Prezes Ruchu Chorzów: Takie są czasy. Na razie jesteśmy na etapie, że tyle płacimy, że kluby z niższych lig wyciągają nam zawodników (WYWIAD)


Seweryn Siemianowski na naszych łamach opowiada o zimowych przygotowaniach, transferach Josemy i Vlkanovy oraz kondycji finansowej klubu

9 lutego 2024 Prezes Ruchu Chorzów: Takie są czasy. Na razie jesteśmy na etapie, że tyle płacimy, że kluby z niższych lig wyciągają nam zawodników (WYWIAD)
Ruch Chorzów

„Niebiescy” po kiepskiej jesieni znaleźli się w strefie spadkowej. Sytuacja wymagała odważnych decyzji i prezes Ruchu Chorzów niewątpliwie je podjął. Ryzyko jest spore. – Sama obecność w ekstraklasie przynosi wiele korzyści – przekonuje nas Seweryn Siemianowski. Zapytaliśmy go również o nastroje w klubie, transfer Tomasza Swędrowskiego do Wieczystej oraz kwestie związane z zapowiadaną budową nowego stadionu.


Udostępnij na Udostępnij na

  • Czy stawianie wyłącznie na polskich piłkarzy w ekstraklasie jest niemożliwe?
  • Jakim wyzwaniem jest gra na Stadionie Śląskim? Da się na tym zarobić?
  • Czy prezes Ruchu Chorzów żałuje, że nie zaryzykował z transferami już latem?
  • Kto pomógł sfinansować zagraniczny obóz przed rundą wiosenną?

Jak nastroje w klubie przed startem rundy wiosennej?

Po tych wszystkich zmianach, których było sporo, na nowo odżyły nadzieje. Wchodzimy w rundę z taką carte blanche. Wszyscy w klubie wykonali naprawdę dobrą robotę, zrobili maksymalnie dużo, by nie mieć później do siebie pretensji. Wierzymy, że przyniesie to również efekty na boisku, bo w tej branży nie zawsze to się przekłada. Ale staramy się myśleć pozytywnie.

Z tą myślą chcemy wkraczać w rozgrywki wiosną, nie bać się ich, pokazać swoje walory, ambicje oraz więcej jakości, żeby te mecze, które nie były dotychczas wygrywane, przechylać na swoją korzyść. Chcemy, by drużyna uwierzyła w siebie. Myślę, że ten cel, który sobie założyliśmy, jest naprawdę realny. Zdajemy sobie sprawę, że łatwo nie będzie go zrealizować, ale na pewno nie jest on niemożliwy.

Z perspektywy czasu nie żałuje pan, że nie zaryzykował już latem i nie przeprowadził większej liczby transferów? Albo przynajmniej takich na miarę tych ostatnich. Wtedy do Ruchu trafili Filip Starzyński, Dominik Steczyk, Maciej Firlej, Szymon Szymański, Juliusz Letniowski i Wiktor Długosz (ostatni dwaj na wypożyczenie). Byli to więc głównie zawodnicy z niższych lig, z niewielkim doświadczeniem w ekstraklasie, no może poza Starzyńskim.

To był trudny okres. Trzeba wziąć pod uwagę, że robiliśmy trzy awanse z rzędu i przedział w stawkach zawodniczych był bardzo różny. To było trudne do pokonania i przeliczenia. Nie chcieliśmy robić też żadnych tzw. kominów płacowych, więc stało się tak, jak się stało.

Dużo robiły, tak jak mówię, finanse zawodników, tylko kilku z tego grona się sprawdziło, a zawsze istnieje ryzyko i to potem wychodzi w praniu. Jakość musi być jednak naprawdę na wysokim poziomie, żeby przebić się w ekstraklasie i grać regularnie z dobrą liczbą punktów.

Nieraz w wywiadach podkreślał pan, że przy planowaniu jakichkolwiek ruchów najważniejsze są finanse klubu. W zimowym oknie na Cichą trafili na przykład Adam Vlkanova oraz Josema, czyli zawodnicy ograni na solidnym europejskim poziomie, ale też z konkretnymi wymaganiami płacowymi. Jak udało się to pogodzić?

Zrobiliśmy to w granicach naszego budżetu, absolutnie nie przekroczyliśmy żadnych limitów, nie ma też mowy o kominach płacowych, co źle wpłynęłoby na szatnię. Nie wyobrażam sobie obecnie sytuacji, że jeden piłkarz pobiera kilkukrotnie większą pensję od pozostałych. Te transfery finalizujemy ostrożnie. Musieliśmy przekonać tych chłopaków, pokazać też inne walory klubu, a nie tylko finansowe. I tak Adam przyszedł do nas na wypożyczenie, a Josema jako wolny zawodnik.

Adam Vlkanova – trzykrotny reprezentant Czech na ratunek „Niebieskim”

Transfery Vlkanovy i Josemy sprawiły, że Ruch trochę porzucił swoją filozofię. Dotychczas klub stawiał wyłącznie na Polaków, szczególnie tych urodzonych na Górnym Śląsku, a przynajmniej na zawodników z jakimś doświadczeniem z naszych boisk. Czy doszliście do wniosku, że dalsza realizacja tej myśli w ekstraklasie jest po prostu niemożliwa?

To nie tak, że granie samymi Polakami w ekstraklasie jest niemożliwe. Żyjemy jednak w czasach, kiedy w każdym zespole grają reprezentanci innych krajów, więc realizowanie tej filozofii jest po prostu trudne. Powiem, że jak kiedyś jakość tych ściąganych zawodników z zagranicy była różna, tak teraz w każdym klubie nauczono się ich obserwować, podniesiono poziom skautingu i skala pomyłki jest bardzo mała. Ta jakość przekłada się później na wyniki.

Jak wiadomo, w okienku zimowym bardzo trudno jest wyciągnąć polskich zawodników. Nikt nie chce się osłabiać, pozbywać dobrego gracza, a tym bardziej go wypożyczyć czy puścić za przystępną cenę. Dalej mamy tylko jednego piłkarza, za którego musieliśmy zapłacić. Jest to oczywiście Miłosz Kozak. Pomimo tego zrobiliśmy całkiem dobre transfery, choć oczywiście muszą się one obronić na boisku. Na pewno zrobiliśmy je w ramach naszych zasad i budżetu.

Nie szukałbym w tym głębszych kontekstów, a skupił się na pozytywach widocznych u tych chłopaków. Na pewno część z nich przebije się do pierwszego składu, a część będzie musiała o tę pozycję w klubie powalczyć.

Czy w związku z tym dział skautingu w Ruchu Chorzów musiał zmienić kierunek swoich obserwacji? Bo dla przykładu Josema jest pierwszym Hiszpanem w historii klubu.

Liga hiszpańska była od razu na tapecie, skandynawskie rozgrywki również braliśmy pod uwagę, choć to bardzo trudny rynek. Wiadomo, że nam najbliższy z racji położenia powinien być ten niemiecki, ale tam stawki są naprawdę duże i już na trzecim poziomie rozgrywkowym sprowadzają graczy za większe pieniądze niż niejeden klub w ekstraklasie.

Też trzeba wziąć pod uwagę, że kierunek ten nie jest dla nas do końca osiągalny. Musimy robić wszystko i uważam, że się z tego wywiązaliśmy, bo przejrzeliśmy tysiące zawodników, by znaleźć odpowiednie nazwiska. Wybraliśmy z rynku te, które były nam naprawdę potrzebne, które pasują do naszego systemu i z marszu będą mogły wkroczyć do walki o utrzymanie.

Wiadomo, że chcieliśmy dokonać jeszcze dwóch transferów, cały czas jest to zresztą możliwe. Zobaczymy, czy poprzestaniemy na tej liczbie, która jest teraz, czy poprawimy ją jeszcze do ośmiu lub dziewięciu pozyskanych zawodników. Wszystko wyjdzie na boisku. Takim pierwszym papierkiem lakmusowym będzie ten mecz z Legią.

Ta cała zima pokazała, że Ruch teraz ryzykuje i wchodzi all in w walkę o pozostanie w ekstraklasie – transfery, kontrakt i sztab trenera Niedźwiedzia. Czy to przypadkiem nie grozi jakimiś problemami finansowymi, jeśli owa walka o utrzymanie by się ostatecznie nie powiodła?

Mamy to wszystko policzone. Pomimo innych problemów zachowujemy płynność finansową i mam nadzieję, że tak zostanie. Mieliśmy ją już w zeszłym sezonie. Wiadomo, że przeskok z 1. ligi do ekstraklasy jest duży i robi różnicę, co jest myślę ogólnie problemem polskich klubów. Bo te dwie klasy rozgrywkowe i dotacje w nich stanowią zupełnie różne światy. Żeby budować silną ekstraklasę, trzeba mieć też mocną finansowo 1. ligę.

Nowy sponsor strategiczny Ruchu Chorzów. To śląska firma

Chciałbym zostać jeszcze przy tym, co działo się w trakcie zimowego okna transferowego. Dlaczego tacy zawodnicy jak Tomasz Swędrowski odchodzą grać trzy poziomy niżej? Co pan sądzi o tym jako były piłkarz? Bo to dość nieoczywisty ruch.

Niby tak, ale jeśli jest prośba piłkarza i chęć pozyskania go przez inny klub, który przebija stawkę kilkukrotnie, a dla zawodnika to być może jeden z ostatnich tak dobrych kontraktów w karierze, to należy znaleźć rozwiązanie korzystne dla wszystkich stron. W tym wypadku wszystkie te trzy strony, czyli Tomek, Wieczysta i przede wszystkim Ruch, na tym transferze zyskały.

Tomek dostał kontrakt życia, Wieczysta świetnego piłkarza, a my środki, które możemy przeznaczyć na wzmocnienia i utrzymanie klubu. Tak to niestety działa i takie perełki jak Wieczysta się pojawiają. Tutaj szacunek dla Wojtka Kwietnia, że chce się bawić w piłkę i inwestować w ten biznes. Trzeba to tylko szanować, bo są to jego prywatne pieniądze, które mógłby wydać w całkiem inny sposób, a daje je do tego polskiego środowiska piłkarskiego, co napędza też sprawy w innych klubach. Myślę, że to jest korzystne dla całej piłki.

Takie są też czasy. Na razie jesteśmy na etapie, że tyle płacimy, że kluby z niższych lig wyciągają nam zawodników (śmiech). Trochę jest to dla mnie przykre i bolesne. A dla nas, czyli ludzi ambitnych, jest to dotkliwe, ale trzeba się z tym zmierzyć i znaleźć od razu zastępstwo. Osoba, która będzie grała na tej pozycji, na pewno ten wózek też pociągnie i dorówna poziomowi Tomka, bo zrobił on dla nas bardzo dużo.

Rozumiemy go jednak, bo wiadomo – rodzina, jeden z ostatnich kontraktów. Spełnił swoje marzenie o grze w ekstraklasie, strzelił ważne bramki. Teraz zrobił delikatny krok do tyłu, ale jeśli Wieczysta dalej się będzie tak rozwijać, to jeszcze będzie miał okazję zagrać wysoko. Oczywiście tego im życzymy. Tomek może niedługo też wrócić na poziom centralny i dalej spełniać swoje marzenia. Tak jak mówię, trzeba to zrozumieć i potraktować jako wyjście, z którego w rezultacie wszyscy będą zadowoleni.

Czy analizując dzisiejszą kadrę Ruchu Chorzów, dostrzega pan jakiegoś zawodnika, którego w przyszłości można będzie potencjalnie wytransferować i solidnie na tym zarobić?

Tak. Myślę, że teraz jednym z takich zawodników jest zdecydowanie Tomek Wójtowicz (przedłużył kontrakt do 2025 roku – przyp. red.). Ma już w swoim CV grę w młodzieżowej reprezentacji, zagrał wiele meczów. Pomimo młodego wieku jest bardzo doświadczony. Przeszedł z nami drogę od 3. ligi do ekstraklasy, praktycznie grał wszystko. Teraz miał chwilową przerwę z powodu kontuzji i zabiegu, ale już jest zdrowy. Myślę, że w najbliższych dniach wróci do gry i znowu będziemy mogli go oglądać na naszych boiskach.

To jest zawodnik, którego wszyscy będą obserwować. Ma na pewno pole do rozwoju, jest ambitny i wierzę, że będzie chciał tutaj pokazać swoje umiejętności, które naprawdę każdego dnia podnosi. Zobaczymy, jak to wyjdzie z rozwojem innych chłopaków. Wiadomo, że młodzi są tym najbardziej łakomym kąskiem. Kluby polskie i zagraniczne to śledzą i najchętniej ich wyciągają. Im młodszy zawodnik, tym skala tego progresu jest bardziej nieprzewidywalna. Każdy z nich może wskoczyć na dużo wyższy poziom w przyszłości.

Ci, którzy potrafią ocenić potencjał, robią te transfery, później mają kilkunastu czy nawet kilkudziesięciu takich graczy w swoim klubie. Zawsze jeden z nich odpali i spłaci wszystkie inne transfery. Tak ten rynek działa, ma to jakiś swój sens i logikę. W naszym zespole na pewno takim talentem jest Tomek. Zobaczymy, jak Bartek Barański i nasi inni młodzieżowcy będą się rozwijać, pojawił się teraz też utalentowany Mike Huras.

Piłkarze, którzy dostaną szansę, będą na pewno w oknie wystawowym. Nie nastawiamy się jednak na sprzedaż, a bardziej skupiamy na tym wyniku sportowym. Trzeba utrzymać się w ekstraklasie. Już sama obecność na tym poziomie przynosi wiele korzyści. Myślę, że nawet więcej niż transfery. Podchodzimy do tego racjonalnie.

Wspominał już pan poniekąd o meczu z Legią. Jakie to jest wyzwanie grać na Stadionie Śląskim? Ile osób musi przyjść, żeby te koszty się zwróciły? Od jakiej liczby widzów klub zaczyna zarabiać?

Wszystko jest uwarunkowane tym, na jaką frekwencję wynajmiemy stadion, ile kibiców przyjdzie i jaka skala zagrożenia jest zgłoszona przez policję. Wtedy możemy określić poziom zarobku i stwierdzić, czy w ogóle wychodzimy na plus. Czasami trzeba do tego biznesu dołożyć. Jest on dość kosztowny, ale nie jest tak, że zarobek jest niemożliwy. Dużo dają takie mecze jak ten z Legią. Wiadomo, kosztów pobocznych będzie sporo, ale dopiero jak to podliczymy, będziemy wiedzieć, na jakim wyniku się to zamyka.

Na podobnych meczach będziemy zarabiać, do innych znowu trzeba będzie dokładać. Najważniejsze jest budowanie tej społeczności wokół Ruchu i obserwowanie spotkań w godnych warunkach. Z utęsknieniem czekamy na nasz dom, bo jak wiadomo, na razie jesteśmy w hotelu (śmiech). Czekamy na rozwój wydarzeń i wierzymy, że za jakiś czas będziemy mogli te standardowe mecze grać na Cichej, a tylko te duże na Stadionie Śląskim.

A są jakieś nowe informacje odnośnie do obiecanych pieniędzy na nowy stadion dla Ruchu?

Na razie mamy status quo. Czekamy. Dopóki nie ma ostatecznej decyzji, trzeba uzbroić się w cierpliwość. Jeśli będzie ona pozytywna, to na pewno będziemy się bardzo cieszyć. Liczę, że wszyscy staną ponad podziałami i zrozumieją, że jest to ważny projekt nie tylko dla Ruchu, ale też reprezentacji Polski. Mogłaby przygotowywać się na tym obiekcie przy okazji niektórych spotkań. Skorzystać mogłyby ewentualnie też inne drużyny narodowe, kobiece i młodzieżowe. To ważny strategicznie obiekt.

Ale jeżeli się nie uda, to może utworzy się inny program i będziemy robić co w naszej mocy, żeby ten problem rozwiązać. Miasto również deklaruje, że ten stadion powstanie, tyle że w innej formule, budowany etapami. Zobaczymy, w którą stronę to pójdzie.

A jak pan ocenia te zimowe przygotowania Ruchu? Jest Pan zadowolony z pracy wykonanej dotychczas przez sztab trenera Niedźwiedzia?

Na pewno oceniam bardzo pozytywnie. To był intensywny okres. Dzięki stowarzyszeniu „Wielki Ruch” i naszym fanklubom z Anglii i Niemiec mogliśmy dofinansować obóz zagraniczny. Ostatecznie wyszedł nas mniej więcej tyle co obozy w Polsce. Sztab wraz z piłkarzami wykonali naprawdę dużą robotę w Turcji, wykorzystali warunki i czas do maksimum. Trener miał okazję wkomponować nowych zawodników do zespołu oraz poznać starych.

To był idealny czas, żeby to zrobić. Myślę, że jest on zadowolony z tych przygotowań. Ponadto każdy mógł na bieżąco śledzić to, co dzieje się podczas zgrupowania. Codziennie w naszych mediach były relacje. Fajnie to wyszło. Chciałbym jeszcze raz podziękować naszym kibicom. I zapewniam, że nowy sztab wszedł na najwyższe obroty. Mam nadzieję, że przyniesie to efekty w postaci dobrych wyników i tego wymarzonego utrzymania, a potem dalszej budowy klubu.

Na koniec, jeśli kibic Ruch Chorzów zapytałby pana dziś o utrzymanie zespołu w ekstraklasie, to co by pan odpowiedział?

Odpowiedziałbym, że tak. Wiadomo jednak, że nasza sytuacja jest bardzo trudna, choć podkreślam, że absolutnie nie bez wyjścia. Zrobiliśmy bardzo dużo i zrobimy wszystko, żeby walczyć do ostatniej sekundy sezonu o każdy centymetr boiska. My w żadnym meczu nie będziemy mieć łatwo, ale też inni nie będą mieli łatwo z nami. Piłkarze to wiedzą.

Wierzę, że trybuny też nas poniosą i będziemy mieli wsparcie naszego wspaniałego dwunastego zawodnika. Razem jesteśmy w stanie osiągnąć cel. Pozytywne myślenie i zaangażowanie! Przypomnijcie sobie: o naszych awansach też mówiło się w kategorii niemożliwych. Jesteśmy w stanie się utrzymać i pozostać w szeregach ekstraklasy na długie lata. Walczymy!

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze