Taką Polskę to aż się miło ogląda. Nawet jeśli to tylko z Estonią


Polska wygrywa z Estonią. Zatem we wtorek zmierzymy się z Walią

21 marca 2024 Taką Polskę to aż się miło ogląda. Nawet jeśli to tylko z Estonią
Foto Tomasz Folta / PressFocus

W czwartkowym meczu dla Polaków liczyło się tylko i wyłącznie zwycięstwo. Porażka doszczętnie skompromitowałaby polską myśl piłkarską. Tego scenariusza bezproblemowo uniknęliśmy. Rywal okazał się tak słaby jak zakładano. Reprezentacja Polski pokonała Estonię aż 5:1. Taki wynik oznacza, że we wtorek o Euro 2024 zagramy z Walią, która pokonała Finlandię. Bardzo dobrze zaprezentowali się m.in. Nicola Zalewski, Jakub Piotrowski oraz Piotr Zieliński.


Udostępnij na Udostępnij na

2024 rok ma być nowym otwarciem dla kadry (kolejnym). Będąc jednak poważnym, choć rywal nie był z najwyższej półki, to trzeba było go pokonać. Mieliśmy tym samym uniknąć scenariusza sprzed 12 lat.

Od początku była presja i ogień Polaków

Polacy praktycznie od początku rzucili się do boju i oblegali bramkę Estończyków. Wyróżniali się zwłaszcza dwaj piłkarze, którzy ostatnio nie mieli dobrej passy w klubach włoskich. Na lewym wahadle szalał Nicola Zalewski. Być może skąpa ilość minut otrzymanych u nowego trenera Giallorossich sprawiła, że u lewego wahadłowego potrzeba była wyżycia się w reprezentacji.

Piotr Zieliński – kreator jakiego chcemy i potrzebujemy

Imponował nam także Piotr Zieliński i to, jak mocno zawodnik Napoli chciał się pokazywać do gry. Jak gdyby jego gorsza forma we Włoszech była nieprawdą. Przeciwko Estonii grał tak, jak oczekiwalibyśmy od niego zawsze. Wychodził do rozegrania, brał na siebie ciężar gry, popisywał się kiwkami oraz niekonwencjonalnymi podaniami. Taki Zielu w kadrze to wartość nieoceniona dla naszego niezbyt kreatywnego teamu.

Jakub Piotrowski i Przemysław Frankowski napoczęli Estończyków

Napory na estońską bramkę nie ustawały. Raz za razem szliśmy z akcjami, lecz brakowało na razie pom. Bliski szczęścia w 20. minucie był Jakub Piotrowski, lecz jego uderzenie z woleja przeszło tuż obok bramki. Akcję środkiem pola wyprowadził Jakub Piotrowski, a następnie kapitalnym prostopadłym podaniem odnalazł niekrytego na prawym boku Przemysława Frankowskiego. Wahadłowy RC Lens podprowadził sobie piłkę pod pole karne i pokonał Heina w pojedynku 1 na 1. Przełamaliśmy zaporę.

Estończycy byli po prostu słabi

Estończycy mocno schowali się na własnej połowie i czekali na jakąkolwiek szansę. Nie działo się to zbyt często, gdyż rzadko bywali oni przy piłce. Nawet jak już im się taka sztuka udawała na ciut dłużej niż dwa podania, Polacy albo do nich doskakiwali i a często sami zawodnicy gości popełniali proste błędy w rozegraniu akcji. Po raz pierwszy podeszli pod nasze pole karne w 22. minucie, ale Polacy szybko wybili dośrodkowanie.

Widać, że brakowało im Konstantina Vassiljeva, który ogarnąłby środek pola. Sytuacja Niebieskich Koszul z trudnej stała się dramatyczna w 27. minucie. Drugą żółtą kartkę za bezpardonowe wejście w naszego zawodnika otrzymał Maksim Paskotsi. Zawodnik Grasshopers popełnił bezsensowny faul i osłabił i bez tego swój słaby zespół.

W drugiej połowie był koncert Polaków

Polacy po czerwonej kartce troszkę siedli i za bardzo skupili się na bezskutecznych wrzutkach z boku. Do przerwy było zatem 1:0, dlatego w drugiej odsłonie spotkania liczyliśmy na petardę.

Piłkarze chyba sobie wzięli sobie słowa do serca, bo nie minęło pięć minut 2. połowy i było 2:0. Bardzo dobrze zszedł z piłką w kierunku linii bocznej (żywe srebro w tym meczu) Nikola Zalewski. 21-latek dorzucił kapitalną piłkę na głowę Piotra Zielińskiego. Polacy dalej kontrolowali grę, bo Estończycy już chyba skupili się na tym, aby nie wyjechać z Warszawy z workiem bramek.

Jakub Piotrowski – z nim środek wygląda lepiej

Bezskutecznie. To, co Jakub Piotrowski zrobił w 70. minucie, było absolutnie genialne. Pomocnik Łudogorca Razgrad otrzymał piłkę z lewej strony. Przełożył ją sobie następnie na prawą nogę i wystrzelił atomowy pocisk w stronę bramki Heina. Ten wyciągnął się jak struna, ale bezskutecznie. Gol, asysta, trzymał środek pola. Tego piłkarza chcemy znów zobaczyć w podstawie we wtorkowym meczu.

Po tym golu Estończycy doszczętnie się posypali. Najpierw po dośrodkowaniu z prawej strony samobója wcisnął sobie Kevin Mets, a następnie po akcji duetu Zalewski-Szymański, ten drugi wcisnął piłkę pod pachą golkipera Estonii. Wynik 5:0, ekstra gra, rywal bezradny. Mecz idealny?

Polacy musieli coś odwalić w obronie

No niestety, Polakom przytrafił się feler, przez co Estonii jakimś cudem udało się wcisnąć gola. Proste błędy w obronie sprawiły, że do piłki dopadł Vetkal, który pokonał bezrobotnego dotąd Wojtka Szczęsnego. Szkoda, bo absolutnie na niego nie zasługiwali.

Mission complete – teraz czas na Walię

Reprezentacja Polski wykonała swoje zadanie i może teraz szykować się do wtorkowego meczu z Walią. Czy mamy powody do optymizmu?  Na pewno tak, ale zważmy też na fakt, jak koszmarnie słabi byli nasi oponenci. Lecz tak naprawdę nie będzie mieć to żadnego znaczenia, ponieważ teraz znów liczy się tylko to, aby wygrać z Walijczykami w Cardiff.

Komentarze
Andrzej (gość) - 1 miesiąc temu

W tekście jest błąd "Reprezentacja Polski pokonała Estonię aż 5:0"

Odpowiedz
Jan Ekwiński - 1 miesiąc temu

Dzięki wielkie. Człowiek chce na świeżo puścić po meczu i potem takie kwiatki wychodzą ;)

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze