Zwycięska seria Widzewa zakończona. Słaby mecz, ale jest pozytyw – Marcin Pieńkowski


Młody piłkarz Widzewa był wyróżniającą się postacią. Szkoda, że musiał zejść z powodu kontuzji

29 kwietnia 2018 Zwycięska seria Widzewa zakończona. Słaby mecz, ale jest pozytyw – Marcin Pieńkowski
Michał Król

Nigdy w historii trzeciej ligi nie było i chyba nie będzie zespołu, który z meczu na mecz gromadziłby na trybunach tak liczną publiczność. Po raz kolejny w "Sercu Łodzi" pojawiło się ponad 17 tysięcy kibiców. Widzew to potężna marka na polskim rynku piłkarskim, która prędzej niż później powróci do elity.


Udostępnij na Udostępnij na

W 25. kolejce III ligi grupy I Widzew Łódź podejmował na własnym stadionie Kaczkan Huragan Morąg. Jak dziwnie nie brzmi nazwa gości, to są oni drużyną, z którą widzewiakom gra się trudno. W pierwszym spotkaniu ekipy podzieliły się punktami (1:1). Przed tą kolejką zajmowali szóstą lokatę w tabeli, ale do liderującego klubu z Łodzi tracili aż 16 punktów.

Bez kompleksów

Goście z Morąga rozpoczęli spotkanie bez kompleksów. Chcieli pokazać, że nie przyjechali do Łodzi tylko po to, aby się bronić. Już w pierwszych minutach stworzyli groźną sytuację, która zakończyła się rzutem rożnym.

Chwilę później goście po raz kolejny wrzucili futbolówkę w pole karne. Co prawda wybił ją Marcin Kozłowski, ale ta trafiła na przedpole do Łysiaka, który strzałem z powietrza bez zastanowienia pokonał bramkarza Widzewa. Gol dla Huraganu. Szok i niedowierzanie na trybunach. Po chwili ciszy kibice gospodarzy zaczęli głośno dopingować ukochany zespół. Reakcja trybun godna podziwu.

Reakcja samych zawodników również. „Czerwono-biało-czerwoni” ruszyli do ataków. Największe zagrożenie stwarzali sobie, grając swoją lewą stroną, gdzie z minuty na minuty coraz lepiej wyglądał Marcin Pieńkowski.

To właśnie piłkarz z numerem 17 na koszulce przeprowadził akcję, po której gospodarze doprowadzili do wyrównania. Marcin Pieńkowski oszukał kilku zawodników Huraganu, mocno wstrzelił futbolówkę w pole karne, a obrońca skierował ją do własnej bramki.

W 28. minucie ponownie na lewej stronie błysnął Marcin Pieńkowski. Widać było, że miał on dziś dużą ochotę do gry. W okolicach 36. minuty jednak zgasł. Jak to się mówi w żargonie piłkarskim, oddychał rękawami. Wyglądał, jakby miał już w nogach co najmniej 90 minut. Ledwo wracał do obrony (człapał po boisku). Czyżby te kilka akcji było aż tak bardzo wyczerpujące?

Na szczęście problemy z kondycją młodego widzewiaka nie trwały długo. W 45. minucie Marcin Pieńkowski przeprowadził kolejny rajd lewą stroną. Podrzucił piłkę nad wykonującym wślizg rywalem, dograł do stojącego na piątym metrze kolegi, ale ten nie dał łodzianom prowadzenia. Zatem do przerwy był remis.

Marcin Pieńkowski – MVP?

Po przerwie Widzew miał taki sam plan na ten mecz jak w jego pierwszej połowie. Cały czas atakowali lewą stroną. Około 53. minuty kibice Widzewa domagali się zmiany od swojego trenera. Chcieli, aby na boisko wpuścił Michała Millera. Ten jednak wszedł dopiero w 73. minucie. Zmienił przeciętnie grającego w tym spotkaniu Mateusza Michalskiego. Po wejściu na boisko został przywitany gromkimi oklaskami.

Marcin Pieńkowski kontynuował dobrą postawę z pierwszej połowy. Cały czas był pod grą. W 69. minucie doszedł do okazji strzeleckiej, ale jej nie wykorzystał. W 75. minucie lewy pomocnik Widzewa niestety opuścił boisko z powodu kontuzji. Pech, bo rozgrywał naprawdę dobre zawody.

Jeśli młody piłkarz Widzewa dalej będzie się tak dobrze rozwijać, to kto wie, może za kilka lat będzie filarem łodzian w ekstraklasie? Oby w każdym następnym spotkaniu prezentował się tak jak w tym pojedynku z Huraganem.

Im było bliżej końca spotkania, tym podopieczni Franciszka Smudy grali coraz bardziej nerwowo. Łodzianie nie przeprowadzali akcji za akcją, nie potrafili zdominować rywala. Goście z Morąga dochodzili do sytuacji podbramkowych. I gdyby mieli dość umiejętności, to by wygrali ten mecz. Prawda jest taka, że Widzew w drugiej odsłonie nie zrobił nic, aby zdobyć trzy punkty.

W doliczonym czasie gry Robert Demjan mógł zapewnić swojej drużynie zwycięstwo, ale Słowak trafił w poprzeczkę (dośrodkowanie z rzutu rożnego). Ostatnie pięć minut to była prawdziwa nawałnica na bramkę Huraganu. Gospodarze atakowali raz po raz, ale grający w końcówce na czas goście dowieźli korzystny dla nich wynik do końca spotkania. Widzewiacy po raz pierwszy tej wiosny stracili punkty na własnym obiekcie.

Do poprawy

Do poprawy jest gra Karola Stanka. 18-letni napastnik Widzewa był zupełnie niewidoczny. Jego kontakty z piłką w tym spotkaniu można byłoby policzyć na palcach jednej ręki. Młody snajper trafił do Widzewa w zimowym okienku. Jak dotychczas rozegrał siedem meczów, w których strzelił jedną bramkę.

To, co rzuca się w oczy, to brak rozgrywającego, który umiejętnie nadawałby tempo akcjom Widzewa. Brakuje kogoś takiego, kim był chociażby Adam Radwański. 20-letni pomocnik przeniósł się do Częstochowy. Były widzewiak wiedział, kiedy przyspieszyć akcję, grając na jeden kontakt. Wiedział też, kiedy należy zwolnić, przytrzymując piłkę. Włodarze Widzewa muszą poszukać kogoś na tę pozycję w następnym okienku transferowym.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze