty w dość kuriozalnych okolicznościach otrzymał czerwoną kartkę, dzięki czemu „Wilki” mogły przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Nic z tego. Ten mecz pokazał jeden z głównych problemów ekipy Lage’a – brak odpowiedniego planu B w razie niepowodzenia. Wolverhampton zaledwie raz odwróciło losy spotkania po straceniu bramki jako pierwsi w tym sezonie.

Po dwóch tygodniach Lage i jego piłkarze znów zmierzyli się z „Kanonierami”, tym razem na Emirates Stadium. Po błędzie strzelca gola z Molineux Hwang szybko wyprowadził „Wilki” na prowadzenie. W tym momencie mogłoby się wydawać, że bijący głową w pomarańczowy mur Arsenal nie ma szans na odwrócenie rezultatu. A jednak zmiany Mikela Artety wprowadziły zamęt w defensywie Wolverhampton, z czego szczętnie skorzystali Nicolas Pepe oraz Alexandre Lacazette, którzy odwrócili rezultat spotkania. Lage’owi nie udało się zareagować na zmieniający się krajobraz meczu, co kosztowało jego ekipę utratę trzech punktów.

Wreszcie na koniec miesiąca mecz z West Hamem. Scenariusz bardzo podobny do wielu spotkań „Wilków” w tym sezonie – mało sytuacji bramkowych oraz gol po akcji ze skrzydła. Z tą różnicą, że 1:0 zwyciężyli gospodarze. Wolverhampton w trzech kluczowych meczach sezonu nie wyrwało nawet jednego punktu.

Co dalej z Wolverhampton?

Sezon jest jeszcze długi, dlatego nie można definitywnie skreślać piłkarzy Bruno Lage’a. Zwycięstwa z Manchesterem United oraz Tottenhamem mogą bardzo dużo ważyć, szczególnie jeżeli chodzi o walkę o czołową szóstkę i awans do Ligi Europy w przyszłym sezonie. Mecze z Arsenalem oraz West Hamem zdecydowanie spowolniły marsz po Ligę Mistrzów.

Niemniej jednak kibice Wolverhampton powinni być dumni ze swojej drużyny. Po kilku latach zespół w dość dziwnych okolicznościach opuścił Nuno Espirito Santo, co mogło świadczyć o potencjalnym regresie zespołu. Zero punktów w sierpniu absolutnie nie mogło nastrajać optymizmem na resztę sezonu. A jednak pragmatyzm Bruno Lage’a sprawił, że kibice „Wilków” mieli mnóstwo powodów do radości. Niezależnie od ostatecznego wyniku w tym sezonie drużyna z przedmieść Birmingham idzie w bardzo dobrym kierunku.

 

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze