W ciągu ostatnich trzech dni byliśmy świadkami jedenastu spotkań 1/16 finału Pucharu Polski. Większość faworytów przeszła swoich rywali, lecz z całą pewnością nie może mówić o spacerku. Na szczególną uwagę zasługuje postawa III-ligowych drużyn, które okazały się wymagającym rywalem dla ekstraklasowych zespołów. Puchar Polski kocha takie historie jak ta w Nowym Dworze Mazowieckim.
Lechia Gdańsk może koncentrować się na lidze, a Legia pokazała, że nie wróciła do wysokiej formy. Puchar Polski jak zawsze dostarcza wielu emocji.
Puchar Polski – Legia nie zachwyciła, lecz gra dalej
Mecz w Skolwinie największe zainteresowanie budził nie ze względu na samą rywalizację Świtu z mistrzem Polski, lecz z uwagi na to, że był to debiut w pierwszej drużynie Marka Gołębiewskiego. Dla 41-letniego trenera to z pewnością duża szansa, ale i rzucenie na głęboką wodę. Swoją karierę zaczynał od szkolenia młodzieży w Pilicy Białobrzegi, następnie w Escoli Varsovia. Debiut w seniorskiej piłce zanotował w Ząbkach, gdzie do końca sezonu 2019/2010 prowadził Ząbkovię. Następnie przez niecały rok prowadził Skrę Częstochowa i osiągał wówczas z tą drużyną wynik ponad stan. Gdy częstochowianie wpadli w dołek i przestali punktować, Gołębiewski stracił pracę. Mimo tego przyczynił się do zaskakującego awansu Skry do Fortuna 1. Ligi.
Od lipca tego roku z kolei prowadził rezerwy Legii Warszawa. Pod jego wodzą III-ligowa druga drużyna na 14 spotkań wygrała siedem, a cztery zremisowała. Po zwolnieniu Czesława Michniewicza został przesunięty do pierwszej drużyny, a szefostwo postanowiło zakontraktować go do czerwca przyszłego roku. Od wyników osiąganych z pierwszą drużyną będzie zależało, czy otrzyma prawdziwą szansę. – Nie chcę teraz obiecywać, jak będzie grała Legia. Na pewno zespoły, które prowadziłem, nie były aż tak renomowane. Zawsze jednak starałem się grać piłkę ofensywną, wysokim pressingiem. Legia musi grać odważnie, widowiskowo i dla kibiców – mówił Gołębiewski przed starciem ze Świtem.
Sam mecz, chociaż wygrany, z całą pewnością nie uspokoił warszawskich kibiców. Legioniści niemiłosiernie męczyli się ze znacznie niżej notowanym przeciwnikiem, o czym świadczą tylko dwa celne strzały. Jeden z nich zamieniony został na bramkę. W 35. minucie Lindsay Rose wykorzystał zamieszanie w polu karnym i celnym strzałem z bliskiej odległości pokonał bramkarza gospodarzy, Przemysława Matłokę. W drugiej części spotkania mistrz Polski nie kwapił się zbytnio do tego, aby podwyższyć prowadzenie. Taki minimalizm mógł się zemścić poprzez nieoczekiwane szanse gospodarzy. Najlepszą okazję Świt miał na początku drugiej połowy, kiedy to obrońcy Legii zmuszeni byli wybijać piłkę praktycznie z linii bramkowej. Wynik jednakże nie uległ zmianie i to Legia zagra w 1/8 finału.
Bardzo słaby mecz Legii. Bez klarownych okazji, za to z wieloma pomyłkami. Wielki szacunek dla Świtu Skolwin. Pokazali jaja i byli godnym rywalem dla warszawian. @sport_tvppl
— Piotr Kamieniecki (@PKamieniecki) October 28, 2021
III liga pokazała charakter
Oprócz Świtu trzeba oddać szacunek wszystkim „kopciuszkom”. III-ligowcy, chociaż skazani na pożarcie, pokazali charakter. Mowa przede wszystkim o Świcie Nowy Dwór Mazowiecki, który odwrócił losy spotkania z Lechią Gdańsk i pokonał rywala z ekstraklasy 2:1. Jest to tym bardziej bolesne dla gdańszczan, gdy weźmie się pod uwagę fakt, że nie wszyscy zawodnicy Świtu są zawodowymi piłkarzami, a ich trener, Mariusz Miecznikowski, jest dodatkowo nauczycielem w-fu. Jest to tym samym pierwszy kamyczek do ogródka Tomasza Kaczmarka, który jak dotąd miał bardzo obiecujące wejście do Lechii Gdańsk.
Broni nie złożyła również Ślęza Wrocław. Zespół już drugi sezon po cichu pukający do poziomu centralnego już w zeszłej kampanii pokazał pazur, eliminując Wigry Suwałki i odpadając z wówczas pierwszoligowym Górnikiem Łęczna. W tegorocznej edycji sprawił kolejną niespodziankę, eliminując drugoligową Chojniczankę Chojnice. W spotkaniu z Górnikiem Zabrze długimi momentami wyglądali jak równy przeciwnik dla zabrzan. Proste błędy w obronie sprawiły jednakże, że goście wyszli na dwubramkowe prowadzenie. W drugiej połowie jednak czerwoną kartkę zobaczył Adrian Gryszkiewicz. To sprawiło, że Ślęza przycisnęła faworyzowanego gościa, co przyniosło efekt dopiero w 81. minucie. Wtedy to rzut karny wykorzystał Robert Pisarczuk. Wrocławianie mieli pod koniec spotkania jeszcze dwie szanse, aby doprowadzić do wyrównania, lecz ta sztuka im się nie udała.
Żegnamy się z @PZPNPuchar z podniesionymi głowami. Niewiele brakowało, a doprowadzilibyśmy do dogrywki. 🙄
— 1KS Ślęza Wrocław (@SlezaWroclaw) October 27, 2021
Gratulujemy @GornikZabrzeSSA awansu do kolejnej rundy i życzymy powodzenia w dalszej rywalizacji! 👏 pic.twitter.com/b5yfmoPVwX
Na uwagę zasługuje jeszcze Unia Skierniewice oraz Lechia Zielona Góra. Unia co prawda przegrała z Lechem Poznań 0:2, lecz z pewnością nie ma powodów do wstydu. Poznaniacy po szybkim strzeleniu dwóch bramek nie wysilali się zbytnio, aby podwyższyć rezultat, lecz Unia nie składała broni, próbując wykreować sobie sytuacje bramkowe. Lechia Zielona Górka z kolei postawiła twarde warunki Arce Gdynia, która przechyliła szalę zwycięstwa na swoją stronę dopiero w 90. minucie spotkania.
Jedyna dogrywka z kontrowersją w tle
Jedyną dogrywkę oglądaliśmy w Katowicach. GKS mierzył się na własnym stadionie z Bruk-Betem Termalicą Nieciecza. W regulaminowym czasie gry na tablicy widniał wynik 1:1. Potrzebne było więc dodatkowe 30 minut, które dostarczyło wielu emocji. Na samym jej początku z bramki cieszyli się katowiczanie, lecz szybko okazało się, że Filip Kozłowski był na spalonym.
W 117. minucie z kolei sędzia Marek Opaliński podyktował kontrowersyjną „jedenastkę” dla gości. Dawid Kudła obronił strzał wykonywany przez Piotra Wlazło, lecz okazało się, że przedwcześnie wyszedł z bramki i w momencie strzału już znajdował się przed linią. Powtórzony rzut karny został przez kapitana „Słoni” już wykorzystany i to oni zameldowali się w 1/8 finału Pucharu Polski.
Pozostałe wyniki
Na pozostałych boiskach działo się równie sporo. Piast Gliwice pokonał Zagłębie Sosnowiec, a III-ligowa Olimpia Grudziądz dość gładko rozprawiła się z będącymi ligę wyżej rezerwami Lecha Poznań. Motor Lublin zdeklasował na wyjeździe Pogoń Siedlce, a KKS Kalisz nie powtórzył niespodzianki z poprzedniej rundy i przegrał z Rakowem Częstochowa 1:2, chociaż w końcówce spotkania gospodarze przycisnęli wicemistrzów Polski, co poskutkowało bramką kontaktową.
Mimo porażki, mamy powody do dumy. Panowie, dziękujemy 💪
— KKS Kalisz (@KaliskiKKS) October 26, 2021
📸 KKS Kalisz – @Rakow1921 1:2 pic.twitter.com/KsGFXZzcMQ
Niespodzianki nie udało się sprawić ŁKS-owi, który przegrał z Zagłębiem Lubin 0:1. Dość szybko zdobyta bramka przez Filipa Starzyńskiego z rzutu karnego sprawiła, że goście skupili się w drugiej części spotkania na obronie. Łodzianom nie udało się doprowadzić do remisu.
Co nas czeka za tydzień
W pierwszych dniach listopada rozegrane zostaną pozostałe spotkania 1/16 finału Pucharu Polski. 2 listopada na pierwszy ogień pójdą małe derby Krakowa, w których Wieczysta zmierzy się z Garbarnią. Później z kolei Widzew Łódź podejmie GKS Jastrzębie. Następnego dnia 1/16 finału zostanie dokończona za sprawą trzech spotkań. GKS Tychy podejmie na własnym stadionie Wisłę Kraków, Korona Kielce zmierzy się ze Stomilem Olsztyn, a Miedź Legnica z Górnikiem Łęczna.
Jeśli upatrywać gdzieś niespodzianki, to w Legnicy, Tychach oraz Krakowie. Miedź, w tym sezonie czołowa drużyna 1. ligi, z całą pewnością może nawiązać walkę z najsłabszą drużyną w ekstraklasie. Podobnie GKS, który może postawić się Wiśle. Ciekawi również postawa Wieczystej ze znacznie wyżej notowanym przeciwnikiem – drużyna Franciszka Smudy już raz sprawiła sensację, ogrywając pierwszoligowego Chrobrego Głogów. Puchar Polski co roku zaskakuje – można stwierdzić, że to niepisana zasada tych rozgrywek. I dlatego dostarcza tylu emocji.