Arsenal ucieka, a Liverpool coraz dalej od czołówki


"Kanonierzy" pokonali 3:2 ekipę "The Reds"

9 października 2022 Arsenal ucieka, a Liverpool coraz dalej od czołówki
Xinhua/PressFocus

Arsenal jest w tym sezonie niesamowity i po dziewięciu meczach ma na swoim koncie 24 punkty. Przegrał tylko raz i zajmuje fotel lidera w Anglii, chociaż Manchester City nie odstępuje go na krok. Natomiast Liverpool od startu rozgrywek ma ogromne problemy i po ośmiu meczach ma zaledwie dziesięć "oczek". Do wspomnianego Arsenalu traci więc aż 14 punktów i to jeszcze przed 10. kolejką. Tutaj przedstawiamy parę przemyśleń po tym meczu.


Udostępnij na Udostępnij na

„The Gunners” po świetnym widowisku okazali się lepsi od Liverpoolu, który uległ im 2:3. Chciałoby się powiedzieć, że drużyna Mikela Artety umacnia się na pozycji lidera, ale ma tylko punkt przewagi. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, aby myśleć, że Arsenal powalczy o mistrzostwo.

Z kolei Liverpool wygrał jak dotąd tylko dwa spotkania w lidze i zajmuje 10. lokatę. Ekipa Juergena Kloppa ma naprawdę poważne problemy i musi zacząć wygrywać, bo możliwe, że jeśli ten stan rzeczy nie ulegnie zmianie, ktoś pomyśli o jego zwolnieniu. Oczywiście Niemiec zrobił dla tego klubu ogrom dobrej roboty i my zdecydowanie nie jesteśmy za tym, aby go zwalniać.

Jednak spójrzmy czysto matematycznie: na chwilę obecną średnia punktów Liverpoolu na mecz w tym sezonie Premier League wynosi 1,25. Jak łatwo obliczyć, po 20 spotkaniach to będzie 25 punktów. A przypomnijmy sobie, że był czas za Kloppa, gdy Liverpool po 20 meczach miał tych „oczek” chociażby 54. Owszem, „The Reds” są w kryzysie, z drugiej jednak strony w tym roku kalendarzowym przegrali w lidze dopiero dwa mecze. Dajmy więc czas Niemcowi na wyjście ze sporego dołka, lekko mówiąc.

Arsenal i boki obrony

To, co w świetnej grze Arsenalu warto wyróżnić, to sposób, w jaki Mikel Arteta gospodaruje bokami obrony. Jeżeli skupiamy się na tym aspekcie, to warto najpierw wymienić, kogo w ogóle nominalnie ma na tę pozycję Hiszpan. Tak więc na lewej stronie jest to Oleksandr Zinchenko wraz z Kieranem Tierneyem, na prawej zaś Takehiro Tomiyasu z… Cedrikiem. Wiadomo też, że z usług Portugalczyka należy korzystać najrzadziej, jak to możliwe.

Oto dzisiejsze zestawienie obrony „Kanonierów” (od prawej): White, Saliba, Gabriel oraz Tomiyasu. Arteta w obliczu sytuacji, w której do klubu wrócił Saliba i przyszedł Zinchenko, na początku sezonu posadził Tierneya oraz Tomiyasu, którzy prezentowali się wyśmienicie w zeszłej kampanii. Oczywiście Japończyk wyszedł dzisiaj na lewej obronie od pierwszej minuty, ale było to spowodowane urazem Zinchenki. Niemniej jednak zaprezentował się bardzo dobrze na tle Liverpoolu.

Jeszcze ciekawej robi się na prawej stronie, gdyż tam w zeszłym sezonie brylował właśnie Tomiyasu, jednak Japończk stał się rezerwowym (starcie z „The Reds” to pierwszy mecz w tym sezonie Premier League, w którym wyszedł w pierwszym składzie). Arteta po przyjściu Saliby i okresie przygotowawczym, w którym Francuz grał bardzo dobrze, przesunął na prawą stronę defensywy Bena White’a – nominalnego środkowego obrońcę. Ta zmiana okazała się strzałem w dziesiątkę, bo Saliba gra świetnie, tak samo jak Ben White na nowej pozycji.

Zawsze jednak Arteta może, po powrocie Zinchenki do zdrowia, posłać Ukraińca na lewą stronę, a White’a, kosztem Gabriela, z powrotem ustawić na środku. Wtedy Tomiyasu wróciłby do pierwszego składu na prawą flankę. Taki wariant też może się Hiszpanowi przydać, ponieważ dzisiaj to właśnie Gabriel wyglądał najsłabiej z bloku obronnego, zawalił też przy pierwszej bramce dla „The Reds”.

Świetne wejście Arsenalu i zagubienie Liverpoolu

„Kanonierzy” wyśmienicie weszli w mecz, nawet najlepiej jak mogli, bo pierwsza bramka padła za sprawą Gabriela Martinellego w 57… sekundzie spotkania. Arsenal odzyskał piłkę a potem błyskawicznie przeszedł do ataku i po raz pierwszy ukąsił w tym meczu swoich rywali.

Ogólnie, jeśli chodzi o bramki dla Liverpoolu, to nie padały one po dłuższym okresie dominacji „The Reds”. Wydawało się, że to Arsenal ma mecz pod kontrolą, jednak dwa momenty, chwile braku koncentracji doprowadziły do dwóch bramek dla drużyny Juergena Kloppa.

Jeśli spojrzymy sobie indywidualnie, to z pewnością w tym meczu mógł się podobać Thiago, choć to on sprokurował rzut karny. Hiszpański pomocnik pokazywał jednak swoje popisowe sztuczki – zagrywał piękne podania i świetnie gubił rywali balansem ciała.

Minus, po raz kolejny, postawimy przy nazwisku Trenta Alexandra-Arnolda, który kolejny mecz w tym sezonie ma do zapomnienia. Nie bez powodu w przerwie zaliczył zjazd do bazy i drugie 45 minut oglądał z ławki. Dla Anglika to już 17. mecz z rzędu bez asysty.

Przebudzenie Darwina Nuneza

Urugwajczyk wszedł w sezon dobrze, bo bramką z Fulham w 1. kolejce. Jednak w tym kontekście słowo „wszedł” oznacza właśnie tylko ten jeden mecz. Ponieważ potem była bardzo głupia czerwona kartka w meczu z Crytal Palace, która wykluczyła go na trzy spotkania. Były gracz Benfiki dzisiaj po raz drugi w barwach Liverpoolu wpisał się na listę strzelców, czym przerwał strzelecką niemoc trwającą… dwa miesiące.

Nunez dał w tej rywalizacji sygnał, że się przebudza. Na taki obrót spraw na pewno liczy Juergen Klopp, który przecież Urugwajczyka ściągał, aby ten seryjnie zdobywał dla niego bramki. Niemiecki trener potrzebował tej „dziewiątki”, choć Urugwajczyk nie ogranicza się tylko do strzelania.

Okres, który przed nami, będzie dla 23-latka bardzo ważny, ponieważ może teraz dostać parę okazji od pierwszej minuty i na podstawie kilku meczów z rzędu w krótkim odstępie czasu będziemy mogli określić, czy zasługuje na pierwszą jedenastkę. Tym bardziej jeśli weźmiemy pod uwage dobrą dyspozycję Roberto Firmino. Oczywiście w dłuższej perspektywie Klopp na pewno go nie skreśli, ale dalsza część października będzie bardzo ważna i intensywna. W końcu Liverpool dał za niego ogromne pieniądze.

Świetna reakcja Artety

Arsenal cały czas jest w gazie, jednak był moment, w którym można się było zawahać, czy czasem wszystko sięe nie posypie. Pierwsze pięć kolejek „Kanonierzy” przeszli jak burza, zdobywając komplet punktów. Szósty mecz był starciem z Manchesterem United, które drużyna „The Gunners” przegrała. To właśnie w tym momencie pojawiły się wątpliwości, bo wiadomo, że jakaś seria zawsze musi się skończyć, a drużyn, które dobrze zaczynały, a potem przepadały, było wiele.

I Mikel Arteta świetnie na tę porażkę zareagował, bo kolejne pięć spotkań, w tym trzy w lidze, Arsenal wygrał. Zresztą na The Emirates panuje teraz świetna atmosfera nie tylko jeśli chodzi o szatnię. Hiszpański trener mówił, że są osoby pracujące w Arsenalu od blisko 30 lat, które powiedziały mu, że nigdy nie czuły się tak jak teraz.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze