Premiership: „Bogacze” wrócili z dalekiej podróży…


Piłkarska niedziela zakończyła się na Ewood Park. Dowodzeni przez nowego trenera piłkarze Blackburn Rovers podejmowali Manchester City. Dodatkową motywacją dla "bogaczy" z północnego zachodu miał być fakt, że dzisiejsze spotkanie to dla Manchesteru City 450. mecz w Premier League


Udostępnij na Udostępnij na

Odkąd do zespołu Rovers przyszedł Sam Allardyce, zespół z Blackburn, choć wciąż na ostatnim miejscu w tabeli, gra dużo lepiej. Pod wodzą nowego trenera piłkarze z Ewood Park wygrali u siebie 3:0 ze Stoke City i w ostatniej kolejce bezbramkowo zremisowali z Sunderlandem Ricky’ego Sbragii na Stadium of Light. Dziś czekało ich nieco trudniejsze zadanie, mianowicie pojedynek z Manchesterem City. Drużyna Marka Hughesa gra ostatnio „w kratkę”, beznadziejne występy przeplata z całkiem niezłymi, jak na przykład ten ostatni, kiedy „Citizens” pokonali beniaminka z Hull aż 5:1. W tamtym spotkaniu świetnie zagrał Robinho, który zdobył dwie bramki dla swojego zespołu. Najmocniejszym jednak punktem drużyny gości miał być Stephen Ireland, pomocnik, który rozgrywa wspaniały sezon i strzela bramki niemal jak na zawołanie, dysponuje dobrym strzałem z dystansu, potrafi się świetnie znaleźć w polu karnym rywala lub obsłużyć kolegów z drużyny dokładnym prostopadłym podaniem. On wraz z Robinho miał być największym zagrożeniem dla gospodarzy.

Piłkarze Blackburn zamiast zamurować własną bramkę i czekać na ataki City, po prostu grali swoje – prostą ofensywną piłkę, czego niedawno nauczył ich Allardyce. Zaowocowało to w 45. minucie. Jason Roberts podał do McCarthy’ego, a ten huknął z narożnika pola karnego i Blackburn prowadziło 1:0. Benni McCathy zdobył swoją trzecią bramkę w trzech ostatnich meczach. W pierwszej połowie, mimo równego czasu posiadania piłki obu zespołów, lepiej zagrało Blackburn. Piłkarze Rovers czterokrotnie strzelali w światło bramki Joego Harta, podczas gdy goście pięć razy, lecz nigdy celnie.

 W drugiej odsłonie znów przeważało Blackburn, tym razem i w posiadaniu piłki, i strzałach na bramkę. Podopieczni Sama Allardyce’a często zagrażali bramce strzeżonej przez Joego Harta, a na sześć minut przed końcem spotkania zdobyli jeszcze jedną bramkę autorstwa Jasona Robertsa. Jak się okazało, to nie był ostatni gol w tym meczu. W końcówce gospodarze oddali nieco inicjatywę i pozwolili przyjezdnym na kilka składnych akcji i strzałów. Podopieczni Hughesa atakowali z coraz większą determinacją, która doprowadziła ich do…wyrównania! W 88. minucie goście zdobyli honorowego gola za sprawą Daniela Sturridge’a, a w doliczonym czasie gry dał o sobie znać Robinho i strzelił wyrównującą bramkę. Zszokowani wręcz piłkarze Blackburn czekali już tylko na końcowy gwizdek, obawiając się straty kolejnej bramki.

Blackburn ma czego żałować, obrońcy pozwolili w całym meczu oddać piłkarzom Manchesteru 3 celne strzały, z których padły 2 gole. 

Komentarze
~444 (gość) - 16 lat temu

sądzę że Manchester City osiągnie to co chcę zrobić
czyli mieć gwiazdy w drużynie

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze