Wiele meczów w tym sezonie już widzieliśmy, niektóre nudne, niektóre ciekawsze, a po niektórych nie mogliśmy zasnąć. Dotrwaliśmy jednak do końca sezonu, kiedy każde spotkanie jest na wagę złota, a emocje sięgają zenitu. Liga Europy udowodniła, że nie jest gorszą wersją swojej siostry – Ligi Mistrzów, więc pojedynki Sevilli z Szachtarem Donieck i Liverpoolu z Villarrealem z pewnością dorównają poziomowi meczów rozgrywanych we wtorek i środę.
Sevilla – Szachtar
Hiszpańska drużyna pewnie zmierza po trzecie z rzędu zwycięstwo w tych rozgrywkach(!), co byłoby niespotykaną rzeczą w historii futbolu. Pierwszy krok już zrobili – wywieźli cenny remis z Ukrainy, który daje im komfort na Ramon Sanchez Pizjuan. Samo spotkanie na początku zaskoczyło. Słabo spisująca się na wyjazdach Sevilla dominowała i szła jak po swoje, a na efekty nie trzeba było długo czekać, gdy Vitolo otworzył wynik meczu. Gospodarze nie zamierzali składać broni i szybko odrobili straty za sprawą Marlosa. Zawodnik Szachtara dał o sobie znać obronie przeciwnika po raz kolejny w 35. minucie. Popisał się świetnym dośrodkowaniem na głowę Tarasa Stepanenki, który nie zmarnował takiej sytuacji. Gdy wydawało się, że spotkanie zakończy się wynikiem 2:1, Szymon Marciniak podyktował rzut karny dla przyjezdnych, który pewnie wykorzystał Kevin Gameiro.
https://www.youtube.com/watch?v=AvSvQDAjXW4
Szachtar jedzie na Półwysep Iberyjski jak do jaskini lwa, bowiem Ramon Sanchez Pizjuan to twierdza zdobywana naprawdę rzadko, a potykały się już tu najlepsze drużyny Europy. W kontekście konfliktu politycznego dla klubu z Ukrainy awans do finału i ostateczny triumf byłyby potężną dawką motywacji, a także dostarczyłby trochę radości wszystkim sympatykom klubu zza naszej granicy. Na odmiennym biegunie jest Sevilla, która wszystkie siły rzuca na europejskie puchary. W lidze ma już zapewnione siódme miejsce, więc największe gwiazdy mogły odpocząć przed tym spotkaniem. Sprawę awansu znacząco ułatwia wynik pierwszego meczu, bo hiszpańskiemu klubowi wystarczy remis 0:0 lub 1:1, a także każda wygrana. Jeżeli zespół Emery’ego zagra na odpowiednim poziomie, zobaczymy ich już niedługo w Bazylei.
Jako że będzie to arcyważne spotkanie dla obu ekip, trenerzy desygnują do gry najsilniejsze składy, a o oszczędzaniu się nie może być mowy. U gospodarzy zabraknie jedynie Benoit Tremoulinasa i oczywiście Michaela Krohn-Dehliego, który doznał fatalnej kontuzji w pierwszym meczu. Wątpliwy jest także występ Jose Reyesa. U gości z powodu kontuzji nie zagra Marcio Azevedo, tak więc w lepszej sytuacji kadrowej są zdecydowanie goście, choć nie to powinno zadecydować o tym, kto 18 maja wystąpi w finale. Kluczowa może być publiczność i atmosfera na trybunach, bo gdy oni zrobią piekło, chłopcy Emery’ego na pewno nie zawiodą.
Start: 21:00 W TV: Canal+ Sport
Liverpool – Villarreal
Tak jak w drugim półfinale, pierwszy mecz był bardzo wyrównany, a szalę zwycięstwa na swoją korzyść obie ekipy mogły przechylić kilkakrotnie. Ostatecznie tej sztuki dokonał hiszpański zespół za sprawą Adriana, który wykończył piękną akcję całej drużyny. U zarówno jednej, jak i drugiej strony widać czystą piłkarską jakość. Nie ma przypadku, że doszły aż do półfinału. Świetna technika, żelazna obrona i młodzieńczy polot spotkały się z angielskim wyrafinowaniem połączonym z fantazją Jürgena Kloppa. Co to oznaczało i wciąż dla nas oznacza? Że emocje to my mamy gwarantowane!
Liverpool budowany przez byłego trenera BVB to wciąż maszyna nie do końca sprawna. Choć to pierwszy sezon Niemca w mieście Beatlesów i nikt nie wymaga cudów, wygranie Ligi Europy byłoby świetną wiadomością dla dyrektorów angielskiego klubu, bowiem gwarantowałoby grę w przyszłorocznej Lidze Mistrzów, a co za tym idzie, ściągnięcie lepszych piłkarzy. W lidze forma zmienną jest i nie należy się nią sugerować, tym bardziej, że na TOP 4 Liverpool szans już nie ma. Po niesamowitej pogoni w meczu z Borussią wynik 0:1 nie będzie trudnym zadaniem, choć do awansu potrzebna będzie najwyższa forma, szczególnie formacji ofensywnej. Hiszpanie za to powracają na szczyt rozgrywek międzynarodowych. Po kryzysie, jaki dopadł klub kilka lat temu, i spadku do Segunda Division Marcelino i jego podopieczni stali się rewelacją tego sezonu w La Liga. Mało tego, nie słyną (jak to często bywało) tylko z niesamowitej techniki i siły ataku. Główną bronią jest szczelna defensywa, która może być kluczowym czynnikiem tego dwumeczu.
Marcelino raczej nie będzie mógł skorzystać z Erica Bailly’ego i Leo Baptistao, co szczególnie w przypadku tego pierwszego może być dużym osłabieniem. Monolit, jaki stanowiła defensywa „Żółtej Łodzi Podwodnej”, nie będzie już taki sam, bowiem jedną jego cześć trzeba zastąpić. W buty Bailly’ego wejdzie Mateo Musacchio, który musi wskoczyć na najwyższy poziom, aby pomóc drużynie w odniesieniu historycznego sukcesu. W gorszej sytuacji jest Jürgen Klopp, który do składu na pewno nie desygnuje Jordana Hendersona, Origiego i Emre Cana, a także zawieszonego Sakho. Są to poważne osłabienia, tym bardziej, że większość z nich była bohaterami w meczu z Borussią. Z tymi piłkarzami lub bez nich do wygrania jest tak samo wiele, więc obie ekipy muszą zaryzykować i potwierdzić, że to właśnie one powinny znaleźć się w finale.
Start: 21:00 W TV: Eurosport
Jeszcze jutro do finału Sevilla i Villareal, i Hiszpanie sobie zrobią własne finały niby europejskich pucharów :|
— Przemysław Pająk (@przemekspider) May 4, 2016