Szalony pościg Rayo


W małych derbach Madrytu Atletico pokonało Rayo Vallecano 4:3. Po niezbyt emocjonującej pierwszej połowie druga część rozpoczęła się od prawdziwego nokautu, podopieczni Diego Simeone wbili bowiem rywalowi trzy gole w siedem minut. Goście z Vallecas nie złożyli jednak broni i ku konsternacji wszystkich odwdzięczyli się rywalowi tym samym, w końcowych siedmiu minutach również wbili rywalowi trzy bramki. Na więcej zabrakło jednak czasu i mecz ostatecznie zakończył się zwycięstwem gospodarzy.


Udostępnij na Udostępnij na

Na Vicente Calderon spotkały się dwie dwie niepokonane jeszcze w tym sezonie drużyny. O ile dyspozycja podopiecznych Diego Simeone nikogo raczej nie dziwi, o tyle trzecie miejsce Rayo Vallecano na ligowym podium już tak. Wiele osób skazywało gości na srogie baty już od samego początku sezonu z powodu odejścia Michu, który był mózgiem i bramkostrzelnym sercem tej drużyny, jednak wbrew wszelkiej logice Rayo zaczęło sezon po prostu wyśmienicie. Podobnie Atletico, które już zdążyło zdobyć Puchar Europy, w związku z czym wciąż ma do rozegrania zaległy mecz. Na szpicy w ekipie „Los Colchoneros” zaczął oczywiście Falcao i już pierwsze minuty przyniosły prawdziwą kanonadę na bramkę Daniego. Najgroźniejsza akcja została przeprowadzona już w 5. minucie, kiedy to po świetnym podaniu „El Tigre” na 16. metr piłka trafiła do nabiegającego Gabiego, a tylko dzięki szczęściu i refleksowi Daniego futbolówka nie znalazła się w siatce. Przez następne minuty trwał prawdziwy szturm na jego bramkę, jednak pomimo kilku rzutów rożnych i wolnych i po kilku efektownych paradach bramkarza nic z tych sytuacji nie wynikło.

Z każdą mijającą sekundą stało się jasne, że Rayo spodziewało się szturmów i na spokojnie starało się przeczekać, aż rywal się wyszaleje. Dopiero na kwadrans przed końcem Rayo po raz pierwszy poważnie zaatakowało bramkę rywala, jednak zapłaciło za to wysoką cenę. Po szybkiej kontrze Diego Costa na raty posłał piłkę z lewej strony w pole karne, a Mario Suarez wpakował piłkę obok próbującego interweniować obrońcy. Przyzwyczajony do gry z kontry zespół Diego Simeone od razu oddał pola rywalowi, który próbował z tego skorzystać, jednak jedyną bronią Rayo były dalekie wrzutki w pole karne, które w dodatku nigdy nie trafiały do adresatów. Mecz ten w pierwszej połowie nie powalał swoim poziomem i gdyby nie gol Suareza, trudno byłoby wskazać najciekawsze akcje pierwszych 45 minut. Emocje pojawiły się dopiero w ostatnich sekundach pierwszej połowy, kiedy to po kolejnej kontrze piłka trafiła do niepilnowanego Ardy Turana, a ten spróbował przerzucić futbolówkę nad wychodzącym Danim. Sztuka ta mu się udała, jednak piłkę zmierzającą do bramki wybili obrońcy.

Chwilę później po raz ostatni w tej części zagwizdał sędzia i do przerwy Atletico było lepsze od Rayo o jedną bramkę. Druga połowa nie mogła się lepiej zacząć dla piłkarzy Atletico. Podobnie jak na początku meczu, tak i po wznowieniu gry do szturmu ruszyli „Los Colchoneros”. Tym razem jednak rezultat był dużo lepszy, w 49. minucie po podaniu Costy ładnym strzałem piętką bramkę zdobył bowiem Koke, a dwie minuty później po niemal identycznej akcji z tego samego miejsca swojego gola dołożył także Arda Turan. Got Turka ostatecznie pogrzebał nadzieje piłkarzy Rayo na korzystny wynik, a pozwolił podopiecznym Simeone na dużo swobodniejsze rozgrywanie piłki i nieraz niekonwencjonalne zagrania.

Widowiskowa gra i chęć niemal wejścia do bramki rywala opłaciła się w 54. minucie, kiedy to wbiegający, dla odmiany z lewej strony, Diego Costa został zahaczony przez Javiego Fuego. Sędzia mógł zlitować się nad gośćmi, wolał jednak być bezlitosny i ku uciesze wiwatującej publiczności odgwizdał rzut karny, mimo iż Costa potknął się częściowo o stopę rywala, ale przede wszystkim o piłkę. Na konto Costy można zatem dopisać po tym spotkaniu 2,5 asysty, z jedenastu metrów nie spudłował bowiem Falcao, który w końcu zdobył swojego gola. Sekundy później żegnany gromkimi brawami zszedł Costa, a kibice powoli zaczęli z żalem patrzeć na swoich kolegów z Vallecas, którzy co prawda daleko na Vicente Calderon nie mieli, ale stanowili naprawdę liczną grupę na trybunach. W siedem minut Rayo straciło trzy gole i grało już tylko o honor.

Trudno dziwić się Atleti, które mimo iż wciąż grało na wysokich obrotach, to dużo lepiej czuło się bez presji. Ciekawe były zmiany dokonane przed obydwu szkoleniowców – obydwaj wykorzystali swoje limity już na długo przed końcem spotkania. Diego Simeone zdejmował z boiska strzelców bramek i niesamowitego Diego Costę, natomiast Jemez nie przejmował się raczej ofensywnym potencjałem rywala i wciąż wstawiał kolejnych ofensywnych graczy. Taktyka ta miała spore szanse na powodzenie w 70. minucie, ale Carrilho trafił tylko w poprzeczkę. W 76. minucie arbiter w końcu jednak zlitował się nad ekipą przyjezdnych, po ofensywnym wejściu w pole karne Leo okazał się bowiem wolniejszy od Kasmirskiego i wyraźnie zahaczył go nogami. Gwizdek sędziego jednak milczał.

Rayo uratowało honor dopiero w samej końcówce za sprawą dwóch zmienników. W pole karne z prawej strony zagrał Chori, a defensorów uprzedził Delibasić. Trudno jednak uwierzyć, że podobna akcja mogłaby wydarzyć się przy bezbramkowym wyniku, obrońcy Atletico zdecydowanie odpuścili już sobie grę w końcówce meczu, co pokazywały seryjne akcje gości. Po kolejnej z nich Rayo znowu wykorzystało swoich zmienników. Tym razem z lewej strony dograł Lass, a Delibasiciowi znowu nie pozostało nic innego, jak wpakowanie piłki z metra do siatki. W taką łatwość zdobywania goli nie mógł uwierzyć nawet sam strzelec, który po drugim golu długo kręcił z niedowierzaniem głową.

Myliłby się jednak ten, który uznałby, że to wszystko, na co stać Rayo w tym spotkaniu. W 89. minucie z jednostronnego widowiska mecz zmienił się w prawdziwy horror, po kopaninie w polu karnym Carrilo zachował największą przytomność umysłu i z bliska wpakował piłkę obok wściekłego Courtoisa. A sędzia doliczył jeszcze trzy minuty…

W ostatniej minucie Rayo miało jeszcze piłkę meczową, ale Courtois wyłapał trudną, wysoko lecącą piłkę, która spadała już na głowę Delibasicia. Pomimo porażki piłkarze Rayo pokazali pełnię tego, za co wielbi ich wielu kibiców na Półwyspie Iberyjskim – pasję, zaangażowanie i walkę do ostatnich minut. Kiedy wiele zespołów dograłoby już tylko mecz do końca, oni tymczasem podnieśli się z kolan i sprawili, że będą mogli w następnym spotkaniu wybiec na boisko wciąż witani przez swoich fanów gromkimi brawami.

Komentarze
~Komentator (gość) - 12 lat temu

Jak Falcao wpisał się dwukrotnie na listę
strzelców? Przecież na samej górze jest napisane,
że bramki zdobyli: Koke, Falcao, Turan i Suarez. O
co cho?

Odpowiedz
BlaN[t] (gość) - 12 lat temu

Racja . Błąd Radamel Falcao zdobył jednego gola we
wczorajszym meczu , proszę o poprawę. :)

Odpowiedz
~Komentator (gość) - 12 lat temu

Ja nawet meczu nie oglądałem tylko tak napisałem.
Ale to tylko sczególik. No chociaż strzelić
jedną, a dwie bramki to różnica ;).

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze