„Po Kolejce”: Wisła Płock liderem, Legia z pierwszym zwycięstwem


Mimo okrojonej kolejki zobaczyliśmy kilka ciekawych spotkań

26 lipca 2022 „Po Kolejce”: Wisła Płock liderem, Legia z pierwszym zwycięstwem
Mateusz Ludwiczak / Wisła Płock S.A.

Ekstraklasa wystartowała dopiero tydzień temu, a już mamy przekładane mecze. Wiele osób otwarcie to krytykuje, więc w ostatnim czasie mieliśmy w mediach na ten temat dyskusję. My jednak nie to będziemy rozważać. Odbyło się sześć spotkań i o nich będzie mowa. Zapraszamy do przeczytania naszego nowego cyklu „Po Kolejce”.


Udostępnij na Udostępnij na

Na początku zarysujmy, jak będzie wyglądał format podsumowania ostatniej kolejki. Jako że mieliśmy tak mało spotkań, to każdemu postanowiliśmy poświęcić oddzielny akapit i wyciągnąć wnioski na temat poszczególnych drużyn. Nie przedłużając jednak – przejdźmy do konkretów.

Wisła na czele tabeli, Warta na dnie

Przed meczem wydawało się, że możemy oglądać spotkanie na naprawdę niezłym poziomie. Z jednej strony Warta, która przed tygodniem rozegrała bardzo dobre zawody przeciwko Rakowowi, a z drugiej Wisła Płock, czyli lider po pierwszej kolejce. Okazało się jednak, że na mecz dojechali tylko goście. Po pierwszej połowie było 3:0. W drugiej „Nafciarze” dołożyli jeszcze jedną bramkę i z dumą zasiadają na fotelu lidera, mając bilans bramkowy 7–0.

Ten dobry start sezonu każe się zastanowić, na co stać Wisłę Płock w tym roku. Po takim początku górna połówka tabeli to obowiązek. Czy jednak Wisła może powalczyć o coś więcej, np. o europejskie puchary? W obecnej formie pewnie tak, bo mecz z Wartą był po prostu koncertowy. Kiedy patrzyliśmy na grę Davo i Rafała Wolskiego, to ręce same składały się do oklasków. Druga linia Wisły wygląda na jedną z najlepszych w lidze. Wolski, Szwoch, Furman czy Davo mieliby miejsce w podstawowym składzie przytłaczającej większości zespołów ligi.

Wydaje się także, że Pavol Stano uporządkował grę obronną zespołu. W końcu w poprzednim sezonie drużyna traciła aż 1,5 bramki na mecz. Steve Kapuadi z Damianem Michalskim tworzą dobrą parę stoperów i na tym można budować grę w defensywie.

Po drugiej stronie tabeli jest obecnie Warta Poznań. W pierwszej kolejce drużyna sprawiła bardzo dobre wrażenie w spotkaniu z wicemistrzem Polski. Teraz jednak zagrała bardzo słabo, szczególnie w defensywie. Trudno obecnie stwierdzić, które oblicze jest prawdziwe. Spotkanie z Miedzią w 3. kolejce powinno dać nam więcej odpowiedzi na temat zespołu z Poznania.

Pierwsze zwycięstwo Widzewa

W pierwszej kolejce zespół z Łodzi postraszył Pogoń Szczecin. A w drugiej zaliczył pierwsze zwycięstwo po powrocie do elity. Widzew był w Białymstoku bardzo dobrze zorganizowaną drużyną. To Jagiellonia dłużej utrzymywała się przy piłce, ale piłkarze Widzewa nie pozwalali jej na kreowanie dogodnych sytuacji. Dobrze sprawowali się przede wszystkim w defensywie. Kontrataki były zaś napędzane przez duet środkowych pomocników Hanousek–Kun oraz Bartłomieja Pawłowskiego, który spotkanie ukoronował piękną bramką z rzutu wolnego.

Przed sezonem Widzew był przez wielu ekspertów typowany do spadku. Kadra drużyny nie wyglądała imponująco na tle przeciwników. Okazuje się jednak, że zespół może być bardzo ciekawym beniaminkiem i pokrzyżować szyki wielu teoretycznie lepszym ekipom. Ekstraklasa potrzebuje takich drużyn, które wnoszą do ligi coś ciekawego.

Jeśli zaś chodzi o Jagiellonię, to mimo porażki nie ma co załamywać rąk. Bo gra białostoczan nie wyglądała źle – zespół dłużej utrzymywał się przy piłce, szukał okazji, ale Widzew rozegrał po prostu dobre zawody w obronie. Choć trzeba też powiedzieć, że przy nieco lepszej skuteczności Marca Guala „Jaga” mogła zdobyć bramkę. Ogólnie jednak trzeba przyznać, że patrząc na grę, początek sezonu w wykonaniu klubu jest niezły. Zespół próbuje grać piłką, co nie było ostatnimi czasy w Białymstoku normą. Duet Imaz–Gual powinien gwarantować kreatywność w ofensywie, bo jak na ligę taką jak ekstraklasa są to bardzo dobrzy piłkarze. Jeśli Maciej Stolarczyk spowoduje, że Jagiellonię będzie się przyjemnie oglądało, to wszyscy będą zadowoleni.

Bezzębna „Banda Świrów”

Po takim meczu kibicom Korony może przybyć sporo siwych włosów. Bo kielczanie w spotkaniu z Cracovią praktyczne nie istnieli. Przez cały mecz nie stworzyli bodaj żadnej dogodnej okazji bramkowej. Dopiero pod koniec, gdy „Pasy” chciały już tylko dotrwać do ostatniego gwizdka, „Złocisto-krwiści” zaczęli dłużej przebywać pod polem karnym przeciwnika. Trzeba powiedzieć, że nie wygląda to optymistycznie.

Wiadomo, że nikt nie spodziewał się po Koronie ofensywnej piłki i prowadzenia gry. Zespoły Leszka Ojrzyńskiego charakteryzują się waleczną, agresywną postawą. Obecną drużynę Korony przed sezonem porównywano do legendarnej „Bandy Świrów”, która potrafiła postawić się dużo silniejszym zespołom. I rzeczywiście, nikt w Koronie nie odstawia nogi, każdy walczy do końca. Jednak nie można całej gry opierać tylko na ofiarności w obronie i oczekiwaniu, że coś się uda zrobić w ofensywie. Jeden celny strzał na bramkę po dwóch kolejkach to żenujący wynik. Trener Leszek Ojrzyński musi koniecznie popracować z drużyną nad grą z przodu. Bo na ten moment kielczanie oddali ten jedyny celny strzał na bramkę, gdy Legia Warszawa przez moment grała w dziewięciu. Ekstraklasa to dużo wyższy poziom niż 1. liga i w starciu z Cracovią Korona boleśnie się o tym przekonała.

Cracovia jest na drugim biegunie. Po nudnej drużynie z końcówki kadencji Michała Probierza nie został żaden ślad. Teraz na ten zespół po prostu przyjemnie się patrzy. W spotkaniu z Koroną Cracovia oddała dziewięć strzałów. Ale nawet, mniejsza ze statystykami – ekipa Jacka Zielińskiego po prostu dobrze grała w piłkę. Zarówno w defensywie, jak i ofensywie. Zespół przez całe spotkanie kontrolował sytuację. Centralnymi postaciami w zespole są Polacy. Karol Niemczycki po dwóch meczach ma dwa czyste konta. Kamilowi Pestce służy opaska kapitana. No i ofensywne trio – dwóch młodych graczy, czyli Jakub Myszor i Michał Rakoczy, którzy wcale nie odstają poziomem od starszych kolegów, oraz Patryk Makuch, który jeszcze nie prezentuje tego, co na zapleczu ekstraklasy, ale można wierzyć, że z biegiem czasu zgra się z resztą zespołu. Taką Cracovię po prostu chce się oglądać.

Pierwsze zwycięstwo Legii Runjaicia w lidze

Czy Legia zagrała bardzo dobry mecz? Na pewno nie, ale na tym etapie pracy nowego trenera nie to jest najważniejsze. Istotne jest to, że Legia punktuje i Kosta Runjaić może względnie spokojnie budować zespół. W spotkaniu z Zagłębiem brakowało pomysłów pod polem karnym przeciwnika – Legia długo utrzymywała się przy piłce, ale nie dochodziła do wielu klarownych okazji. Ponadto w drugiej połowie to Zagłębie potrafiło stwarzać sobie niepokojąco dużo dogodnych sytuacji. Jednak wiadomo, że na zbudowanie dobrej drużyny potrzeba czasu. Nawet mistrzowska Legia Czesława Michniewicza z sezonu 2020/2021 jesienią prezentowała się przeciętnie, a dopiero na wiosnę wyglądała jak drużyna z pomysłem na grę. Drużynie Runjaicia też trzeba dać czas – na razie niech Legia punktuje jak najlepiej, a styl przyjdzie z czasem.

W przypadku Legii trzeba pochwalić dwóch zawodników. Pierwszym jest Paweł Wszołek. Jak na realia ekstraklasy skrzydłowy jest gwiazdą ligi. Potrafi przesądzać o wyniku spotkania, czego dowodem był właśnie mecz z Zagłębiem. Najpierw wyprzedził obrońcę i strzelił bramkę głową, a w końcówce ustalił wynik po rzucie karnym. Drugim piłkarzem wytypowanym do pochwały jest Kacper Tobiasz. Bramkarz w drugiej połowie znacząco pomógł zespołowi, szczególnie gdy obronił strzał Dolezala w sytuacji sam na sam. Legia może mieć z golkipera dużo pociechy, a w przyszłości sprzedać go za niezłe pieniądze.

Mateusz Kostrzewa / Legia.com

Zagłębie po dwóch pierwszych kolejkach to jak na razie lekkie rozczarowanie. Piotr Stokowiec pracuje w Lubinie ponad pół roku i oczekiwalibyśmy, że w grze zespołu będzie już widać rękę trenera. Tymczasem w drużynie wciąż nie widać pomysłu, a gra bazuje na indywidualnościach. Słabe wyniki na starcie bolą tym bardziej, że Zagłębie grało naprawdę nieźle w sparingach. Ale kiedy ruszyła ekstraklasa, niestety wszystko wróciło do normy. Jedno jest pewne – przed Piotrem Stokowcem jeszcze dużo pracy, żeby stworzyć w Lubinie solidną drużynę.

Wpadka pucharowicza

Pogoń Szczecin jako jedyny pucharowicz nie przełożyła w tej kolejce swojego meczu. Pojechała do Wrocławia i… przegrała ze Śląskiem. Nasuwa się tu więc pytanie, czy klub dobrze postąpił. W końcu ekstraklasa to liga, w której pucharowicze nie mają łatwo. Trudno to ocenić, ale wydaje się, że ta decyzja nie miała wiekszego wpływu na grę „Portowców”. Zadecydował po prostu brak konkretów pod bramką przeciwnika i błędy w defensywie. Zespół Gustafssona przeważał w meczu i wykreował kilka sytuacji, nie było jednak dobrego wykończenia ataków. Przytrafiły się dwie stracone bramki i Śląsk zebrał trzy punkty.

Jedna rzecz może martwić – Pogoń często nie potrafi zamieniać dominacji w meczu na gole. Tak było w meczu pucharowym, w którym w drugiej połowie zespół gniótł Broendby, jednak trafienie zaliczył dopiero w samej końcówce. Podobnie było we Wrocławiu. Drużyna mogłaby popracować nad skutecznością. Przy okazji tego meczu warto pochwalić Wahana Bichachczjana – do tej pory, gdy grał od pierwszej minuty, prezentował się mizernie, a w meczu ze Śląskiem był bodaj najjaśniejszym punktem zespołu i swój występ uwieńczył bramką.

Jeśli chodzi o Śląsk, to mamy mieszane uczucia. Niby mają cztery punkty, niby ograli brązowego medalistę poprzedniego sezonu, ale grą drużyna z Wrocławia po prostu nie przekonuje. Dodatkowo kadra zespołu też nie jest zbyt ekscytująca, nawet jak na poziom takiej ligi jak ekstraklasa. Teoretycznie nie powinniśmy się czepiać drużyny, która dobrze punktuje, ale przy Śląsku pojawia się lampka alarmowa, dotycząca tego, jak będzie się prezentował w dalszej części sezonu.

Podział punktów w Mielcu

Stal Mielec już na starcie była typowana do spadku. Podobnie jak w poprzednim sezonie, wydawało się, że kadrowo ten klub jest za słaby, nawet na ligę taką jak ekstraklasa. I co? I już w pierwszej kolejce zespół Adama Majewskiego ograł mistrza Polski. A w minionej rundzie dołożył punkt w spotkaniu z Radomiakiem. Czy można mieć pretensje, że tylko jeden? Raczej nie, bo nikt nie oczekuje, że Stal będzie wygrywać mecz za meczem. Ekipa z Mielca ma po prostu solidnie punktować i trzymać się jak najdalej od strefy spadkowej.

Pewnie to zdanie padało już w wielu miejscach i dziś brzmi jak frazes, ale powiedzmy to jeszcze raz: Adam Majewski dokonuje ze Stalą rzeczy wielkich. Oczywiście jak na realia klubu z Mielca, ale jednak. I nie chodzi nawet o pozycję w tabeli, bo ta na koniec poprzedniego sezonu była średnia, ale o wydarzenia takie jak: siódma pozycja po rundzie jesiennej, wygrana z Legią na Łazienkowskiej czy właśnie pokonanie Lecha przy Bułgarskiej. To historie, których nikt by się po Stali nie spodziewał.

I jeszcze jedna rzecz. W spotkaniu z Radomiakiem w barwach Stali dziesięciu Polaków zagrało w pierwszym składzie. Jak pięknie to brzmi w kontekście zespołów zapchanych piłkarzami ściąganymi z całej Europy, którzy często po wejściu na boisko nie wnoszą nic. Tymczasem w Mielcu mówią otwarcie, że chcą tworzyć zespół, w którym występują Polacy. I bardzo dobrze im to wychodzi. Niech reszta bierze przykład.

Jeszcze dwa lata temu nie pomyślelibyśmy, że będziemy wychwalać Stal Mielec, ale naprawdę – obecnie im się to należy.

Dawid Szafraniak

Żeby jednak nie pisać tylko o jednej drużynie, wspomnijmy o Radomiaku Radom. Kiedy Mariusz Lewandowski przejął zespół, mówił, że piłkarze są źle przygotowani fizycznie. Teraz trener miał cały okres przygotowawczy dla siebie. Jakie są pierwsze efekty? Dotychczasowe mecze pokazują, że Radomiak może być w tym sezonie dość ciekawą drużyną. W obu spotkaniach klub stworzył więcej sytuacji bramkowych niż przeciwnik, jednak zabrakło skuteczności w kilku sytuacjach. Na pewno z obu meczów zespół Lewandowskiego mógł wycisnąć więcej.

Ciekawe jest obsadzenie pozycji bramkarza. Wydawało się, że Jakub Ojrzyński jest ściągany z Liverpoolu po to, aby pełnić funkcję pierwszego bramkarza. Tymczasem w dwóch pierwszych spotkaniach między słupkami stawał Gabriel Kobylak. Może się powtórzyć sytuacja z ubiegłego sezonu, kiedy Mateusza Kochalskiego z bramki wygryzł inny młodzieżowiec, czyli Filip Majchrowicz. Lubimy, gdy ekstraklasa zaskakuje nas nieoczekiwanymi nazwiskami, więc życzymy Kobylakowi jak najlepiej. Choć mamy nadzieję, że Jakub Ojrzyński też będzie miał szansę się rozwijać – chociażby w Pucharze Polski.

Druga kolejka ekstraklasy była nietypowa, bo okradziona z meczów, ale mimo to przyniosła nam odpowiedzi na kilka pytań. Z niecierpliwością czekamy na kolejną serię spotkań, w której będziemy mogli zobaczyć kilka ciekawie zapowiadających się pojedynków, jak choćby Lech Poznań – Wisła Płock. Czy „Kolejorz” zacznie punktować w lidze? Czy Stal Mielec pokona kolejnego faworyta? Po prostu – czym zaskoczy nas ekstraklasa? Na te pytania odpowiedź poznamy już w najbliższy weekend. A już za tydzień przeanalizujemy trzecią serię spotkań w kolejnym tekście z cyklu „Po Kolejce”.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze