Serie A: Inter odskakuje na 9 punktów


Na osiem kolejek przed końcem rozgrywek Serie A Inter trzyma w jednej ręce czwarty z rzędu tytuł mistrzowski. "Niebiesko-czarni" bezlitośnie wykorzystali potknięcie Juventusu, wygrywając na Stadio Friuli 1:0. Z kolei lokalny rywal „Nerazzurrich” ograł przed własną publicznością outsidera z Lecce 2:0, dając niesamowity popis charakteru w doliczonym czasie gry.


Udostępnij na Udostępnij na

Konfrontacja w Udine, okrzyknięta najciekawszym meczem kolejki, do porywających widowisk raczej nie należała. Podopieczni Jose Mourinho grali, jakby byli pogrążeni w letargu; zepchnięci na własną połowę tylko rozpaczliwie odpierali ataki rywala. Już w pierwszych minutach Inler mógł wyprowadzić swój zespół na prowadzenie, ale jego strzał zza pola karnego kapitalnie sparował Cesar. Gospodarze śmiało poczynali sobie szczególnie lewą flanką, gdzie po przeciwnej stronie boiska na całej linii zawodził Davide Santon.

Po zmianie stron Udinese wciąż szukało okazji do objęcia prowadzenia. Kolejny raz Inler huknął z dystansu, jednak tym razem Szwajcar pomylił się o kilka centymetrów. Zaledwie chwilę później szczęścia próbował Quagliarella, lecz goalkeeper mistrza Włoch był bezbłędny. Prawdziwy dramat miał miejsce w 77. minucie, kiedy to z całkiem niegroźnej akcji padła samobójcza bramka dla przyjezdnych. Stracony gol podciął zawodnikom Udine skrzydła i, mimo doliczonych sześciu minut do regulaminowego czasu, nie byli oni w stanie odwrócić losów spotkania.

Niewiele lepiej wyglądał mecz na San Siro, w którym Milan podejmował przedostatnie w tabeli Lecce. Drużyna „Rossonerich” przypominała jedenastkę przypadkowo zebranych zawodników. Jedynym graczem, który miał ochotę do gry, był Pato, ale młodziutki zawodnik niewiele mógł wskórać w pojedynkę. Widząc, iloma piłkarzami broniła się ekipa gości, nie trudno było się domyśleć, jakie dostali wytyczne od trenera na to spotkanie.

Im bliżej ostatniego gwizdka, tym bardziej zmasowane ataki przeprowadzali gospodarze. Niestety ze skutecznością, której nie powstydziłaby się włoska czwarta liga. Aż 91 minut kibice musieli czekać na zwycięskiego gola. Po dośrodkowaniu z rzutu wolnego do piłki najwyżej wyskoczył Senderos, a sympatycy „Diavolich” omal nie oszaleli z radości. Załamany bramkarz Lecce ledwo wyciągnąć piłkę z siatki, aby już 120 sekund później uczynić to ponownie. Tym razem katem rywali okazał się niezawodny Pippo Inzaghi, tym samym ustanawiając wynik 2:0.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze