Węgry, najbardziej „polska” kadra w historii dużego turnieju


Ekstraklasa siłą naszych "bratanków"

14 czerwca 2016 Węgry, najbardziej „polska” kadra w historii dużego turnieju
Grzegorz Rutkowski

Ekstraklasa rośnie w siłę. Do takich wniosków może dojść każdy obserwator, śledząc kadry krajów biorących udział w tegorocznych mistrzostwach Europy, zwłaszcza jeśli porównamy je z poprzednimi wielkimi turniejami. Polska liga jest zdecydowanie najlepiej reprezentowana w swojej historii, jeśli wyłączymy z niej piłkarzy grających w biało-czerwonych barwach.


Udostępnij na Udostępnij na

Mistrzostwa Europy od zawsze kojarzyły się z turniejem elitarnym. Nie licząc pojedynczych „wybryków”, takich jak awans na imprezę reprezentacji Łotwy w 2004 roku, zawsze grały w nim zespoły ze ścisłej czołówki naszego kontynentu. Nie dziwi więc zapewne, że pierwsi piłkarze z ekstraklasy, którzy mieli okazję zagrać na czempionacie, dostąpili tego zaszczytu w 2008 roku, w tym samym, w którym debiutowała na Euro reprezentacja Polski. Na jakiegokolwiek zagranicznego kadrowicza z ekstraklasy musieliśmy jednak czekać aż do teraz. Historycznie pierwszym piłkarzem nie-Polakiem, który zagrał na mistrzostwach Europy, został Ondrej Duda, który występ ten okrasił zdobyciem bramki.

Historycznie pierwszym piłkarzem nie-Polakiem, który zagrał na mistrzostwach Europy, został Ondrej Duda, który występ ten okrasił zdobyciem bramki.

Szczególną osobliwością jest jednak reprezentacja Węgier. Nigdy wcześniej bowiem nie zdarzyło się (dotyczy to również mistrzostw świata), żeby polska ekstraklasa była reprezentowana przez więcej niż jednego gracza w danej kadrze. Selekcjoner naszych historycznych przyjaciół Bernd Storck zdecydował się zabrać do Francji aż czterech zawodników na co dzień kopiących w naszym kraju. Mowa o dwóch piłkarzach Lecha Poznań, czyli Tamasu Kadarze i Gergo Lovrencsicsu, Richardzie Guzmicsu z Wisły Kraków i królu strzelców ligi, czyli oczywiście Nemanji Nikoliciu z Legii Warszawa.

Znalezienie się w gronie 23 zawodników jest wielkim honorem, wciąż jednak daleko do wyjściowej jedenastki. Tak się jednak nie powinno stać w przypadku przynajmniej trzech z czwórki „polskich” Węgrów. Kadar jest pewniakiem na lewej obronie, podobnie jak Guzmics w środku bloku defensywnego. Na skrzydle powinniśmy zobaczyć Lovrencsicsa. Nieoglądających zwykle Madziarów zadziwić może brak w wyjściowym składzie zdecydowanie największej węgierskiej gwiazdy w historii naszej ligi, czyli Nemanji Nikolicia. Selekcjoner woli stawiać na występującego w spadkowiczu z Bundesligi Adama Szalaia, który w ciągu całego sezonu nie zdobył nawet jednej bramki. Dziwne, ale tak wygląda taktyka Storcka.

Przed nami mecz z Austrią, w którym zobaczymy niemożliwie dużo znajomych twarzy. Z jednej strony możemy z dumą stwierdzać, że nastają dobre czasy polskiej piłki – reprezentacja gra tak, jak oczekiwaliśmy od lat, w dodatku wyśmiewana często ekstraklasa produkuje zawodników dla innych zespołów uczestniczących w mistrzostwach Europy. Druga strona medalu jest jednak taka, że bez rozszerzenia rozgrywek o podobnej sytuacji nie mogłoby być mowy, a Węgrzy nawet nie mogliby marzyć o grze w barażach. Ci, którzy bezgranicznie kochają naszą ligę, mają konkretny argument za tym, by popierać rozszerzanie takich imprez.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze