Polanski zakończył karierę. Co dziś robią farbowane lisy Smudy?


Ich losy różnie się potoczyły

8 stycznia 2019 Polanski zakończył karierę. Co dziś robią farbowane lisy Smudy?

W niedzielę swoją piłkarską karierę zakończył Eugen Polanski. 32-letni pomocnik to 19-krotny reprezentant Polski, który z racji swojego niemieckiego obywatelstwa należał do tzw. farbowanych lisów. Czym się dziś zajmują Ci, którzy tak jak on należeli do tej grupy i grali podczas Euro 2012?


Udostępnij na Udostępnij na

Autorem określenia „farbowane lisy” jest znany z różnych językowych wpadek trener Franciszek Smuda. Użył tego terminu w odniesieniu do reprezentacji Niemiec, która w 2010 roku zdobyła brązowy medal na mistrzostwach świata w RPA. Jak wiemy, drużyna narodowa naszych zachodnich sąsiadów zbudowana była z piłkarzy o różnym pochodzeniu.

A że my porównujemy się i rywalizujemy z piłkarską reprezentacją Niemiec, postanowiliśmy jej dorównać. I w 2012 roku Smuda w swojej 23-osobowej kadrze na Euro 2012 znalazł miejsce dla czterech farbowanych lisów.

Polanski przechodzi na drugą stronę mocy

Eugen Polanski przyszedł na świat 17 marca 1986 w Sosnowcu. W wieku trzech lat wraz z rodzicami przeprowadził się do Niemiec. I to właśnie tam, za naszą zachodnią granicą, się wychował. Tam też piłkarsko się ukształtował. Przez lata nawet nie rozważał gry dla naszej reprezentacji, ponieważ z powodzeniem radził sobie w juniorskich i młodzieżowych drużynach narodowych Niemiec.

Szczególnie dobrze radził sobie w tej do lat 21. Rozegrał w niej 19 meczów, z czego cztery jako kapitan. Warto też wspomnieć, że jego kolegami z drużyny byli m.in. Neuer, Boateng, Hoewedes, Kroos czy Boenisch (o którym też opowiemy). Wszystkim wydawało się, że Polanski szybko przebije się do pierwszej reprezentacji Niemiec. Tak się jednak nie stało.

W 2010 roku odrzucił możliwość gry dla Polski, ale rok później zadebiutował w biało-czerwonych barwach. Nie zrobił spodziewanego progresu, dlatego ostatecznie zdecydował się grać dla nas. Dzięki temu pojechał na wielką imprezę, jaką są mistrzostwa Europy.

Ostatni mecz dla „Biało-czerwonych” rozegrał w marcu 2014 roku. Później zawiesił swoją reprezentacyjną karierę.

Jeśli chodzi o karierę klubową, to rozpoczął ją od Borussii Moenchengladbach. Później grał w takich zespołach jak Getafe, FSV Mainz 05 czy Hoffenheim, które, jak się w miniony weekend okazało, było jego ostatnim klubem w karierze.

Od lipca poprzedniego roku pozostawał bez pracodawcy. Czekał na oferty, ale nic konkretnego nie zostało mu przedstawione. Dlatego zakończył karierę i postanowił zostać trenerem. Na początek zostanie asystentem trenera Petera Zeidlera w FC Sankt Gallen. POWODZENIA.

Dryfowanie pośród klubów

Kolejnym z czwórki naszych farbowanych lisów, którzy wzięli udział w Euro 2012, jest Sebastian Boenisch. Lewy obrońca, z którym polscy kibice wiązali niegdyś spore nadzieje (bo przecież mieliśmy i wciąż mamy deficyt lewych obrońców), swoją seniorską karierę rozpoczął w Schalke 04.

W Bundeslidze zadebiutował 11 lutego 2006 roku, a kilka dni później wystąpił w Pucharze UEFA (od pierwszej minuty) przeciwko Espanyolowi. Miał potencjał, aby zostać naprawdę dobrym piłkarzem. W końcu grał w reprezentacji młodzieżowej Niemiec, która w 2009 roku zdobyła mistrzostwo Europy, a on był jej podstawowym piłkarzem.

Podobnie jak Polanskiego, długo trzeba było go przekonywać, aby wybrał naszą drużynę narodową. Wreszcie, na początku września 2004 roku zadebiutował w naszej reprezentacji. Miał wtedy 23 lata. Smuda stawiał na niego regularnie nawet wtedy, gdy miał on problem z grą w swoim klubie.

Jednak nie grał w kadrze na miarę oczekiwań, potencjału, jakim dysponował. I z czasem – po Euro 2012 – przestał otrzymywać powołania od kolejnych selekcjonerów. Jego licznik gier zatrzymał się na 14.

Boenisch często miewał problemy z regularną grą w klubie (w całej seniorskiej karierze zagrał tylko w 189 meczach). Ostatnią drużyną, w której występował, było TSV 1860 Monachium. Zagrał w 14 spotkaniach i przepadł. Od lipca 2017 roku pozostaje wolnym zawodnikiem. To już półtora roku, a oficjalnego zakończenia kariery jak nie było, tak nie ma.

Farbowane lisy – to na nich mieliśmy budować kadrę

Kolejnym „wynalazkiem” trenera Smudy był Damien Perquis, którego z Polską połączył pradziadek. Miał on być lekiem na naszą grę w linii obrony. Zbawcą jednak nie został, bo zagrał tylko w 14 spotkaniach.

W biało-czerwonych barwach zadebiutował w pamiętnym meczu w Gdańsku przeciwko reprezentacji Niemiec. Kiedy to po raz pierwszy mogliśmy wygrać z naszym zachodnim sąsiadem. Ale w doliczonym czasie gry „Die Mannschaft” – za sprawą Cacau – doprowadzili do wyrównania.

W naszej kadrze zaistniał, będąc zawodnikiem FC Sochaux. Później grał, a raczej był w Realu Betis. Częściej pauzował tam z powodów różnych kontuzji, niż biegał po boisku. Po hiszpańskiej przygodzie spróbował swoich sił za oceanem. Zawodnikiem Toronto FC był przez 1,5 roku, po czym wrócił do Europy, do Nottingham Forest.

Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. Kierując się tym mottem, Perquis postanowił wrócić do Francji. Obecnie jest piłkarzem drugoligowego GFC Ajaccio. W tym sezonie 34-letni środkowy obrońca wystąpił w 10 spotkaniach (stan na 8 stycznia), a w sześciu z nich był kapitanem.

„Ludo” ekspert

Ostatnim farbowanym lisem, który był częścią naszej kadry jest Ludovic Obraniak. Urodzony w Longeville-les-Metz był największą wartością dodaną do naszej reprezentacji ze wszystkich wcześniej wymienionych piłkarzy. Rozegrał też najwięcej meczów (34), co jest zrozumiałe, bo zadebiutował najwcześniej z nich.

Jako pierwszy szansę postanowił dać mu Leo Beenhakker, który po nieudanym Euro 2008 szukał nowych twarzy. W kadrze grał w miarę regularnie, aż do momentu, gdy selekcjonerem został Waldemar Fornalik. Obraniak pokłócił się z Fornalikiem i stwierdził, że dopóki jest on trenerem „Biało-czerwonych”, dopóty nie zagra dla Polski ani razu.

Po długim namyśle, z przykrością, ale zwracam się z prośbą do selekcjonera reprezentacji narodowej, Waldemara Fornalika, o niepowoływanie mnie do kadry do końca Jego kadencji. Dotarły do mnie pewne oświadczenia, które mnie zaszokowały i głęboko zraniły. Jest prawdą, że nie mówię poprawnie po polsku, ale czy ten fakt powinien mnie dyskryminować? Czy jest on ważniejszy niż więzy krwi? Z całego serca życzę powodzenia Zawodnikom i niektórym osobom z kierownictwa reprezentacji. Dziękuję gorąco im, jak również tym wszystkim, którzy mnie wspierali.Ludovic Obraniak

Gdy selekcjonerem został Adam Nawałka, „Ludo” powrócił do drużyny narodowej. Ale był na tyle przeciętny, że były już trener reprezentacji nie widział go dalej w swojej koncepcji. Lewonożny pomocnik był wtedy zawodnikiem Werderu Brema. Później grał w takich klubach jak turecki Rizespor, izraelska Maccabi Haifa czy francuskie AJ Auxerre.

Jednak swój najlepszy okres w klubowej karierze miał, będąc piłkarzem LOSC Lille (zdobył mistrzostwo Francji). W 201 spotkaniach strzelił 22 bramki i zanotował 38 asyst. W październiku minionego roku Ludovic Obraniak zdecydował się zawieść buty na kołku.

Dziś współpracuje jako ekspert piłkarski z telewizją RMC. Ponadto współpracuje z firmą, która zajmuje się tworzeniem hologramów oraz z Natural Grass – przedsiębiorstwem, które tworzy hybrydowe murawy.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze