Chelsea musi ratować sezon


Chelsea aktualnie zajmuje 10. miejsce w Premier League. Nie tak kibice „The Blues” wyobrażali sobie sezon 2022/2023

13 stycznia 2023 Chelsea musi ratować sezon
Conor Molloy/News Images/Sipa USA

Chelsea to z drużyn z legendarnej wielkiej szóstki ekipa, która obecnie gra po prostu najsłabiej. To też przekłada się na punkty, których ma niewiele. W rezultacie aktualnie zajmuje 10. miejsce. I o ile każdy miewa gorsze okresy, o tyle ten „The Blues” trwa od dłuższego czasu i przynajmniej na razie nie zapowiada się, aby miał się szybko skończyć. Przyczyn jest wiele, a one ciągle się nawarstwiają, tworząc coraz bardziej gęstą atmosferę na Stamford Bridge.


Udostępnij na Udostępnij na

Zawroty głowy, niechęć do działania, złość, obojętność, smutek, rozgoryczenie – to emocje przeciętnego fana Chelsea w sezonie 2022/2023. Prawda jest taka, że mogą one trwać nawet od początku sezonu, bo Chelsea źle weszła w rozgrywki ligowe i jeszcze gorzej zaczęła Ligę Mistrzów, choć finalnie udało się awansować.

Thomas Tuchel, który przez dwa lata był architektem licznych sukcesów „The Blues”, nagle stał się jednym z głównych winowajców słabej formy londyńskiego giganta. 6 września doszło do spotkania Chelsea – RB Salzburg zakończonego porażką Anglików. Jak się okazało, był to ich ostatni mecz pod wodzą Niemca. Czy przypadkiem nie za wcześnie został zwolniony? To już temat na osobną dyskusję. Można powiedzieć, że w Chelsea po przejęciu rządów przez Grahama Pottera nie zmieniło się zbyt wiele.

Tuchel odszedł, problemy zostały

Za Thomasa Tuchela niedługo po jego zwolnieniu przyszedł Graham Potter, który w ostatnich latach rozwijał dobrze prosperujący projekt w Brighton. Wydawało się, że nie odpuści, ale jednak. Poszedł za pieniędzmi, prestiżem, ale w jego przypadku przede wszystkim pewnie za nowym wyzwaniem i rozwojem samego siebie. Trafił do zupełnie innego środowiska za kwotę jak na trenera wysoką, bo nawet prawie najwyższą w historii piłki nożnej (poza przenosinami Juliana Nagelsmanna do Bayernu Monachium). Z chociażby tego powodu oczekiwania wobec jego osoby są o wiele większe. Pojawił się i Chelsea faktycznie wyglądała lepiej. Wyszła z grupy w Lidze Mistrzów – i to z 1. miejsca – a także nieco podniosła się w ligowej tabeli. Efekt nowej miotły zadziałał.

W czym więc kłopot? Problem w tym, że nie udało się tej passy pociągnąć dalej. I tak z meczu na mecz nowi podopieczni Pottera obniżali swój poziom. Zaczęło się od nieprzyjemnego do oglądania stylu. Nie przeszkadzał on do momentu, kiedy wyniki się zgadzały. Później ta słaba gra miała jednak odzwierciedlenie w rezultatach. Wpłynęła ona na nie na tyle mocno, że Chelsea ma obecnie aż siedem porażek w Premier League. Jedną mniej miała w poprzedniej kampanii, i to po 38 kolejkach. To pokazuje skalę upadku „The Blues”. Graham Potter przyszedł i niewątpliwie odmienił Chelsea, jednak na pewno nie na lepsze. Przez to rozwój Chelsea jest w ostatnim czasie znikomy.

Jeden wielki pech

Słabej formy nie wolno tłumaczyć wyłącznie kontuzjami, ale liczne urazy to jeden z największych problemów Chelsea w tym sezonie. U „The Blues” to już nie jest kwestia jednej, dwóch czy też trzech absencji. Londyńczycy to w tym sezonie prawdziwe siedlisko pecha spowodowane jakimiś problemami zdrowotnymi.

Zaczęło się od Kante, który w ostatnich latach był absolutnie niezaprzeczalną postacią w środku pola Chelsea. Kto wie – być może w przypadku jego dostępności i Tuchel zachowałby stanowisko… Tego nie wiemy, natomiast zdajemy sobie sprawę, że od tego wydarzenia tak naprawdę zaczęła się cała spirala nieprzyjemności.

Przed przerwą reprezentacyjną urazu doznał Armando Broja, zyskujący coraz większe uznanie. A potem poszło dalej – Ben Chilwell, Reece James czy nowo sprowadzony Wesley Fofana. Ostatnio dołączył do tego grona także niedawno kupiony Raheem Sterling, a poza nim Edouard Mendy oraz grający coraz lepiej Christian Pulisic. Do tego można też doliczyć Rubena Loftusa-Cheeka oraz Denisa Zakarię. Pech i jeszcze raz pech.

O ile oburzenie kibiców Chelsea można zrozumieć, bo Graham Potter nie wyciąga z wielu piłkarzy pełnego potencjału, o tyle na sprawę trzeba spojrzeć szerzej. Londyńczycy grają słabo, są bez formy, ale w dużej mierze spowodowane jest to zwykłym przypadkiem, przez który dziś na lewej stronie obrony musi grać Marc Cucurella, a na prawej Cesar Azpilicueta – oczywiście obaj nie pokazują ostatnio niczego dobrego. Ale to nie koniec łatania dziur. W ataku wygląda to jeszcze „ciekawiej”. Zmuszeni są tam występować nienaturalny na tej pozycji Mason Mount czy też Kai Havertz. Jest także Pierre-Emerick Aubameyang, który jednak najlepsze lata ma już dawno za sobą.

W Chelsea ostatnio nie gra właściwie nic. O ile nie można zarzucać „The Blues” wąskiej kadry, o tyle różnica poziomów piłkarzy z pierwszej jedenastki w niektórych przypadkach jest kosmiczna. I to nie działa pozytywnie na cały kolektyw. Chelsea długimi fragmentami tego sezonu nie wygląda jak klub aspirujący do gry o Ligę Mistrzów, a raczej jak typowy ligowy średniak.

Benoit Badiashile lekarstwem na słabość Chelsea w defensywie?

Odkąd Todd Boehly przejął Chelsea, klub nie przebiera w środkach. Ostatniego lata „The Blues” wydali olbrzymie pieniądze na parę wzmocnień, przy czym w tym akapicie skupimy się na obronie. Do Londynu zawitali Kalidou Koulibaly, Wesley Fofana, a na lewą flankę sprowadzony został Marc Cucurella. Kogo możemy nazwać do tej pory trafionym transferem? Cisza… To jest jedyna prawidłowa odpowiedź. Żaden z nich nie pokazuje jeszcze tego, za co zapłacono. Przyczyną jest kontuzja bądź słabsza forma. Mimo tylu wzmocnień w tej tercji boiska nie może dziwić fakt, iż londyńczycy chcą się jeszcze mocniej zabezpieczyć. Pozyskali Benoit Badiashile z AS Monaco.

Kim jest ten Francuz? Co może wnieść do Chelsea? Na te pytania odpowiedział prowadzący konto na Twitterze o tematyce francuskiego futbolu Trójkolorowa Piłka:

– Z pewnością Badiashile jest sporym wzmocnieniem dla Chelsea. To młody, a już bardzo doświadczony obrońca. W Ligue 1 był jednym z najlepszych defensorów, a przecież ma jeszcze duże pole do rozwoju. Moim zdaniem będzie od razu pewniakiem, jeśli chodzi o obronę „The Blues”.

Badiashile to przede wszystkim świetna motoryka, gra głową oraz rozegranie piłki. Jest bardzo wysokim obrońcą, a do tego z piłką przy nodze czuje się bardzo dobrze. Potrafi umiejętnie wyprowadzić piłkę swoją lewą nogą. Do tego jest bardzo dobry w pojedynkach fizycznych. Jego wadą może być to, że czasem popełnia głupie błędy, ale wliczone jest to w jego wiek. Nie ma młodego obrońcy, który by tego nie robił.

Kwota zapłacona za Badiashile to absolutny steal. Niecałe 40 mln euro za francuskiego obrońcę w takim wieku i z takim doświadczeniem to totalna promocja. Chelsea zrobiła superbiznes i taka cena to żadne ryzyko. Jestem pewien, że jego wartość będzie szybko rosła dalej.

Czy Joao Felix to dobry wybór?

Problemy z obroną są, natomiast nawet nie ma co tego porównywać z atakiem. W przypadku ofensywnej części składu skala słabości jest dużo, ale to dużo większa. Wystarczy tylko spojrzeć na liczbę strzelonych przez Chelsea goli – w Premier League łącznie 21, podczas gdy taki Arsenal ma ich 40, Manchester City 45, a Newcastle 32. W sumie nie ma się co dziwić takiemu dorobkowi, kiedy najlepszymi strzelcami „The Blues” są Raheem Sterling i Kai Havertz. Obaj mają po cztery trafienia. Widać więc na pierwszy rzut oka, że londyńczykom potrzebny jest ktoś, kto byłby takim typowym egzekutorem. Kimś, kto strzeli chociaż te 15 goli na sezon… Tymczasem sprowadzili oni Joao Felixa, który choć talent i umiejętności ma duże, jego wielkim problemem jest kwestia bramkostrzelności. A właściwie jej braku.

Nie jest to jednak słaby transfer. O Portugalczyku i jego nowym klubie szerzej wypowiedział się Przemysław Olszewik, dziennikarz „Przeglądu Sportowego”:
– Uważam, że transfer do takiego zespołu jak Chelsea to bardzo dobry ruch zarówno dla piłkarza, jak i klubu. Osobiście spodziewałem się, że Portugalczyk trafi do innego londyńskiego klubu – Arsenalu. W osobie Felixa Chelsea nie dostanie napastnika, który zapewni jej 20 goli w sezonie. Jednak jego umiejętności indywidualne oraz przebojowość sprawiają, że na pewno wykreuje wiele okazji strzeleckich. Jak nie sobie, to partnerom z formacji ataku. Jestem bardzo ciekawy jego współpracy chociażby z Kaiem Havertzem, który jest piłkarzem o podobnym profilu. Na pewno Joao Felix nie będzie klasyczną „dziewiątką”.

Felix to napastnik, który nie lubi czekać na piłkę w polu karnym przeciwnika. Bardzo często cofa się do strefy pomiędzy formacjami, aby pomóc w rozegraniu piłki. Jedną z jego największych zalet jest wyszkolenie techniczne oraz to, że piłka szuka go w polu karnym. Ponadto Portugalczyk wie, jak wbiegać w drugie tempo w pole karne rywali, i bardzo często w ten sposób zdobywa bramki. Mimo nie najlepszych jak na standardy Premier League warunków fizycznych Felix potrafi też zdobywać bramki głową, co dla wielu obrońców w lidze angielskiej może być zaskoczeniem. Tak jak wspomniałem wcześniej, nie jest to klasyczna „dziewiątka”, dlatego trener Potter musiał być mocno zdeterminowany, by pozyskać Felixa, że ten dołączył do Chelsea.

Mam wrażenie, że w temacie formy Felixa musimy mówić o dwóch obliczach tego piłkarza. Felix w reprezentacji i Felix w Atletico to kompletnie inny zawodnik. Cechą, która łączy jego występy w barwach narodowych i w klubie, jest bramkostrzelność. Portugalczyk potrafi to robić i jestem przekonany, że do końca sezonu zdobędzie w Premier League przynajmniej dziesięć goli. Zwolniony z części zadań defensywnych pokaże na Stamford Bridge pełnię swoich umiejętności. Uważam, że na angielskich boiskach zobaczymy wersję Felixa podobną do tej z mundialu w Katarze.

Wiele zależy od pomysłu, jaki będzie miał na niego Graham Potter. Jeżeli nie będzie mu kazał kurczowo trzymać się strefy między stoperami rywala, to Chelsea będzie miała z Felixa wiele pociechy. Uważam, że obok tak kreatywnych piłkarzy jak Havertz czy Mount Portugalczyk będzie w stanie pokazać pełnię swoich umiejętności, które ma ogromne. Przejście do zespołu „The Blues” było konieczne, aby mógł on zrobić kolejny krok w swojej karierze. W pewnym sensie uwolnił się od rygoru Diego Simeone i w końcu będzie mógł po prostu cieszyć się grą w piłkę jak podczas gry w Benfice. Wiadomo, że Chelsea nie ma opcji wykupu go po sezonie. Jeżeli jednak zagra on kapitalną resztę sezonu, to nie zdziwię się, jak oba kluby ponownie siądą do negocjacji w sprawie stałych przenosin Felixa na Stamford Bridge.

Pierwsze wrażenie nowych

Badiashile jeszcze nie miał okazji zadebiutować w Chelsea, choć też trzeba przyznać, że okoliczności temu nie sprzyjały. W meczu z Manchesterem City w Pucharze FA wszystko akurat szło słabo, a bronienie się przy stanie minusowym dla londyńczyków byłoby po prostu głupie. W meczu z Fulham szybko stracona bramka zmuszała ich do wzmocnienia ofensywy, nie obrony. Dla odmiany smaku debiutu, i to od pierwszej minuty, mógł zaznać Joao Felix, który niecały tydzień temu mierzył się z FC Barcelona – jeszcze w barwach Atletico Madryt. To pokazuje, iż Portugalczyk był od początku pomysłem Pottera, który bardzo w niego wierzy. Jednocześnie świadczy to też o tym, iż Chelsea w ataku jest na dzisiaj mierna.

Przejdźmy jednak do pytania, od którego w ogóle powinniśmy wyjść. Jaki był debiut Joao Felixa? Dobry… ale w sumie nie do końca. Tu określenie słodko-gorzki występ pasuje po prostu idealnie. Graham Potter mu zaufał, jak już wspomniałem wcześniej, a on sprostał zadaniu i był najlepszym zawodnikiem Chelsea. Biegał, podawał, pressował, naciskał na przeciwnika i był główną siłą napędową zespołu „The Blues”. Mimo że zespół mu w tym nie pomagał, on grał tak, jak pewnie życzyliby sobie wszyscy kibice londyńczyków do końca sezonu. Chelsea sprowadziła go właśnie w celu jego wejścia i automatycznego bycia gwiazdą. Tak przynajmniej można traktować wypożyczenie bez opcji wykupu.

Pierwsze wrażenie było więc dobre, a nawet bardzo. Gorzej, że wszystkie jego zasługi z tego meczu zostały zmazane w 58. minucie, kiedy Joao Felix spóźnił się i wyprostowaną nogą wjechał w nogi Tete. Oczywiście sędzia pokazał mu czerwoną kartkę, w pełni zasłużoną, warto dodać. Finalnie, kończąc już bez Felixa, „The Blues” ponownie przegrali. Tym razem 1:2.

Dajcie Chelsea Grahama Pottera czas!

Chelsea to, Chelsea tamto… Oczywiście narzekanie na drużynę Grahama Pottera jest słuszne. Zasługuje na to trener, który wcale nie zrewolucjonizował słabej Chelsea z początku sezonu, ale również piłkarze, wśród których tylko nieliczni trzymają należyty poziom. Kto to jest? Zaskakująco, patrząc na całokształt przygody w Chelsea, Kepa Arrizabalaga, zyskujący ostatnio na wartości Denis Zakaria i jak zawsze solidny Thiago Silva. Na tym lista ta właściwie się kończy. Jednak czy kolejne pochopne zwalnianie trenera przy pierwszym większym kryzysie ma w ogóle sens? Dziś, czytając opinie na Twitterze, można się złapać za głowę, bo faktycznie duża część kibiców się tego domaga.

Skoro Graham Potter zrobił z Brighton w trzy lata liczący się w Premier League zespół, dlaczego miałoby być inaczej w Chelsea, w której trener ma większe możliwości. Sytuacja „The Blues” jest słaba, ale nie popadajmy w skrajności. Graham Potter potrzebuje czasu i cierpliwości. Tym bardziej że udowodnił już w ekipie „Mew”, iż z niczego potrafi zrobić złoto. Dodatkowo trzeba pamiętać, że on nie zbudował tego zespołu. Pracuje aktualnie z piłkarzami, którzy w większości byli pomysłem Thomasa Tuchela, nie jego.

To też powód, dlaczego jest mu trudniej wprowadzać filozofię, która działała w poprzednim klubie. Chelsea jeszcze może wyjść na prostą. Poczekajmy na powroty po kontuzjach i na dalszą część sezonu. Dopiero teraz Potter ma szanse na konstruowanie zespołu po swojemu. Zwolnienie Tuchela było bezsensowną decyzją. Pożegnanie się z Anglikiem przekroczyłoby granicę absurdu.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze