Podsumowanie pierwszej części sezonu PKO Ekstraklasa


W najbliższy weekend rusza runda rewanżowa rozgrywek polskiej ekstraklasy. Czas zatem podsumować, kto do 15. kolejki wyglądał w lidze najlepiej, kto pozostawił po sobie najgorsze wrażenie, a po kim możemy spodziewać się największych fajerwerków w drugiej części sezonu

22 listopada 2019 Podsumowanie pierwszej części sezonu PKO Ekstraklasa

120 rozegranych spotkań, w trakcie których strzelono 297 bramek, co daje średnią 2,48 gola na mecz. Wynik przeciętny, zważając na to, że na tym etapie sezonu 2018/2019 bramkarze wyciągali piłkę z siatki już 339 razy. Legia otwiera tabelę polskiej ligi, Wisła Kraków ją zamyka – taka może być najprostsza obserwacja tego, co działo się w pierwszej części sezonu. My jednak rozłożymy okres do 15. kolejki na czynniki pierwsze, przyglądając się poczynaniom drużynowym i indywidualnym bohaterów PKO Ekstraklasa.


Udostępnij na Udostępnij na

Jak co roku, dzięki swojej przaśności, polska liga dostarczyła sporej liczby zaskoczeń, nieoczekiwanych wyników czy nieplanowanych zwrotów akcji. Mimo że czubek tabeli specjalnie zaskakujący na ten moment nie jest, to wielokrotnie człowiek mógł mieć wrażenie, że to, co prezentuje nam liga, znów odbiega od przedsezonowych założeń i przypuszczeń co do postawy poszczególnych drużyn.

Z bagażem problemów i niepowodzeń, ale znów na czele stawki

Gary Lineker wypowiedział kiedyś do dziś ikoniczne zdanie: „Piłka nożna to taka gra, w której 22 mężczyzn biega za piłką, a na końcu i tak wygrywają Niemcy”. Odnosząc to do ekstraklasowych realiów, można powiedzieć, że na polskich boiskach 22 mężczyzn biega za piłką, a na końcu i tak wygrywa Legia. Rzecz jasna jest to bardzo duża hiperbola, patrząc chociażby przez pryzmat kampanii 2018/2019, kiedy Piast Gliwice zabrał sprzed nosa mistrzostwo stołecznemu klubowi, jednakże biorąc pod uwagę problemy drużyny Aleksandara Vukovicia i w pewnym momencie nawet pobyt w dolnej części tabeli, to fakt, że na tę chwilę jest ona liderem ligi, sprawia, iż takie nazwanie sprawy nabiera innego sensu. Stołeczny klub z 29 punktami na koncie i najlepszym bilansem bramkowym przoduje w tabeli ekstraklasy, jednakże ma za plecami biedniejsze jedynie o punkt drużyny Piasta Gliwice i Pogoni Szczecin oraz odstające o dwa oczka zespoły Cracovii i Śląska Wrocław.

Czterech dostarczycieli punktów

15 kolejek za pasem i wyraźnie odznaczyła się już grupa drużyn, które chętniej prezentują punkty rywalom, aniżeli sami je przygarniają. Wisła Kraków, ŁKS Łódź, Korona Kielce, Arka Gdynia i Górnik Zabrze to zespoły, które jak dotąd tylko trzy razy wychodziły z ligowych bitew z tarczą. O ile drużyny Marcina Brosza jeszcze nie kwalifikujemy do grupy dostarczycieli punktów, bo ma przynajmniej na razie względnie bezpieczną przewagę nad strefą spadkową i najwięcej remisów w lidze – siedem, o tyle reszta wymienionych ekip wykazywała się nadzwyczajnie dużą uprzejmością względem swoich rywali przy większości spotkań w pierwszej części sezonu. Te cztery drużyny zgromadziły łącznie liczbę między 11 a 13 punktów, co sprawia, że ich dystans do nawet 11. w tabeli Rakowa Częstochowa, który ma punktów 19, wydaje się dosyć odległy.

Czarne chmury nad stadionem przy Reymonta

W najgorszej sytuacji obecnie znajduje się Wisła Kraków, która przegrała wszystkie z ostatnich siedmiu meczów w lidze (bez zwycięstwa od końcówki sierpnia), a w międzyczasie odpadła także z Pucharu Polski, przegrywając 1:2 z Błękitnymi Stargard. Do tego sytuacja w zarządzie, delikatnie rzecz ujmując, nie jest kolorowa. Momentem zwrotnym dla klubu ma być zatrudnienie Artura Skowronka po zwolnieniu trenera Stolarczyka, ale wydaje się, że do uratowania sytuacji w klubie potrzeba będzie czegoś więcej niż tylko poprawienia wyników w lidze. Cierpliwość kibiców już też dawno się skończyła i obecnie na ich wsparcie mogą liczyć jedynie osoby wyjątkowo zasłużone dla klubu jak Jakub Błaszczykowski czy Paweł Brożek.

Krzysztof Porębski / PressFocus

Bramkowe dysproporcje

W lidze, adekwatnie do zajmowanego miejsca, najwięcej strzela jak dotąd Legia. 28 zdobytych goli to wynik o trzy trafienia lepszy od siódmej w tabeli Jagiellonii i dziesiątego Zagłębia Lubin. Znaczna w tym zasługa Jarosława Niezgody, który od przełamania w Łodzi, gdzie zdobył dwa pierwsze gole w sezonie, strzela jak na zawołanie i na półmetku fazy zasadniczej ma w dorobku dziewięć trafień.

Zdecydowanie najmniej na swoim koncie ma z kolei Korona Kielce. Siedem bramek w 15 kolejkach to wynik koszmarny, a biorąc pod uwagę, że pięć z tych goli padło z gry, to jasne jest, że trener Mirosław Smyła przy wyborze formacji ofensywnej na każde spotkanie może mieć nie lada problem. Jeśli obrońca Adnan Kovacević ma tyle samo trafień w dorobku co mający odpowiadać za strzelanie Michal Papadopulos, to znaczy, że w drużynie nastał spory kryzys strzelecki.

Główni goleadorzy

Na półmetku sezonu w kategorii najlepszych strzelców panuje hiszpańska hegemonia. Dwójce Jorge Felix i Jesus Imaz, którzy trafiali do siatki rywali dziewięć razy, kroku potrafi dotrzymać jedynie wspomniany wcześniej Jarosław Niezgoda. Tuż za ich plecami, z tylko jednym golem na koncie mniej, znajduje się napastnik reprezentacji Danii, Christian Gytkjaer. Ciekawym zjawiskiem, nie tylko ze względu na samą w sobie trudną sytuację Wisły, jest skuteczność Pawła Brożka. Połowa dotychczasowych goli „Białej Gwiazdy” w lidze to właśnie zasługa 36-letniego byłego reprezentanta Polski. Co jeszcze ciekawsze, wszystkie bramki zdobył w obrębie zaledwie jednego miesiąca, kiedy to w pięciu kolejnych meczach trafiał siedem razy.

Ze wszystkich młodzieżowców znacznie ponad poziom wyrasta Patryk Klimala, który finalizował akcje skutecznie sześć razy, a trzykrotnie był autorem decydującego podania. Względem zeszłej kampanii formę spadkową notuje Igor Angulo, który w sezonie 2018/2019 był królem strzelców z dorobkiem 24 goli, a na ten moment do bramki rywali trafił tylko cztery razy.

Średnio co trzy kolejki byliśmy świadkami ustrzelenia hat-tricka, bo do 15. serii spotkań pięć razy zdarzyło się, że w jednym meczu któryś z zawodników trafił do bramki trzy razy. Dwukrotnie ofiarą strzelców mających dzień konia stał się bramkarz Wisły Kraków, Michał Buchalik, którego trzykrotnie jednego wieczoru pokonywali Jesus Imaz i Jose Kante. Swojego hat-tricka mają też już na koncie Rafał Kujawa za mecz przeciwko Koronie Kielce, Jarosław Niezgoda zdobytego w rywalizacji z Rakowem Częstochowa oraz Eric Exposito, który w trakcie szalonego meczu z Zagłębiem Lubin zakończonego wynikiem 4:4 trzy razy ugodził Konrada Forenca.

Runda nietypowych wyników

Choć za nami dopiero 15 kolejek i do rozegrania pozostały jeszcze 22, to już parokrotnie zdarzały się mecze nietypowe, z wynikami hokejowymi, bądź takimi, które dobitnie prezentowały różnicę klas drużyn. Po pierwsze – zwycięstwo Legii 7:0 nad krakowską Wisłą na zakończenie 13. serii spotkań, co z perspektywy czasu wydaje się bardzo symboliczne, biorąc pod uwagę obecny układ tabeli. Co więcej, jest to najwyższe zwycięstwo w ekstraklasie od października 2004 roku, kiedy to takim samym stosunkiem bramkowym Zagłębie Lubin rozbiło GKS Katowice (co ciekawe, w obu tych meczach miał wątpliwą przyjemność wystąpić Paweł Brożek, który zebrał bęcki zarówno od Zagłębia, jak i Legii).

Po drugie – nie brakowało rollercoasterowych meczów. Na ten moment za flagowy tego przykład należy uznać wojnę Sląska z Zagłębiem Lubin na stadionie miejskim we Wrocławiu zakończoną rezultatem 4:4. Na korzyść widowiskowości pierwszej części sezonu 2019/2020 przemawia też fakt, że liczba meczów, w których padło co najmniej pięć goli, (13) przewyższa liczbę spotkań z rezultatem bezbramkowym (10).

 Rola Polaków w drużynach

Serwis Transfermarkt.pl przygotował ligową tabelę opartą jedynie na zdobywanych golach przez Polaków, dzięki której wyraźnie można wywnioskować, jaki jest ich wpływ na wyniki poszczególnych drużyn. I w taki sposób Legia z czoła tabeli przeniosłaby się na piątą lokatę, a jej miejsce na szczycie zajęłaby Lechia Gdańsk, która według właściwej punktacji ledwo załapuje się do grupy mistrzowskiej. Największy przeskok występuje jednak w Cracovii, która bez obcokrajowców zamiast ośmiu zwycięstw miałaby na koncie zaledwie jedno i mając 15 punktów mniej niż ma w rzeczywistości, zajmowałaby przedostatnią lokatę w lidze, wyprzedzając jedynie Koronę, która bez pomocy piłkarzy spoza Polski nie odniosłaby jeszcze ani jednego zwycięstwa.

Taki stan rzeczy w drużynie Michała Probierza wynikałby z faktu, że z 22 goli strzelonych przez Cracovię zaledwie dwa to zasługa Polaków – po bramce mają Wdowiak i Rakoczy. Inną sprawą jest też to, że za strzelanie odpowiedzialnych jest tam w zasadzie tylko czterech zawodników – po trzy gole w lidze mają van Amersfoort i Cornel Rapa, a po pięć Lopes i Hanca. Obaj beniaminkowie ekstraklasy okupowaliby bezpieczne miejsca poza strefą spadkową, ŁKS byłby 11, a Raków 8. Znacznie większe byłyby też różnice między zespołami w czołówce ligi, gdyż dla przykładu na ten moment liderująca Legia ma tylko dwa oczka więcej od piątego Śląska Wrocław, zaś w „polskiej” tabeli pierwsza Lechia Gdańsk zdystansowałaby „Wojskowych”, którzy byliby na piątej lokacie, na dziesięć punktów.

Transfermarkt.pl

Najlepsi z najlepszych

Oficjalna strona Canal+ wytypowała jedenastkę najlepszych zawodników pierwszej części sezonu PKO Ekstraklasa. Na pierwszy rzut oka razi brak jakiegokolwiek polskiego, dopiero zaczynającego poważną przygodę z piłką zawodnika. Ten zespół to hybryda bardzo doświadczonych polskich wyjadaczy, mających już w nogach lata grania w polskiej lidze, z piłkarzami zagranicznymi. Wybór Dante Stipicy na numer 1 bramkarzy pierwszej części sezonu absolutnie dziwić nie może, choć mocnych kandydatur znalazłoby się parę, między innymi Pavels Steinbors, który czterokrotnie był wybierany do drużyny kolejki. Prawą stronę obrony okupują mający kolejno 33 i 32 lata Łukasz Broź oraz Artur Jędrzejczyk, na lewej zaś najlepiej jak dotąd wyglądają Austriak Benedikt Zech i reprezentant Serbii, Filip Mladenović.

W środku pola znalazł się nieoceniony dla Cracovii Janusz Gol, który przed kilkoma dniami, w 101. rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości, skończył 34 lata. Wypluty przez zagraniczne zespoły Dominik Furman stał się kluczową postacią środka pola w Wiśle Płock, co zaprocentowało ponownymi powołaniami do reprezentacji Polski po kilku latach przerwy. Formację ofensywną tworzy dwójka Hiszpanów przewodzących w klasyfikacji strzelców – Jorge Felix i Jesus Imaz, rozkwitający na nowo w Zagłębiu Lubin Damjan Bohar oraz mający w dorobku w pierwszej części sezonu mini double-double (pięć goli i pięć asyst) Darko Jevtić.

Na podstawie tejże jedenastki wyjątkowo trafne wydaje się stwierdzenie, że ekstraklasa to liga dla Polaków chcących wyjechać za granicę bądź wracających do kraju z podkulonym ogonem, a także dla obcokrajowców, którzy nie sprawdzili się na rodzimym podwórku. Czego by jednak nie mówić, marna jest to niestety prognoza na kolejne lata dla polskiej piłki. W drugiej części sezonu należy liczyć na odgrywanie większych ról przez młodzieżowców w swoich drużynach i na ich stabilniejsza formę. O ile, dla przykładu, Patryk Klimala stał się zdecydowanie wartością dodaną w ofensywie Jagiellonii, tak Jan Sobociński po znacznym spadku formy, przede wszystkim w końcówce rundy, musi wreszcie się przebudzić i nawiązać do świetnej gry na zapleczu ekstraklasy. Obu tych panów, ale też wielu innych młodzieżowców z naszej ligi w dobrej formie potrzebuje Czesław Michniewicz, aby ponownie awansować na mistrzostwa Europy do lat 21. A i kolejni zawodnicy pokroju Roberta Gumnego, Sebastiana Szymańskiego czy Kamila Jóźwiaka pokazują, że droga z reprezentacji młodzieżowej do tej głównej nie musi być wcale tak daleka.

Nowy start

Po przerwie reprezentacyjnej czas na inaugurację rundy rewanżowej. Jedni okres bez gry o punkty spędzili na odpoczynku fizycznym i psychicznym, inni na graniu spotkań kontrolnych mających zminimalizować błędy pierwszej części sezonu. Jedni po 15 kolejkach mają względny spokój i komfort grania, przed innymi jeszcze dużo pracy, żeby sobie go zapewnić. Kto miał się ligi nauczyć, to już to zrobił, więc teraz boiskowo należy udowodnić swoją wartość, bo później na naprawianie ewentualnych błędów może już zabraknąć czasu. Zobaczymy, dla kogo druga część sezonu będzie trampoliną do walki o najwyższe cele, a dla kogo pierwszym gwoździem do spadkowej trumny.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze