Udana inauguracja Widzewa, debiutanci bohaterami


Po dwóch sezonach spędzonych w III lidze Widzew Łódź rozpoczął batalię na szczeblu centralnym. Na początek zmagań skromnie pokonał Olimpię Elbląg

24 lipca 2018 Udana inauguracja Widzewa, debiutanci bohaterami

W połowie czerwca Widzew cieszył się w Ostródzie z upragnionego awansu do II ligi. Minął nieco ponad miesiąc i podopieczni trenera Radosława Mroczkowskiego wrócili do gry. Krótko trwał okres przygotowawczy do nowego sezonu, w drużynie nie przeprowadzono rewolucji kadrowej. Dołączyło do niej tylko pięciu zawodników, pożegnano się z trzema. Mecz z Olimpią miał dać pierwsze odpowiedzi, czy taka polityka była odpowiednim posunięciem.


Udostępnij na Udostępnij na

Zanim przejdziemy do samego spotkania, warto napisać o aspektach okołosportowych. W ostatnim czasie media szczególną uwagę poświęcały łódzkim kibicom, którzy ponownie zawstydzili fanów ekstraklasowych ekip. Sympatycy „Czerwono-biało-czerwonych” raz jeszcze pobili (własny) karnetowy rekord kraju, wykupując aż 16 311 abonamentów. Fani dopisali także w sobotni wieczór, pojawiając się na stadionie przy al. Piłsudskiego w sile 17 431 osób. Należy jednak zaznaczyć, że w sektorze gości Serca Łodzi zameldowało się kilkudziesięciu przybyszów z Elbląga.

Ci drudzy na swoich miejscach pojawili się kilka minut po rozpoczęciu spotkania i początkowo nie sprawiali problemów. Kilkukrotnie wymienili się „uprzejmościami” z gospodarzami, ale tego akurat można się było spodziewać. Olimpijczycy są zaprzyjaźnieni z Legią, za którą z kolei nie przepadają sympatycy Widzewa. Z trybun można było się dowiedzieć, kto z kim i dlaczego, ale na słowach się skończyło. Goście negatywny popis dali dopiero w drugiej połowie. Dwukrotnie sprawdzali wytrzymałość płotów odgradzających ich od kibiców miejscowych. Po błyskawicznej interwencji ochrony zrezygnowali jednak z tego typu praktyk. Fani Widzewa aż palili się, by wyjść na spotkanie z elblążanami, ale ostatecznie nie dali się sprowokować. Wiedzieli, że nawet najmniejszy wybryk może skutkować zamknięciem ich stadionu. A tego chcieli uniknąć.

Spotkanie poprzedziła uroczystość wręczenia widzewiakom pucharu za wygranie III ligi w sezonie 2017/2018. Trofeum z rąk prezesa ŁZPN Adama Kaźmierczaka odebrał Robert Demjan. Przed meczem minutą ciszy uczczono także pamięć trzech osób blisko związanych z czterokrotnymi mistrzami Polski: Wojciecha Waldy (legendarnego wieloletniego masażysty Widzewa), Kuby Gołębiowskiego (20-letniego kibica z Koluszek, który przegrał z białaczką) i Adama Lesikowskiego (17-letniego zawodnika juniorskiej drużyny zmarłego wskutek zawału serca bądź wylewu krwi do mózgu).  Po chwili zadumy główny arbiter Łukasz Kuźma dał sygnał obu jedenastkom do gry.

Przed pierwszym gwizdkiem sędziego było niewiele niewiadomych. Głównie zastanawiano się nad tym, kto będzie strzegł dostępu do łódzkiej bramki. W poprzednim sezonie pod nieobecność kontuzjowanego Patryka Wolańskiego dobrze między słupkami spisywał się Maciej Humerski. Młodszy z widzewskich golkiperów wrócił jednak do pełni sił i ptaszki ćwierkały, że sztab szkoleniowy postawi właśnie na niego. Tak też się stało. Trener Radosław Mroczkowski od pierwszych minut posłał do boju także bohatera spotkania w Ostródzie Daniela Świderskiego oraz trzech zawodników, którzy niedawno podpisali kontrakty z łódzkim klubem: Sebastiana Kamińskiego, Damiana Paszlińskiego i Konrada Gutowskiego.

Zanim trzej muszkieterowie zaczęli dochodzić do głosu, optyczną przewagę mieli podopieczni Adama Borosa. W 5. minucie, po błędzie Macieja Kazimierowicza, Patryka Wolańskiego próbował zaskoczyć Tomasz Sedlewski, jednak po jego strzale piłka minęła widzewską bramkę. Z kolejnymi akcjami łodzianie coraz bardziej dochodzili do głosu i w 25. minucie to właśnie oni cieszyli się z prowadzenia. Po faulu na Kacprze Falonie piłkę z rzutu wolnego w pole karne zagrywał Sebastian Kamiński. Futbolówka spadła na głowę – najwyższej skaczącego w „szesnastce” – Damina Paszlińskiego.

26-letni stoper, który do Łodzi trafił z regionalnej ligi niemieckiej, po chwili dał radość kibicom przy al. Piłsudskiego. Próbujący interweniować Krzysztof Pilarz był w tej sytuacji bez szans. Golkiper z ekstraklasową przeszłością jest obecnie najbardziej rozpoznawalnym ogniwem Olimpii, jednak po uderzeniu byłego piłkarza LSV Neustadt/Spree mógł tylko patrzeć, jak futbolówka zatrzepotała w siatce. Niedawno zakończone mistrzostwa świata w Rosji pokazały, że stałe fragmenty gry są kluczem do sukcesu. Ten fakt do serca wziął sobie także łódzki beniaminek.

Zdobyta bramka dodała drugoligowym nowicjuszom wiatru w skrzydła, ci od razu chcieli pójść za ciosem. Swojej szansy szukał m.in. Konrad Gutowski, ale w dogodnej sytuacji nieznacznie się pomylił. Na bramkę gości próbowali również strzelać Mateusz Michalski czy Kacper Falon, jednak za każdym razem  do pełni szczęścia brakowało kilku centymetrów. Na przerwę zawodnicy Radosława Mroczkowskiego schodzili z jednobramkową przewagą. Po zmianie stron obraz gry się nie zmienił. Widzew kontrolował spotkanie, właściwie nie dopuszczając elblążan pod własne pole karne. Ciekawiej było po drugiej stronie boiska, gdzie zaskoczyć Krzysztofa Pilarza próbowali m.in. Daniel Świderski czy niezwykle aktywny Kacper Falon.

Po jednym ze starć 20-latek mocno ucierpiał i musiał opuścić plac gry. Opiekun łodzian posłał do boju Marka Zuziaka. Ten ożywił grę miejscowych, mógł nawet strzelić gola na 2:0, jednak ostatecznie nie znalazł recepty na pokonanie bramkarza Olimpii. Radosław Mroczkowski zdjął z boiska także Mateusza Michalskiego i Daniela  Świderskiego. W ich miejsce pojawili się Daniel Mąka oraz Michał Miller. Interesujący jest przypadek pierwszego ze zmienników. Tuż przed startem sezonu w demokratycznych wyborach szatni został on wybrany na kapitana „Czerwono-biało-czerwonych”. Z racji, że mecz rozpoczął na ławce, od pierwszych minut opaskę kapitańską na ramieniu miał Robert Demjan.

Widzew starał się konstruować akcje, ale brakowało odpowiedniego wykończenia. Piłkarze Olimpii próbowali wychodzić z kontratakiem, ale i oni nie grzeszyli skutecznością. Niezłą okazję w końcówce spotkania miał choćby Michał Kiełtyka, ale po jego strzale piłka trafiła tylko w boczną siatkę. Podobnie po przeciwnej stronie zakończyła się próba Daniela Mąki. W samej końcówce zawodnicy Adama Borosa próbowali stwarzać zagrożenie po stałych fragmentach gry. Na szczęście dla miejscowych, w polu karnym robili wyłącznie wiatr. Szkoleniowiec starał się szukać nowych rozwiązań, dlatego też podziękował za grę: Michałowi Resselowi, Oskarowi Rynkowskiemu i Jakubowi Bojasowi. Zaprosił do niej: Tomasza Personę, Bartosza Nowickiego i Mateusza Szmydta. Żaden z nich nie wpłynął jednak na poprawę gry przyjezdnych.

Już w doliczonym czasie gry opiekun „Czerwono-biało-czerwonych” postanowił przeprowadzić czwartą zmianę. W II lidze taka jest możliwa, jeśli na boisku zamelduje się młodzieżowiec. Radosław Mroczkowski spełnił regulaminowy wymóg i dał szansę czwartemu debiutantowi, 17-letniemu Michaelowi Ameyawowi. Młodzian wszedł na kilkadziesiąt sekund, miał tylko jeden kontakt z piłką, ale nie to było w tej sytuacji najważniejsze. Wychowanek Polonii Warszawa poczuł smak seniorskiego grania, a to doświadczenie z pewnością zaprocentuje w przyszłości.

Przy al. Piłsudskiego do ostatniego gwizdka arbitra nie brakowało nerwów, ale koniec końców to czterokrotni mistrzowie Polski cieszyli się z kompletu punktów. Trzeba oddać, że Widzew premierowe w II lidze spotkanie wygrał w pełni zasłużenie. Pierwszy krok w stronę zaplecza ekstraklasy został wykonany. Następny już w sobotę (28 lipca), gdy łodzianom przyjdzie grać w Katowicach z tamtejszym Rozwojem. Dzień później Olimpia przed własną publicznością podejmie Błękitnych Stargard Szczeciński.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze