Przerwa zimowa w Premier League, czyli „kasa, misiu, kasa…”


15 stycznia 2016 Przerwa zimowa w Premier League, czyli „kasa, misiu, kasa…”
dezeen.com

Pamiętacie osławiony cytat Janusza Wójcika, byłego selekcjonera reprezentacji Polski? Świetnie oddaje on sytuację ligową zimą na Wyspach. W drugi dzień świąt Anglicy, zamiast siedzieć z rodziną przy stole, grają w dziadka na przedmeczowej rozgrzewce. A co się dzieje późną wiosną i latem? Jadą na klubowe i reprezentacyjne turnieje, żeby zbierać cięgi. Kto by zyskał, a kto by stracił na wprowadzeniu przerwy zimowej?


Udostępnij na Udostępnij na

– Lwy zimą, owieczki latem – tak Michel Platini skwitował kiedyś reprezentację synów Albionu. Czy nie miał racji? Genialni piłkarze i sromotne porażki na każdym wielkim turnieju. 26 czerwca będziemy obchodzić dwudziestolecie (sic!) ostatniego półfinału Anglików, w którym po karnych ustąpili Niemcom, późniejszym tryumfatorom mistrzostw Europy, notabene rozgrywanych na angielskich boiskach. Od tego czasu scenariusz jest zawsze identyczny – wielkie nadzieje, szumne zapowiedzi, pompowanie balonika… i powrót do domu maksymalnie po ćwierćfinale. O ile w ogóle na mistrzostwa jadą.

Kto dzisiaj postawiłby na taki wynik? (for. news.ladbrokers.com)
Kto dzisiaj postawiłby na taki wynik? (fot. News.ladbrokers.com)

Również sytuacja angielskich drużyn w Lidze Mistrzów nie napawa optymizmem. Na wiosnę Chelsea będzie mierzyć się z PSG, Arsenal z Barceloną, a Manchester City podejmie Dynamo Kijów. Tylko ekipa „The Citizens” jest faworytem – Arsenal (jak zawsze, kiedy wpada na Barcelonę czy Bayern) skazywany jest na porażkę, Chelsea zaś jest obecnie w kryzysie, a za rywali będzie miała rozjeżdżających wszystkich rywali Ibrahimovicia i spółkę. Manchester United natomiast w ogóle nie awansował z grupy. Kilka lat temu podobny scenariusz nie byłby w ogóle brany pod uwagę – z wyjątkiem Barcelony, nie oceniano szans Anglików, a jedynie tych, którzy na Anglików wpadali. Pamiętacie sezon 2008/2009, kiedy Liverpool w dwumeczu rozjechał Real 5:0? Do półfinału awansowały wówczas trzy angielskie drużyny, a „The Reds” nawet nie było pośród nich.

Nierzadko winą za coraz gorsze poczynania Wyspiarzy na wszystkich frontach obarcza się brak przerwy zimowej na krajowym podwórku. Podczas gdy Niemcy odpoczywają sześć, Francuzi trzy, a Włosi czy Hiszpanie dwa tygodnie, w Premier League gra bez przerwy kręci się na najwyższych obrotach.

Dużo meczów = mało sukcesów

Znajdziemy zarówno zwolenników, jak i przeciwników stwierdzenia, że przerwa zimowa w Premier League jest nieodzowna dla poprawnego funkcjonowania tamtejszego modelu futbolu. Jakie mają argumenty? Postarałem się wybrać najważniejsze. 

Louis van Gaal i Roberto Martinez mają podobne zdanie na temat przerwy zimowej w Premier League (fot. liverpoolecho.co.uk)
Louis van Gaal i Roberto Martinez mają podobne zdanie na temat przerwy zimowej w Premier League (fot. Liverpoolecho.co.uk)

Zacznijmy od tych, które przemawiają na korzyść wprowadzenia przerwy. Pierwszym jest oczywiście potrzeba odpoczynku. Piłkarze to nie roboty, spędzenie okresu od sierpnia do maja bez żadnej dłuższej przerwy nie należy do rzeczy ani łatwych, ani przyjemnych. Zawodnicy oddychają rękawami, kiedy w okresie świątecznym są zmuszeni do gry aż trzykrotnie. Mecze rozgrywane są na ogół co tydzień, nie tylko przez większą oglądalność w weekend, ale również przez względy medyczne. Gracz po rozegraniu trzech meczów od 26 grudnia do 2 stycznia jest zwyczajnie wycieńczony.

Podczas gdy Bayern Monachium od 20 grudnia do 21 stycznia nie rozegra nawet jednego spotkania w Bundeslidze, Arsenal w Premier League będzie wychodził na boisko aż sześciokrotnie. W odniesieniu do lig, które również mają 20 zespołów, liczy się też częstotliwość gry, która na Wyspach jest zdecydowanie największa. We wspomnianym okresie 26 grudnia – 2 stycznia PSG nie zagrało wcale, Real Madryt zaś tylko raz wyszedł na boisko – 30 grudnia, po wcześniejszym dziesięciodniowym odpoczynku. Barcelona zagrała dwa razy, ale również odpoczywała dziesięć dni, i to mimo klubowych mistrzostw świata.

Za zimową przerwą jest również cała rzesza menedżerów Premier League, którzy widzą, jak duża częstotliwość gier wpływa na poziom zmęczenia ich podopiecznych. – Przerwa zimowa pozwoliłaby nam na pełną regenerację i odświeżenie, gdyż kluczowy okres w sezonie zawsze przypada na luty i marzec – tłumaczy trener Evertonu, Roberto Martinez. Problem komentuje również Louis van Gaal. – Świat się cały czas zmienia i nie wygląda to tak samo jak 20 lat temu. Wówczas Premier League była na szczycie. W międzyczasie rozwinęły się inne kraje i jedną przewagę, jaką mają od zawsze, to przerwa zimowa, podczas której my gramy cztery czy pięć spotkań w ciągu dwóch tygodni – twierdzi Holender. Efekty dla drużyn z czuba tabeli? W minionym sezonie LM żadna angielska ekipa nie awansowała nawet do ćwierćfinału.

Sam Allardyce Sam Allardyce myśli podobnie, jak menedżerowie klubów z topu
Sam Allardyce myśli podobnie jak menedżerowie klubów z topu (fot. Skysports.com)

Również pryncypałowie słabszych zespołów komentują tę kwestię. – Jest mnóstwo raportów, które udowadniają, że przerwa zimowa pomaga europejskim klubom uchronić swoich piłkarzy przed doznawaniem kontuzji.
Spytacie się: co dadzą dwa tygodnie przerwy? Mnóstwo! Twoi piłkarze mogą odpocząć, zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Są dzięki temu gotowi do dalszej walki – podkreśla Sam Allardyce, szkoleniowiec Sunderlandu, który Premier League zna lepiej niż własną kieszeń.

Menedżerowie problem widzą gołym okiem i nie uciekają od komentarzy na  ten temat – w końcu wprowadzenie odpoczynku znacznie ułatwiłoby im pracę. Kluby to jedna para kaloszy, drugą jest reprezentacja. Zarówno Fabio Capello za swojej kadencji, jak i Roy Hodgson dzisiaj nawołują w mediach do wprowadzenia przerwy w rozgrywkach. – Nie sądzę, by zmuszanie zawodników do gry 60 meczów w ciągu ośmiu, dziewięciu miesięcy, a później dawanie im trzech miesięcy wakacji było najlepszym rozwiązaniem – Anglik z dużą dozą ironii komentuje obecną formę rozgrywek. 68-latka problem dotyka wyjątkowo mocno, gdyż, w odróżnieniu od innych nacji, reprezentanci Albionu grają niemal wyłącznie w swojej ojczyźnie.

Podopieczni Hodgsona jeżdżą na wielkie turnieje zmęczeni jak koń po westernie, a zakochani w reprezentacji kibice raz za razem muszą płakać. Anglia przebrnęła przez eliminacje na francuskie Euro jak burza – dziesięć meczów rozegranych, wszystkie wygrane, 31 bramek strzelonych, trzy stracone. Rywale nie byli z najwyższej półki, to fakt, ale gdyby Wyspiarze nie mieli umiejętności, nie mieliby średniej ponad trzech goli na mecz. Jak poradzą sobie na turnieju? Czy starczy im sił?

Tradycja i pieniądze

Znajdziemy też argumenty przeciwko wprowadzeniu przerwy zimowej. Pierwszym, bez wątpienia, jest tradycja – drugi dzień świąt na stadionie to konwencja praktykowana (z około 30-letnią przerwą) od 1860 roku. Kibice zdążyli się już więc do tego przyzwyczaić – stadiony są pełne, a popołudniowy mecz jest obowiązkowym punktem dnia w większości brytyjskich domostw. Nie inaczej sytuacja przedstawia się zresztą na całym świecie. Na Wyspach Brytyjskich prezenty daje się 26 grudnia i dokładnie do tego odnosi się nazwa Boxing Day. Miliony fanów angielskiej piłki nie mają jednak o tym pojęcia, a te dwa słowa utożsamiają tylko i wyłącznie z kolejką Premier League. Ot, jakie znaczenie ma dziś futbol.

Tutaj warto przedstawić drugi argument, który z pierwszym jest bezpośrednio powiązany, ale jednocześnie jest stokrotnie ważniejszy. Z niebywałego znaczenia Premier League w sporcie na każdym kontynencie zdają sobie sprawę zarówno właściciele stacji telewizyjnych, jak i włodarze ligi oraz oficjele angielskiej federacji piłkarskiej. Do wyboru mamy wszystkie dziesięć spotkań i są to jedyne mecze z najwyższej klasy rozgrywkowej pięciu topowych lig Europy. Co zatem obejrzą kibice? Od nowego sezonu w życie wchodzi trzyletnia umowa telewizyjna, wedle której Premier League za prawo do transmisji swoich spotkań otrzyma 5,13 miliarda funtów (sic!). Obecna umowa, obowiązująca od 2013 roku, opiewa na nieco ponad trzy miliardy. Różnica jest kolosalna, a z każdym kolejnym rokiem kwoty będą coraz wyższe.

Oczywiście nie tylko Boxing Day wpływa na sumy wymienione w poprzednim akapicie. Jednakowoż jest to jedna z co ważniejszych składowych – jeżeli ktoś 26 grudnia zasiądzie przed telewizorem w celu odstresowania się przy meczu piłkarskim, na 99% wybierze jeden z dziesięciu rozgrywanych na szczeblu Premier League. W ostatnie święta kibice mieli kilka alternatyw, m.in. ligi w Belgii, Turcji i Egipcie. Mogli obejrzeć też Puchar Japonii. W ostateczności patrzyli, jak Southampton bije Arsenal 4:0.

W pogoni za Europą

Jak rozwiązać problem? Gdyby było to proste, ktoś już dawno wprowadziłby zimową przerwę w życie. Problemem jest kilka czynników, począwszy od pieniędzy i tradycji, na angielskich pucharach kończąc. Puchar Anglii i Puchar Ligi Angielskiej zabierają czas rozgrywkom Premier League – terminarz jest tak napięty, że jakiekolwiek przesunięcia meczów ligowych oznaczałyby grę nawet co dwa dni w okresach wcześniejszym i późniejszym niż zima.

Mówi się o wycofaniu powtórki meczu Pucharu Anglii na każdym szczeblu, która rozgrywana jest w przypadku remisu. Efekt? Od 10 stycznia do 20 stycznia Tottenham aż trzykrotnie będzie stawał w szranki z Leicester, w międzyczasie na White Hart Lane zagości Sunderland. Dwa mecze Premier League oraz jeden Pucharu Anglii w dziesięć dni – da się znieść. Remis już w pierwszym pucharowym meczu i konieczność rozegrania powtórki – mecze dziesiątego, trzynastego, szesnastego i dwudziestego stycznia. Co więcej, 23 stycznia podopieczni Mauricio Pochettino zagrają na wyjeździe z Crystal Palace. Pięć spotkań w czternaście dni.

Do tego pozostaje kwestia Pucharu Ligi Angielskiej. Podobnych rozgrywek nie ma ani w Hiszpanii, ani w Niemczech, ani we Włoszech. Francja nadal ma swój puchar ligi, ale zwycięzca – jeśli mówimy o zespołach w Ligue 1 – rozgrywa maksymalnie cztery mecze. W Anglii drużyna z Premier League, która zagrała w finale Capital One Cup, ma w nogach sześć spotkań. Przez to zmiana terminarzu najwyższego poziomu rozgrywkowego jest w zasadzie niemożliwa.

Mimo trudności wydaje się, że przerwa zimowa w Premier League jest nieodzowna. Masa kontuzji, która dotyka wszystkie czołowe kluby ligi, ma bezpośredni związek w morderczym tempem spotkań, ale również z ich liczbą. Jeżeli tylko oficjele Football Association przestaną przekładać pieniądze ponad sukcesy klubów i reprezentacji, wybiorą jedno z kilku rozwiązań. Najbardziej oczywistymi wydają się wycofanie kilku meczów pucharowych albo rozpoczynanie rozgrywek ligowych wcześniej i kończenie ich później. Pojawiają się również pomysły zmniejszenia ligi do osiemnastu drużyn, co byłoby jednak marketingowym strzałem prosto w kolano… a do tego FA nie dopuści na pewno.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze