Wielkie starcie pogrążonych w kryzysie dla Barcelony. „Duma Katalonii” wygrywa w Turynie 2:0


W hicie drugiej kolejki Ligi Mistrzów Barcelona pewnie pokonała Juventus

28 października 2020 Wielkie starcie pogrążonych w kryzysie dla Barcelony. „Duma Katalonii” wygrywa w Turynie 2:0

Pięć lat temu rywale w finale Ligi Mistrzów w Berlinie. Dziś oba kluby z niemałą zadyszką walczące o wyjście z kryzysu. Tak jak przed trzema sezonami prawdopodobnie bezpośrednia rywalizacja o pierwsze miejsce w grupie. W pierwszej włosko-hiszpańskiej bitwie o prym w grupie G Ligi Mistrzów lepsza okazała się Barcelona, pokonując w Turynie Juventus 2:0.


Udostępnij na Udostępnij na

Mecz zespołów będących w dołku, toteż niedoskonałości w grze nie brakowało. Barcelona pokazała jednak znacznie więcej dojrzałości i właściwego reagowania na wydarzenia boiskowe, co zaprocentowało wreszcie wygranym spotkaniem przez „Dumę Katalonii” w Turynie. Po przegranym El Clasico wygrana piłkarzy Ronalda Koemana przeciwko „Starej Damie” bardzo wiele znaczy.

Mecz podtekstów

6 czerwca 2015 roku na Olympiastadion w Berlinie Barcelona pokonała Juventus, sięgając po raz piąty po klubowy Puchar Europy. Od tego czasu oba kluby weszły w nową dla siebie epokę. Żadnego ze strzelców goli dla Barcelony w tamtym meczu nie ma już w stolicy Katalonii, a Alvaro Morata, który zdobył wówczas jedyną bramkę dla „Juve”, w międzyczasie zdążył zagrać w obu najlepszych klubach z Madrytu oraz w Chelsea, zanim z powrotem trafił na Allianz Stadium.

Względem tamtego finału wydarzyło się bardzo wiele, ale oba kluby jeszcze niejednokrotnie przez ostatnie pięć lat staczały ze sobą zażarte i bardzo ważne bitwy. Dwa sezony po owym spotkaniu w Berlinie Juventus wyrzucił Barcelonę z rozgrywek Champions League po recitalu Paulo Dybali w pierwszym spotkaniu. „Blaugrana” po raz kolejny musiała obejść się smakiem, a piłkarze z Turynu w tamtym sezonie, po raz ostatni do dziś, zagrali w finale europejskich rozgrywek.

Kampanię później los złączył „Starą Damę” i „Dumę Katalonii” ponownie, tym razem jednak już w fazie grupowej. Wówczas lepsza okazała się drużyna z Katalonii, która na Camp Nou wygrała 3:0 (tym razem show innego Argentyńczyka), a w Turynie bezbramkowo zremisowała.

I rywalizacja z obecnego sezonu też miała mieć dodatkowy podtekst. Miała, bo w pierwszej jej odsłonie nie dojdzie do kolejnego pojedynku Messi – Ronaldo. Niemal dekada bitew o miano najlepszego w galaktyce w lidze hiszpańskiej, wcześniej także rywalizacja, gdy Portugalczyk jeszcze grał w Manchesterze United. Z dzisiejszego bezpośredniego pojedynku Ronaldo wykluczył kolejny pozytywny test na obecność koronawirusa, zatem na kolejną część rywalizacji argentyńsko-portugalskiej przyjdzie poczekać prawdopodobnie do grudnia.

Rewolucja względem El Clasico

Z czterech ostatnich spotkań Barcelona wygrała jedno. Czarne chmury nad Camp Nou sprawiły, że wczoraj Josep Maria Bartomeu złożył rezygnację z posady prezesa klubu. Słabe wyniki sportowe (w tym między innymi sobotnie przegrane 1:3 przez Barcelonę na Camp Nou El Clasico) sprawiły zaś, że Ronald Koeman nie oszczędzał zmian na spotkanie ze „Starą Damą”. Względem meczu z Realem Madryt doszło aż do pięciu rotacji w wyjściowej jedenastce.

Z powodu czerwonej kartki w pierwszej kolejce Ligi Mistrzów z gry w dzisiejszym spotkaniu wypadł Gerard Pique, którego zastąpił 21-letni Ronald Araujo. Mimo dobrego ostatniego występu w składzie nie utrzymał się Sergino Dest, a jego miejsce na prawej stronie obrony zajął Sergi Roberto. Szansę przeciwko Juventusowi dostali także Pjanić, Dembele oraz Griezmann. Szczególnie dla tego ostatniego dzisiejszy mecz miał być ważnym spotkaniem w kontekście przekonania do siebie trenera Koemana. Dziwić mógł jedynie brak Ansu Fatiego, który w obecnym sezonie tylko raz nie zaczął meczu Barcelony od pierwszej minuty.

Pewnych rotacji w składzie dokonał także Andrea Pirlo, którego podopieczni w ostatnim ligowym meczu tylko zremisowali u siebie 1:1 z Hellasem Verona. Jedynie linia obrony pozostała bez zmian. Od pierwszej minuty dziś szansę dostali Kulusevski, Bentancur oraz Chiesa, którzy w pierwszej jedenastce zastąpili Bernardeschiego, Arthura oraz Aarona Ramseya.

Juventus i Barcelona z dzisiejszego meczu, a z ostatniego bezpośredniego starcia obu klubów to dwa zupełnie odmienne twory. I niech świadczą o tym jedenastki obu ekip z tych dwóch potyczek. Względem meczu piątej kolejki Ligi Mistrzów z sezonu 2017/2018 dziś gra zaledwie dwóch tych samych zawodników w zespole „Starej Damy” – Juan Cuadrado oraz Paulo Dybala. Gra też rzecz jasna Miralem Pjanić, tylko z drugiej strony barykady. Barcelona zaś w tamtym spotkaniu zagrała zupełnie odmienną jedenastką od tej, która wybiegnie dziś od pierwszej minuty na boisko w Turynie. Znak czasów.

Kataloński spokój i rozwaga

Pierwsze bramkowe sytuacje w spotkaniu Barcelona miała już po upływie niespełna dwóch minut meczu. Po bardzo dużym błędzie Demirala Leo Messi niemal stanął oko w oko z Wojciechem Szczęsnym, ale ostatecznie strzał Argentyńczyka został zablokowany. Chwilę później po rzucie rożnym uderzenie Pjanicia odbił polski bramkarz, a parę sekund po tym strzał Griezmanna z pola karnego wylądował na słupku.

Swoją przewagę piłkarze Ronalda Koemana zamienili na gola jeszcze przed upływem kwadransa gry. Ousmane Dembele podjął próbę dryblingu obok dwóch zawodników Juventusu i oddał strzał prawą nogą z okolicy 20. metra przed bramką. Piłka zmieniła swoją rotację po kontakcie z nogą Chiesy, zupełnie zaskoczyła Wojciecha Szczęsnego i zakończyła swój przelot w prawym narożniku bramki. Odpowiedź Juventusu przyszła po minucie, ale na raty wykończona akcja przez Alvaro Moratę została z opóźnieniem przerwana przez sędziego z powodu spalonego.

Mimo względnego panowania nad spotkaniem „Blaugrana” szybko zaczęła szukać drugiego trafienia. Antoine Griezmann doskonałym zagraniem piętą „wyczyścił” pole karne Messiemu, którego strzał nieznacznie minął prawy słupek bramki Juventusu. Próbom ataków „Starej Damy” brakowało zaś albo zdecydowania, albo dokładności, albo zasobów ludzkich.

W 30. minucie spotkania Alvaro Morata skompletował dublet goli ze spalonego. Tym razem Hiszpan bardzo pewnie wykończył dośrodkowanie w okolice siódmego metra, ale w momencie podania wyraźnie wyprzedził formację obronną Barcelony. Pięć minut później Barcelona po raz kolejny otarła się o drugiego gola. Duet Messi – Dembele wybiegł na dwóch defensorów gospodarzy, ale brak zdecydowania sprawił, że obrona „Starej Damy” zdołała się zebrać i przy znacznej pomocy Szczęsnego zażegnała niebezpieczeństwo.

AlVARoffside

Pierwsza połowa nie odmieniła oblicza podopiecznych Andrei Pirlo. Jak męczyli się do tej pory w lidze, tak i przeciwko Barcelonie trudno było się u nich doszukać specjalnego planu na grę. Barcelona schodziła do szatni podbudowana kontrolą nad meczem, Juventus zaś z niemałym bagażem zmartwień. Choć swoje problemy mieli także piłkarze Ronalda Koemana, którzy drugą część spotkania musieli zacząć bez kontuzjowanego Araujo. Od początku drugiej połowy jego miejsce, z powodu deficytu stoperów w kadrze, zajął … Frenkie de Jong.

W 55. minucie poznaliśmy pechowca meczu. Barcelona przeważała, Juventus ruszył z atakiem, który wykończył, a jakże, Alvaro Morata. I strzelił, a jakże, ze spalonego. Trzeci gol Hiszpana tego wieczoru, trzeci nieuznany. Pech nie opuszczał „Starej Damy”. Parę minut później odpowiedzieć chciała „Barca”, tym samym zabijając zapał gospodarzy. Dogranie Dembele na piąty metr w sytuacji strzeleckiej okazało się jednak niepotrzebne, a następnie strzał Messiego z 16. metra niecelny.

Gospodarze teoretycznie próbowali, ale Barcelona raz po raz zabierała im chęć do grania. Przy okazji stwarzając sobie korzystniejsze szanse na gola. Na kwadrans przed końcem spotkania Messi odwdzięczył się Griezmannowi za dogranie z pierwszej połowy meczu i posłał mu świetne prostopadłe podanie, po którym Francuz oddał jednak minimalnie niecelne uderzenie.

Pod koniec meczu sprawy Juventusowi nie ułatwił Demiral, który faulując Pjanicia, zapracował sobie na drugą żółtą kartkę. W jedenastu gospodarze nie byli w stanie znaleźć sposobu na Barcelonę, więc tym bardziej nie było to łatwe, w ostatnich minutach grając w dziesiątkę. Gwóźdź do trumny „Juve” w 90. minucie meczu wbił Leo Messi. Bernardeschi faulował Ansu Fatiego, Argentyńczyk pokonał z jedenastu metrów Szczęsnego, Barcelona przypieczętowowała drugie zwycięstwo w tym sezonie Ligi Mistrzów. Dojrzałość, spokój, pewność. „Blaugrana” była dziś znacznie lepiej przygotowaną drużyną od Juventusu.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze