Wbrew temu, co się mówi, islandzkie kluby mają ogromną historię i mają swoje legendy [WYWIAD]


Piotr Giedyk - kompedium wiedzy o Islandii i piłce nożnej z tego urokliwego kraju

12 lipca 2017 Wbrew temu, co się mówi, islandzkie kluby mają ogromną historię i mają swoje legendy [WYWIAD]

Islandia nie kojarzy się nam z piłką nożną na wysokim poziomie. Dumając o tym odległym kraju, w myślach pojawiają się gejzery, piękne krajobrazy i cuda tamtejszej natury, a mało kto potrafiłby wymienić nazwy pięciu islandzkich klubów sportowych. Możemy oczywiście kojarzyć pogromcę poznańskiego Lecha z 2014 roku – zespół Stjarnan FC – czy drużyny z Reykjavíku, stolicy tej jakże pięknej wyspy, ale czy wiemy o nich coś więcej? Raczej nie. Dlatego niezmiernie miło jest nam przedstawić Piotra Giedyka – polskiego specjalistę żyjącego islandzką piłką nożną na co dzień. Chodząca encyklopedia i kompendium nie tylko sportu, lecz także innych dziedzin dotyczących Islandii – człowiek piszący dla IcelandNews.is, prowadzący fanpage Piłkarska Islandia i łącznik islandzkich mediów. Czy futbol w tym odległym kraju może być ciekawy?


Udostępnij na Udostępnij na

Jak to się właściwie stało, że zainteresowałeś się islandzką piłką?

Przy okazji zainteresowania się Islandią w ogóle. Stało się to tuż po 2000 roku. Żaden kraj w Europie ani na świecie nie wywoływał u mnie tak wielkiej fascynacji jak Islandia. Będąc wtedy jeszcze dzieciakiem, prosiłem rodziców, aby drukowali mi w swojej pracy wszelkie możliwe informacje na temat tej wyspy, a ponieważ w tym wieku intensywnie interesowałem się już piłką nożną – trenowałem nawet na warszawskim Drukarzu – to szybko ogólne zainteresowanie tym krajem poszło również w stronę wikińskiego futbolu. Początkowo był to twardy orzech do zgryzienia, gdyż Internet nie był jeszcze powszechny, i musiałem się ratować różnymi książkami. Każdy kolejny rok sprawiał, że chłonąłem coraz więcej informacji i sukcesywnie pasja, którą w moim życiu jest Islandia, stawała się coraz bardziej poważna. Także ta piłkarska.

Czyli rozumiem – młodzieńcza pasja, która doprowadziła do wyjazdu na Islandię?

Życiowa pasja, a nie tylko młodzieńcza. Od momentu poważniejszego zainteresowania się Islandią dość długo czekałem na wyjazd, ale wciąż nie mieszkam tam na stałe. Obecnie czekam, aż moja dziewczyna się obroni, a w drugiej połowie roku dopinamy pozostałe sprawy, za kilka miesięcy osiedlimy się zaś na stałe.

Domyślam się, że to dość spore koszty…

Jeszcze 10-11 lat temu udanie się do tego pięknego kraju było bardzo trudnym i niezwykle kosztownym przedsięwzięciem. Bilety lotnicze w najlepszym razie kosztowały w jedną stronę tyle, ile obecnie w obie. Teraz, gdy ma się na wyspie już wielu przyjaciół, ma się znajomości, to nie ma tego problemu jak dawniej. Można latać. W tym roku jednak cieszę się jeszcze pięknem Polski. Staram się dużo podróżować i czerpać z tego jak najwięcej, bo później możliwości będą nieco ograniczone.

To, że jesteś jej pasjonatem akurat w islandzkim wydaniu, już wiemy, tylko… powiedz nam, co właściwie jest w niej takiego interesującego?

Oprócz wiadomego, czyli pięknych widoków okalających większość stadionów ligowych i wspaniałej historii związanej z obecną reprezentacją, to składa się na to całkiem sporo aspektów. Po pierwsze podejście do piłki. Tutaj niemal każda osoba od dzieciństwa przywiązana jest bardzo do swojego lokalnego klubu. Spora część tych dzieciaków sama próbuje grać w piłkę i intensywnie trenuje już od najmłodszych lat. Również kobiety mocno interesują się piłką nożną. Wbrew temu, co się mówi, islandzkie kluby mają ogromną historię i mają swoje legendy. Komercyjny kanał telewizyjny Stöð 2 (taki odpowiednik C+) prowadzi nawet teraz program poświęcony dawnym weteranom ligi, różnym tradycjom, wydarzeniom z przeszłości. Niemała część drużyn powstała na początku XX wieku, a np. taki KR Reykjavík swoje powstanie datuje na rok 1899. Islandia nie doświadczyła na szczęście żadnej wojny, ale niektóre kluby miały inne, równie dotkliwe problemy. Weźmy pod lupę taki ÍBV Vestmannaeyjar z wyspy Heimaey. W 1973 roku wybuchł tam wulkan i całe miasteczko musiało się szybko ewakuować na główną wyspę. Nie wiadomo było w ogóle, czy uda się kontynuować działalność klubu, bo panował wielki chaos. Kibice, zawodnicy i ludzie związani z ÍBV stanęli jednak na głowie i ogarnęli byt swojego klubu niemal w kilka tygodni. W efekcie na kilka lat przenieśli się do Reykjavíku. Tak im na tym zależało, taka była motywacja. Należy pamiętać, że ÍBV to nie był jakiś tam anonimowy zespół z niższej ligi. To była wtedy topowa drużyna ekstraklasy. Rok przed wybuchem Eldfell zdobyła krajowy puchar. Teraz na mecze u siebie przychodzi często 1/4 całej populacji Vestmannaeyjar, a zdarza się dużo więcej.

Coś jeszcze może fascynować?

Co jeszcze jest fascynującego w islandzkiej piłce? Duży profesjonalizm pomimo tego, że kluby są jeszcze zazwyczaj półzawodowe. Pieniądze również nie grają większej roli, chociaż są tu kontrakty w pełni zawodowe opiewające na nie takie małe sumy. O tym się jednak mówi niechętnie. Jest to temat trzeciorzędny. To wszystko sprawia, że śledzenie losów futbolu z niedużej wyspy o małej liczbie mieszkańców, który stara się być megaprofesjonalnym i stać na wysokim poziomie, jest czymś bardzo ciekawym, wciągającym. Na Islandii piłka nożna to coś więcej niż tylko zainteresowanie czy dodatek do życia. Być może przesadzę w porównaniu, ale Islandia to dla mnie taka mała „Brazylia Europy”. Tu futbol się powszechnie kocha, a ostatnio po sukcesach reprezentacji – jeszcze bardziej.

Mówisz, że islandzkie kluby są na profesjonalnym poziomie, ale w Europie jeszcze nie zaistniały poważnie. Myślisz, że zmierzają w dobrym kierunku i za jakiś czas któryś z nich może odpalić w europejskich pucharach?

Od kilku lat starają się awansować do fazy grupowej Ligi Europy, ale to jeszcze nie wyszło. Najbliżej awansu był FH i Stjarnan. Słynna „Gwiazda” (Stjarnan) doszła przecież do 4. rundy eliminacyjnej LE trzy lata temu, ale wylosowała najtrudniejszą z możliwych wtedy ekip – Inter Mediolan. Kto wie, co by było, gdyby Stjarnan wylosował łatwiejszego rywala? Przecież wyeliminował w tamtym czasie m.in szkocki Motherwell i Lecha Poznań. Zabrakło szczęścia. Obecnie największy potencjał na grę w europejskich pucharach ma mistrz kraju – zawodowy FH Hafnarfjörður. Prezes tego klubu otwarcie mówi, że celem jest awans do fazy grupowej Ligi Europy, pokazanie się na kontynencie i zarobienie dużych pieniędzy. Ludzie tego klubu zdają sobie sprawę, że Liga Mistrzów jest jeszcze mało realnym celem, ale Liga Europy jest jak najbardziej w zasięgu Islandczyków. Drużyna ta prowadzona jest od prawie dziesięciu lat przez wspaniałego fachowca, Heimira Guðjónssona, który zdobył z FH tytuł mistrzowski już pięć razy. Na przestrzeni ostatnich lat komentowano, że FH powinien zatrudnić jakiegoś solidnego menedżera spoza Islandii, ale wpływowy prezes klubu – Jón Rúnar Halldórsson – wciąż wierzy w obecnego trenera. Niektórzy śmieją się, że sam Jón Rúnar powinien objąć prowadzenie zespołu, gdyż prezes niemal na każdym meczu przeżywa spotkanie jak trener i obecny jest tuż przy linii bocznej. Jeśli chodzi o zawodników, to FH jest drużyną bardzo zgraną. Udało się zbudować w ostatnich trzech latach solidny zespół, utrzymując przy tym kluczowych zawodników. Jednym z nich jest młody napastnik, 22-letni Kristján Flóki Finnbogason, o którego w zeszłym roku wystawiały ręce czołowe kluby z Danii i Holandii. Władze FH zdołały zatrzymać swojego wychowanka.

Opłacało się go zostawiać?

Opłacało się, gdyż w tym sezonie zdobył już w siedmiu meczach pięć bramek. Kolejnym zespołem, który może namieszać w eliminacjach, jest KR Reykjavík. To również zgrany zespół, który może pochwalić się z kolei kilkoma wielokrotnymi reprezentantami Islandii. KR stać na awans do Ligi Europy, ale w przypadku stołecznego klubu zarząd oraz sztab szkoleniowy jest nieco skromniejszy i nie wypowiada tak wielkich słów jak ludzie z FH. Zdecydowanie uważam, że islandzka piłka idzie w dobrym kierunku i kwestią czasu jest, aż zobaczymy któryś klub w fazie grupowej – najprawdopodobniej Ligi Europy. Być może już w tym roku.

A Ty kibicujesz jakoś specjalnie którejś z drużyn?

Tak, od początku moją ulubioną drużyną jest KR Reykjavík. Barwy tego właśnie klubu od wielu lat wiszą u mnie w mieszkaniu obok barw ukochanego klubu z Polski… czyli Legii Warszawa.

I jak to jest być kibicem KR Reykjavik? Kosztowna i odległa miłość?

Z KR jest trochę tak, że jeśli obnosisz się tym, to spora część fanów innych drużyn krzywo na ciebie patrzy. Klub ten ma pokaźną liczbę fanów, ale również największą liczbę wrogów w całym kraju. Pozmieniało się również na przestrzeni lat na trybunach. Kiedy zaczynałem na serio interesować się islandzkim futbolem, to KR przyciągnął moją największą uwagę przez atmosferę na trybunach. Wtedy działała zorganizowana grupa kibiców, można rzec nawet ultrasów. Odpalane były race, pojawiały się skromniutkie oprawy. I jako że zawsze byłem fanem tego typu kibicowania, to właśnie KR był najbliżej sercu. Teraz nastąpiła zmiana pokoleniowa, a młodzi wolą oglądać te mecze ligowe w spokoju, nierzadko w telewizji. Najaktywniejszych pozostało zaledwie kilkadziesiąt osób. Teraz inne kluby na Islandii wiodą prym na trybunach i mogą pochwalić się świetnym dopingiem, wsparciem na wyjazdach itd. Kosztowna w jakim sensie? Biorąc pod uwagę finansową kwestię, to nie. Kibicowanie na Islandii ogólnie nie jest kosztowną sprawą.

Chodziło mi o częste podróżowanie z Polski. Czyli porównałbyś islandzki sposób kibicowania do tego znanego nam z Polski, chociażby spotykanego na „Twojej” Legii?

No nie, tu akurat jest spora i zauważalna różnica. Kibicowanie na Islandii nie jest aż tak fanatyczne jak w Polsce. Jest to zupełnie inny model kibicowania, który tylko czasami włącza znane nam zachowania z polskich trybun. Na Islandii przeważają tzw. pikniki. Nie ma również awantur, a akcji typu rzucanie przedmiotami na murawę może było w całej historii z dziesięć.

A zastanawiam się, jak Ty jesteś przyjmowany przez miejscowych? Raczej normalnie czy może z brakiem ufności lub jak dziwak?

Na początku bardziej jak dziwak, ale nie z jakimś uprzedzeniem lub brakiem ufności. Moja fascynacja Islandią, islandzkim futbolem oraz wieloma innymi zainteresowaniami związanymi z wyspą połączona z promowaniem i szerzeniem tych rzeczy szybko została doceniona. Już na początku zajęcia się na poważnie publicystyką sportową zostałem zaproszony na wywiad z największymi mediami w kraju. Wydźwięk mojego zainteresowania był dobry. Komentarze były bardzo ciepłe, motywujące. Na plus zadziałało to, że postanowiłem się nauczyć języka. To jest tam bardzo szanowane i człowiek odbierany jest zupełnie inaczej. Teraz po tylu latach czuję się jak wśród swoich. Kolejna kwestia jest taka – choć to bardziej żartobliwie – że sam wyglądem nie odbiegam od przeciętnego Islandczyka. Znajomi bardzo często mi to wytykają, że z natury wyglądam jak człowiek Północy. Może to również w jakimś stopniu mi pomogło.

Chyba język islandzki jest dość trudny? Uczyłeś się go w Polsce?

Tak, jest trudny i trudno go porównać do jakiegokolwiek innego, nawet do norweskiego. Uczyłem się zarówno w Polsce, jak i na Islandii.

Ile czasu zajęło Ci opanowanie go tak w miarę komunikatywnie?

Nie wiem, czy mi to oceniać, ale chyba zajęło mi to 5-6 lat :)

Gratuluje! Na początku wspomniałeś o swojej fascynacji nie tylko islandzką piłką, lecz także całą wyspą. Mógłbyś powiedzieć, co Cię urzekło w tym kraju bądź co zaskoczyło?

Najpierw była muzyka i takie zespoły jak Múm, Sigur Rós, GusGus. Idealne do wgłębienia się w niepowtarzalność Islandii. Dla mnie miłość od pierwszego… posłuchania. Dzisiaj lista ulubionych kapel i wykonawców jest już bardzo długa, a jeśli pozwala na to czas – staram się zaliczać koncerty. Kinematografia islandzka, choć jeszcze całkiem skromna, to także zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Serio, bardzo polecam. Oprócz muzyki – historia tego kraju, rzadziej polityka. Dzięki Islandii wciągnąłem się również w lotnictwo i jeszcze do niedawna nie myślałem o tym na poważnie, ale w najbliższej przyszłości zamierzam zabrać się za PPL(A), a więc licencję pilota turystycznego.

Wróćmy do piłki. Masz jakąś swoją odpowiedź na pytanie, jak to się stało, że na Islandii futbol wystrzelił ostatnio bardzo do przodu?

Islandczycy mają bardzo profesjonalne podejście do tego sportu. Apetyt rósł w miarę grania i trenowania. Wyszkolono tu świetnych piłkarzy i jeśli kierują i kierować będą nimi prawdziwi fachowcy, to Islandczycy będą osiągali dobre wyniki. Mamy tego przykład w reprezentacji i poszczególnych zawodnikach w ligach zagranicznych. Teraz Islandia wzięła się za szkolenie swoich trenerów. Mają ambicję, by posiadać na miejscu swoich specjalistów, jacy są poza krajem. Postawiono na profesjonalizację krajowej ligi, zbudowano odpowiednie zaplecze i coś zaczęło się zmieniać. Mimo iż już widzimy tego owoce, to właściwie cały program rozwojowy jest dopiero w połowie. Środowisko piłkarskie musi stawić czoła jeszcze kilku kwestiom i problemom, aby w pełni cieszyć się potencjałem, jaki posiada. Takim zadaniem jest m.in wydłużenie sezonu ligowego, który obecnie trwa od końcówki kwietnia do końca września/początku października.

A co Piotrze powiesz o Polakach występujących w Pepsi – Deildin?

Tomasz Łuba jest czołową postacią – jeśli chodzi o Polaków grających na Islandii chociaż nie gra w topowym klubie, takim który ma jakieś sukcesy. Łącznie w spotkaniach Inkasso-deildin (zaplecze ekstraklasy) i Pepsi-deildin rozegrał grubo ponad sto spotkań. Jest bardzo szanowany w Ólafsvíku. W Akranes gra z kolei dwóch Polaków – Robert Menzel i Patryk Stefański, ale niestety na razie stracili miejsce w składzie. Polski duet w ÍA jest zatem w cieniu, a ich drużyna walczy o utrzymanie. W najwyższej klasie rozgrywkowej mamy jeszcze polskiego bramkarza – Macieja Majewskiego. Golkiper jednak czeka na swój czas, bo bramkarzem numer jeden jest Bośniak – Kristijan Jajalo. W sumie w tym roku w ekstraklasie występuje rekordowa ilość polskich piłkarzy. Mimo, że Polacy są największą społecznością obcokrajowców na Islandii, to nie jesteśmy największym odsetkiem wśród zagranicznych zawodników ligi. Gra tu więcej Anglików, Hiszpanów, Serbów, Chorwatów, a najwięcej Duńczyków.

Jak zareklamowałbyś piłkę z tego państwa?

Robię to niemal codziennie w mediach sportowych i społecznościowych. Dlaczego można polubić lub nawet pokochać piłkę z dalekiej północy? Składa się na to wiele czynników, mogę jednak powiedzieć, że islandzki futbol to świetna odskocznia od wielkiej piłki, bogatych klubów ze znanymi nazwiskami. Tu masz nie tylko piękne widoki, małe urokliwe miejscowości z niedużymi stadionami. Możesz zobaczyć, jak człowiek zmaga się z naturą, bo przecież zimą Islandczycy uciekają grać do zadaszonych obiektów, choć nie zawsze i nie wszędzie. Latem z kolei nigdy nie ma gwarancji dobrej pogody. Możesz też zobaczyć, jak wysoki poziom prezentuje wciąż półzawodowa liga. Nie uświadczysz jednak lekceważącego podejścia do treningów czy meczów. Bajki o barmanach i rybakach to już w ekstraklasie przeszłość. Jasne – co innego niższe ligi. Jeszcze niedawno próbowano Polakom wcisnąć kit, że niektórzy piłkarze mają problem, by polecieć zagrać za granicą w europejskich pucharach, bo nie dostaną urlopu w pracy. Kompletna bzdura. Nawet gdyby taka sytuacja się zdarzyła, to pracodawca z pocałowaniem ręki da zawodnikowi tyle wolnego, ile on będzie potrzebował, i jeszcze zapyta, czy czegoś nie potrzebuje. Mimo wszystko futbol jest na pierwszym miejscu, a dopiero ewentualnie w kontekście dodatku niszowi zawodnicy myślą o dorabianiu. Nie każdemu się to opłaca i nie każdy ma na to czas. Na Islandii do piłki podchodzi się z wielkim sercem, więc aspekty organizacyjne i cała otoczka ligowa oraz reprezentacyjna mają niesamowity i niepowtarzalny klimat. Można być tu świadkiem, jak z roku na rok piłka krajowa podnosi swój poziom. Każdy rok to jakieś zmiany, by usprawnić działanie ligi, szkolenie młodzieży. Reprezentacji chyba nie muszę rekomendować, ale zapewniam, że kolejne pokolenie reprezentantów ma nie mniejsze jaja i umiejętności niż bohaterowie z Euro 2016. Jeszcze zobaczymy Islandię na wielkich turniejach. To dopiero początek. Wszakże pamiętajmy, że to wszystko zaczyna się od tych małych boisk, zadaszonych ministadionów ze sztuczną murawą i krajowych obiektów ligowych.

Trapi mnie jedna sprawa… Już kończąc – liczyłeś może jaką fortunę wydałeś do tej pory na swoje islandzkie hobby?

Nie, nie liczyłem, ale Islandia jest niestety kosztownym krajem. Przykładowo Reykjavík plasuje się na ósmym miejscu wśród najdroższych miast świata. Jeśli tu pracujesz i masz gdzie mieszkać, to nie ma problemu – żyjesz godnie, na bardzo wysokim poziomie, ale bycie turystą na Islandii jest od pewnego czasu diabelsko drogie.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze