Z Bułgarskiej #5. Lech demoluje Raków w zaległym meczu


Lech będzie walczył o mistrzostwo

29 września 2023 Z Bułgarskiej #5. Lech demoluje Raków w zaległym meczu
Darusz Skorupiński

W czwartkowy wieczór dokończyliśmy zaległości z 6. kolejki PKO Ekstraklasy. Lech Poznań podjął Raków Częstochowa. W starciu dwóch ostatnich mistrzów Polski lepsi okazali się lechici. Wynik 4:1 dobrze oddaje różnicę widoczną na boisku. Zwycięstwo pozwoliło „Kolejorzowi” na wyprzedzenie podopiecznych Dawida Szwargi oraz awans na ligowe podium.


Udostępnij na Udostępnij na

Po środowym starciu w drugim meczu tegorocznych pucharowiczów ostrzyliśmy sobie zęby na równie emocjonujące widowisko. Często takie oczekiwania kończą się na boiskowej agresji, meczu walki, bezbramkowych remisach, meczach do zapomnienia. Raków zadał kłam takim spekulacjom już w 2. minucie za sprawą gola Deiana Sorescu. Asystę po przerzucie z drugiego skrzydła zanotował Dawid Drachal, który zalicza bardzo dobry tydzień, a do hat tricka z weekendu dołożył kolejną liczbę.

Lech ruszył jak zły

Nie była to pierwsza sytuacja bramkowa w spotkaniu, bo chwilę wcześniej prezentu od Vladana Kovacevicia nie wykorzystał Radosław Murawski. W 5. minucie zwlekający z oddaniem strzału Marchwiński pozbawił genialnej asysty Sousę. Minutę później Michał Gurgul na raty pokonał Bośniaka, strzelając debiutanckiego gola w niebiesko-białych barwach. Chwilę później po zamieszaniu w polu karnym ponownie uderzył Sousa, ale obok bramki.

Lechici chcieli jak najszybciej wyjść na prowadzenie. Dopięli swego w 25. minucie, gdy po asyście Kristoffera Veldego Filip Marchwiński wygrał pojedynek z Rundiciem, nawinął bramkarza i kopnął do opuszczonej bramki. Przed przerwą „Kolejorz” kontrolował przebieg wydarzeń na boisku. W protokole sędzia odnotował jednak wyłącznie zmianę Filipa Dagerstala, który po zderzeniu głowami z Łukaszem Zwolińskim zalał się krwią i opuszczał boisko na noszach.

W drugiej połowie Lech już nic nie musiał, przeciwnie Raków, który z kolei niewiele chciał. Trudno nawet mówić o jakimś zagrożeniu pod bramką Bartosza Mrozka. Gospodarze odpowiedzieli trafieniem. W weekendowym meczu ze Stalą Mielec nie udało się uzyskać dwóch bramek przewagi, a fani z Poznania musieli do końca drżeć o finalny rezultat.

Kristoffer Velde zamarkował strzał, czym zmylił zarówno obrońcę, jak i Vladana Kovacevicia. Ponownie wystarczyło celnie kopnąć do bramki, a tablica świetlna pokazała 3:1. W doliczonym czasie gry dzieła dopełnił Adriel Ba Loua, instynktownie uderzając bez przyjęcia obok bezradnego bramkarza Rakowa. Dla zawodnika z Wybrzeża Kości Słoniowej jest to drugi gol w tym sezonie, może on być przydatnym superrezerwowym w talii van den Broma.

Lech umie grać co trzy dni i ma charakter

Mecz rozpoczął się dla ośmiokrotnych mistrzów Polski tak samo jak cały sezon 2023/2024.  Jeszcze dobrze się nie zaczął, a już trzeba było liczyć straty. Tutaj Lech skorzystał z szansy i odwrócił wynik spotkania. Już po raz trzeci w tym sezonie Lech, tracąc gola jako pierwszy, daje radę zwyciężyć. Dobrze oddaje to charakter drużyny Johna van den Broma, który zarządza szatnią doświadczoną, znającą swoją wartość.

Na tle Rakowa „Kolejorz” wyglądał jak drużyna w formie, pełna wiary we własne zwycięstwo od pierwszej do ostatniej minuty. Duża w tym zasługa Holendra. Rozwój poszczególnych zawodników przebiega harmonijnie. Parą absolutnych gwiazd są Kristoffer Velde i Filip Marchwiński, w co nie uwierzyliby fani Lecha jeszcze rok temu. Norweg z Polakiem doskonale współpracują na murawie. Wczoraj Velde asystował Marchwińskiemu, w meczu ze Stalą Marchwiński podawał do Veldego.

Remedium na problemy na szpicy

Od lat noszący łatkę ogromnego talentu, dostrzegany przez trenerów kadr młodzieżowych czy nawet Adama Nawałkę, który dał mu zadebiutować w ekstraklasie niemal pięć lat temu. Filip Marchwiński dorósł wreszcie do oczekiwań, ale nie sposób nie zauważyć wpływu Johna van den Broma. U Nawałki zagrał tylko dwa razy jako szesnastolatek, u Żurawia wyglądało to tak, jakby na siłę chciano wypromować młodego zawodnika, który był daleko od poziomu Kamila Jóźwiaka, Jakuba Modera czy Tymoteusza Puchacza. Maciej Skorża nie zaczął żadnego meczu ligowego z Marchwińskim w składzie. Zdobył mistrzostwo mimo Marchwińskiego, a nie dzięki niemu.

Dopiero Holender tak odważnie postawił na „Marchewę”. Początki były trudne, żeby wspomnieć choćby spektakularne pudło w pierwszym meczu 1/16 finału Ligi Konferencji z Bodo/Glimt na wyjeździe. Ale gdy poczuł pewność i w końcu zaczęło wychodzić, to obserwujemy ofensywnego gracza z fenomenalną jak na nasze warunki techniką, u progu zagranicznego transferu.

Van den Brom wymyślił mu też nową pozycję. Kto mógłby przypuszczać, że przy kontuzjach Ishaka Szymczak będzie jedynie zmiennikiem, i to raczej traktowany jako skrzydłowy, Sobiech z rzadka będzie w ogóle podnosił się z ławki rezerwowych, a 21-letni Marchwiński będzie snajperem, i to zabójczo skutecznym. W tym sezonie ma już siedem goli.

Michał Gurgul z młodzieńczą fantazją

Szybko strzelona bramka mogła ustawić mecz. Gol Sorescu z 2. minuty był idealnym scenariuszem dla przyjezdnych. Mogli się cofnąć i zmusić Lecha do usypiającego podawania piłki w poprzek boiska, czekając na kontrataki. „Kolejorz” szybko wrócił do  gry za sprawą Michała Gurgula. 17-letni obrońca to kolejna postać w składzie niejako wymyślona przez van den Broma.

Holender dał mu zadebiutować już wiosną, a obecnie coraz odważniej stawia na młodziana na lewej i środkowej obronie. Zagrał od pierwszej minuty w derbach z Wartą oraz kolejnym meczu ze Stalą Mielec, w którym ze względu na konieczność gonienia wyniku przez Lecha zszedł jeszcze przed przerwą. Gurgul utrzymał wyjściowy skład mimo obecności Eliasa Anderssona w kadrze i w prestiżowym meczu stanął na wysokości zadania.  Po dośrodkowaniu Murawskiego Gurgul uderzył głową. Z tym strzałem poradził sobie Kovacević, ale przy dobitce nie miał już szans. Był to oczywiście pierwszy gol 17-latka w seniorskiej piłce.

W kolejnych minutach widać było dużą chęć do gry w piłkę oraz niedostatki wynikające z wciąż nabywanego doświadczenia. W ciągu 90 minut nie popełnił jednak większych błędów, z ośmiu pojedynków wygrał sześć, zanotował jedno kluczowe podanie oraz zablokował jeden strzał rywali. Już niedługo Gurgul najprawdopodobniej pojedzie na mistrzostwa świata U-17, na które awansował wraz z kadrą Marcina Włodarskiego. Lech powinien mieć wiele pociechy z 17-latka.

Po co Raków przyjechał do Poznania?

Wiadomo, tak nakazywał terminarz, ale z drużyną Dawida Szwargi dzieje się coś niepokojącego. W ostatnich meczach Raków nie tyle nie porywa, co wręcz jest przeciętny. Pięć goli przeciwko Ruchowi, w tym hattrick Drachala, to duża zasługa obrońców „Niebieskich”, wcześniej bezbarwna porażka z Atalantą i wymęczone zwycięstwo z ŁKS-em 1:0. Jazda na drugim biegu wystarcza na beniaminków, ale przeciwko tak dysponowanym lechitom nie miała racji bytu.

Poza akcją bramkową Raków nie zagroził bramce Mrozka. Ani przy wyniku remisowym, ani tracąc dystans do „Kolejorza”, mistrzowie Polski nie mieli pomysłu na defensywę rywali.  Wyglądało to, jakby planem na mecz było przetrwać i wywieźć remis. Sytuacja w tabeli jest nadal bardzo dobra, aczkolwiek alarmujący jest fakt, że przed Rakowem jeszcze trzy miesiące gry co trzy dni.

Szeroka kadra Rakowa

Liczba zawodników w kadrze Rakowa robi wrażenie. Transfery, zarówno pod kątem ilościowym, jak i jakościowym wyglądają na ruchy, których zabrakło choćby rok temu w Poznaniu. Dziś nawet nie weszli Pestka, Nowak, Crnac. Co z tego? Występujący rzadziej Kittel, Yeboah czy Lederman nie przekonali tym występem Szwargi. Adnan Kovacević był chyba najgorszy na boisku. Nawet Koczergin i Piasecki po wejściu z ławki nie dali żadnego impulsu.

W niedzielę Raków podejmie u siebie Radomiak Radom, a w czwartek w gigantycznie ważnym meczu Ligi Europy Sturm Graz. Lech w niedzielę wybiera się do Szczecina, a kolejne zwycięstwo z rzędu potwierdziłoby mistrzowskie aspiracje zespołu.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze